Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

cień żołnierza - fragment 22

Victor – kilka minut po rozmowie

 

Wyszli z budynku. Wyjściem, którego Victor nigdy nie widział. W ogóle zdawało się mało używane, mimo tego było bardzo zadbane i ładne, po prostu ładne. Szklane, obramowane stalową nieprzerdzewiałą ramą. Edward nacisnął klamkę, przesunął drzwi w bok. Za nimi był kolejny krótki korytarz, na jego drugim krańcu właz, śruba wkręcona w ścianę. Generał zamknął poprzednie drzwi.

 

- Uwaga! - wydobył się damski głos z dwóch przeciwległych głośników – trwa regulacja ciśnienia – przeciwległy właz zaczął lekko gwizdżeć - Proszę czekać. Proszę czekać. Proszę czekać. Proszę czekać. Proszę czekać. Ciśnienie wyregulowane.

- Zakładaj – Edward, podał chłopakowi półmaskę z czegoś co przypominało papier.

- Co to za miejsce? - spytał, chwilę przed założeniem.

- Nie teraz, Victor. Później, odpowiem na wszystkie pytania. Obiecuje.

- Uwaga! - znów odezwała się kobieta - trwa otwieranie włazu – śruba odkręciła się z ściany i schowała się od drugiej strony za ścianą.

- Idziemy – machnął ręką starzec.

 

Wyszli na zewnątrz, na beton. Nie daleko stał helikopter, z włączonym śmigłem. Szybkim tempem, szła do nich postać, przypominająca pilota.

 

- Generał Edward Kostan? - spytał pilot, podając w odpowiedzi starca dłoń.

- Zgadza się, Victor Anderson – wskazał na chłopaka – przesyłka kod dwa, osiem.

- Zgadza się. Zapraszam – pilot wskazał ręką helikopter, potem poszli w jego kierunku - jedna kwestia, generale. Mamy jeszcze jednego pasażera.

- Wiem, jest na moje polecenie – weszli do środka i od razu założyli słuchawki.

- Tu czerwony pięć. Mamy przesyłkę, kod dwa, osiem – powiedział drugi pilot, gdy upewnił się, że wszyscy weszli.

- Pogoda w normie, wiatr dwa metry na sekundę od zachodu. Przewidywany czas lotu dziewiętnaście minut – odpowiedział pierwszy pilot, klikając różne przyciski na kokpicie.

 

Dwójka żołnierzy, usiadła plecami do pilotów. Po drugiej stronie, po lewej stronie, naprzeciwko Victora. Siedziała kobieta, z twarzy nieco starsza od chłopaka, wiele młodsza od Edwarda. Ciemne roztargane od słuchawek włosy, które z trudem dotykały ramion. Ubrana w wyblakłą i kolorową luźną suknie. Ubiór skrywał wszelkie kształty ciała, lecz mimo to było widać, że mocno do niego przylega. Zdawało się, jakby była za mała. Było w niej coś jeszcze, coś od czego Victor nie mógł oderwać wzroku. Błękitne oczy, nawet woda czy niebo nie były tak błękitne.

 

- Wojsko aż tak odmładza? - spytała, nagle.

- Proszę? – Victor się ocknął z dziwnego snu na jawie – czytałam twoje akta, jesteśmy rówieśnikami.

- Nie chce się wierzyć – odpowiedział, bez namysłu.

- Wypraszam sobie – lekko podniosła ton – Nika Selano – nachyliła się by podać rękę chłopakowi.

- Victor Anderson – zrobił to samo.

- Miło, że się poznaliście – odpowiedział im Edward, opierając głowę o kraniec fotela – będziecie na siebie skazani.

- Przynajmniej dopóki się nie zaadoptujesz, Victorze – odpowiedziała Edwardowi, patrząc na chłopaka.

- O co chodzi? - spytał zdezorientowany Victor – mówiłem, że nienawidzę polityki.

- Przyzwyczaisz się – odpowiedziała mu Nika – też na początku jej nie lubiłam, ale jak to u was mówią. Złoty sracz mnie przekonał.

- Polecam wam odpocząć. Jak dolecimy czeka nas kilkanaście godzin papierologii i sztucznych uśmiechów – przerwał im Edward, po czym zamknął oczy – obudziecie nas, prawda? - powiedział do pilotów.

- Oczywiście – lekko się zaśmiał drugi pilot.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania