Poprzednie częściAri odcinek 1

Ari odcinek 76

Skorupko był wyjątkowo zaskoczony ostatnią wypowiedzią i przez dłuższy czas zastanawiał się czy przypadkiem się nie przesłyszał i przez to nie pomylił. Równie dobrze mógł pomieszać fakty przez zmęczenie i niezwykłą wędrówkę podziemiami.

- Jesteś pewny tego co mówisz? – zapytał rogatego przewodnika.

- Nasz gatunek wiele lat temu, gdy skrył się przed całkowitym wytępieniem pod ziemią, zawsze miał nadzieję na powrót na powierzchnię. Życie w ukryciu, bez swobodnego dostępu do żywności i początkowo w całkowitej ciemności było niezwykle uciążliwe dla istot przystosowanych do słonecznego światła. Dlatego z konieczności staliśmy się pospolitymi złodziejami. Gdy się zapytasz czy mięliśmy jakieś skrupuły odpowiem nie, ponieważ dla nas była to jedyne wyjście żeby przeżyć. Naszym łupem były zazwyczaj plony rolne i to takie, z których można było robić zapasy. Obszar naszych wypraw rozszerzyliśmy jak najbardziej i przestrzegaliśmy zasady, żeby w jednym roku uszczuplać tylko raz zapasy w danej wiosce i nie zostać wykrytym. Chcąc zapewnić sobie bezpieczeństwo podczas wyprawy nasi wywiadowcy systematycznie kontrolowali obszary naszego działania. Początki naszej działalności były trudne i często kończyły się dla grup wypadowych tragicznie, lecz z czasem opracowaliśmy dobre metody wywiadowcze. Podczas podsłuchiwania rozmów bardzo często dowiadywaliśmy się od ludzi o informacjach dla nich osobistych i niezwykle tajnych, a dla nas mało przydatnych. Jednak czyjeś sekrety są dla innych bezcenne, szczególnie gdy podczas spotkania planowane są wyprawy militarne. Przeważnie staraliśmy się nie ingerować w poczynania ludzi, lecz były wyjątki, jakie mogły wpłynąć na nasz byt. Tak właśnie się działo gdy podziemne roboty górnicze przebiegały zbyt blisko naszych siedzib, albo odkrywkowe wydobycie surowców mogło naruszyć przepływ podziemnych rzek czy jezior. Podobnie było w tych górach, kilkakrotna nasza interwencja spowodowała niewielkie zmiany w drążeniu chodników dla podziemnych kompleksów militarnych i naukowych. Przychodziło nam to z łatwością, ponieważ ochrona pilnowała jedynie wejść i szybów kanałów wentylacyjnych. Zgodnie z planami naturalne przeszkody w postaci setek ton skał zabezpieczających przed zbombardowaniem i słabo zaludniona okolica skutecznie ochroniły tajne prace jakie były przeprowadzone przez nazistów od początku trzydziestego dziewiątego roku.

Przewodnik zabezpieczający tyły wyprawy przerwał swoją wypowiedź na czas przejścia wszystkich przez naturalne zwężenie, w jaskini przez jaką w tym momencie przeciskali. Kiedy droga stała się ponownie bezpieczna kontynuował dalej.

- Naziści od początku swojej działalności szukali silnego sprzymierzeńca i takim wydawały się niezwykle mocne artefakty jakie w przeszłości miały duży wpływ na rozwój ludzkości. Ideologia ich i hasła jakie głosiły były bliskie Uzurpatorowi, który zaprosił delegację do opanowanej siedziby Rady Naznaczonych. Jednak nie ufał wszelkiej maści fanatykom i jego wysłannicy zaproponowali dotarcie do niego drogą morską. Niezwykle rozwinięte technicznie prezenty i informacje jakie zapewniały im pomyślne rozpoczęcie planowanych działań militarnych, skłoniły ich do zorganizowanie ekspedycji na Antarktydę w tysiąc dziewięćset trzydziestym ósmym roku. Delegacja popłynęła o ile pamiętam siedemnastego grudnia na frachtowcu MS „Schwabenland”. Tematy rozmów i kulisy spotkania nigdy nie zostały przez Niemców ujawnione, a wszystkie materiały dotyczące tej niezwykłej podróży przed upadkiem trzeciej Rzeszy zniszczone. Strona amerykańska jedynie z plotek dowiedziała się o istniejącej na Antarktydzie stałej bazie okrętów podwodnych. Jednak żeby coś takiego mogło powstać konieczna była dokładna lokalizacja jaskiń ogrzewanych źródłami termalnymi z dostępem do morza, pod grubą pokrywą lodową sięgającą nawet pięć kilometrów. Samo znalezienie ich w terenie gdzie lodowy wiatr wieje często z prędkością trzystu dwudziestu kilometrów na godzinę, a temperatura potrafi spaść poniżej czterdziestu pięciu stopni Celsjusza było niemożliwe bez czyjeś pomocy w tak krótkim czasie. Największy niepokój budził fakt braku na tym terenie statków zaopatrujących U-booty w paliwo, uzbrojenie i żywność. Jednak coś takiego miało miejsce na tym niegościnnym terenie przez cały czas trwania drugiej wojny światowej. Dodatkowym argumentem za istnieniem drugiej bazy „Thule”, nie tylko na biegunie północnym, przemawiał fakt, że dużo nazistowskich okrętów podwodnych gdzieś się po wojnie ukryło i w przyszłości mogło stanowić poważne zagrożenie na szlakach żeglugowych. Dlatego dwudziestego szóstego sierpnia tysiąc dziewięćset czterdziestego szóstego roku na Antarktydę wypłynęła amerykańska ekspedycja o kryptonimie „Hajkom” albo „Hajdzam” pod dowództwem admirała Richarda Byrda. Składała się z trzynastu okrętów, trzydziestu trzech samolotów i czterech tysięcy siedmiuset żołnierzy. Rejs przebiegał bez problemów do brzegów Antarktydy, gdzie flota została zaatakowana, nie jak się spodziewali przez okręty podwodne, lecz przez niezidentyfikowane pojazdy latające z dużą prędkością. Amerykanie w tym starciu ponieśli duże straty, które zmusiły ich do wycofania się. Porażka musiała być bardzo dotkliwa, ponieważ wszystkie straty utajniono, a admirał w czterdziestym ósmym roku powiedział – „ujawnił nam się wróg numer jeden”. Uzurpator zdawał sobie sprawę, że konflikt wzmocni zainteresowanie biegunem południowym i w krótkim czasie ludzkość nadrobi swoje dwustupięćdziesięcioletnie zaniedbanie ponownie odkrytym kontynentem. Wojskowi kartografowie na podstawie zdjęć lotniczych zaczęli sporządzać dokładne mapy Antarktydy, a rozwijająca się technika umożliwiała zaglądnięcie pod lód.

Przewodnik przerwał opowiadanie i skupił swoje siły na przywróceniu pełnego blasku oświetlającemu kamieniowi. Azyn siedzący na plecach Wojsława przypatrywał się jego czynnościom i gdy tylko skończył poprawianie osadzenia nietypowej latarni zapytał.

- Co było dalej?

- Uzurpator po tym pokazie siły, postanowił wysłać drogą powietrzną misję z niezwykłymi darami w postaci techniki, która miała za zadanie zawarcie tajnej umowy z Rządem Stanów Zjednoczonych, prowadzącym w tym czasie zimną wojnę z Sowietami. Krwawy konflikt na półwyspie koreańskim był kontynuacją planu Komitetu Centralnego Związku Radzieckiego mającego za zadanie zwiększenie wpływu komunistów w Azji, żeby tego dokonać zaraz po zakończeni drugiej wojny światowej, przekazali komunistom chińskim wszystką zdobytą niemiecką broń. Chcąc zdobyć przewagę, każda ze stron wykorzystywała nowe zdobywcza techniki uzyskane od hitlerowskich naukowców przyjętych po wojnie do siebie. Oba mocarstwa opracowały w iście ekspresowym tempie nowe rodzaje broni nie szczędząc środków na ten cel. Dyktator tak jak uwielbiał, miał do wyboru dwa przeciwstawne obozy skaczące sobie do gardeł i pragnące dominować na Ziemi. On miał siły i środki na uświadomienie im, że wystarczy jeden jego gest, a znikną z powierzchni planety. Natomiast pełne podporządkowanie się jego decyzją zapewni im zwycięstwo, a przede wszystkim pomyślną realizacje jego woli. Najbardziej obiecującymi w jego planach byli jankesi i to oni byli pierwszymi adresatami przesyłki. Latający pojazd w kształcie dysku wyposażono zgodnie z poleceniem w paliwo aby dolecieć do terenów pustynnych w okolicach Roswell. Pojazd był zdalnie sterowany, lecz za sterami posadzono wyhodowanych biologicznie humanoidów z zaplanowanym krótkim życiem. Paliwem w silniku był nieznany ówczesnej nauce pierwiastek o liczbie atomowej sto piętnaście, lecz pozostałe śladowe ilości pozwoliły naukowcom na prowadzenie eksperymentów, aż do jego uzyskania i nazwania go Moscovium. Nazwa nie powinna dziwić, ponieważ drugi identyczny pojazd został wysłany niedługo po pierwszej z podobną misją do Sowietów. Plan Uzurpatora się powiódł, ponieważ oba mocarstwa jeszcze bardziej przyspieszyły wyścig zbrojeń, adaptując w tym celu antyczne rozwiązania biologiczne umożliwiające egzystencję mieszkańców Ziemi na wysokim poziomie, lecz z zamiarem wykorzystania ich za pomocą nowo odkrywanych rozwiązań technicznych tylko do celów militarnych.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Keraj 30.09.2019
    Mało czytam z pogranicza fantastyki, ale twój tekst przeczytałem z przyjemnością 5
  • Bożena Joanna 30.09.2019
    Życie w ciemności bez słońca i upraw jest praktycznie niemożliwe, czytając ten fragment o zejściu do jaskini, przypomniała mi się wizyta w katakumbach w Neapolu, gdzie po wojnie próbowano przy stałym oświetleniu uprawiać rośliny. Eksperyment częściowo się udał, ale okazał się zbyt kosztowny.
    Twoje opowiadanie ilustruje tezę, gdzie dwóch się bije, trzeci korzysta. Akcja rozwija się ciekawie.
    Serdecznie pozdrawiam!
  • Pasja 13.10.2019
    Ponownie pigułka historii i pokazanie naszej apokalipsy. Ciemność i przystosowanie się do niej było chyba ciężkim zadaniem. Ciekawe nawiązanie do wyścigu zbrojeń i niepowodzenie Uzurpatora.

    Miłego dnia
  • Życie w przygotowanych schronach po kataklizmach jak wojna czy uderzenie meteorytu to nie tylko bajki zakręconych pisarzy, to jest planowane i możliwe. Niekt rządy budują "arki" w których przechowują różnego rodzaju nasiona roślin, to słyszałem nie słyszałem o zwierzętach. Chcą po katakliźmie odbudować florę, bo bez tego, żadne zwierzęta nie będą miały szans na przetrwanie.
    Groty i jaskine to naturalne schrony, tam życie przetrwa najdłużej.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania