Piętno minionych dni. Cz. 17
Kader droga dłużyła się jej nie miłosiernie. Zarwał się zimy wiatr, któremu towarzyszł deszcz. Kiedy Kader wreszcie dotarła, do wyspy czekał na nią strażnik.
- Witaj, Pani mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, iż nie powinno Cię tu być. - Rzekł gruby strażnik, kłaniając się.
- Doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Ale ja muszę z nią porozmawiać. - Mówiła blondynka wysiadając z łódki.
- A więc proszę za mną. - Odrzekł strażnik.
Tak więc Kader posłusznie szła za strażnikiem. A wnętrze wieży przyprawiało ją o dreszcze. W środku Wieży Panny było ciemno i zimno. A przez maleńkie okienka nie potrafiło przedrzeć się światło dzienne.
- Pani jesteśmy na miejscu. - Powiedział strażnik, otwierając drzwi.
- Dziękuję. - Odparła Kader.
- Gece! Masz gościa! - Krzyknął mężczyzna.
- Zostaw nas same. - Szepnęła blondynka.
- Jak sobie życzysz. - Odparł strażnik.
Kader weszła więc do środka niewielkiego pokoiku. Na środku, którego na bujanym krześle siedziała staruszka.
- Witaj Sułtanko. - Nieśmiało rzekła Kader.
Gece wstała wtedy z fotela i podeszła do łóżka, na którym leżały kartki, kałamarz i pióro. Wzięła, do ręki kartkę coś na niej napisała i podała Kader. Która szybko przeczytała wiadomość.
„- Witaj, ostatni raz ktoś nazwał mnie Sułtanką dwadzieścia sześć lat temu. Jesteś pewna, że nikt nas nie obserwuje?”
- Tak. - Odrzekła blondynka siadając na łóżku obok Gece.
- A więc nareszcie mogę przerwać moje milczenie. - Niespodziewanie odparła Sułtanka.
- Ty.... mówisz? - Zapytała zdziwieniem Kader.
- A nie słychać. Ale wracając, do tematu nie mogę uwierzyć, że przepowiednia się spełnia. Tylko nie jestem pewna czy ty do końca zdajesz sobie sprawę z tego, że to, kim jesteś musi zostać tajemnicą. Przynajmniej na razie. - Szeptała Gece.
- Wiem o tym. Ale czy możesz mi wszystko opowiedzieć. A zwłaszcza chcę wiedzieć więcej o tym, co się kiedyś stało? - Mówiła Kader.
- Wiedziałam, że o to zapytasz. - Odparła Sułtanka uśmiechając się.
- A więc zamieniam się w słuch. - Odrzekła blondynka.
- Moja droga dwadzieścia sześć lat temu pierwszego dnia wiosny, podczas przyjęcia z okazji urodzin twojej babci pałac obiegła smutna nowina. Sułtan podczas zawodów łuczniczych został otruty. A co dziwniejsze zmarł, gdy dotknął złotego łuku, który przekazała mu w imieniu Binnaz twoja matka. Jak pewno się domyślasz, nasza kochana Valide winą obarczyła twoją matkę. Która nie wiedząc, co ma robić, uciekła do Persji do swojego narzeczonego Omera. W Imperium zapanowała ciemność, nikt nie odważył się powiedzieć, że Seturb jest niewinna. Po pogrzebie Sułtana nasze państwo spotkał kolejny cios. Synowie twojej babki zostali zabici w trakcie modlitwy w meczecie. A ja nie wiedząc co robić oddałam mojego maleńkiego synka marynarzom, by ci wywieźli go jak najdalej z tond. W tym czasie Binnaz ogłosiła, że za zabójstwem książąt stoi twoja matka i jej narzeczony. I zaczęła się nagonka na twoją matkę. Omer nie mogąc znieść tego, że ktoś obwinia jego ukochaną o zamach na Padyszacha wypowiedział wojnę. Lecz Seturb przerosła ta sytuacja i uciekła na Krym, zostawiając Szachowi list, którego treści prócz niej i jego nie zna nikt. A wojna trwa do dziś, lecz teraz kiedy pojawiłaś, się ty nadzieja na lepsze jutro od nowa napełnia serca tych, którzy znają przepowiednie. - Snuła swoją opowieść Gece.
- Ale jaka przepowiednia? - Zapytała ze zdumieniem Kader.
- O dziewczynie, która siłą zostanie zabrana z rodzinnych stron, a tam wyrzeknie się tego, w co wierzy. O Sułtance, w której żyłach płynie krew starej dynastii, która odrodzi się za jej przyczyną. Jednak zanim owa dziewczyna stanie w blasku chwały, jej serce zostanie wielokrotnie zranione. A ludzie będą ją próbowali zabić. Jednak jej największym wrogiem będzie miłość, której będzie musiała się wyrzec w imie nowego ładu. I przeszłość, która zmusi ją do grzechu. Reszta przepowiedni znajduje się w rękach Omera, gdyż tam wywiozła ją twoja matka. - Cicho szeptała Sułtanka.
- A co stało się z twoim synem? - Ponownie zapytała blondynka.
- Moja droga mój Yahia pewno żyje gdzieś w wielkim świecie. Wiem tyle, że wychowywał się w bogatej rodzinie na granicy z Egiptem. Na pamiątkę dałam mu taką piękną chusteczkę, na której wyszyłam dwa lwy. - Mówiła płacząc Gece.
- Pani obiecuje, że odnajdę twego syna. - Wyszeptała Kader patrząc w podłogę.
- Nie rzucaj słów na wiatr. Zajmij się lepiej Sułtanem i wojną. A tak przy okazji Jakub musi odejść. - Szybko rzekła Gece.
- Z kąt o nim wiesz?! - Krzyknęła Kader.
W tym momencie przybiegł strażnik.
- Wszystko w porządku Pani? Gece co jej powiedziałaś, a raczej napisałaś? - Zapytał strażnik.
W tym momencie Gece napisała coś na kartce i pokazała ją Kader.
- Nie ważne. Mam nadzieję, że kiedyś jeszcze mnie odwiedzisz. - Przeczytała na głos Kader.
W tym samym czasie Bigiel, Binnaz i Fatma siedziały w komacie Valide.
- Fatma co Ci odbiło?! Kim jest ta twój ukochany?! - Krzyczała Binnaz nerwowo chodząc po komnacie.
- Ja tylko chcę być szczęśliwa czy to, aż tak wiele! - Krzyczała, płacząc jej córka.
- Obudź się wreszcie Fatma, jesteś Sułtanką i nie wolno Ci zakochać się w byle kim! Czy nie możesz być jal twoja siostra cicha, spokojna a prze de wszystkim posłuszna?! - Dalej krzyczała Valide.
- Nie mogę być taka jak ona! - Odpyskowała Fatma.
- Pani po prostu twoja córka nie potrafi docenić szczęścia, jakie ją spotkało. - Oznajmiła Bigel.
- Ty żmijo jak śmiesz się tak do mnie odzywać?! A co do ciebie mamo, ciekawe co powie Murat, kiedy opowiem mu o naszym małym sekrecie. Bo w końcu dalej śmierć twojego męża, a naszego ojca podobno jest niewyjaśniona. - Spokojnie odparła Fatma.
- Bigel zostaw nas same. - Wycedziła przez zęby Valide.
- Ale Pani...- Próbowała coś powiedzieć Bigel.
- Nie słyszałaś?! - Krzyknęła Fatma.
Kiedy Bigel wyszła Binnaz usiadła na sofie, a Fatma podeszła do okna.
- Dobrze córko, decyzję zostawiam Tobie i Sułtanowi. W końcu i tak mój syn ma ostateczny głos. - Cicho rzekła Valide.
- Matko i do czego musiało dojść, żebyś choć raz mnie posłuchała. - Powiedziała Fatma i wyszła z komnaty.
Kiedy Kader wróciła do Seraju popędziła prosto do komnaty Padyszacha. A tam spotkała smutnego Samira.
- Sułtana nie ma, poszedł do matki. A tak poza tym, czy możemy porozmawiać? - Zapytał Szambelan kierując wzrok w stronę okna.
- Chodzi o Fatmę? Dobra, ale nie mam dużo czasu. - Oznajmiła blondynka.
- A więc chodźmy do mojej komnaty. - Odrzekła Samir.
Gdy weszli do komnaty Samir usiadł na sofie i zaczął płakać.
- Kader ja nie mogę dopuścić do tego, żeby ona zostawiła swojego męża. Zbyt mocno ją kocham, aby narażać Fatmę na pośmiewisko. - Mówił Szambelan przez łzy, a w rękach miętosił jakiś kawałek materiału.
- Samir, ale co ja mogę? A zresztą Murad traktuje Cię jak brata. Na pewno ucieszy się waszym szczęściem. - Mówiła Kader.
- Ty nic nie rozumiesz. On może zrozumie, ale nie Binnaz i Bigel. One mnie zniszczą. - Szeptał Samir przez przypadek wypuszczając z rąk skrawek materiału.
- Coś Ci wypadło. Dwa lwy wyszyte na chusteczce. - Mówiła Kader podnosząc materiał.
- Tak to mój największy skarb. Chciałem dać ją Fatmie, ale... - Ciągnął Samir, lecz blondynka mu przerwała.
- Samir słuchaj, muszę już iść. - Wyszeptała szybko Kader.
- Coś się stało? - Zapytał Samir.
- Nie tylko przypomniałam sobie, że obiecałam Mustafie, iż poczytam mu bajkę. - Mówiła zdenerwowana Kader wychodząc.
Blondynka nie wierzyła w to, co zobaczyła. A więc Samir, a raczej Yahia to syn Gece. A co najgorsze on i Fatma są w sobie zakochani. Kader w tym momencie wiedziała, że od dziś nie tylko Jakub jest jej zmartwieniem.
Komentarze (8)
Czekam na kolejny i 5
Dzięki za odwiedziny.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania