Poprzednie częściAri odcinek 1

Ari odcinek 79

Prawdopodobnie na ich drodze napotkają jeszcze wiele podobnych niespodzianek, lecz tą pierwszą, podziemną, muszą jakoś pokonać, skoro chcą iść dalej i nie wracać po własnych śladach. Gdyby wcześniej mijali jakieś odgałęzienie z pewnością skorzystaliby z takiej możliwości. Tylko niczego takiego nie było i z tego powodu zmuszeni zostali do wyjścia na powietrznię, gdzie z pewnością czaiło się dla nich zagrożenie. Równie dobrze mogło się o okazać, że pogoń podążała za nimi i jakiekolwiek cofniecie w takim przypadku, skończyłoby się dla nich w najlepszym przypadku bardzo nieprzyjemnie.

Wojsław odwiedzając swój dom w poszukiwaniu map, pośród zalęgającej na podłodze grubej warstwie zniszczonych rzeczy dostrzegł podeptaną apteczkę rowerową. Niewiele z niej zostało, lecz dwa foliowe koce termiczne zachowały się w dość przyzwoitym stanie. Wtedy myślał jeszcze po staremu i w jego ocenie wszelkie znalezione przedmioty mogły się przydać. Podobnie było gdy podnosił i chował mocno sprasowane złote zawiniątka, z myślą – a nuż komuś będzie zimno – później wielokrotnie chciał je wyrzucić i posłużyć się w razie potrzeby swoimi nowymi zdolnościami. Jednak nie postąpił w ten sposób, ponieważ gdzieś w podświadomości stare nawyki zwyciężyły. Teraz dwie warstwy foli, zastosowane jako osłona od góry, mogły im się przydać.

Pierwsze przejście najlepiej by było gdyby wykonał sam, lecz miałby oświetlenie tylko z tyłu, a idąc pod przykryciem bardzo by sobą je zasłaniał. Dlatego potrzebował przenieś jednego przewodnika z jego święcącym kamieniem, lecz musiał się upewnić, że koc termiczny nie zostanie zniszczony gdy dotknie niezwykłej latarni. W tym celu wykonał kilka kontrolowanych prób na zakończeniu jednego i dopiero mocno zmniejszony blask był bezpieczny dla prowizorycznej osłony przed kapiącymi z góry chemikaliami.

Zaskoczeniem dla niego było, że rogacz idący na końcu ich niewielkiego pochodu zgłosił się na ochotnika, do przeniesienia jako pierwszy. Skorupko niosący na plecach przewodnika był bardzo skupiony na stawianiu stóp w miejscu suchym i nieoblepionym mazią. Gdyby nie miał minimalnego oświetlenia, przejście w sposób bezpieczny byłoby niemożliwe. Dotarli poza strefę zagrożenia i po wyjściu z pod osłony przewodnik znacznie zwiększył moc światła z kamienia. Droga powrotna była nie mniej niebezpieczna i polegała na odwzorowaniu w odwrotnej kolejności stawianych kroków.

Wojsław przenosił pozostałych uczestników wyprawy do przejętej siedziby Rady, nie zastanawiając się kto siedzi mu w tym momencie na plecach, tak bardzo był skupiony. Dopiero stawiając na nogi ostatni bagaż, ze zdumieniem odkrył, że to była Prima.

Kiedy pozostali szykowali się do dalszego marszu powiedział.

- Poczekajcie, mam jeszcze coś do zrobienia.

Nie chciał słuchać i nie dał się przekonać do zrezygnowania z decyzji powrotu do początku przenoszenia. Kiedy tam się znalazł wyciągnął swój miecz wykonany ze stali, której technika wytopu została pokryta grubą warstwą zapomnienia, sięgającą tysięcy lat wstecz i zaczął nim rąbać skałę stanowiącą naturalny próg powstrzymujący od wypłynięcia podziemne jezioro na zewnątrz. Każde uderzenie odłupywało spory kawałek skały, lecz jednocześnie osłabiało broń i jego. Tylko własną determinacją i uporem dokończył dzieła. Ostatni spory kamienny kawałek ustąpił i zanieczyszczona woda zaczęła się wlewać do chodnika, którym dotarli do tego miejsca. Skorupko ostatkiem sił odsunął się w bezpieczne miejsce i padł z wyczerpania. Nigdy wcześniej nie doprowadził się do tak wielkiego ubytku sił, że nawet z trudem oddychał. W stopach czuł niesamowity ból. Jednak nic na to nie mógł poradzić, ponieważ nie miał siły na podciągnięcie nóg. Dopiero po złapaniu z wysiłkiem kilku oddechów, zabrał stopy z kałuży mazi chemicznych odpadów i zanurzył je dla ochłody w strumieniu jaki stworzył.

Pozostali z oddali obserwowali zmagania Wojsława ze skałą, a później z własną słabością i ogarniała ich trwoga.

- Nie powinien mieczem rąbać skały, skoro nie był on użyty w obronie Naznaczonej – powiedziała jedna z Sasquatek.

- Zamiast tego znacznie szybciej mógł unieruchomić pompy tłoczące wodę do miasta – wtrąciła Prima.

- Pramatka pośród miliardów ludzi żyjących wtedy na Ziemi, wybrała najlepszego człowieka do obrony jej wysłanniczki – cicho jakby do siebie mówiła Ari.

- Co teraz – zastanawiał się Azyn.

Tymczasem na granicy światła i cienia coś się poruszyło nie wydając najmniejszego odgłosu. Dostrzegła to druga z Sasquatek i powiedziała cicho do stojącego najbliżej przewodnika.

- Zwiększ maksymalnie siłę świecenia swojego kamienia i skieruj ją tam.

Kierunek zaakcentowała wyciągniętą ręką. Rogacz bez zbędnego pytania, przemówił do kamienia, który zostawił leżącego Skorupkę w półmroku i niczym lotniczy reflektor posłał jasny punkt w wyznaczone miejsce. Oczom wszystkich ukazał się dwunożny stwór będący skrzyżowaniem człowieka i małpy. Człekokształtne zwierzę nie przestraszyło się oświetlenia i wydobycia go z mroku tylko już bez chowania się podeszło do leżącego Wojsława i niczym szmacianą lalkę podniosło go i podeszło do pozostałych. Kilka metrów w bezpiecznej odległości dla Ari położyło zwijającego się z bólu mężczyznę i kłaniając się dworsko powiedziało.

- Przepraszam, lecz przybywam tylko z pomocą i już się oddalam. Więcej niepokoić was nie będę.

Człekozwierz niczym dawny bywalec dworu zgięty w pół, z rękami ułożonymi zgodnie z dobrymi manierami, wycofywał się do tyłu.

- Poczekaj. Kim jesteś? – zapytała Ari.

- Jestem owocem prac genetyków i lekarzy, którzy postanowili stworzyć chimerę na podobieństwo występującej w „Iliadzie”. Tam Homer pisał o „Chimerze niepokonanej, która swój ród wywodziła od bogów, a nie od ludzi. Z przodu lwem była, z tyłu wężem, a kozą pośrodku, strasznie zionącą potężnym, ogniem zagłady”.

- Historia zatoczyła koło i znowu się zaczyna eksperymentowanie pod płaszczykiem wyhodowywania na zwierzętach potrzebnych organów do przeszczepów dla ludzi.

- W jaki sposób ciebie stworzono? – zadała nowe pytanie Ari.

- Dwudziesty pierwszy wiek wraz ze zmianą daty przyniósł przełom w badaniach i pozwolił na wykreowanie niejednolitych genetycznie organizmów, co umożliwiło burzliwy rozwój medycyny i inżynierii genetycznej. Pionierskie prace kreowały embriony zwierząt. Początkowo były to szczury, którym brakowało określonego organu, na przykład trzustki. W takich zarodkach umieszczano indukowane pluripotencjalne komórki macierzyste innego gatunku. Komórki miały zdolność przekształcania się w tkankę każdego rodzaju. Komórki macierzyste rozprzestrzeniały się po całym embrionie, najchętniej jednak zasiedlały opróżnione miejsca.

- Proszę oszczędź nam szczegółów – powiedział przerażony Azyn, który od dzieciństwa sporo nasłuchał się o pracy w laboratoriach i prowadzonych tam badaniach na zwierzętach.

- Podobną reakcję, jak twoja miała większość naukowców dbających o zasady etyczne, jednak ciekawość innych zniszczyła zdrowy rozsądek i w tajemnicy przystąpiono do hodowli, często wbrew prawu. Mnie stworzono dla kaprysu z genów człowieka, małpy, kota i zapomniano uśmiercić, albo zachowano z czystej ciekawości jako hermafrodytę. Tylko stwórcy nie wiedzieli o jednym defekcie, byłem zbyt inteligentny na uwidocznienie siły fizycznej i intelektu. Dlatego od pierwszych chwil istnienia mojej świadomości byłem nie manualny, bardzo słaby fizycznie i oddany panu niczym pies. Mój wybieg przyniósł efekty i kiedy się upewniono, że śledzące mnie nieustanie kamery żadnej aktywności nie wykryły, a byłem zawsze przyjaźnie nastawiony do ludzi, zaczęto traktować mnie jak zabawkę i takie podejście stworzyło mi furtkę do ucieczki. Jedynym bezpiecznym miejscem wolnym od kamer, dla uciekiniera okazały się naturalne jaskinie i podziemia gdzie ludzka stopa nie stanęła od kilku lat. Zdolność widzenia w całkowitej ciemności pozwalała mi na przebywaniu w całkowitym mroku.

- Czym się żywiłeś? – zapytał jeden z przewodników.

- Prawie wszystkim, co było jadalne. Dookoła jest niesamowita ilość pokarmu o ile się wie w jaki sposób należy je spożywać.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Pasja 25.10.2019
    Bardzo mocna część. Połączenie fantasy z realiami samounicestwienia jednostki ludzkiej doskonale odzwierciedla manipulacja w ludzkich genach.
    Badania i różne eksperymenty powoli niszczą człowieczeństwo.
    … dla kaprysu z genów człowieka, małpy, kota i zapomniano uśmiercić, albo zachowano z czystej ciekawości jako hermafrodytę... stworzyli i zapomnieli, okrutna prawda.

    Akuratnie ten stwór jest dobry, a co ze złym?

    Pozdrawiam
  • Tak jak we wcześniejszej części gdzieś pisałem, że natura przez selekcją, tworzy organizmy odporne na nawet najbardziej zniszczone i zabójcze warunki środowiska, to tak samo, chociaż to jest zawsze pytanie o etykę, człowiek mógłby sam próbować(i wiemy że próbuje) zmieniać genom zwierząt, głupi uwierzy, że na zwierzętach te badania się skoczą.
    Tylko co z populacją z "przestarzałym genomem" zwykili ludzie czy zwierzęta mogą nie mieć racji bytu jeśli planetę opanują lepsze i sprawniejsze ich kopie.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania