Poprzednie częściPiętno minionych dni. Cz. 1

Piętno minionych dni. Cz. 20

Gdy tylko stopa Kader dotknęła, ziemi jej oczom ukazał się całkiem nowy świat. Kolorowe stragany pełne pięknych materiałów i wonnych przypraw. Blondynka szła ulicą i nie mogła oderwać wzroku od tego przepięknego obrazka. Przystanęła obok straganu z jabłkami. Nagle ktoś zaczął krzyczeć.

 

- Łapcie ją! To złodziejka! - Wrzeszczał jakiś kupiec.

 

Kader w pierwszej chwili nie wiedziała pod czyim adresem kierowane są okrzyki. Lecz, gdy dostrzegła strażników zaczęła uciekać.

 

- Łapcie ją, nie pozwólcie jej uciec! - Krzyczał strażnik.

 

Blondynka uciekała więc, po drodze potrącając ludzi i wywracając towary.

 

- Kader musisz uciec, tyle przetrwałaś, to też wytrzymasz. - Szeptała sama do siebie.

 

Nagle przed jej oczami ukazała się grupa mężczyzna siedzących w kawiarni.

 

- Łapać ją! - Wrzeszczał strażnik.

 

W tym momencie Kader klęknęła przed młodym nieznajomym czarnowłosego mężczyzną.

 

- Proszę, pomórz mi, ja nic nie zrobiłam. - Szeptała Kader klękając.

 

- Tu jest! Straże brać ją! - Krzyknął dowódca oddziału.

 

Nagle mężczyźni siedzący obok czarnowłosego wstali.

 

- Co ukradła? - Zapytał młodzieniec.

 

- Jabłko, tak przynajmniej powiedział nam kupiec. - Odparł dowódca.

 

- Wojna wisi w powietrzu a wy gonicie za kimś, kto podobno ukradł wam jabłko. Proszę, oddaj to temu kupcowi. - Mówił młodzieniec, wyciągając z sakiewki trzy złote monety.

 

- Ale ona podobno ukradła jedno jabłko, a nie kilogram jabłek. - Odparł dowódca, oglądając monety.

 

- Ja nic nie ukradłam! - Krzyknęła Kader.

 

- Ukradłaś, czy nie ukradłaś teraz to problem twojego wybawcy. No nic tu już po nas. Żegnam Pana. - Odparł dowódca, odchodząc.

 

Kader i czarnowłosy przez chwilę milczeli. Nagle Kader wstała z kolan i zaczęła rozmowę.

 

- Dobra, ja się już będę zbierać. A czy mój wybawiciel ma jakieś imie? Bo widzisz ja... - Lecz nie blondynka nie dokończyła, gdyż przerwał jej czarnowłosy.

 

- Emre. A ty w ramach podziękowania dotrzymasz mi dziś towarzystwa. - Odparł czarnowłosy.

 

- Co? Ale ja muszę wracać do... Pałacu. - Szepnęła do ucha młodzieńca Kader.

 

- To, czemu z tamtąc uciekłaś? A tak poza tym jak masz na imię? - Zapytał Emre z powrotem siadając.

 

- Luiza... to znaczy Kader. Ale ja nie mogę, bo jak Sułtan się o tym dowie, to zabije mnie i Ciebie.- Rzekła blondynka.

 

- Nie wiem jak Ty, ale ja nie mam zamiaru mu mówić o tym, że ma złodzieja jabłek w Pałacu. - Mówił Emre podając rękę blondynce.

 

- A zresztą mi też się przyda odrobina relaksu. Ale za dwie godziny naprawdę będę musiała już wracać. - Szepnęła Kader śmiejąc się.

 

- Ruszamy więc jedno z moich ulubionych miejsc. - Odrzekł Emre odwzajemniając uśmiech.

 

W tym samym czasie w Marmurowym Pałacu Valide spotkała się z Paszami.

 

- Witaj Pani. - Odezwali się chórem Pszowie kłaniając się.

 

- Witajcie. Pewnie wiecie już o planach mojego syna. Dlatego musimy zrobić wszystko, żeby nie dopuścić do ślubu. - Oznajmiła Binnaz siadając na tronie.

 

- Już się tym zająłem. Jeśli dobrze pójdzie tragi do więzienia jako złodziejka. - Rzekła Fatih Bej.

 

- Z kim ja się zadaje. Czy ma ktoś lepszy pomysł niż wrabianie ją w kradzież? Bo skoro pozbyła się swojego nie doszłego męża, to oskarżenia o kradzież dla niej to maleńki problemik. - Rzekła drwiąco Valide.

 

- Sułtanko, a nie lepiej pozwolić na ten ślub? Bo skoro Sułtan wyrusza na wojnę we wrześniu, będziesz miała doskonałą okazję, by się jej pozbyć. Ponieważ Pałac będzie pod Twoją opieką. - Mówił Nasuh Pasza.

 

- Dobra myśl. A jak wiemy do Seraju mogą wtargnąć najeźdźcy i porwać wykonaną mojego syna. - Odparła Binnaz.

 

- Pani, za twoją zgodą zajmę się tym przedsięwzięciem. - Rzekł Nasuh Pasza.

 

- Masz moją zgodę. A więc Paszowie do zobaczenia. - Odrzekła Valide wychodząc z sali.

 

Kiedy Valide knuła swoje intrygi Kader i Emre podziwiali piękne krajobrazy Stambułu.

 

- Jak tu pięknie. To chyba najpiękniejsze miejcse, jakie dotąd dane mi było zobaczyć. I ten widok na Pałac. - Mówiła, śmiejąc się blondynka.

 

- Mówiłem, że to jedno z moich ulubionych miejsc. - Rzekł Emre.

 

- A to co? - Zapytała Kader kierując wzrok w stronę wbitych do ziemi desek.

 

- To grób dobrej znajomej mojego ojca. Jej ciało bez serca zostało tu pochowane. Ona miała chyba na imię Sara Imor. - Powiedział Emre.

 

W tym momencie pod Kader ugięły się nogi.

 

- Kader wszystko w porządku? - Zapytał zdziwiony Emre.

 

Kader podeszła więc do grobu i uklękła. Przez jakiś czas nie mogła wydusić z siebie słowa.

 

- Emre Sara Imor to moja matka. - Wyszeptała Kader.

 

- Ja nie wiedziałem. - Rzekł czarnowłosy przytulając Kader.

 

- Nie mam żalu. - Mówiła, blondynka ocierając łzy.

 

- Kamień z serca. - Odparł Emre.

 

Czarnowłosy stał tak przez chwilę i patrzył jak Kader żegna się z matką.

 

- Witaj matko, jak widzisz, znów się spotykamy. Ale ja chyba wolałabym być martwa jak ty i ojciec. A nie umierać co dnia z bólu. I jeszcze jest sprawa tego ślubu. Och, gdybyś tu była na pewno byś mi doradziła. - Mówiła w myślach blondynka.

 

- Piękne róże zasadził Twój ojciec na grobie mojej matki. Czy możemy już wracać? Ja właśnie podjęłam najważniejszą decyzję w życiu. - Powiedziała już głośno Kader patrząc w oczy czarnowłosego.

 

- Mam tylko nadzieję, że ta decyzja nie przeszkodzi nam w następnym spotkaniu? - Zapytał Emre idąc pod rękę z Kader.

 

- Widzisz, moje życie to nie sutanna walka o przetrwanie. Ja prosta Krymska dziewczyna porwana do tego piekła. Z dnia na dzień stałam się światkiem narodzin, śmierci, a nawet zabójstw. I na domiar złego ktoś bardzo ważny dla tego państwa zakochał się we mnie. - Mówiła cicho blondynka.

 

- I ta decyzja ma związek z Tą osobą? - Zapytał czarnowłosy.

 

- Ale, jest jeszcze jedno. Ja go nie kocham. Traktuję go jak najlepszego przyjaciela, ale i on nie wie tyle o mnie co ty. - Wyszeptała Kader patrząc Emremu w oczy.

 

- Oj Kader znam Cię niecałe półtorej godziny, a czuję, jakbym znał Cię całe życie. Ale teraz moje przeznaczenie jak sama mówiłaś wracamy do Twojego piekła. - Mowił smutny Emre.

 

- Widzę, że nie przypadkowo nazwano Cię Emre, czyli poeta. - Wyszeptała Kader.

 

Kiedy Emre i Kader nieświadoma faktu, iż, jej towarzysz jest, synem Perskiego Szacha wracali do Seraju. W Presji Omer i jego żona odchodzili od zmysłów.

 

- Durre jak mogłaś nie zauważyć tego, że nasz jedyny syn opuścił stolice? - Zapytał Omer.

 

- Ja sama dowiedziała się tego od jego przyrodniej siostry. - Mówiła drżącym głosem Durre.

 

- Proszę Cię Durre nie płacz już. Na pewno go znajdziemy. - Próbował uspokoić żonę Omer.

 

- Obyś miał rację. - Szepnęła Durre.

 

Wtedy jednak nikt nie mógł przypuszczać, że przepowiednia zaczyna się spełniać. A historia znów zatoczyła koło.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • Tina12 17.01.2017
    Dzięki za anonimowe 5
  • Margerita 17.01.2017
    a to żmija chciała wrobić Kader w kradzież
  • Tina12 17.01.2017
    Hahah. No cóż życie bywa brutalne. :)
  • Pasja 29.06.2017
    Zakwitla miłość pomiędzy perskim synem szacha, a sułtanką. I o to chodziło. Jak to się wszystko dobrze układa. Co z sułtanem?. Pozdrawiam
  • Tina12 29.06.2017
    Zobaczysz, że serce nie zawsze jest dobrym doradcą.
  • Desideria 29.07.2017
    Czyżby pomiędzy nimi miało do czegoś dojść? A może chłopak jest tylko pionkiem w tej intrydze 5
  • Tina12 29.07.2017
    Zobaczysz.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania