Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Cień żołnierza - fragment 2

Przez kilka następnych godzin, każdy był zajęty swoimi sprawami. Frank grzebał przy dronie. Hube oglądał pomieszczenie, szukając elementów zagrażających zawaleniem. Naprawiając je przy użyciu ręcznej drukarki. Victor siedział całkowicie w rogu, sprawdzał i czyścił broń. Za nim zdążyli się obejrzeć, zapadł już zmrok. Ostatnie promienie słońca dotykały lekko, ostatnich wydm zaś księżyc powoli wchodził na szczyt.

 

- Tam mają łatwiej – powiedział Victor, wskazując na księżyc.

- Wątpię by ktoś tam jeszcze żył – westchnął Frank – już dawno nie słyszałem, bo ktoś się łączył z kosmosem. Co tu dopiero mówić o księżycu.

- A ja wierze, przecież go skolonizowaliśmy. Mają zapasy i wszystko inne – powiedział Victor coraz mniej pewnie.

- Nie wiem, co tam wam mówią w tych szkołach – wtrącił się Hube – ale ostatni kontakt z księżycem, był trzydzieści lat temu. Kontakt z kosmosem to nieco ponad dekada.

- Nie ma co się zastanawiać, spróbujcie zasnąć. Jutro o świcie wyruszamy – rozkazał Frank.

 

Wszyscy zasnęli w ciągu jednej godzin, sama noc była wyjątkowo spokojna. Jak powiedział dowódca, tak też było. Wstali, gdy słońce wyszło w połowie. Z blokowiska zeszli w milczeniu, dopiero gdy szli, odważyli się zaczęli mówić.

 

- Czego potrzebujemy? - spytał Victor.

- W priorytecie woda albo filtry ręczne, żywność i amunicja.

- I jeszcze flara, zapomniałeś flarze Frank – przypomniał Hube.

- Po co flara? - spytał Victor.

- Kiedy będziemy przed wjazdem do bazy, wystrzelimy ją. W ten sposób poinformujemy, że my to my – wyjaśnił Victor.

- Właściwie, jeśli to nie problem. Wezmę gitarę ze swojej kajuty. Oczywiście, jeśli przetrwała – powiedział trochę pytająco, trochę nie pewnie Hube.

- Jeśli będziesz ją targał ze sobą, to nie ma problemu. Zawsze to jakoś umili czas podróży – powiedział Frank.

- Victor, strzelałeś z innej broni niż karabinem powtarzalnym lub pistoletem? - spytał Frank.

- Właściwie to nie, na początku miałem półroczne szkolenie. To tam faktycznie strzelałem z każdego rodzaju broni, ale to było kilka lat temu.

- No dobra, w takim razie zostaniesz przy aktualnym wyposażeniu. Ja poszukam jakiegoś karabinu.

- Frank to, jaki mamy plan? Kto, co robi? - spytał Hube.

- Hube ty pójdziesz do kajut. Weźmiesz, z nich wszystko, co potrzebne. Amunicje, lekarstwa, może znajdziesz jakieś granaty. Victor ty sprawdzisz stołówkę i magazyn. Szukasz tego samego, czyli wszystko, co może nam być potrzebne. Z zaznaczeniem, że szukasz filtrów ręcznych i małego odwiertu wodnego. Poszukaj też żywności, za trzy do pięciu dni znudzi nam się, lokalna flora. Dobra rozejść się – ostatnie zdanie Franka, brzmiało, jakby chciał uciec od pewnych tematów czy nie domówień.

- No a ty Frank, dokąd idziesz? - spytał po chwili milczenia Hube.

- Ja... ja muszę, coś załatwić – mówił tak by, uciec od tematu – idźcie już, nie ma czasu.

 

Każdy poszedł w swoim kierunku, Victor przed wejściem do magazynu odwrócił się i zobaczył, jak wchodzi do budynku generała Leo Lichterskiego. Był dobrym generałem, troszczył się o każdego jak o członka rodziny. Człowiek czuł się bezpiecznie.

 

Magazyn był mały i ciasny i ciężko było się po nim poruszać. Cały sprzęt był schowany w ponad metrowych skrzyniach transportowych z elektronicznym zamkiem. Cała elektronika łącznie z generatorami pod wpływem promieniowania wybuchła lub się wyłączyła. Victor do ich otwarcia używał siły. Kilka uderzeń kolbą karabinu wystarczyłoby dostać się do środka. Zazwyczaj znalazło się tam trochę amunicji i pancerzy, sporadycznie broń i granaty.

 

- Ja... mnie słych... - powiedział przerywany głos Franka dobiegający z radia.

- Nie naj...rzej – stwierdził Hube.

- Mnie was przerywa – powiedział Victor.

- Nam cie... też, maga... ma ...be śc... - wyjaśnił Frank – do... ...chodzimy.

 

Każdy z nich wyszedł, z wyznaczonego terenu. Każdy z nich widział to samo. Martwe ciała żołnierzy i cywili. Po Franku i Hube nie było widać żadnych emocji, zaś Victor od samego początku miał przeszklone smutne oczy. Stali pośrodku tego zgliszcza, każdy z nich zawiódł. Złamał najważniejszą żołnierską zasadę, by chronić cywili.

 

- Słuchajcie mamy dwie opcje – zaczął Frank – idziemy albo do jednostki pancernej, albo do maszyn. Dystans jest podobny.

- Nawiązałeś kontakt z którymiś? - spytał Hube.

- Nie, maszt od radia nie działa – wskazał palcem na zniszczoną kilkunastometrową antenę.

- Więc skąd pewność, że tam ktoś jeszcze żyje i, że nas przyjmą?

- Nie mam pewności, ale przed atakiem to stamtąd dobiegały ostatnie sygnały.

- Możemy iść do pancernych, jeśli się nie mylę dowódcą jednostki, jest mój były nauczyciel od jazdy pojazdami – wtrącił Victor.

- Więc postanowione – zaśmiał się Frank.

 

W mgnieniu oka opuścili teren wojska. W momencie przekroczenia terenu ziemi niczyjej podświadomie zwolnili. Teren od dawna zadbany jedynie przez naturę i czas. Miejsce, na którym nie obowiązują żadne zasady, a każdy jest dla siebie wrogiem. Tu człowiek nie ma już swej wielkiej władzy, zmniejszony do roli ziarenka piasku, po którym chodzą zwierzęta, a raczej mutanty od nich powstałe.

 

- Ile nam zajmie droga? - spytał Hube.

- Patrząc na to, że jest środek dnia a w nocy, zrobimy przerwę to jutro powinniśmy być chwilę przed południem.

- Co tak szybko? - spytał zdziwiony Victor.

- Bazy są umiejscowione dość blisko siebie, tak by móc sobie nawzajem szybko pomóc – wyjaśnił Hube.

- To dlaczego nikt nam nie pomógł?

- Nie wiem – westchnął Frank – nawet wstępny alarm obronny nie był włączony.

- Był ktoś w środku? - spytał Hube.

- Nie było żadnego ciała, ale tam zawsze ktoś był. Mam nadzieję, że tamci nam wszystko wyjaśnią.

- Swoją drogą. Jaki w ogóle mamy plan? Pójdziemy tam do nich i co? Powiemy, że chcemy do nich dołączyć czy jak? - spytał zagubiony Victor.

- Trochę tak. Wyjaśnimy, co się stało a potem na przydzielą do nowych oddziałów. Przynajmniej taką mam nadzieję. Na pewno nam jakoś pomogą.

- A jeśli nie, jeśli nie pomogą?

- Wtedy nas zabiją lub wyrzucą, z powrotem tutaj. Wtedy poszukamy szczęścia u innej jednostki - ostatnie zdanie Franka brzmiało dosyć niepewnie.

 

Dalsza część, podróży trwała bardzo spokojnie. Victor był nad zbyt przewrażliwiony na wszelkie bodźce. Nawet najmniejszy podmuch wiatru, osuwający się piach czy spadający fragment budynku. Powodował, że chłopak jeszcze mocniej zaciskach rękojeść karabinu. Frank też był czujny, jako jedyny wychodził wcześniej pieszo na teren niczyi. Wsłuchiwał się w odgłosy świata, wytężał słuch by usłyszeć, cokolwiek co nie było głosem ich kroków. Hube nic nie interesowało, był tępo wpatrzony w bezgraniczną pustkę stojącą przednimi. Tak szli do późnych godzin wieczornych, kiedy słońce zniknęło za horyzontem. Z włączonymi latarkami, weszli na teren otoczony metalową siatką, na którym wisiał drut kolczasty. Hube jako technik-inżynier wyjął z kieszeni nóż, wcisnął przycisk w rękojeści. W tym momencie wierzchnia część ostrza zaczęła się poruszać góra-dół. W ten sposób naciął dolną część siatki, przez którą przeszli do środka. Cały teren był z starego świata, a w jego skład wchodził mały budynek i kilka metalowych wież połączonych między sobą jak i z budynkiem kablami.

 

- Co to za miejsce? - spytał Victor.

- Nie pamiętam nazwy, ale to coś w rodzaju przekaźnika prądu – wyjaśnił Hube – ale teraz posłuży nam jako schronienie.

- Ludzie mieli wszystko stały dostęp do prądu, wody i żywności. Mogli żyć, jak chcieli... - zaczął Victor.

- Chcieli zagarnąć, wszystko dla siebie – zaczął Frank, grzebiąc przy zamku drzwi – chcieli...zawsze chcieliśmy dostosować wszystko pod siebie. Nie ważne, za jaką cenę, a gdy już się udało. Chcieliśmy dostosować innych ludzi do siebie. Stąd wojna a wszystko się zawaliło i to teraz my musimy się dostosować – chwycił za klamkę i otworzył drzwi – udało się.

 

Weszli do środka, wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że na przeciwległej ścianie opierał się obrośnięty przez pajęczynę, szkielet ubrany w uniform elektryka.

 

- Biedaczek – powiedział z teatralnym żalem Frank – nie zdążył do schronu.

- Albo myślał, że to wytrzyma – powiedział Hube, dotykając ściany – swoją drogą, dziwna sprawa, ale chyba mamy anomalie.

- Mów! - rozkaz Frank.

- Nie tak ostro, skaner wskazuje, że jeszcze osiem dni temu był tu tlen. Na tyle, by móc normalnie oddychać.

- Przeszukamy cały budynek i może znajdziemy filtr – szybko zareagował Victor.

- Spróbuj zamknąć okna – zaczął Hube – Frank mógłbyś poszukać ten filtr, ja spróbuje włączyć prąd.

- Jaka jest szansa, że po wielu latach wciąż działa prąd? - spytał Frank.

Kilka dni temu, był tu tlen więc dość spora.

- Chłopaki nie pasuje mi jedna sprawa. Skoro jeszcze nie dawno działał tu tlen a on – wskazał wzrok na szkielet – zginął na początku. Na początku to – jego zdanie przerwał głos silnika samochodu podjeżdżającego do ich nowego schronienia.

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania