Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

cień żołnierza - fragment 17

Odwrócił się i usiadł twarzą do Jacoba. Ten zrobił to samo. Frank patrząc na kartkę, klikał przyciski na radiu. Patrząc na gościa, przyłożył mikrofon do ust.

 

- Tu pod porucznik Frank Erteson, żołnierz ONZ. Przekazuje rozkaz przewodniczącego Thomasa Delba. Rozkaz brzmi odwołać wszystkie plany bombardowań, w terminie natychmiastowych. Przyczyny nie podano – odłożył mikrofon – słyszałeś, pewnie o dylemacie wagonika? - Jacob, jedynie przytaknął – u nas, mamy jeszcze dylemat rodziny. Wyobraź sobie, że dwoje twoich najbliższych z rodziny. Stoi przeciwko sobie, gotowych zabić siebie nawzajem. Stoisz i ty z bronią, w ręku. Co zrobisz? Strzelisz, do pierwszego czy do drugie. Zdecydujesz wtedy kto ma rację. Możesz też zabić siebie i nie żyć ze skutkami tej wojny a może nie zrobisz nic i będziesz patrzeć aż los sam wybierze co się zdarzy.

- Spierdalaj – wstał i wyszedł.

 

Victor – dzień piąty

 

Victor i Hube zdawało się, że zaczęli się przyjaźnić. Zawsze siebie lubili, może nie zawsze zgadzali się między sobą ale gotowi sobie pomóc w każdej sytuacji. Teraz stali oparci o ścianę, z potem na czole i pili z glinniany kubków.

 

- Wiesz, czym są ruiny? - zaczął Hube.

- A ty co? Za długo przebywałeś z Frankiem – zaśmiał się pod nosem.

- Może masz rację – wziął, łyk wody – wracając. Ruiny to historia, ale nie jest to symbol dawnych czasów. To dowód, że lud który go stworzył nie przetrwał własnych czasów.

- Myślałem, że powiesz coś odkrywczego. Takich rzeczy uczą nas na historii w szkole wojskowej. Szczerze wolałbym usłyszeć, kiedy stąd ucieknę? - spojrzał w niebo.

- Hej, młody – położył mu rękę na ramieniu – wiesz, że możesz to włożyć między bajki. Może jak to się skończy, uda ci się skonstruować własną rakietę.

- Nie traktuj mnie jak dziecko, wiem czym jest realizm, a czym realne marzenia – wziął, łyk wody – jesteś gotów? Gotów zapomnieć o wszystkim, kim jesteś, co robiłeś, stanąć przeciwko własnym przyjaciołom?

- Sam, sobie stawiasz to pytanie – zdjął, rękę z jego ramienia – pamiętaj, że mamy pomóc ludziom lasu. Robić co musisz, nie to czego nie potrafisz – wyjrzał głową zza Victora – cholera, słuchaj. Ja idę do grup, a ty idź do Ellie.

- Co się, dzieje?

- Idź do Ellie, jest u siebie w kajucie – popchnął go lekko – idź!

 

Poszedł bez słowa chciał się odwrócić, dowiedzieć o co chodzi ale nie potrafił. Szedł normalnie, zaczął wyzbywać się żołnierskiej postury. Mundur a w zasadzie zbroja, leżała gdzieś w przydzielonym dachu nad głową. Ubrany w lokalny strój, stawał się jednym z nich. Przynależnosć już dawno przestała mieć znaczenie, jedna duża granica państwa. Stracone obywatelstwo, na rzecz lepszego życia. Nie ważne ile ludzi by żyło na Ziemi, każdy od urodzenia jest jedynie numerem w rządowych papierach.

 

- Ellie, jesteś tu? – wszedł bez pukania – Ellie – zwiedzał pierwszy pokój – co tu... - pokój był zniszczony meble, ściany, kolumny, wszystko – Ellie! - zobaczył krew, świeżą krew na podłodze i kolumnach – Gdzie jesteś? - wszedł przez zniszczone przejście do drugiego pokoju. Tam jeszcze większa makabra – Ellie! - chwycił za karabin, który miał ze sobą. Nikogo, nie było.

- Victor! Co tu się wydarzyło? - spytała Magfala, która dopiero co weszła.

- Nie wiem – odwracając się, schował broń – naprawdę, nie wiem.

- Takie rzeczy – obejrzała pomieszczenie – takie rzeczy, nie działy się od czasów rewolucji.

- Wiesz może kto mógłby być, miała jakiś wrogów?

- Ważniejsze, gdzie ona jest?

- Magfalo, proszę idź po Franka.

- Hotar za! Nam chefer! - usłyszeli, głos w dolnej sali.

- Wiesz, że nie rozumiem waszego języka! - krzyknął Jacob – Gdzie ona jest!

- Jacob! Zostaw go – krzyknęła królowa, schodząc po schodach.

- Niech powie, gdzie jest Ellie! - uderzył go, pięścią w twarz. Chwycił go za szyję, obaj stali. Jacob znów go uderzył.

- Toaris, o te gaten? - spytała kobieta, będąc zaraz obok nich.

- Ellie! - dusił się, od ucisku żołnierza – Ellie! Nef ahajas! Ahajer laf!

- Zabił ją – padła na kolana, jej twarz zakryły łzy.

- Ty kurwo! - Jacob zacisnął ręką, z trzymanym karkiem. Zdusił jego krtań. Krew przelała się przez jego rękawice.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania