Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Cień żołnierza - fragment 29
- Witaj, Natasho - z bólem podniósł się z krzesła. - Ile to lat minęło?
- Co tu robisz? - z trudem powstrzymywała swój gniew.
- Masz się mną opiekować - trzymając rękę o blat stołu podszedł kilka kroków. - Nie denerwuj się, nie mam ci za złe. Przeszłości.
- Ty nie masz, mnie za złe! - podeszła na wyciągnięcie ręki. - To.. co zrobiłeś - jej gniew zamienił się w smutek. - Ile łez wylałam, ile..ile…zaufałam ci Jacob. Uwierzyłam, w każde twoje słowo. Obiecałeś, że się zmienisz! - popchnęła go i bezwładnie upadł na ziemie.
- Nat! Co ty robisz! - zawołał Giovanni, podbiegając i podnosząc Jacoba. - Nie wiem, jaka przeszłość was łączy, ale teraz, jest teraz.
- Dziękuje - powiedział Jacob, ponownie siadając na krzesło. - Natasho myślę, że powinien wiedzieć? - spytał, patrząc na nią bez urazy.
- Był moim pierwszym mężem - powiedziała, krzyżując ręce - to ojciec Victora i Ellie.
Victor - kilka godzin później
Mały, biały pokój, z lustrem zamiast jednej ściany. Victor siedział na drewnianym krześle, przykuty kajdankami do stoliki, którego nóżki przykręcone były do podłogi. Przed sobą widział drzwi, również pomalowane na biało. Z sufitu zwisała lampa świecąca zimnym, białym światłem. Siedział sam, nie wiedząc ile czasu minęło. Jednak wystarczająco długo, aby zdrętwiało ciało i zaczęło brakować innych ludzi. Zaczął słyszeć, brzęczenie żarówki oraz zdawało się, że stolik dało radę się przesunąć. W końcu do pokoju wszedł mężczyzna w granatowym garniturze i kremową teczką.
- Imię, nazwisko - powiedział zimnym głosem, siadając na przeciwko chłopaka.
- Victor Anderson - odpowiedział podobnym tonem.
- Zawód.
- Do niedawna żołnierz. Aktualnie chyba polityk.
- Rozumiem - otworzył teczkę i zaznaczył coś długopisem. Teczkę trzymał tak, że tylko on widział jej zawartość. - Wiesz, co tu robisz?
- Nie. Słysza…
- W porządku - przerwał w połowie zdania. - Otrzymaliśmy informację, jakoby pan, miał powiązania z państwem Rosyjskochińskim.
- Słucham. Kto tak powiedział? - starał się powstrzymać nerwy.
- Nie mogę powiedzieć - wstał i wyszedł.
Victor znów był sam. Siedział, teraz jednak bardziej zdenerwowany. Z każdą chwilą coraz trudniej powstrzymywał emocje. Dodatkowym czynnikiem, był on sam, odbijający się w ogromnym lustrze. Znów po, chyba, krótszej chwili zjawił się mężczyzna. Inny, ale ubrany w podobny sposób. Jednak zamiast teczki, trzymał kubek, którego zawartością okazała się czarna kawa.
- Proszę - podał kubek Victorowi i usiadł na przeciwko niego. - A tak, kajdanki - wstał, pochylił się lekko i małym kluczykiem otworzył obrączki kajdanek.
- Dziękuje - cicho odpowiedział, masując nadgarstki.
- Kawa dla ciebie - wskazał na kubek. - Możemy porozmawiać, czy chcesz jeszcze chwilę dla siebie? - zdawał się miły, przynajmniej milszy od poprzednika.
- O co tu chodzi? - zapytał, biorąc łyk napoju.
W czasie twojej podróży, sprawdziliśmy twoje akta, korzenie, powiązania i tak dalej. Wyszły pewne nieścisłości, które chcemy teraz wyjaśnić.
- Tamten - wzrokiem wskazał na drzwi - mówił coś o moich powiązaniach z Rosjochinami?
- Ostatnie wydarzenia na terenie Ameryki Północnej, spowodowały, że jako Europa musimy pilnować co i z kim robimy.
- Co się dzieje w Ameryce? W wojsku nie rozmawiamy o polityce, szczególnie tak odległej.
- Wolny Stan Teksas poszerzył granice o tereny stanu Nowy Meksyk, który jak wiesz należał do Sojuszu Nowokontynentalnego - spojrzał na Victora, potem na lustro, skinął lekko głowę. Wyszedł bez słowa, wrócił po kilku chwilach. - Zobacz - rozłożył na stole mapę świata. - Tu jest Wolny Stan Teksas - rysował palcem kontury stanu. - Ich rząd wraz z lokalnym rządem Nowego Meksyku - wskazał palcem stan - podpisali porozumienie, dzięki któremu WST otrzymało wspomniane tereny.
- Waszyngton się na to zgodził? - spytał zdziwiony i przestraszony.
- Nie, nie od razu. Otrzymaliśmy list. Zwykły papierowy, z Moskwy, jego treść kazała nam zmusić Waszyngton do udzielenia zgody.
- Kontynuuj.
- Powiadomiliśmy ich o tym incydencie. Niestety przez te kilka dni, gdy trwały rozmowy. Rosjochiny, każdego dnia o godzinie dwunastej bombardowało raz strefę cywilną, a raz obiekty naukowo-technologicznie.
- Długo trwało?
- Cztery dni. Straciliśmy około ośmiu tysięcy ludzi, w tym naukowców i techników.
- Dlaczego Waszyngton czy Ottawa przejmują się losem Europy?
- Atakowali tylko obiekty, gdzie stacjonowali ambasadorzy i przedstawiciele z Stanów Zjednoczonych oraz Kanady
- Skąd Rosjochiny znało takie informacje?
- Tego staramy się dowiedzieć. Zaczęliśmy od szukania szpiega, ale nikogo nie znaleźliśmy. Następnie dowiedzieliśmy się o twoim przybyciu i dostaliśmy informację na temat twoich powiązań. - Wyszedł bez słowa.
W pokoju został stół, krzesło, kubek i Victor. Wolny, nieograniczony przez kajdany. Mógł wstać i po prostu wyważyć drewniane drzwi. On jednak siedział i w spokoju, bez pośpiechu dopijał lekko ciepłą kawę. Kilka chwil po tym jak wypił zawartość granatowego kubka i z nudów zaczął oglądać go z każdej strony. Weszła kolejna osoba, tym razem kobieta. Azjatyckich rysów, w wieku podobnym do chłopaka.
- Pan Tadashi Yamada oczekuje - powiedziała delikatnym głosem, potem ukłoniła się lekko.
Zaplatając z tyłu ręce, stanęła przy ścianie tworząc prostą drogę między Victorem, a wyjściem. Jedyną blokadą stał się nieruchomy stolik. Wstał bez słowa, szczęśliwy w duszy i lekko na twarzy.
- Proszę za mną - powiedziała gdy zbliżył się do framugi drzwi.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania