Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Cień żołnierza - fragment 30
Zaplatając z tyłu ręce, stanęła przy ścianie tworząc prostą drogę między Victorem, a wyjściem. Jedyną blokadą stał się nieruchomy stolik.
Wstał bez słowa, szczęśliwy w duszy i lekko na twarzy.
- Proszę za mną - powiedziała gdy zbliżył się framugi drzwi.
Victor nic nie mówił, jedynie obserwował. Widział jak z odizolowanej bieli, świat staje się bogaty i kolorowy. Budynek, w którym spędził ostatnie chwile, był szary i nie wywoływał, żadnych emocji. Teraz szli parkiem, zwykłym parkiem, jak za starych czasów. Pełnego drzew, trawy i od czasu do czasu podniszczone kostki. Pełen ludzi, starych i młodych.
- Drugi raz widzę coś takiego - powiedział nagle Victor.
- Park? - spytała kobieta, jednocześnie zwalniając lekko krok, aby się z nim zrównać.
- Chyba. Drzew, trawę, szczerze szczęśliwych ludzi.
- Ich szczęście jest chwilowe. Za chwilę wrócą do szarej rzeczywistości. Pracy i nauki, stresu i smutku.
- Uciekają od monotonii. W wojsku wszystko były zaplanowane co do minuty. Każda niestandardowa misja, była powodem może nie do radości ale do odbicia i wejście w inne życie.
- Mój ojciec mówi, że kluczem do szczęśliwego życia jest wierność, uczciwość i samokontrola.
- Masz mądrego ojca.
Kilkanaście minut dalszego marszu, zaprowadziło ich pod pamiętne wejście do parlamentu. Te same szklane drzwi i ci sami ochroniarze.
- Szybko cię wypuścili - zaśmiał się ochroniarz, gdy zobaczył Victora. - Zapraszam - otworzył drzwi.
- Bez dokumentów? - spytał.
- A masz? - zaśmiał się, a Victor w odpowiedzi spuścił głowę i wszedł do środka.
Parlament Unii Narodów Europy, dawna siedziba Unii Europejskiej. Przez te wszystkie lata zmieniła się jedynie nazwa. Polityków nadal prowadzi zasada “do syta i nic więcej”. Połączyli państwa aby dać więcej zadań swoim podwładnym, a samemu móc jeszcze więcej jeść. Victor z zaciekawieniem dziecka oglądał nowe miejsce pracy, kiedy jego podróż się skończyła.
- Apartament 313 - wskazała na ciężkie, drewniane drzwi ze złotą klamką - należy do pana. Panie Anderson. Klucze i pańskie rzeczy są w środku. Przynajmniej za godzinę, proszę się przygotować - ukłoniła się i odeszła.
- W porządku - powiedział szeptem, czuł się zdezorientowany, lecz nie wiedział nawet czym.
Wszedł do nowego mieszkania. Ogromny apartament mający kilkanaście metrów różnicy między podłogą, a sufitem. Składającego się z kilkudziesięciu metrów kwadratowych pokoju, do którego dołączony był aneks kuchenny pełen litego drewna i kamienia. Na lewo od wejścia, stały kręcone schody z jasnego drewna. Prowadziły one do sypialni z ogromnym łóżkiem i telewizorem. Naprzeciw wejścia, ściana pokryta była dużą ilością okien, które aktualnie były zasłonięte. Jednak, wtedy jego uwagę zwrócił przede mały stolik i trzy ogromne, skórzane fotele. Na jednym z nich siedziała, zdawałoby się smutna Nika.
- O jesteś już - powiedziała zaskoczona, gdy Victor zamknął drzwi. - Witaj, Victorze - wstała.
- Siadaj - szybko odpowiedział, podchodząc i siadając obok niej. - Witaj, Niko - powiedział szczęśliwy - Jeśli myślisz, że to co, wtedy słysza…
- Jesteś niewinny inaczej byś tu nie był.
- Więc, co się stało? - spytał, zaniepokojony.
- Nic - odwrócił głowę, patrząc na zasłoniętą zasłonę. - Moja siostra się żeni.
- To chyba dobrze, nie? Powinnaś się cieszyć jej szczęściem.
- Nie potrafię - spojrzała na niego - oprócz niej nie mam nikogo, Victorze. Boje się, że o mnie zapomni. - W jej oczach pojawiły się łzy. - Victor. Ona jest dla mnie wszystkim.
- Połowę mojego życia, spędziłem bez rodziny. Błąkając się między opiekunami i urzędami.
- Wiem. Nie powinnam cię martwić, własnymi problemami - przetarła oczy. - Oto twój nowy dom - powiedziała radosnym głosem.
- Trochę duży. Taki metraż to na oko, miały dwa, może trzy pomieszczenia mieszkalne, a w każdym sześciu żołnierzy. A to wszystko jest dla mnie, nie powinno tak być.
- Musisz przestać, patrzeć na świat oczami żołnierza. Oczami zwykłego człowieka, nic tu nie osiągniesz.
- Nika, ja nie chcę takiego życia - spojrzał na zasłonięte okno.
- Chodź - wstała i podała mu rękę - coś ci pokażę.
Bez słowa chwycił jej rękę i wstał. Zaprowadziła go do kuchni, a ta jak u siebie wyjechała z szafy dwie szklanki i butelkę tequili.
- Moja ulubiona - powiedziała, podając mu zalaną do połowy szklankę.
- Alkohol nie jest odpowiedzią na wszystko - powiedział ponuro.
- Ale poprawia humor, ponuraku. Pokaże ci coś - chwyciła coś przypominającego pilot i wskazała na okno, a te po chwili zaczęło się podnosić. - Chodź - powiedziała ciągnąc go za rękę i stając przed szybą. - Zobacz, jako polityk, nie ważne jakiego poziomu. Dbasz o to wszystko.
- Ładny widok - spojrzał na rozświetlone miasto pokryte ciemnością nocy.
- Dwudzieste dziewiąte piętro - wzięła łyk napoju. - Teraz rozumiesz? Choć wygląda to dziwnie, robimy wszystko aby ludzie mogli dożyć następnego dnia.
- Chyba nadal muszę to zrozumieć - wziął łyk alkoholu - ale widok niezły.
- Może to cię przekona, do polityki - uśmiechnęła się lekko. - Victor, mogę zadać dziwne pytanie?
- Jasne.
- Skąd wziąłeś kubańskie cygara? Miałeś je w osobistych rzeczach, położyła na szafce przy łóżku.
- To prezent od Edwarda. Palił je za każdym razem gdy zmarł, jakiś żołnierz. Żołnierz dla niego ważny.
- Czyli, ważny dla całego wojska - powiedziała półszeptem.
- W takim razie, ja też cię o coś spytam, jeśli mogę? - Nika, w odpowiedzi sugestywnie kiwnęła głową. - Co ci się stało w rękę? - spojrzał na jej zabandażowane, prawe przedramię.
- To, to nic. To tylko osłona, żeby nie wytrzeć kremu ze znieczuleniem do tatuażu. Nie lubię bólu igły - uśmiechnęła się delikatnie.
- Masz tatuaż? Pokaż - spytał i powiedział śmiało.
- Nie, lepiej nie. Może kiedyś.
- A ty? Masz jakieś tatuaże?
- Miałem - sugestywnie, podniósł protezę lewej ręki. - Wolałem uratować życie przyjaciela.
- Wiesz, że ta ręka nie jest zarejestrowana?
- Nie było czasu i sposobność - westchnął ciężko. - To pamiątka od ludzi lasu, tych których zabiliście.
- Nie ma łatwych decyzji, Victorze. - Wtedy zadzwonił telefon Niki. Odebrała i chwilę rozmawiała z osobą, po drugiej stronie. - Musisz się zbierać, w tamtej szafie masz ubranie. Przebierz się, za chwilę przyjdzie Mayumi.
- Pan Yamada, pamiętam. - Szybkim krokiem, wszedł do garderoby i po około piętnastu minutach wyszedł ubrany w delikatnie za dużym granatowym garniturze i spodniach. Dodatkowo miał białą koszulę i jaśniejszy od garnituru krawat.
- O już - powiedziała nieco zaskoczona. - Dobra, jutro cię pomierzymy i dopasujemy ten garnitur.
- Jak dla mnie jest w porządku. Może zmieniłbym kilka rzeczy - obejrzał garnitur i brązowe spodnie.
- Oczywiście, ale to jutro - uśmiechnęła się lekko. - Cholera, gdzie ona jest - powiedziała pod nosem.
- Wiesz, czemu chce się ze mną spotkać? - spytał poprawiając mankiety białej koszuli.
- Co? - spytała zaskoczona. - Nie, nie wiem - szybko dopowiedziała.
- Czemu ci tak zależy na moim spotkaniu? Gdzie ci tak śpieszno? - zapytał, próbując ją uspokoić.
- Za chwilę mam inne spotkanie - spojrzała na niego. - Oprócz niańczenia cię mam też inne zajęcia.
- Nie jest za późno na spotkania - spojrzał przez okno.
- Ty masz spotkanie z panem Yamada, a ja z kim innym. Przyzwyczaj się, że nie będą z tobą dwadzieścia cztery na dobę.
- Okej, okej.
Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania