Poprzednie częściKrwawy szlak, prolog
Pokaż listęUkryj listę

Krwawy szlak, rozdział drugi: Kałuża Krwi

Rozdział drugi

Kałuża krwi

Pod zawalonym dachem zatęchłej, odrapanej kamienicy, której liczne, ale zawsze zniszczone pokoje opuściły już nawet szczury, w jednym z kompletnie pustych mieszkań, służącym zarazem za schronienie i coś na kształt sali tronowej, w oddzielnych krańcach szerokiego pokoju leżały trzy skulone postacie.

Pierwszą z nich była pogrążona w marazmie, pochylona nad rozłożoną z braku stołu na podłodze, podniszczonej mapie kobieta, przywódczyni setki na wpół szalonych nomadów.

Drugą osobą był leżący jak kłoda, wysoki mężczyzna o potężnej posturze i ciemnobrązowych włosach. Jego oczy tego samego koloru patrzyły tępo w przestrzeń, a obłożone zimną szmatką czoło płonęło gorączkom. Nie spał, ale nawet gdyby miał siłę się ruszyć, to nie mógł ryzykować podniszczenia gęsto okalających go opatrunków.

Trzeci w namiocie był drobny, umięśniony chłopak o blond włosach i chudej, wąskiej twarzy. On, w przeciwieństwie do pozostałych osób w namiocie, już prawie drugi tydzień pozostawał nieprzytomny.

Osamotniony przedpokój wypełniała absolutna cisza, nie mącona przez najlżejszy choćby odgłos. Głównie dlatego, że dwóch jego lokatorów bało się choćby najlżej zakłócić spokój drugiego, trzeci zaś, z samej natury swojej sytuacji wydawać dźwięków nie mógł.

Dlatego właśnie słaby jęk, jaki rozległ się w tej głuchej ciszy, był dla pierwszej dwójki niczym uderzenie gromu. Gdy tylko doszedł on uszu Binny, ta natychmiast wstała i wręcz rzuciła się ku posłaniu Daniela. Leżący mężczyzna nie był wprawdzie zdolny do takich ruchów, ale z żywym zainteresowaniem spoglądał na chłopaka.

-Daniel? Daniel, słyszysz mnie? - Binna z zapartym tchem patrzyła na ledwo otwierające się powieki chłopaka, który powoli, olbrzymim wysiłkiem woli zmuszał swój umysł do powrotu na ten świat. W końcu, dopiero po długiej chwili, gdy obraz przed jego oczami ostatecznie zaprzestał skoków i piruetów, a on zobaczył przed sobą zatroskaną, przerażoną twarz swojej przyjaciółki, wszystkie wspomnienia zaczęły wracać. Wąwóz. Jeźdźcy. Wiadomość o nowym kraju. Płacenie cła. Walka. Śmierć. Wszystkie obrazy na powrót ułożyły logiczną całość. Jednak myślenie o tym wciąż była dla chłopaka o wiele zbyt trudne.

Nie wiedział przez to, co powinien teraz zrobić. Słyszał, że Binna coś do niego mówi, ale kompletnie jej nie słuchał, przytłoczony wciąż powracają wizją bladej, martwej twarzy Marka, wykrzywionej w wyrazie niewyobrażalnego cierpienia. Czuł, że z oczu płyną mu łzy, ale nie miał sił, by je ocierać. Mimo że odzyskał przytomność, jego zmęczony umysł i poranione ciało nie były w stanie przyswoić żadnych informacji. Dlatego chłopak zamiast słuchać swojej przyjaciółki, leżał jedynie w jej ramionach, pozwalając otulić się przez jej bezsensowne w tej chwili słowa. Nie wiedział jak długo tak tkwił. Na powrót do rzeczywistości nakłonił go dopiero koniec wypowiedzi jej towarzyszki. Gdy skończyły się słowa, poczuł, że na powrót osuwa się w ciemność. Chciał to zatrzymać, jednak nie był w stanie się oprzeć.

Jego następna pobudka miała miejsce po jeszcze kilku dniach. Tak jak poprzednio, w namiocie znajdowała się ta sam trójka. Tym razem czuł się już o wiele lepiej niż poprzednio i z pewnym trudem dał radę zwrócić na siebie uwagę pozostałych słabym jękiem. Drugi lokator namiotu wciąż nie powinien chodzić, więc ponownie podeszła do niego Binna.

-Witaj. – powiedział do niej, nie wiedząc co innego może rzec.

-Witaj… Jak się czujesz?

-Dobrze... – powiedział, mimo że wciąż było to dosyć dalekie od prawdy. – Powiedz mi, co stało się po tym, jak spadłem z konia?

Binna przez chwilę nie odpowiadała, starając się zebrać myśli. Nie była pewna ile może powiedzieć mu w jego stanie, jeżeli nie chce jeszcze mocniej go dobić.

-Po tym jak tylko was zobaczyliśmy, natychmiast pośpieszyliśmy wam z pomocą. Ci, którzy was ścigali, na nasz widok zaczęli uciekać, i zostawili waszą dwójkę w spokoju. Znaleźliśmy ciebie i Dantego w opłakanym stanie. Gdyby nie moja magia, raczej nie mielibyście żadnych szans na przetrwanie.

Daniel z trudem wykonał gest, jakby kiwał głową leżąc.

-Rozumiem. A co z resztą grupy? Mówiłaś, że po tej stronie wąwozu nie ma żywności.

-Bo nie było. Ale nie jesteśmy już po tamtej stronie. Udało nam się przejść na drugą i znaleźć jakieś ruiny, w których zamieszkują ludzie. Nie splądrowano ich jeszcze na szeroką skalę. Żyje tu jakieś pięćdziesiąt osób, które zgodziły się, byśmy zostali. Oni chętnie dzielą się z nami jedzeniem i lekami, nie chcąc nic w zamian. To dobrzy ludzie. I trochę nas wyprzedzają. Wiedzą, czym jest kalendarz, umieją pisać i czytać, wiedzą jak używać mapy. A do tego chętnie dzielą się z nami swoimi dpbrami. Próbują nawet nauczyć moich ludzi kartografii. Tłumacze im, że nie zrozumieją, ale zniechęcić ich jest chyba nawet trudniej, niż moim nauczyć się ich używać.

Daniel parsknął śmiechem, po czym chwilę zapadła cisza, gdy myślał, o co jeszcze powinien zapytać.

-Jak długo już tu jesteśmy?

-Około trzech tygodni. Moi ludzie robią się już niespokojni od siedzenia w miejscu, ale trzymam ich w ryzach. Ruszymy dalej w świat dopiero, gdy poczujecie się lepiej.

-Rozumiem. Ale jest jeszcze jedna rzecz, o która muszę zapytać: gdzie teraz znajduje się Wisenhert?

-Daleko - odparła kobieta, udając obojętność tak dobrze jak tylko mogła. Mimo to jednak Daniel nie mógł nie zauważyć dziwnego błysku w jej oczach. - Odjechał gdzieś na północ. - przypominając sobie, że Daniel nigdy nie poznał działania kompasu, wskazała ręką odpowiedni kierunek. - I szybko nie wróci. Ktoś powiedział, że jest w trakcie zbierania podatków i objeżdża każdą wieś w swoim kraju. Wróci tu dopiero około dwa miesiące.

-To dobrze. – powiedział Daniel, wyraźnie się uspokajając. Myśl o tym, że jest bezpieczny, wyraźnie wpłynęła na niego bardzo kojąco. – Dziękuję ci. Bez ciebie na pewno byśmy zginęli.

-Nie masz za co mi dziękować – odparła jego przyjaciółka, mile podłechtana jego słowami. - Przecież nie mogłam w takiej chwili zostawić was samych. Jesteście częścią tej wioski, i nie mogę was porzucić, co by się nie działo. Teraz jednak musisz odpocząć. Minie jeszcze trochę czasu, im będziesz mógł stanąć na nogi.

Daniel, padł na posłanie, gdy Binna wstała, by dać mu w spokoju odpoczywać. Już miała wyjść z pokoiku, gdy Daniel nagle uświadomił sobie coś niezwykle istotnego. Zerwał się szybko do pozycji siedzącej i krzyknął do niej:

-Binna! Poczekaj chwilę!

-Hmm? O co chodzi? – kobieta uniosła w zdziwieniu brwi

-Skoro przeszliśmy przez wąwóz, jak dlaczego Wisenhert jest taki kawał drogi stąd? Zdołał wam uciec?

Na to pytanie zdecydowanie nie była gotowa. Danie zobaczył w jej oczach dziwny błysk, gdy chwyciła za klamkę, nie miał jedna pojęcia, co mógł oznaczać. Satysfakcję? Smutek? Gniew? Strach?

-Tak jakby. –odpowiedział tylko, i natychmiast wyszła. Daniel nie zdążył nic dodać. Zresztą i tak nazbyt się już wymęczył.

Zamiast wołać za Binną, z powrotem położył się na ziemi i z olbrzymim trudem ułożył na boku. Miał nadzieję zapomnieć o tym wszystkim we śnie, ten jednak nie chciał nadejść. Zamiast tego nachodziły go kolejne, coraz bardziej depresyjne myśli, i męczące wspomnienia niedawnej tragedii. Dopiero teraz, gdy w pobliżu nie było nikogo, kto zająłby jego umysł, mógł naprawdę przeżyć to, co się wydarzyło. Okrutne, krwawe sceny mordu wracały do niego jedna po drugiej, a kolejne depresyjne myśli zdawały się dosłownie przygniatać jego go niczym olbrzymie głazy. Powoli zaczął uświadamiać sobie, co naprawdę stracił. Rozumieć, że kogo już nigdy nie zobaczy. Do oczu znów zaczęły napływać mu łzy. Cieszył się, że jest teraz sam. Przewrócił się na bok, i z całej siły zamknął oczy, z których ciurkiem zaczął lecieć potok łez.

Wtedy, w jego umyśle zaczęło pojawiać się nowe pragnienie, pragnienie którego nigdy wcześniej nie znał i nie potrafił nazwać, które jednak zdawało się kiełkować w nim i dawać otuchę. To dziwne, nienazwane uczucie pomagało mu się otrząsnąć, dawało nową nadzieję. Tym, uczuciem, które tak podnosiło go na duchu, było proste pragnienie, o którym nie wiedział, jak się nazywało. Jednak w dawnym świecie, ludzie zwali je zemstą.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Nefer 23.09.2019
    Niestety, ten rozdział zdecydowanie ustępuje poprzedniemu. Akcja siadła, a na ewentualne zwolnienie tempa narracji jest jeszcze zbyt wcześnie. Nie bardzo wiadomo, w jaki sposób grupie udało się pokonać wąwóz, jak poradzili sobie z przeciwnikami. Może czarami Binny, ale jeżeli byłoby to takie łatwe, to dlaczego w ogóle przejmowaliby się jakimikolwiek wrogami? Może ukrywała swoje zdolności nawet przed przyjaciółmi, ale po co?Jeżeli starasz się utrzymać te kwestie w zawieszeniu, żeby wzbudzić napięcie, to wychodzi to niezbyt udanie. Niekonsekwencja w opisie pierwszej sceny, w końcu czy bohaterowie kwaterują w jednym z pomieszczeń podniszczonej kamienicy czy w namiocie? Przydałaby się też lepsza korekta, trafiają się błędy ortograficzne, np. "czoło płonęło gorączkom".
    Zajrzę dalej, żeby przekonać się, jak wypada kolejna część, fabularnie i językowo.
    Pozdrawiam.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania