Poprzednie częściKrwawy szlak, prolog
Pokaż listęUkryj listę

Krwawy szlak, rozdział trzynasty: Długi dzień wsród kamieni 2/2

Nudna i obdzierająca z sił praca trwała niemożliwie długo. Dopiero po prawie dwunastu godzinach przenoszenia kamieni, wyrywania chodnika i ustawiania stert, wymęczeni, obolali i głodni ludzie udali się wreszcie na spoczynek. Słońce zachodziło już nad horyzontem, gdy długa kolejka ludzi zaczynała ustawiać się przy złożonym ze stołu i kilku skrzyń stoisku, na którym ludziom wydawano racje żywnościowe. Daniel stanął na końcu jednej z kilku kolejek, bo głód przeważał w nim nawet omdlewające zmęczenie w rękach i nogach. Czekał długo, bo kolejka przesuwała się bardzo powoli, a przy jej końcu co i rusz wybuchały jakieś awantury, co z kolei powodowało wzburzenie w dalej stojących częściach kolejki, którzy głodni i zmęczeni, byli w bardzo mocnym nastroju do sporów.

Nie był pewien, ile czasu minęło, nim dotarł na początek, ale był przekonany, że czekał niesamowicie długo, chyba nawet więcej niż cały dzień przepracował. Przez jakiś czas miał po prostu wrażenie, że pół-omdlał, a jego ciało samo porusza się w ogonku ludzi, bez żadnego udziału jego mózgu, przez co nie miał pojęcia, jak długo stał, ani ile mogło minąć. Poczucie czasu wróciło do niego wtedy, gdy już tylko jeden mężczyzna dzielił go od człowieka rozdającego jedzenie. Tym człowiekiem był niski, stary, szczurowaty mężczyzna, patrzący na wszystkich dookoła niechętnie i spode łba. Daniel patrzył, jak bez słowa oddaje zawinięty w starą szmatkę pakunek mężczyźnie przed nim, samemu nie mówiąc ani słowa. Głody człowiek otworzył paczkę jeszcze przed stoiskiem i natychmiast niemalże wgryzł się w znaleziony tam kawał chleba, pożerając go na miejscu w kilku kęsach. Daniela denerwowało to, że człowiek zajmuje kolejkę, ale doskonale go rozumiał. Dwanaście godzin pracy i długie czekanie sprawiały, że on sam niemalże mdlał z głodu.

Gdy mężczyzna, kończąc całą pajdę chleba w trzech gryzach, odszedł wreszcie sprzed stoiska, Daniel nareszcie został dopuszczony przed ladę. Już chciał otworzyć usta, by coś powiedzieć, gdy nagle ten sam człowiek, który przed chwilą jednym kęsem pożarł pół chleba, niemalże wskoczył z powrotem na dopiero co opuszczone miejsce, trzymając w rękach resztę swojego zawiniątka, które najwyraźniej dopiero teraz dokładnie obejrzał.

-HEJ! Co to jest?! - machnął swoim pakunkiem przed oczami zachowującego kamienną twarz mężczyzny - Tylko tyle?! Dwie cebule, jabłko i kawałek szynki?! To ma być wszystko?! Po całym dniu roboty?!!! Robicie sobie jakieś kurwa żarty?!!!

-Spokojnie. Niech się pan odsunie. – głos szczurowatego mężczyzny wyrażał jedynie znudzenie. Zdawał się w ogóle nie bać napastującego go mężczyzny. – To normalne racje dla każdego z was.

-Normalne racje?! Czy wyście oszaleli ludzie?!! Pracowaliśmy cały dzień!! Po kilkunastu pierzonych godzinach...

-Niech się pan odsunie. – powtórzył dobitnie szczurowaty mężczyzna. Mimo, że jego rozmówca niemalże na niego wpadał, ten pozostawał spokojny. Daniel kątem oka zauważył jednak, że zaciska pięści – Nie mamy więcej jedzenia, które moglibyśmy wam dać.

-Nie macie więcej?! Nie macie kurwa więcej?! A co to jest za tobą staruchu?! – wskazał ręką na wielką skrzynie pełną jedzenia, z której starzec wyjmował porcje na racje żywnościowe.

-Jedzenie. Dla wszystkich. Nie możemy rozdać wam więcej, bo nie wystarczy dla pozostałych. Musicie zadowolić się tym.

Mężczyzna, wściekły i głodny, jednym szybkim ruchem wychylił się za stół, ze złością chwycił staruszka za kołnierz i krzycząc wściekły, próbował nim potrząsać. To był błąd. Duży błąd.

Wystarczyła jedna sekunda, jeden szybki, niemalże niedostrzegalny ruch, który spadł na furiata niczym grom. Nagły błysk, następnie trzask, potężny huk i napastnik zaraz puścił człowieka, przy okazji odlatując kawałek i uderzając plecami o kamienny kikut czegoś o trudnej do zdefiniowania przeszłości. Następnie dopadł go elektryczny cios w krtań, pozbawiając go głosu i kolejne dwa w każdą ręce, odbierając mu w nich władzę. Zaraz potem pojawił się Carl, jakby znikąd wyskakując na mężczyznę, przywalając mu głowę kolanem i wykręcając i tak przecież niedziałającą rękę za plecy. Mężczyznę po prostu obezwładniono i zabrano, a kolejka ruszyła. To był już trzeci taki epizod dzisiaj. Wszyscy wiedzieli, że mężczyznę, przywiążą teraz do wozu i ubiczują potężnie pod pręgierzem, nikt jednak nie śpieszył się ze zrobieniem czegokolwiek w tej materii.

Daniel też nic nie zrobił. Szczurzy mężczyzna był, po gypsie i Binnie, trzecim magiem, jakiego spotkał w całym życiu i z nabranego doświadczenia wiedział już, że nie ma sensu im się sprzeciwiać. Można już było zresztą zauważyć, że wiele osób doszło już do podobnego wniosku. Gdy stanął w kolejce, awantury wybuchały co drugą osobę, teraz zaś już prawie wszyscy po prostu odebrali swoją porcję jedzenia w ciszy, po czym szybko oddalił się jak najdalej.

On sam też zrobił dokładnie to samo. Pakunek który otrzymał był nieprzyjemnie lekki, a całą jego zawartość, jak się okazało, stanowiło kilka ryb i trochę chleba. Bardzo niewiele po dwunastu godzinach pracy.

Daniel ze swoim posiłkiem skierował się od razu do jednego z mniej zniszczonych budynków, a dokładniej opuszczony podziemny parking. W czasie gdy jego ludzie pracowali, miejsce to zostało przekształcone przez kilka osób na małe schronisko, w którym mieli mieszkać przez cały swój pobyt tutaj. Było to po prostu jedno wielkie, szare, wciąż jeszcze cuchnące lekko spalinami pomieszczenie, w środku którego było praktycznie całkiem pusto, poza kilkunastoma kocami i poduszkami na podłodze, kolumnami podtrzymującymi sklepienie i przynajmniej dwunastoma znakami Kenbry, wypisanymi na wszystkich możliwych powierzchniach.

Zazwyczaj każdemu obozowaniu towarzyszyły rozmowy i śmiechy, dziś jednak, mimo że w noclegowni była już ponad połowa osady, trwała tam drętwa, ponura cisza. Choć wewnątrz parkingu było ciepło, niektórzy jakby dla zasady rozpalili kilka małych ognisk wokół swoich obozów i siedzieli przy nich w kompletnym milczeniu. Wyczerpująca, wielogodzinna praca do reszty odebrała ludziom ochotę na rozmowy i rozrywki, a skąpe racje żywnościowe wprawiły wszystkich w bardzo podły nastrój. Ludzie w większości spali lub siedzieli w ciszy, jedząc to co mieli. Daniel też usiadł na kilku kocach i zaczął zjadać przydzielone mu solone ryby z chlebem, milcząco zastanawiając się nad kolejnymi dniami. Sama myśl, że będzie musiał już jutro wstać i spędzić kolejne kilkanaście godzin pracując jak wół, po prostu napawała go wstrętem, a wizja dostawania tak skąpych racji i traktowania w ten sposób była po prostu nie do zniesienia. Mógł doskonale zrozumieć, dlaczego ludzie chcieli stąd uciekać.

Choć miało to też chyba jakiś związek także z ich religią, rzeczą której kompletnie nie rozumiał, a która wydawała się niesamowicie ważna dla tutejszych ludzi. Zamyślony popatrzył na jeden z symboli wymalowanych na ścianie, przedstawiający trójkąt dokładnie taki sam jak poprzednie, ale teraz z dodatkową wpisaną w niego źrenicą oka, zdającą się być skierowaną prosto w patrzącego. Przeszedł go od tego dreszcz. Nie dość, że wisiały nad nim praca, hutnicy, magiczna kontrola i głód, to jeszcze był tu ten dziwaczny Kapłan i jego bożek, zdający się nawet teraz widzieć każdy jego ruch. A do tego wszystkiego mieli jeszcze szykować przewrót i wspólnie zorganizować kolejne powstanie, podczas gdy on nie był przecież nawet pewien, czy jego mięśnie nie padną mu do pojutra. Szaleństwo. Twierdzenie, że dadzą radę to wszystko zrobić, to było istne szaleństwo.

Ale to przecież jeszcze nie wszystko, przeszło mu gorzko przez myśl. Nie wolno zapomnieć, że mają tu siedzieć aż trzy tygodnie. Trzy kolejne tygodnie, w czasie których nikt nie będzie mógł się ruszyć dalej niż na kilometr od obozu. Jego ludzie przecież i tak nienawidzili przecież siedzenia w miejscu, pamiętał o tym. Dwadzieścia jeden dni, przez które będzie tu siedział i gnił, gdy Wisenhert dalej żyje, będą dla nich piekłem. Nie wspominając już o tych pięćdziesięciu osobach, które jakby lata temu zostawili tam, w tamtej wiosce, bo on nie chciał wziąć ich ze sobą. Co stanie się z nimi przez tak długi czas? Co już się stało? Czy którykolwiek z nich jeszcze żyje? Czy dalej na nich czekają, siedząc jak psy i krzycząc w swoich szalonych językach? Czy za prawie miesiąc będzie tam jeszcze ktokolwiek, kto będzie na nich czekał? Kolejne myśli wkręcały mu się w głowę niczym korkociąg, dni spędzone na marnowaniu czasu i tygodnie bez postępu zdawały się jakby nakładać na siebie i piętrzyć w jego głowie, rozwalając od środka czaszkę. Daniel myślał, że tu i teraz zwariuje od tego wszystkiego. Że targnął się na coś, co jest absolutnie niemożliwe.

Mimo zmęczenia, siedział i myślał jeszcze długo, a coraz czarniejsze i gorsze scenariusze przewiercały mu mózg jeden za drugim, coraz głębiej, coraz potworniej. Z zamyślenia wyrwał go dopiero nagły, niespodziewany dźwięk melodyjnych, spokojnych śpiewów, dochodzący gdzieś z bardzo daleka. Na ten nagły dźwięk kilka osób spojrzało w kierunku wejścia, w którego dochodził, po czym uświadomili sobie, że są to pieśni śpiewane na wieczornych modłach ku czci Kenbry, o których wspominał Kapłan. Głośne śpiewy i inkantacje rozlegały się z małego banku nieopodal, wypełnionego ludźmi z wioski, trzymającymi świece i powtarzającymi za Kapłanem, który był w środku budynku. Dwie osoby poszły zobaczyć to z bliska, większość jednak została na miejscach, zbyt zmęczona, by iść.

Daniel też był zmęczony. Zmęczony, wściekły i głodny, zdecydowanie nie miał ochoty patrzeć na religijne pokazy. Położył się na swoim kocu i oparł głowę o poduszkę. Twardy beton, od którego oddzielał go tylko koc był zimny i bardzo niewygodny, ale on dawno już przywykł do podobnych niedogodności. Mimo to nie mógł. Leżał jedynie, przełykając gorycz i myśląc o wszystkich nadchodzących dniach, tygodniach i miesiącach. Myślał o Marku, o Graice, o Kapłanie, Binnie i Dantem. O swoim mieczu, swoich marzeniach i swojej zemście. O wszystkim tym, co już przeszedł i co czekało go jeszcze na jego nieskończenie długiej drodze do jego celu. Myślał długo. Myślał gorączkowo. I płakał bardzo, bardzo żałośnie i cicho.

Średnia ocena: 3.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania