Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Cień żołnierza - fragment 19

Victor – dzień siódmy

 

- Gdzie jest Frank? - pytał po kolei każdego żołnierza lasu – widziałeś Franka? - spytał Hube, przygotowujący swoją drużynę.

- Pewnie u swoich – powiedział nawet nie patrząc na chłopaka.

- Nie ma go. Za trzy minuty wyruszamy – spojrzał na tablet w protezie ręki.

- On się nie spóźnia – za niepokoił się Hube – za chwilę wrócę, po dwóch minutach przyjdź pod chatę Franka – powiedział do żołnierza z pomalowaną na zielono skórą – Victor, chodź.

- Dokąd wy? Zaraz wyruszamy – złapał ich Jacob.

- Frank nie przyszedł – zaczął Hube – właściwie tej.. jak jej było? Eliza. El...Er..

- Ellie – wsparł go Victor.

- Właśnie, jej też nie ma – zauważył Hube.

- Ona...ona...ona wyruszyła wcześniej by zabezpieczyć drogę – odpowiedział Jacob.

- Dobra, mamy dwie minuty do wyruszenia – zaczął Victor – idziemy po Franka, nie wyruszaj bez nas.

- Jasne, tylko się pośpieszcie – machnął im ręką na pożegnanie.

 

Pobiegli w kierunku domu Franka, las był pusty wszyscy go opuścili, często pierwszy raz w życiu ubierając maskę filtrującą. Wtedy na ich drodze zobaczyli dziecko, chłopaka.

 

- Kiritan, te tutef rataf? - spytał Hube, zatrzymując się przed nim.

- Ma... - dziecko było zalane łzami – marrr..maran – zaczęło płakać – Maran firerer tamakis.

- Co? - zlękł się Victor – cały plan – zaczął nerwowo oddychać – Hube, my nie dożyjemy jutra.

- Uspokój się chłopie – uderzył go lekko prostą dłonią – ja pierdole – im oczom pokazał się ogień, który swój początek miał w królewskiej chacie – Victor idź do Franka. Już! - Hube pobiegł w kierunku ognia, po drodze dotknął karku z którego pojawił się hełm.

- Matas, ilafer da Jacob – wskazał na grupę szykujących się żołnierzy, po czym pochnął go w tamtym kierunku.

 

Jacob – tydzień temu

 

Jacob zapukał w drzwi.

 

- Wejść – usłyszał, za drzwiami, po czym nacisnął na klamkę i wszedł do pokoju – o cześć Jacob.

- Witam generale – zasalutował.

- Siadajcie.

- Wzywaliście mnie – żołnierz wykonał polecenie.

- Dawno cię tu nie było – spojrzał mu w oczy – w szpitalu też cię nie widzieli.

- Nie było potrzeby, generale.

- Kurwa Jacob, ile ty masz lat. Pięć? Leki, dwa tygodnie temu skończyły ci się leki. Nie byłeś po zgodę na wydłużenie, twój lekarz się martwi bo z nim też się nie widziałeś – mimo wyższego tonu, był nad wyraz spokojny.

- Nie mówił generałowi?! – przeklnął pod nosem – wyniki się polepszyły. Nie jestem swoim bratem. Andre jest ćpunem, to przez to choruje, a jego wyniki są jakie są.

- Odziedziczyliście wraz z bratem ciekawy dar, ale i przekleństwo. Jacob masz dar to planowania i przewidywania ruchów wroga, tak jak twoja matka. Jednak wasza... twoja dwubiegunowość - Jacob musisz brać te leki!

- Było trzeba nam nie zabijać rodziców, ale nie. Wszystkie dzieci, które nie muszą pracować by utrzymać rodzinę lub w tym celu pomóc, muszą przejść obowiązkową dziesięcioletnią służbę. Później i tak wszyscy zostają w wojsku bo nic innego nie umie.

- To nie ja to wymyśliłem – z biurka wyjął kartkę i podpisał z użyciem wiecznego pióra – wiesz co z tym zrobić – przesunął mu kartkę, będącą receptą.

- Jeszcze jedno, proszę mi powiedzieć o co chodzi z cieniami?

- Co masz na myśli? - nachylił się bliżej niego.

- Chodzą plotki, że zostali pokonani. Mówią, że rosjanie ich zaatakowali i nikt im pomógł.

- Tak, zostali zaatakowani ale nie wiemy kto.

- Generale, wiem jak to zabrzmi ale kilku przeżyło są w lesie. Generale musimy odwołać bombardowanie i ich uratować. Proszę, zniszczę ich od środka.

- Czekaj, czekaj przyśniło ci się, że w lesie są żołnierze cienia – westchnął głęboko, starzec w mundurze - i przez to mam odwołać miesięczne przygotowania do bombardowania. Czy ty się sam siebie słyszysz?

- Wiem jak to brzmi generale ale proszę mi zaufać. Ten sen był realny, widziałem wszystko. Cywili całych w ogniu, upadające budynki, żołnierzy chcących chronić swego króla.

- Jacob już mówiłem od czterech dni, nie ma kontaktu z jednostką. Zbombardowali ich i tyle, nie ma co zbierać – spojrzał na mężczyzna prawie dwa razy młodszego od siebie – chyba, że – zastanowił się chwilę – tu nie chodzi o nich, prawda?

- Czemu ci to przyszło do głowy? - usiadł na krześle, stojącym przed generalskim biurkiem.

- Jacob, przyjacielu – spojrzał na niego pobłażliwie – zrozum szanse, że ona żyje są niewielkie a szczególnie w lesie.

- Nadzieja umiera ostatnia. Obiecałem sobie, że ją znajdę.

- Nawet nie wiesz czy naprawdę istnieje. Jacob to był tylko list, kawałek papieru.

- Daj mi to sprawdzić, proszę.

- I tak tam pójdziesz - wyciągnął pistolet z szuflady – prawda? - położył go na biurku -Zwyciężajcie nienawiść – miłością, nieprawdę – prawdą, przemoc – cierpieniem.

- Mahatma Ghandi.

 

Jacob – dzień siódmy

 

Poranek. Żołnierze poszli w kierunku chaty Franka, a Jacob zaginął gdzieś w tłumie przygotowujących się do walki wojowników ludzi lasu. Przeciskając się przez zbiorowisko zmieszanych ze sobą dywizjonów. Jacob podszedł do głównej bramy po czym otworzył jedno z skrzydeł. Nabierając w płuca coraz bardziej skażone powietrze, wzrokiem ogarnął całą panoramę śmierci i zniszczenia. Gwizd, z jego ust wydobył się głośny, przeszywający słuch dźwięk. Założył maskę i chwycił za karabin. Odwracając się jednocześnie na cały las spadło kilkadziesiąt obiektów czegoś co przypominało puszkę. Z każdego naboju zaczął lecieć zielonkawy, gęsty gaz. Wszyscy z wyjątkiem żołnierza zaczęli się dusić.

 

- Jacob, na zewnątrz – w jego hełmie pojawił się głos. Szybko wykonał polecenie – przełączam cię do światła trzy. Ustalony jako światło trzy, dwa.

- Światło trzy, lokalizacja – odpowiedział Jacob.

- Na dziesiątej od głównej bramy. Pięćdziesiąt metrów.

- Idę w waszym kierunku, różnica piętnaście minut na prawo – potem zaczął biec.

 

Wybuch. Z środku lasu pojawił się duży podmuch ognia. Powstały płomień zajął korony drzew.

 

- Kurwa, miało być humanitarnie – odezwał się głos w radiu – trzy, dwa widzimy cię.

- Potwierdzam kontakt – przed oczami Jacoba, pojawił się konwój trzech terenówek.

- Wejście w ruchu pierwszy pojazd, z lewej, z tyłu – drzwi otworzyły się, a Jacob z pomocą siedzącego obok żołnierza wszedł do środka.

- Witamy z powrotem – odpowiedział kierowca.

- Nareszcie – odetchnął z ulgą – jaki plan?

- Zabezpieczamy tyły, aresztujemy ewentualnych uciekinierów – powiedział stary mężczyzna obok kierowcy, który skręcił w prawo, mijając las z lewej strony.

- Twoja broń z przydziału – mężczyzna, ciemnym kolorem skóry przypominał Hube, ale był o wiele młodszy. Podał mu paralizator kształtem przypominający pistolet.

- Jesteśmy – kierowca kliknął przycisk na desce rozdzielczej, po chwili cała karawana się zatrzymała.

 

Wyjątkiem byli żołnierze z pierwszego pojazdu. Ustawieni w nierówną kolumnę, szli wzdłuż muru. Doszli do celu, małego przejścia naprzeciwko głównej bramy.

 

- Ostatni cywile odeszli jakieś dziewięć godzin temu – stwierdził Jacob.

- Musimy się upewnić – rozkał najstarszy mężczyzna – trzy, jeden – pokazał na siebie – trzy, dwa – wskazał na Jacoba – trzy, trzy – pokazał na młodego żołnierza – trzy, cztery – tyczyło się kierowcy. Idziemy – rozkazał.

- Las był pusty i zniszczony. Powietrze było ciężkie, dusiło nawet przez wojskowe filtry. Zielona mgła, praktycznie całkowicie zabierała pole widzenia. Trzask jakiejś gałęzi, ktoś biegł.

- Swój! - krzyknął, podnosząc ręce – sierżant Hube Falare.

- Potwierdzam – odpowiedział mu staruszek.

- Ty żyjesz - w szczęśliwym głosie Jacoba, słychać było żal.

- Co wy odpierdalacie? - już w spoczynku, wszedł w sidła grupy.

- Wykonujemy rozkazy. Gaz zmieszał się z ogniem – trzy, jeden wskazał na królewski pałac – jest tu ktoś jeszcze?

- Dwóch żołnierzy.

- Co z lokalnymi? - spytał Jacob.

- Prawdopodobnie wszyscy żołnierze zaduszeni, reszta uciekła. Dwa ciała w środku królewskiego pałacu.

- Ręce do góry – wycelował niego trzy, cztery – jesteś aresztowany według artykułu trzynaście, punktu pięć. Za bratanie się z wrogiem i szkodzenie armii oraz rządu unii narodów europy.

- Rozumiem – wyciągnął pistolet i strzelił sobie w głowę.

- Kurwa. Rzadko wybierają szybką opcje – odpowiedział staruszek.

- Został drugi – stwierdził Jacob.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania