Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

cień żołnierza - fragment 18

- Jacob, proszę nie! - chwytając go za drugą ręke – Jacob – zalała się łzami.

- Tat... Jacob, coś ty zrobił? - schodził ze schodów Victor – Gdzie ona jest? Wiesz, gdzie ona jest! - podszedł do Jacoba, odpychając kobietę – Gdzie jest Ellie! Gdzie jej ciało? - uderzył go pięścią w twarz – mów już!

- Zostaw mnie – chwycił i wykręcił jego rękę, jednocześnie wstał – wiem, gdzie ona jest. Chyba.

- Jak kto chyba? - załkała kobieta – gdzie moja córka?

- To nie – wymamrotał coś pod nosem – Magfalo zostań tu spal ciało – wskazał ręką na martwego władcę.

- Ludzie, co oni powiedzą? - padła przy swoim mężu.

- Powiemy, że zginął w walce. Dzień w tą czy w tą nic nie zmieni, a przynajmniej nie stracą nadziei – stwierdził Victor, składając broń na plecy.

- Ten śmieć, ma mieć chwalebną śmierć? Nigdy! - krzyknął Jacob.

- Krada! Krafa! - usłyszeli głos mężczyzny – Te po? - cywil biegł w kieunku ciała władcy.

- Kurwa – Jacob strzelił mu w głowę, cichy huk powalił biegacza na ziemię. Jego głowa zalała się krwią – teraz mamy dwa trupy. Victorze! Idziesz ze mną, a ty Magfalo spal trupy – schował broń do kabury – ciała albo pałac. Chodź – pociagnął ramię chłopaka.

 

Oboje wyszli, ludzie nie zwracali już na nich uwagi. W czasie drogi, spotkali Franka.

 

- Jacob musimy porozmawiać – złapał ich w chodzie.

- Już rozmawialiśmy, czego chcesz? - nie zatrzymał się, szedł w jemu znanym kierunku.

- Nie przy chłopaka, lepiej by nie wiedział.

- Przy chłopcu, mam gdzieś tajemnice rządowe i ile osób o nich wie.

- Nie chodzi o to. Proszę zatrzymaj się.

- Spierdalaj, później się spotkamy – odepchnął go rękoma.

 

Pociągnął Victora za ręke i poszli dalej. Frank stał jak wryty bez słowa odwrócił się na pięcie. Jacob i chłopak poszli dalej szybszym krokiem. Przy murze, między domami był ciemny kąt. Podeszli bliżej, z mroku wyłoniło się nagie i martwe ciało dziewczyny.

 

- To... To ona? - Victor, zalał się łzami – przed chwilą zdobyłem rodzinę, teraz znów ją straciłem.

- Jesteś zbyt czuły, chłopcze – chwycił go za dalszy bark – widziałem jak stąd wychodził potem ją..

- Rozumiem – przerwał mu – słusznie zrobiłeś, ten skurwiel zasługiwał nawet na gorszy los. Co teraz zrobimy?

- Myślałem, żeby ją tu ukryć i w nocy zrobić pogrzeb.

- Jacob. Przypomnę, że jutro o tym czasie będziemy na pozycjach, wcześcnie rano wyruszamy musimy wypocząć. Słuchaj ja... proszę idź

- Victor, synu – westchnął – gdy będziesz mnie potrzebować. Ja...ja będę u Franka – znikł za jego plecami.

 

Jacob – dzień piąty

 

Słońce zaczęło stykać się z murami lasu, gwiazda przytulała się z ruinami, głaszcząc rządowe strefy. Po drugiej stronie Księżyc jak zwykle o dwóch światłach, gotów górować na niebie rozpraszając mrok nocy.

 

- Czego chciałeś Frank – wszedł bez pukania.

- Od dwóch tygodni nie byłeś na kontroli, a od trzech nie brałeś aktualizowałeś statusu leczniczego.

- W dupie go mam – usiadł na krześle, tym samym co ostatnio – nie potrzebuje żadnego leczenia.

- Twój brat też nie potrzebował, sam wiesz jak skończył. Jacob to nie są twoje dzieci.

- Kłamiesz! Dokumenty! Sam widziałem, zresztą Frank co cię obchodzi życie zwykłego żołnierza.

- Dla ONZ jesteście liczbami ale Ellie i Victor – westchnął – oni uciekli z systemu, trafili tu, żeby nie ty wrócili by do siebie. Do prawdziwej rodziny.

- Do kogo! To moja rodzina! Ellie mówiła to samo, ci leśni dziwacy ją zmanipulowali, nie chciała słuchać prawdy. Zgwałciłem ją i zabiłem. Zdechła zanim cokolwiek powiedziała.

- Co zrobiłeś! – wstał z krzesła – Jacob, zabiłeś ją – uderzył go pięścią w twarz – zabiłeś dziecko, mo... własne dziecko!

- To nie moje dziecko! Sam mówiłeś – zasapał się – Ja. Ona. Ona też mówiła kłamstwa jak ty – wstał i wyciągnął pistolet z kabury – zdechła jak pies, jak ty! - strzelił, drewno za trzęsło się od huku – Victor jest moim synem!

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania