Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Cień żołnierza - fragment 24

Jacob - dwa dni przed wypisem

 

Kilka dni wystarczyło by Jacob nie tylko przyzwyczaił się do planu szpitalnego dnia, ale i budził się przed nadejściem lekarza. Tak bardzo znienawidzonego lekarza, teraz ponownie słyszał jego kroki. Zatrzymał się jednak przed jego pokojem i zaczął z kimś rozmawiać, mężczyzna nawet nie próbował pod słyszeć ich rozmowy. Minęły dwie, może trzy minuty, gdy do jego sali wszedł wyczekiwany lekarz.

 

- Dzień dobry – powiedział bez emocji – jak się czujemy?

- Jak co dzień lepiej – po raz ostatni chciał odszukać w nim emocji – jeśli mogę spytać z kim pan rozmawiał.

- Za chwilę się pan dowie - podał mu leki. - Dziś odłączam pana od aparatury – wyłączył pierwszy monitor. – Przewieziemy pana na skan i od po południa będzie pan mógł spokojnie chodzić, a przynajmniej odejść od łóżka – wyłączył drugi monitor.

- Witaj, Jacobie – do sali wszedł starszy mężczyzna w mundurze.

- Witaj, co się dzieje? - podał mu rękę – coś z młodym?

- Nie, jutro organizujemy pogrzeb żołnierzy zmarłych w lesie. Pomyślałem, że dołączysz – spojrzał z smutkiem – chcą by Frank miał osobny, większy pogrzeb.

- Przez to kim był? - spytał, starał się usiąść na łóżku.

- Oboje wiem jak propaganda kocha polityków. Szczególnie żołnierzy-polityków.

- Polityk i dobry przyjaciel, będę na pogrzebie. Nie musisz się martwić – spojrzał na lekarza, który kiwnął potwierdzająco głową – wiesz, co z Victorem?

- Nie. Prawdopodobnie, tak obstawiam gdzieś go przenieśli.

- Nie umiesz kłamać Edwardzie – nagle zmęczył się rozmową – jako dowódca regionu, nie wiesz o takich rzeczach? Nie chcę ci wierzyć.

- To nie wierz, mówię prawdę. Kilka dni temu góra wzięła go na przesłuchanie, potem nie wrócił.

- A dziesięciu żołnierzy jest ważniejszych od jednego – przerwał mu, starając się zacytować jego słowa.

- Dokładnie. Pójdę już, do zobaczenia na pogrzebie – wyszedł.

- Panie Jacobie, musimy już iść – zwrócił się do niego lekarz – pójdzie pan sam czy wziąć wózek?

- Wie pan co - spojrzał na niego, a potem na swoje nogi – może być wózek – uśmiechnął się lekko.

- Oczywiście – wyszedł i po chwili wrócił z wózkiem – proszę usiąść.

- Badanie, to zwykły rentgen? - z trudem przesiadł się z łóżka na wózek.

- Tak, rentgen i tomografia. Muszę się upewnić, że kości się zrosły, a i czy nie ma czegoś nowego – wyjechali, lekarz pchał wózek z pacjentem – jeśli mogę spytać, Frank był dla pana kimś bliskim? Kimś bardziej niż tylko przyjacielem, prawda?

- Myślałem, że nie interesuje cię życie prywatne pacjentów.

- Znam i Edwarda Kostana i Franka Ertesona, nie raz zdarzyło mi się leczyć ich rany. Pytam z czystej ciekawości.

- Frank jest – zastanowił się – był moim kuzynem, dalszym kuzynem. Dlatego częściej nazywałem go przyjacielem, nasi dziadkowie uciekli z trzysta pięćdziesiąt cztery. Szkoda, że go zatopiliśmy, jako imigranci trafili tu i weszli w wir strefy cywilnej i prawa, ale zawsze razem.

- Razem, zawsze raźniej – po raz pierwszy, zaśmiał się przy Jacobie, cicho, krótko i łagodnie ale jednak – jesteśmy.

 

Otworzył drzwi i zawiózł mężczyznę pod stół z cienkim materacem. Nad tym wisiało urządzenie, z półokrągłym zakończeniem. Jacob położył się na nie typowym łóżku na plecach. Lekarz nałożył na jego oczy grubą, materiałową opaskę. Wyszedł, do drugiego pomieszczenia z małą żarówką na suficie, ściana je oddzielająca miała kilkanaście metrów i trzy pary metalowych drzwi. Lekarz miał przed sobą dwa monitory połączone do komputera pod biurkiem. Prócz standardowych akcesoriów do komputera, na biurku był również mikrofon. Przez niego mówił do Jacoba.

 

- Staraj się mocno nie ruszać w czasie badania – jeden monitor wyświetlał obraz kamery z pokoju w którym leżał Jacob, a na drugim włączony był program do obsługi całego urządzenia - badanie będzie trwać trzydzieści minut.

- Czemu tak długo? – odezwał się Jacob.

- Pełny skan, zbadam nawet stare urazy pozostawione na kościach – wetchnął – badanie pokaże nawet nie widoczne i nie czułe urazy.

- W porządku, jestem gotowy.

- Nie kręć się, nie wierzgaj rękoma i nogami i spokojnie oddychaj – włączył skaner.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania