Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

cień żołnierza - fragment 7

Victor – dzień pierwszy

 

Operacja trwała już kilka godzin. Victora ratowało trzech lekarzy i wielu pomocników. Pozostała dwójka żołnierzy oczekiwała jej końca w królewskim domu. Uczyli się języka, otrzymywali też różne zadania. Straż nocna, pomoc w ogrodach lub przy rzeźbieniu drzew, musieli i chcieli odpracować, za wszelką pomoc. W każdej wolnej chwili starali się uzyskać radiowy kontakt z armią, lecz za każdym razem po drugiej stronie była głucha cisza.

 

Victor – dzień drugi

 

Victor przeżył operację. Nadal był w śpiączce, dziś mają go wybudzić. Frank przechwycił, wojskowy sygnał ratunkowy z wydmowej doliny. Przygotowywał siebie oraz kilku wojowników posługujących się językiem ogólnym. Miał nadzieję, że wydobędzie od niego potrzebne informacje. Hube szkolił młodych chłopców posługiwania się bronią palną.

 

Victor – dzień trzeci

 

- Nie, nie. Mówimy prefra. Akcentujesz e i tam jest f, a nie w – powiedziała Ellie, siedział na łóżku obok Victora. Teraz jego lewą rękę i kawałek barku zastępował czarny metal.

- Prewra, kur... Prefra. Chyba lepiej – zaśmiał się lekko.

- No może być. Teraz trochę kultury i zasad – powiedziała Ellie – wiesz mi, od tego zależy twoje życie – dopowiedziała, widząc minę chłopaka – Po pierwsze i najważniejsze. Na ulicy nie używasz języka ogólnego. Po drugie, bez nakazu nie niszczych żadnych drzew.

- Drzewa tworzą tlen, rozumiem, ale czemu nie mogę mówić ogólnym?

- Kiedy Ert Astyr, pierwsza dynastia założyła las. Jednym z pierwszych dekretów króla był nowy język. Mieszkańcy byli siłą ściąganymi niewolnikami, w ten sposób miał ich zatrzymać. Okazało się, że wielu z nich znało język ogólny i nie chcieli z dnia, na dzień go zmieniać. Następne pokolenia, uczyli obu języków. Sześciu kolejnych władców, z walczyło z naukami języka – westchnęła, by zrobić nieco przerwy i przypomnieć historię – Szestego króla, pokonała rewolucja. Zmarł bezdzietnie a rewolucjoniści, postawili na tronie Boarty Sirt. Pozwolił on na naukę obu języków.

- Ale dlaczego obu? Nie wystarczy ogólny?

- Był bardzo mądry, językiem lasu posługują się żołnierze i mieszkańcy na wyższym stanowisku. Najlepszą ochroną przeciwko podsłuchom jest nierozumienie przeciwnika. Potem jego syn Boarty II kote, wprowadził nakaz używania go na ulicach i tak jest do dziś.

- I wtedy się ludzie nie zbuntowali?

- Inna filozofia życia, nie nakazał go wszędzie. Długo by wymieniać.

- A dlaczego. Skoro ten język jest taki tajny, czemu go nas uczycie?

- Mój ojc... - spojrzała na Victora – aktualny król, Toaris IV Opran. On chcę być jak poprzedni twardy i silny, ale nie potrafi. Chcę się ludźmi opiekować, marzy, by wprowadzić do lasu świat zewnętrzny, ale wie że to zniszczy las. Poza tym, jak chcecie się, z nim dogadać to musicie umieć mówić, językiem lasu. -

On jako król innego nie zna.

- To nie jest twoja rodzina, prawda? - spytał Victor.

- Nie – powiedziała, ze smutkiem – nie znam prawdziwej rodziny. Od małej mówili mi, że nie są moją rodziną. Szczególnie władca, jego żona starał się mną opiekować jak matka. Miałam wszystko do czasu – przerwała, była blisko płaczu.

- Już dobrze Ellie. Jeśli nie chcesz o tym mówić to w porządku – wtedy Ellie, wtuliła się w jego ramiona i zalała je łzami.

 

Otworzyły się drzwi sali, w progu stał Toaris. Spojrzał na Victor a on na niego. Wyczytał z oczu chłopaka, co się dzieje i wyszedł. Po minucie, Victor odsunął ja od siebie, próbując ją opanować.

 

- Ellie, pomogę ci. Obiecuję, że pomogę nam odnaleźć rodzinę. Odnajdę naszą rodzinę, siostro – wyszeptał jej to do ucha.

- Nie będziesz w tym sam – odpowiedział, jakby nie była zaskoczona jego słowami.

 

Sen drugi

Wojskowa sala porodowa.

Jacob biegł za grupą lekarzy, w tłumie słyszał krzyk kobiety. Kobiety tak bardzo mu miłej. Bardzo go kochającej i wtedy pielęgniarka go zatrzymała. Spojrzał na nią jej, twarz była dziecięca. Dziecka, którego szukał, ale było inne niż te, które ostatnio widział.

Nastał mrok, krzyk stał się jednym głośnym dźwiękiem wydobywającym się z wnętrza głowy.

 

- Odnajdź ją. Zapomnij o chłopcu. Zginie bez ciebie. Obiecałeś.

 

Jacob – dzień trzeci

 

Obudził się, z bólem i strachem. Był w celi, zniszczone ściany, obdrapany sufit. Metalowa prycza bez materaca, poduszki czy pościeli. Toaleta, zlew i zniszczone lustro. Doczołgał się na łóżko, starał się zebrać trochę energii i pozbierać myśli. Dotknął tył głowy, jego wojskowy czip został zniszczony. Wiedział że przegrał czip, wysłał informację z prośbą o pomoc ale wątpił by ktoś mu przyjdzie z pomocą.

 

- Widzę, że się obudziłeś. Może dzisiaj, będziesz bardziej rozmowny – wszedł do środka – nie zabiję cię. Dbam o bezpieczeństwo swoich ludzi, na niczym mi nie zależy jak na ich bezpieczeństwie.

- Chciałeś mnie zabić, a teraz jesteś miły.

- Masz rodzinę? - mówił jak do przyjaciela.

- Miałem, wyprzedzę pytanie. Zrobiłbym dla niej wszystko.

- Więc rozumiesz, że boję się o nich.

- Wypuść, mnie a odejdę.

- Jak się nazywasz?

- Jacob, a ty?

- Anton. Słuchaj, wykurujesz się u nas, odpowiesz na parę pytań i tyle.

- Jakich znowu pytań – podniósł lekko głos.

- Skąd jesteś, dokąd idziesz, co od nas chciałeś?

- Jestem żołnierzem jednostki pancernej, muszę ewakuować kilka osób. Wczoraj była burza piaskowa, zobaczyłem ogień. Myślałem, że znajdę tam schronienie – spojrzał na mężczyznę – resztę znasz.

- Rozumiem, dam ci trzy dni na regenerację. Potem odjedziesz i o nas zapomnisz.

- Dobrze, dziękuję. Mam tylko jedną prośbę.

- Jedzenie, zaraz dostaniesz.

- Nie, nie o to chodzi. Chcę porozmawiać z tamtą dziewczynką.

 

W tym momencie doszło do wybuchu i strzałów. Anton wybiegł z celi, krzyczał coś, ale Jacob nic nie zrozumiał. On też wyszedł, szedł korytarzem, opierając się ściany. Wtedy wycelował w jego stronę żołnierz. Nie strzelił.

 

- To ciebie szukałem – podszedł do niego, zacisnął rękę wokół szyi – pójdziesz ze mną!

- Dobrze, muszę iść odnaleźć sprzęt.

- Jasne – odpuścił ucisk – choć pomogę.

 

Szli przez korytarz, wypełniony trupami bandytów. Frank otworzył pierwsze drzwi. W kącie, z podkulonymi nogami siedziała dziewczynka. Na stole leżał pancerz, Jacob zaczął go ubierać.

 

- Musimy, ją zabrać – powiedział w międzyczasie.

- Jak musimy – westchnął Frank.

- Zostaje tutaj – powiedział Anton, wchodząc do pokoju. Frank wycelował w jego kierunku.

- Nie może tu zostać. Wybacz – powiedział Jacob.

 

Anton wyjął pistolet i zastrzelił dziewczynkę. Frank trafił zabójcę, seria z karabinu zagłuszyła Jacoba. Gotowego do drogi, pociągnął za sobą Frank. Nie wiedząc jak, był już w trasie, siedział na skuterze za plecami Franka, obok nich trzech innych. Piach tworzył za nimi ogromny kurz. Po kilkunastu minutach, byli już w wiosce. Odstawili pojazdy, ochotnicy udali się w sobie znane miejsca. Frank i Jacob, poszli do króla. Podrodze zgarniając Hube, którego traktowano jak swojego. Nowy żołnierz reagował na wioskę tak samo, jak inni. Weszli do królewskiej chaty, tam oczekiwała ich rodzina królewska. Toaris, Magfala i ich syn Kiritan, dosiedli się do nich.

 

- Opo wofal, ktasy – zastanowił się Frank – otraw.

- Możecie, mówić ogólnym – odpowiedział król – uczę się wasz język.

- Dobrze powiedz, jak masz na imię – Hube zwrócił się do nowego.

- Jacob, mam ważną informację. Za pięć dni, ten teren zostanie zbombardowany. Musicie się ewakuować.

- To wasz wina – krzyknął król – zabije was.

- To nie tak, bombardowanie miało być trzy dni temu, ale mam was uratować – zwrócił się do żołnierzy – poszukuję też dziewczyny, coś około siedemnastu może, osiemnastu lat. Brązowe włosy i zielone oczy.

- Ellie – powiedział Hube.

- Gdzie ona? - szybko zareagował Jacob.

- A co ty od niej chcesz? - spytał dla bezpieczeństwa Frank.

- To moja córka.

- Porzuciłeś ją, lata temu – krzyknęła Magfala, wstając z krzesła i uderzając w stół.

- Nie znałem jej, żona uciekła. Zostawiła list, że gdzieś ją zostawiła i mam ją odnaleźć.

- Co to za głupia gierka? - zdenerwowała się, jeszcze bardziej.

- Żebym umiał odpowiedzieć, od dekady jej szukamy i w końcu ją odnalazłem. Przynajmniej, taką mam nadzieję.

- Ten wasz chłopak. Victor to jej brat – stwierdził Toaris - Kobieta, która ją zostawiła. Chciała oddać, jeszcze syn, ale był oznaczony, nie mogłem go przyjąć.

- Zaprowadzisz mnie do nich? - poprosił Jacob.

- Oczywiście – wstał z krzesła – chodźmy.

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • Eytu dwa lata temu
    Maksimow - Jesteś Rosjaninem lub Ukraińcem? Po polsku piszemy szóstego, nie szestego.
  • Eytu dwa lata temu
    PS. nie niszczyć - zamiast niszczych.
    Вы очень хорошо пишете по-польски. Хотел бы я говорить по-русски, как ты говоришь по-польски.
  • Maksimow dwa lata temu
    Tak zwane złe kliknięcie na klawiaturze, które się nie zauważyło.
    PS.
    Z tego co mi wiadomo jestem Polakiem
  • Eytu dwa lata temu
    Maksimow Ok:) Pozdrawiam.
  • Maksimow dwa lata temu
    Życzę szczęścia i zdrowia.
    Również pozdrawiam :)
  • Eytu dwa lata temu
    Maksimow My Polacy mamy problem z f i w. (Ubezdźwięczniamy.) - Wypowiedź Victora świadczy, że jest Polakiem.
  • Maksimow dwa lata temu
    Nikt nie powiedział że nie. Miejsca akcji nie podałem. Daje jedynie wskazówki

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania