Poprzednie częściAri odcinek 1

Ari odcinek 101 ostatni

Podróż konna, jaką miał odbyć Wojsław, kojarzyła mu się z rozrywką albo filmami o dzikim zachodzie niż z prawdziwą wyprawą do miejsca przeznaczenia. Kiedyś, znacznie wcześniej niż się urodził, przez tysiące lat ludzie przemierzali w ten sposób całe kontynenty i nikogo taki środek lokomocji nie dziwił. Tylko on przyszedł na świat już w erze koni mechanicznych i od najmłodszych lat pasjonował się motoryzacją, aż do feralnego dnia, gdy o mało nie zginął. Gdyby do tego nie doszło, nie spotkałby Ari i dziwnego towarzystwa, które do siebie przyciągała.

 

- O czym tak rozmyślasz, że niczego nie widzisz i zakładasz siodło odwrotnie. Miałeś tylko przy siodłaniu konia wykonać czynności w odwrotnej kolejności, a nie bujać w obłokach. Sam prosiłeś o naukę, nim ruszymy – powiedział zniecierpliwiony jego towarzysz na czas podróży i dodał, gdy odebrał z jego rąk siodło, żeby dokończyć ponownego szykowania do drogi.

 

- Powróciłem myślami do czasu spędzonego na Ziemi, ponieważ to, co teraz się dzieje, wydaje mi się snem wyjątkowo realnym albo wcześniej śniłem. Może, gdy walnąłem głową w cembrowinę studni, zapadłem w śpiączkę i nieświadomie przeżyłem. Zresztą sam nie wiem – dodał zamyślony nad wyimaginowanymi lub nie wydarzeniami.

 

- Podczas jazdy chętnie posłucham o najnowszych twoich przygodach. Od pokoleń lubiliśmy słuchać, gdy ciebie po kolejnej wyprawie dostarczaliśmy do domu – powiedział człowiek, dosiadając konia.

 

Skorupko, bez zbędnej dyskusji poszedł w jego ślady. Kilkakrotnie poprawiał sposób siedzenia na grzbiecie zwierzęcia, nim upewnił się, że zaraz nie spadnie. Dopiero wtedy uniósł swój wzrok i spojrzał na liczny tłumek, składający się z inteligentnych istot rozumnych, którzy przyszli go pożegnać. Wygląd, formy kształtów i sposoby komunikowania bardzo od siebie i od niego się różniły, lecz czuł się w ich towarzystwie bardzo dobrze. Dlatego nie dziwił się swojemu ściśniętemu gardłu, gdy na pożegnanie do nich pomachał. Emocje jego były zbyt silne i na dodatek nie potrafił kierować. Widocznie koń to wyczuł i sam poszedł za dwoma innymi. Jeździec pod wpływem ruchu i bojąc się upadku, złapał się dwoma rękami siodła, puszczając cugle.

 

Koń niosący Wojsława musiał być wyjątkowo spokojny i wytrzymały, a przede wszystkim cierpliwy, ponieważ sposób siedzenia i sylwetka jeźdźca mocno dawały mu się we znaki. Mężczyźnie wyraźnie brakowało kierownicy motocykla z rączką sprzęgła, manetką gazu i wygodnego siedziska, by w pełni pokazać swój kunszt kierowcy. Sylwetka pochylona do przodu niczym na ścigaczu, przy wolnej jeździe konnej mocno zakłócała środek ciężkości. Ludzki przewodnik i opiekun na czas podróży był mocno ubawiony takim sposobem jazdy.

 

- Nikt nie uczył cię jazdy konnej? – zapytał między chichotami.

 

- Jakoś nie było okazji, a mnie do takiej formy rekreacji nie ciągnęło. Zawsze wolałem konie mechaniczne i im oddałem swoją duszę.

 

Odpowiedź, jaką udzielił na pytanie Wojsław, wydawała mu się w pełni zrozumiała. Widocznie dla kogoś wychowanego na planecie, w której funkcjonowały inne rozwiązania cywilizacyjne i techniczne już nie. Dlatego zaczął zasypywać go licznymi pytaniami, na które oczekiwał wyczerpujących odpowiedzi. Tylko pytany przy swoim pełnym zaangażowaniu w utrzymaniu się w siodle nie był w stanie na nie odpowiedzieć. Autochton chcąc wiedzieć więcej, zaprzestał dworowania i przystąpił do spóźnionej nauki jazdy. Wystarczyło kilka uwag, by Skorupko siedział wyprostowany z cuglami nienaciągniętymi niczym druty i nogami niemiażdżącymi boki konia. Wszystko byłoby znacznie szybciej dobrze, gdyby nie te końskie podskakiwanie.

 

Dopiero przerwa w przemierzaniu półpustynnego płaskiego terenu z pojedynczymi karłowatymi drzewami dała im możliwość swobodnego rozmawiania. Nim do tego doszło, obaj zadbali o swoje wierzchowce. Tubylec robił wszystko mechanicznie, jakby to zajęcie, było powszechne i wykonywane przez lata. Jednak dla Wojsława było to nowością i w każdy swój ruch wkładał staranność. Tak bardzo podobną, jak przy naprawie silnika spalinowego podłączonego do bogatej sterującej nim elektroniki.

 

- Aż tak bardzo dokładnie nie trzeba wycierać boków konia. Noc zapowiada się ciepła i będzie księżycowa. Konie do rana odpoczną podobnie jak my.

 

Wieczorny posiłek składał się z sucharów, suszonego mięsa i owoców. Popijali to delikatnie cierpkim winem o niewielkiej zawartości alkoholu. W czasie biesiadowania Wojsław początkowo udzielał odpowiedzi, lecz rozmówca właściwie nie wiedział, o co pytać, więc rozpoczął opowiadać o swoim życiu, kraju i świecie, w jakim mieszkał. Historii starczyło na trzy dni, by na koniec usłyszeć od tubylca.

 

- Wszystkie poprzednie, jakie opowiadałeś po swoim powrocie były inne – przez chwile rozmówca rozmyślał i powiedział – gdyby żył mój pradziad, dziad i ojciec z pewnością zgodziliby się ze mną.

 

Wojsław po tych słowach poczuł się dość nieswojo i powiedział, że on na tej planecie jest pierwszy raz. Jeszcze w pełni nie rozumie, w jaki sposób na niej się znalazł i dlaczego.

 

- A, co tu jest do zrozumienia, przecież tutaj jest twój dom i do niego zmierzamy – powiedział towarzysz konnej podróży i dodał – a w nim na ciebie czeka twoja ukochana.

 

- To ja mam żonę i dzieci? – zapytał zaskoczony.

 

- W naszej kulturze nie ma kobiet w roli żon, a mężczyzn w roli mężów. Żyjemy zbyt długo jako młodzi ludzie, by taka forma była w stanie przetrwać. Związek bardziej przypomina rodzaj umowy dwojga osób, w którym zobowiązują się do dbania o siebie, wspierania i wychowanie potomstwa. Dopiero po zakończeniu takiego cyklu mogą się rozstać albo przedłużyć go na kolejny okres. Wszelkie umowy zawarte przed Regentkami pramatki są przestrzegane, nie zdarzyło się jeszcze, by ktokolwiek ja podważył albo jej nie dotrzymał i uszedł z życiem. Dlatego, że dwoje ludzi przysięga się na nie i odstąpić od niej mogą, pod warunkiem pełnej zgody na odejście od takiego związku. Ty masz stałą partnerkę, lecz dzieci nie, ponieważ gdyby tak było, pramatka nie mogłaby wysłać cię na kolejne misje. Dopóki tak się nie stanie będziesz podróżował i naprawiał światy dla jego stwórczyni. Gdybyś nie chciał wrócić do swojego domu po powrocie, zawiódłbyś jej zaufanie i już na zawsze pozostałbyś na tej planecie. Natomiast pierworodni z mojego rodu utraciliby sens istnienia i równie dobrze żaden chłopiec nie pojawiłby się w naszych rodzinach.

 

- Strasznie skomplikowane są obowiązujące tutaj prawa.

 

- Wspomniałem zaledwie o jednym, a ty już się wystraszyłeś.

 

- Dlaczego mam się nie bać, skoro wspomniałeś o obcej mi kobiecie, która czeka na mój powrót, a ja jej nie widziałem nawet na oczy.

 

- Kiedy ją tylko dostrzeżesz, będziesz wiedział, że jest tą jedyną i będziesz przy niej chciał być przez wszystkie swoje lata. Przypomnisz sobie wcześniejsze wspomnienia, własne i jej imię oraz dlaczego tu masz swój dom i kim naprawdę jesteś.

 

Wojsław nie uwierzył w te jego słowa, przez wszystkie dni wspólnej wędrówki, podczas których dał się poznać jako człowiek prawdomówny i szczery aż do bólu. Potraktował je jak zwykły żart, wynikający ze specyficznego poczucia humoru, jakie zaobserwował u niego i wszystkich ludzi napotkanych po wkroczeniu do pierwszej wioski. Mieszkańcy nie odbiegali wyglądem od jego w obecnej postaci i towarzyszącemu mu przewodnikowi. Jedynie wzrost mieli niższy i ubiór podobnie jak narzędzia bardziej prymitywny. Spędzili tam na dwa dni, chcąc dać wytchnienie koniom, wysłuchać dla nich ważnych legend i współczuć trudom dnia powszedniego. Poznali prymitywny, lecz sprawny i skuteczny sposób leczenia chorób z pomocą ziół i chirurgiczne obsydianowe narzędzia. Skorupko, miał uczucie, jakby przeniósł się do wioski indiańskiej, jakich wiele istniało przed odkryciem Kolumba. Wszelkie spostrzeżenia oceniał na podstawie własne doświadczenie i wiedze, jaka zdobył. Najbardziej żałował utraty swojego daru leczenia, jaki otrzymał na Ziemi od pramatki.

 

Zaraz za wioska wznosiły się wysokie góry z ośnieżonymi szczytami i opuścili ją z samego rana w dniu bezwietrznym i pogodnym. Przez cały dzień wspinali się wąskim szlakiem w kierunku przełęczy. Gdy tam dotarli, Wojsław zobaczył daleko przed nimi na nizinach spore miasto, które było celem ich wędrówki. Spędzili na przełęczy noc, posilając się prowiantem otrzymanym w wiosce u podnóża gór i wkrótce po świcie zeszli w doliny. Kiedy wjechali do miasta pełnego dziwnie pomalowanych budynków. Skorupko, zsiadł z konia i prowadząc go za uzdę, podziwiał fasady budynków. Fasady domów miały intensywne barwy, podzielone niczym pola szachownicy. Mężczyzna gdzieś, kiedyś widział podobny sposób podkreślania swojej własności do części domów. Jednak nie mógł przypomnieć sobie szczegółów. Zamyślony wszedł na średniej wielkości plac i zobaczył przed sobą kobietę, stojącą przed czymś kojarzącym się z kontenerem. Jej postać przyciągnęła jego uwagę niczym magnes, znał ją, ona była z jego snów. W pewnej chwili poczuła, że ktoś na nią patrzy i zobaczyła go, a jemu zaczęło się wszystko przypominać.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Keraj 02.04.2020
    Koniec serii efektownie napisany, z kolorystyką opisów
  • Pasja 03.04.2020
    Noi dotrwałam do konca opowieści. Wracamy tam skąd wyruszyliśmy. Wojsław powoli przypomina sobie pewne obrazy, fakty i poznaje rzeczywistość. Autorze poruszyłeś bardzo ważne sprawy naszej cywilizacji i zabraleś nas w podróż pozaziemską. Fantasy, ale czy tak nie może się zdarzyć?
    Pozdrawiam serdecznie

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania