Poprzednie częściAri odcinek 1

Ari odcinek 16

Wujek jechał powoli motorem z przyczepionym bocznym koszem, w którym siedziała Maria po nieodśnieżonej drodze pełnej dziur. Ubytki w asfalcie częściowo wypełniał lód i w przypadku trafienia jakimś kołem motocykla w rozpadlinę, co było nie uniknione rzucało mocno. Tym się jednak nie martwił, lecz niepokoił się jak dziewczynka znosi wszystkie te wstrząsy i czy się nie uderzyła, i czy się nie boi takiej jazdy. Niestety nie widział jej twarzy i nie mógł zweryfikować swoich obaw, ponieważ bezbarwny daszek chroniący ją przed wiatrem zaparował. Mała nie wytarła odruchowo pleksy, jak postąpiłyby wszystkie inne dzieci w takim przypadku.

- Trudno, najwyżej wrócę do domu jak przed szkołą okaże się, że jest wystraszona i nie chce wejść do środka – powiedział sam do siebie i po minięciu sporej wyrwy dodał trochę gazu.

Powoli zbliżali się do szkoły, potwierdzeniem tego były mijane idące pojedynczo i małymi grupkami po drodze dzieci. Taki widok był czymś normalnym i nikogo nie szokował. Jednak już wkrótce zgodnie z decyzją ministra edukacji miała nastąpić zmiana. Dzieci miały być wożone do szkoły i z powrotem do domu gimbusami. Zanim tak się stanie wiejska czteroklasowa szkoła podstawowa, do której zmierzali, zostanie dla oszczędności zlikwidowana. Uczniowie i część nauczycieli zostaną przeniesieni do wielkiego budynku, gdzie staną się pośród ogromnej liczby najmłodszej młodzieży, tam uczęszczającej, anonimowi. Droga dzieci do szkoły wydłuży się kilka kilometrów i tak samo dla ich rodziców, gdy będą chcieli dowiedzieć się o postępach w nauce swoich pociech.

Motocyklista dostrzegł w oddali budynek szkoły i przed samym wejściem bardzo zwolnił, nie chcąc potracić jakiegoś idącego nieuważnie brzdąca. Dzieci tuż przed wejściem często przyspieszały i biegnąc ostatni odcinek, skracały moment wejścia do ciepłego pomieszczenia. Jakaś ich część i to nie mała, tylko w szkole mogła poczuć ciepło, ponieważ budynek szkoły był ogrzewany w przeciwieństwie do ich domów. Okoliczna ludność paliła w piecach wszystkim, co mogło dać chociaż trochę ciepła. Znaczna część osób jeszcze nie wie, że wyrabia w sobie złe nawyki i one nawet po latach zanieczyszczać będą dalej środowisko toksycznym zapyleniem.

Dwie panie nauczycielki, znajome cioci Mileny, czekały w gotowości za drzwiami wejściowymi do szkoły. Kiedy dostrzegły nadjeżdżający charakterystyczny motocykl, pozapinały ciepłe kurtki i wyszły przed wejście.

- Dzień dobry – powiedział pierwszy pan Jan zaraz po zatrzymaniu SHL-ki i wyłączeniu zapłonu.

- Dzień dobry – odpowiedziały prawie jednocześnie.

- Przywiózł pan? – zapytała młodsza, sądząc po lichszej, lecz ostatnio powszechnie spotykanej odzieży.

- Tak – usłyszały i zobaczyły, że motocyklista schodzi z siedzenia.

Pierwsze kroki wujek skierował do bocznego kosza i podniósł zaparowany od środka bezbarwny daszek. Wewnątrz zobaczył głowę Marii w kokonie zrobionym z kożucha.

- Wszystko w porządku? – zapytał pochylając się na nią.

Nic nie odpowiedziała, tylko pokiwała główką na tak.

Musieli się spieszyć z wykonaniem planu, ponieważ pierwsze dzieci zbliżały się do szkoły, a cały pozytywny zaplanowany efekt polegał na obdarowywaniu ich zaraz za drzwiami wejściowymi.

- Pomogą mi panie? – zapytał wujek nauczycielek, kierując się do kosza z kanapkami przytwierdzonego do bagażnika motoru. Obie bez zbędnych słów podeszły w pobliże i gdy usunął ostatnie zabezpieczenie złapały zgodnie z obu stron za rękojeść koszyka. Natomiast mężczyzna wrócił do bocznego kosza i wyciągnął jednym płynnym ruchem żywe opatulone w kożuch zawiniątko. Unosząc przytulił do siebie i w taki sposób obarczony ciężarem wszedł za nauczycielkami do holu szkoły. Sprawnie wyłuskał zawartość zanim postawił Marię na podłogę niedaleko koszyka z kanapkami. Kożuch zarzucił na ramię i poprawił pospiesznie przesuniętą maskę oraz wygładził rękami kolorowy strój dziecka. Kiedy się odsunął najpierw obie panie zobaczyły przed sobą smutne oblicze arlekina z niesfornymi blond włosami, ubranego w bardzo kolorowy kostium. Widok był oszałamiający za sprawą rozchodzących się w świetle jarzynówek intensywnych kolorów pośród panującej dookoła szarości niemalowanych od kilku lat ścian.

Dziewczynka szybko odnalazła się w wyreżyserowanej i przećwiczonej z ciocią roli osoby witającej wchodzących uczniów do szkoły. Kiedy jako pierwszy do budynku wszedł zmęczony ciężkim życiem drugoklasista, nagle przed sobą zobaczył smutnego arlekina, który trzymał na wyciągniętej dłoni zawiniątko kształtem przypominające kanapkę.

- Witaj uczniu po trudach pieszej wędrówki w progach szkoły i przejmij z mojej dłoni tę kanapkę, która pozwoli tobie na uzupełnienie straconych kalorii – powiedział arlekin dziewczęcym głosem.

Chwile stał oszołomiony nie wiedząc, co powinien odpowiedzieć i jak się zachować. Widok zawiniątka na wyciągniętej dłoni był dla niego jak magnes, a burczenie w pustym brzuchu przypomniało mu, jak bardzo jest głodny. Gdyby był najedzony z pewnością podziękowałby za podarunek i odpowiedziałby.

- Dziękuję, lecz nie skorzystam, ponieważ innym bardziej się przyda niż mi. Oni chodzą głodni codziennie i taki dar dla nich jest bardzo cenny.

Jednak chłopczyk zaliczał się do tej grupy dzieci, która niedojadała i cieszył się gdy po powrocie ze szkoły dostawał talerz cienkiej ciepłej zupy. Czasami było lepiej gdy tacie udało się zarobić kilka złotych. Wtedy kupował kawałek mięsa, ziemniaki i warzywa. Mama kroiła wszystko na drobne kawałki i nalewając ugotowaną zupę do talerza sprawiedliwie dzieliła wszystkie dzieci po równo.

- Dziękuję za poczęstunek – odpowiedział biorąc kanapkę.

Nie odszedł daleko robiąc miejsce przed arlekinem innym wchodzącym dzieciom i z najwyższą starannością rozwinął zawiniątko. Jego oczy dostrzegły prawdziwy skarb składający się z dwóch kromek chleba posmarowanych prawdziwym masłem, a między nimi dwa plasterki szynki oddzielone plasterkiem pomidorka, listkiem sałaty i żółtym serem. Jak to pięknie pachniało może zrozumieć jedynie długo głodujący. Uważnie rozglądnął się dookoła, czy przypadkiem ktoś równie głodny nie zechce odebrać mu jedzenia, lecz nie dostrzegł zagrożenia. Inni podobnie jak on rozwijali zapakowane kanapki, będąc ciekawymi, co w nich jest w środku, lecz na pytania o zawartość przyjdzie czas później. Jak najszybciej musiał zjeść, żeby nie kusić losu. Najchętniej pochłonął by ją natychmiast, jednak postanowił powstrzymać się i powoli zjeść chcąc poczuć w ustach zapomniany smak.

Dzieci, które nigdy nie głodowały i zawsze miały zapakowane przez swoje mamusie do tornistra słodkie bułeczki, batoniki, cukiereczki, chipsy oraz napoje energetyzujące. Zachowywały się różnie, cześć z nich odmawiała dziękując, a inni najedzeni brali kanapki, rozwijali papier i po sprawdzeniu wyrzucali do kosza na śmieci wyśmiewając się z ofiarodawczyni. Niestety tak już w życiu jest, że syty głodnego nigdy nie zrozumie i dopiero jak sam doświadczy biedy dziwi się nieczułości bogaczy.

Panie sprzątające wcześniej opróżniły kosze na śmieci i wyłożyły je czystymi foliowymi workami. Gdy niechciane kanapki wylądowały w nich, przetrwały w środku zaledwie do pierwszej lekcji i zostały zagospodarowane przez dzieci, które nie poszły na lekcje tylko nauczone przykrym doświadczeniem robiły sobie zapasy na później. W jednym przypadku dwie dziewczynki z biednych rodzin pokłóciły się o jedną kanapkę i to tak poważnie, że interweniował przechodzący obok dyrektor szkoły.

Dyrektor był już w wieku przedemerytalnym i posiadał wieloletnie doświadczenie pedagogiczne, wiec doskonale zdawał sobie sprawę, jak niedożywienie młodych organizmów wpłynie negatywnie na ich późniejsze zdrowie. Jednak od organu założycielskiego na swoje liczne interwencje w tej sprawie nie otrzymywał wsparcia, jedynie zapytania kiedy wybiera się na emeryturę, ponieważ on przepracował swoje, a trzeba zwolnić miejsce młodym.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Takie czasy, kiedy najlepsi pedagodzy, z doświadczeniem są wypychani niczym stare meble, bo trzeba zrobić miejsce młodym. Ciekawe jak poczują się ci młodzi kiedy będą w takim położeniu za jakiś czas ?

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania