Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
cień żołnierza - fragment 25
Jacob - dzień pogrzebu
Wstał z łóżka, wszedł do łazienki. Spojrzał w lustro i zobaczył owłosiony wrak człowieka. Byłego żołnierza, który stracił wszystko. Przyjaciół, rodzinę, wolę walki…wolę życia. Sięgnął leżącą na szafce brzytwę. Przyłożył do szyi, przycisną lekko. Odpuścił i przyłożył ostrze do skóry twarzy, zaczął ścinać zarost. Jakiś kwadrans później był gotowy, kolejne pięć minut później. Przyszedł lekarz, a wraz z nim Edward.
- Gotowy? - spytał Edward.
- Tak - podszedł do niego.
- Jeszcze tylko formalność - powiedział lekarz, podając tablet i rysik.
- Oczywiście - podpisał cyfrowy dokument. - Generale, dostane mundur? Chyba będzie bardziej stosowny niż ten ubiór - wskazał na noszony szpitalny uniform.
- Teoretycznie nadal jesteś żołnierzem, ale uważa się ciebie za cywila. Dostaniesz cywilne ubrania, stosowne do sytuacji.
- Rozumiem. - Spojrzał na lekarza - panu tez dziękuje.
- Taka moja praca - odwrócił się i poszedł.
Dwie, trzy, może cztery godziny później. Jacob i Edward siedzieli w kościelnej ławce. Wraz z nimi około trzydziestu innych żołnierzy i jeden skrzypek, który zaczął powoli grać. Wszyscy wstali. Przez główne drzwi weszło czworo żołnierzy, z trumną na barkach. Ona sama pokryta była, dużymi flagami ONZ i ZNE. Odstawiono ją przed ołtarzem, czwórka, która ją wniosła odeszła na swoje miejsce. Do pobliskiej ambony podszedł kapłan, zaczął czytać tekst ze starej księgi, potem zszedł do trumny i rozpoczął modlitwę nad ciałem Franka. Potem usiadł na swoim miejscu i do ambony podszedł Jacob.
- Dziś, żegnam dobrego przyjaciela i wspaniałego żołnierza. Poznaliśmy się sześć lat temu, pamiętam jak przyszedł generał Sam Maredis. Powiedział, że zaopiekuje się młodym żołnierzem, snajperem. Rozkaz to rozkaz, wraz z Frankiem spędziłem cztery lata. Dwa lata temu odszedł na służbę do cieni, a wraz z nim mój syn, którym obiecał się zaopiekować. Gdy dowiedziałem się o jego śmierci… - spojrzał na pierwszy rząd, gdzie siedziała rodzina zmarłego. - Moje najszczersze kondolencje - zszedł z ambony.
Victor- pierwsza przerwa w drodze
Wjechali na duży parking, ustawili się w jeden konwój. Zatrzymali się po łuku i wysiedli.
- Jak dobrze jest wyprostować nogi - powiedział Edward, wychodząc z pojazdu. - Victor? Tu jesteś. Podejdź do mnie - gestem dłoni, zaprosił do siebie. Po czym usiadł metalowym stole, kładąc termos.
- Już idę - usiadł naprzeciwko niego. - Mów, co się dzieje?
- Muszę wracać, do siebie. Do jednostki - otworzył swój termos i wziął łyk, chyba kawy.
- Kiedy?
- Teraz, póki mam szanse wrócić tego samego dnia. Kawy?
- Nie, nie chcę - przetarł twarz. - Co ze mną?
- Kolejny raz ci muszę powtarzać? - Westchnął - Póki co, robisz to, co każe ci Nika. Najpewniej cię przesłuchają w sprawie Lasu i cieni, potem - westchnął - sam zobaczysz.
- Panie ministrze - podszedł do nich kierowca, który prowadził auto z Edwardem - musimy już jechać.
- Panie ministrze? - spytał zaskoczony Victor.
- I to jeszcze wojskowości - zaśmiał się Edward, wstał - do zobaczenia Victorze - podał mu rękę.
- Do zobaczenia - podał rękę.
Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania