Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
cień żołnierza - fragment 8
Udali się, w kierunku szpitala. Jacob bał się, reakcji nie swoich dzieci, lecz swojej. Czuł, że nie był gotowy, ale musiał. Toaris wiedział już, że właśnie stracił przybraną córkę, ale nie czuł ani smutku, ani szczęścia z tego powodu. Szpital był po drugiej stronie strefy, Dla Jacoba każdy krok, był coraz to dłuższy. Kolana coraz mocniej się uginały, jedynie czego nie czuł to łez. Dawno zabranych przez wojsko i związanej z nią śmierci. Wtedy właśnie przekroczyli metrowy płot oddzielający teren szpitala. Przeszli przez przedsionek, stworzonego z wielkich liści, trawy i drewna, do jedynego murowanego budynku. Władca powiedział coś do jednego z lekarzy, jednak Jacob nie zrozumiał żadnego słowa. Potem poszli dalej prosto, zatrzymali się przed jedną z sali.
- To tu – westchnął Toaris – jest gotowy? -spytał, chwytając go za ramię i patrząc w oczy.
- Tak, chyba – zwątpił.
- Pamiętaj, to los wybiera, a nie ty – bez ostrzeżenia otworzył drzwi.
Jacob wszedł do środka. Ellie grzebała coś, przy ramieniu Victora. Chłopak obserwował jej ruchy. Oboje nie spojrzeli na gościa.
- Mafi, wef nef ches hefet – powiedziała Ellie, cały czas grzebiąc metalowym kijakiem
- Ellie, to nie lekarz – powiedział Victor, patrząc na Jacoba.
- Cip jert?
- Nie wiem, co mówisz – powiedział Jacob – możemy porozmawiać?
- Tak proszę, siadaj – jednocześnie Ellie zmieniła nieco sposób siedzenia, odłożyła też narzędzia – więc o co chodzi?
- Nie wiem, od czego zacząć – mówiąc, jednocześnie usiadł na pobliskim stołku, naprzeciw nich – jesteście rodzeństwem, prawda?
- Tak, skąd to wiesz? - zdziwił się Victor.
- Dobra, nie będę obijał w bawełnę – westchnął ciężko – jestem waszym ojcem.
- Nie, nasz ojciec zginął – Ellie wyszła, bez słowa.
- Victor, tak? Proszę, wysłuchaj mnie.
- Mój ojczym był śmieciem. Matkę zabili piraci, rozłączyli mnie z siostrą. Trzy razy, prawie zginąłem, zaś ty... mój ojciec zniknął dawno temu. Oboje go nie pamiętamy.
- Wiem, że mi nie wierzysz – sięgnął do małej torby – ten list, towarzyszy mi wiele lat – podał zwiniętą kartkę Victorowi.
Wyszedł z sali, przy czymś, co przypominało recepcję. Nikogo tam nie było, nikogo oprócz Ellie. Zobaczyła go i od razu do niego podeszła.
- Nie wiem, co mu powiedziałeś ale musisz odejść. Weź tamtych i odejdźcie, zapomnij o nas. Jeśli jeszcze raz się zbliżysz do mnie lub do Victora, zabiję cię – wyciągnęła, w jego kierunku nóż – następnym razem, wyląduje w twoim gardle.
- Nie będzie następnego razu – wyszedł z budynku.
Victor – dwanaście lat temu
- O co chodzi, mamo? - spytała mała dziewczynka.
- Nam chef? - spytał mężczyzna, przed wejściem do lasu.
- Tef zwati, defes – podała mu, rękę dziewczynki.
- Mamo! Co ty robisz? - zaczęła płakać.
- Mastaf, nef – oddzielił siłą, chłopca od dziewczynki.
- Ellie, znajdę cię. Czekaj na mnie dobrze – powiedział do niej chłopak.
- Musimy już iść Sam – powiedziała do niego matka.
Żołnierz i dziewczynka, poszli w kierunku lasu. Matka i Jacob, udali się z powrotem do wojskowej strefy cywilnej. Tam stała grupa żołnierzy, jeden z nich celował długą bronią. Twarz matki wybuchła krwią, huk pojawił się chwilę potem. Victor upadł, wycieńczony drogą i pogryziony przez piaszczyste szczury. Obudził się w szpitalu, w wojskowym mundurze, w ścianie stworzonej ze szkła zobaczył mężczyznę. Który szybko po chwili odszedł i wtedy z kopmutera obok łóżka usłyszał jak z rytmicznego pikania dźwięk, zmienił się w głośny i głęboki pisk. Jego oczy się zamknęły, poczuł też lekkość swojego ciała.
- Witamy w armii, Victorze.
Komentarze (12)
* мы пишем правильно - "Przeszli przez przedsionek, stworzony z wielkich liści, trawy i drewna, do jedynego murowanego budynku".
знаменатель - budynek
родительный падеж - budynku
Увидимся
Co i tak daje masło maślane gdyż występuje powtórzenie swoich-swojej, więc może być:
Jacob nie bał się reakcji swoich dzieci, lecz własnej.
Ale jeśli z poprzednich części, których niestety jeszcze nie czytałem może już wynikać, że te dzieci są jego i o tym wiadomo, słowo -swoich- można by usunąć, co daje finalną wersję:
Jacob nie bał się reakcji dzieci, lecz własnej.
To nie ma znaczenia co ja sądzę. Ważne, żebyś pisał i rozwijał talent :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania