Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Cień żołnierza - fragment 23

To był pierwszy lot Victora, jego przydział nie pozwalał nawet na symulatory. Nigdy nie rozumiał, dlaczego mimo specjalnej jednostki i latających rówieśników nigdy nie był nawet pasażerem. Nie raz uczył się o helikopterach czy samolotach. Teraz nie dość, że w końcu leciał to jeszcze jako ktoś ważny. Jedyne na co mógł narzekać to cel podróży i twarde, zużyte siedzisko.

 

- Gdy dolecimy – zaczęła nagle Nika - przejdziemy do pick-upów, stamtąd nie całe trzysta kilometrów i gotowe. Jesteśmy na miejscu.

- Nie chcę – spojrzał na nią Victor – chcę wrócić do wojska, do swoich ludzi.

- Nie zachowuj się jak dziecko – wtrącił się Edward – obiecałem ci odpowiedzieć na pytania. Ile do lądowania? - spytał pilotów.

- Cztery minuty – odpowiedział jeden z nich – Wezwać transport?

- Tak – nakazał. – Słucham, więc co chcesz wiedzieć? - spojrzał na Victora.

- Dlaczego? Dlaczego, mam trafić do polityki? Czemu nie mogę wrócić?

- Jak dobrze wiesz, jednostka cieni podlegała bezpośrednio Unii Narodów. Od kilku lat Unia Narodów, związała się z wolnymi narodami. Wrócili do nazwy ONZ i zmienili kilka nazwisk.

- I co to ma wspólnego ze mną? - zaprotestował Victor.

- W związku z utratą cennej jednostki – wtrąciła się Nika – Organizacja Narodów Zjednoczonych, postanowiła odnaleźć ocalałych i przesłuchać aby poznać szczegóły tego co się wydarzyło.

- Dlatego sprawdziliście Las? - spytał się kobiety.

- Nie. To zbieg okoliczności, jednostka Michaiła Meyera, w tej której przebywa wicemi...

- Kilka tygodni temu – przerwał jej Edward – otrzymaliśmy rozkaz pozbycia się ludzi lasu. W uzasadnieniu podali, że są oni zagrożeniem dla cywili.

- Przecież to kłamstwo - zdenerwował się Victor – oni po prostu chcieli żyć. Byli samo wystarczalni, nie robili nikomu krzywdy.

- Sprzeciwili się prawu, traktowaliśmy ich nie tylko jako zagrożenie, ale też jak nomadów.

- Chyba jednak nomadzi mają większe prawa – zirytował się Victor – nie zabijamy ich od tak, dla przyjemności. Z resztą ostatnio różne, rzeczy się dzieją.

- Później Victorze – przerwał mu Edward. – Czerwony, ile do lądowania?

- Dwie minuty – odpowiedział pilot – wchodzimy w etap lądowania.

- Nika, masz dokumenty? - spytał generał.

- Tak, tak – sprawdziła teczkę, która pojawiła się jakby znikąd – jeszcze, akta Andersona.

- Trzymaj – podał jej teczkę, której Victor również wcześniej nie widział – Victor, mała prośba. Zachowuj się, w takich miejscach atmosfera jest o wiele bardziej oficjalna, niż u nas.

- Uwaga! Lądujemy – odezwał się pilot. Helikopter delikatnie dotknął podłoża.

 

Uszy Victora zatkało ciśnienie. Potrzebował chwili na uspokojenie, jednak jej nie było. Wysiadł, a raczej został wręcz wyrzucony z helikoptera. Kilka sekund wystarczyło by grupa trzech osób, została przez pilotów, przekazana jednostce wojskowej. Sześciu żołnierzy i kilku snajperów, schowanych w pobliskich ruinach. Wszystko to by przetransportować jego, młodego żołnierza stającego się politykiem. Chłopaka mającego więcej pytań niż odpowiedzi. Jego słuch wrócił do normalności, kiedy siedział w wojskowym SUV-ie. Siedział sam, z tyłu przed nim tylko kierowca. Jednak nie był on żołnierzem. Miał dziwny, jakby cywilny ubiór, nie odezwał się przez całą drogę. Zresztą Victor nawet nie próbował tego zmieniać. Okna były przyciemnione, jednak chłopak wszystko widział. Jechali w kolumnie, pięć takich samych samochodów. Victor jechał w czwartym, krajobraz był dziwny, zdawało się, że jechał w mieście starego świata. Ludzie, cywile żyli normalnie, jak w starych książkach czy filmach. Auto skręciło i po chwili wjechali do tunelu. W pełni oświetlony, monotonny i usypiający.

 

- Tunel Wrocław-Bruksela. Auto osiem, trzy, pięć. Czwarty w kolumne. Przesył dwa, osiem – kierowca powiedział jakby do kierownicy – autopilot – mówił do siebie, po czym wcisnął coś na kierownicy – kawy, herbaty? - spytał się Victora.

- Co? - spytał zdezorientowany.

- Chce pan coś do picia? - ponowił pytanie.

- Nie, dziękuje.

- Będziemy rozmawiać, słuchać muzyki czy jakiś film. Mamy dwanaście godzin jazdy.

- Czemu tak długo? - spytał Victor, przychylając się do kierowcy.

- Jakby to powiedzieć – zastanowił się chwilę – mamy jakieś tysiąc kilometrów do przejechania. W tym cztery pauzy. Widzę po ubiorze, że często nie jeździsz rządowym trasami.

- Właściwie to mój pierwszy raz – odpowiedział chłopak, kładąc głowę na zagłówku.

- Przyzwyczaisz się.

- Będę musiał. Mam takie pytanie, możesz przyciemnić okna? Wiem, że bywają takie szyby – dziwnie się zająknął.

- Oczywiście – uśmiechnął się, wcisnął coś na tablecie i szyby się zaciemniły. Wyjątkiem był mały kawałek przed kierowcą.

- Mogę spytać o imię?

- Kasper.

- Victor, miło poznać. Takie pytanko. Długo jeździsz?

- Tym, to mój drugi przejazd. Ogólnie od sześciu lat.

- Jeszcze jedna kwestia, jak nazwałeś trasę? - znów nie był pewien słów – Wrocław i...

- Wrocław-Bruksela – przerwał mu – to miasta. Rządowe miasta, jedne z ostatnich, które się jako tako ostały. Reszta jak wiesz, są podzielone na równe strefy. Wyjątkiem jest te kilka miasta. - W czterdzieści osiem, to właśnie wspominany Wrocław, jest jeszcze Warszawa i Kraków. Nie wiem jak cię uczyli, mam nadzieję, że wiesz, że jeśli chodzi o Bałtyk to dostały głównie jego obrzeza, z podkreśleniem południa.

- Do dwustu kilometrów strat całkowitych, do dziś nie mogę zrozumieć, że teraz na tych miejsca żyjemy sobie od tak. Jakby się nic nie wydarzyła, tak w nawiasie mówiąc, oczywiście.

- Widzę, że masz wiedzę. Skąd jesteś? Z północy, tak?

- Tak, tylko nie wiem z jakiego miasta? - uśmiechnął się lekko.

- Okolice Gniezna, chyba. Tyle się dowiedziałem. Mniejsza – odpowiedział – słuchaj, Victorze to może coś obejrzymy, czy chcesz jeszcze pogadać?

- Możemy obejrzeć, nawet wiem co – żywo zareagował – był taki film o niebieskich gigantach czy jakoś tak. Kurde – zaczął klepać się w kolano – nie pamiętam nazwy, on był taki długi, kilka części tam miał.

- Wiem – zaśmiał się – wiem, o co ci chodzi – kliknął coś na tablecie. Na przedniej szybie, pojawił się obraz, na którym pojawił się film. Światła w aucie zgasły i rozpoczęli seans.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • MKP ponad rok temu
    "- Cztery minuty – odpowiedział – wezwać transport?" - Cztery minuty - odpowiedział jeden z nich. - Wezwać transport?

    "- Tak – odpowiedział – słucham, więc co chcesz wiedzieć? - spojrzał na Victora." - odpowiedział jest akapit wyżej "nakazał" i tu jedna postać wypowiada dwa zdania do dwóch osób. Słucham z dużej litery i didaskalia kończysz kropką.

    "- Związku" - w związku

    "Później Victorze – przerwał mu Edward – czerwony, ile do lądowania?" - to nie może być jedno zdanie: kropka po didaskaliach i czerwony z dużej.

    "Wysiadł, został wręcz wyrzucony z helikoptera. " - wysiadł, a raczej został wręcz wyrzucony.

    "Z resztą" - zresztą

    "Wyjątkiem są właśnie te kilka miasta" - czy to celowy zabieg?

    Pozdrawiam
  • Maksimow ponad rok temu
    Dzięki ?
    Również pozdrawiam
  • Maksimow ponad rok temu
    Cześć, mam jeszcze pytanie do tego celowego zabiegu. Masz na myśli te miasta, czy taką konstrukcję zdania?
  • MKP ponad rok temu
    Maksimow
    To jest wypowiedź bohatera, a on może być cudzoziemcem, który nie odmienił poprawnie:) Dlatego w przypadku dialogu zawsze lepiej spytać, czy tak mam być, bo to może być celowy zabieg autora. Jeśli to narrator walnął babola:) to musi poprawić "Wyjątkiem było te kilka miast" "Wyjątek stanowiło te kilka miast"
  • Maksimow ponad rok temu
    MKP aaaaa ok. Coś wymyślę, i to jeszcze w czasie teraźniejszym, bo te miasta nadal istnieją...w jakimś stopniu

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania