Pokaż listęUkryj listę

Piąta Tajemnica - część 76, 77

Przeor, Lotnisko wojskowe, Siliguri

 

Wynajęte pomieszczenie konferencyjne w zupełności wystarczało stronom na prowadzenie tajnych negocjacji. Po jednej stronie stołu zasadził się Przeor, po drugiej pułkownik Brytyjskich Sił Specjalnych, w stanie spoczynku, Brian Moulders.

- To o co Pan prosi naszą organizację, to niemal „Mission Impossible”. Nawet jak na nasze, wysokie standardy, jest to misja karkołomna.

- Mam tego świadomość, pułkowniku. Na rynku i tak nie ma nikogo innego, kto dysponowałby odpowiednią technologią i umiejętnościami, aby mnie tam dostarczyć – odparł Przeor łamanym, acz w miarę komunikatywnym angielskim.

- Chcę też, aby miał Pan świadomość, że nie daję żadnych gwarancji, że ta misja się powiedzie. Możemy pana zrzucić wprost na szczyt, ale tylko jeśli będzie idealne okno pogodowe, a i wtedy dokładność zrzutu nie jest gwarantowana. Czy nadal chce pan skorzystać z naszych usług?

- Nie mam wyboru. Całe życie ryzykowałem, więc zrobię to i teraz.

- Moi ludzie przećwiczyli już w miarę możliwości manewr. Sprzęt jest gotowy, czekamy tylko na pogodę. W tej chwili na szczycie Kanczencongi wieje powyżej stu mil na godzinę. Natomiast jutro ma się wypogodzić na kilka godzin. – Moulders spojrzał na Przeora, jakby mierząc jego sylwetkę. – Jest jeszcze jedno, jak ocenia pan stan swojego zdrowia? W pana wieku, nawet z butlą, ciężko będzie pokonać trasę powrotną.

- Ja nie zamierzam jej pokonywać. To moja forma ostatecznej pokuty, ale to już nie pana zmartwienie. Proszę mnie tam „tylko” dostarczyć.

- Zrobimy, co w naszej mocy, ale w międzyczasie proszę naprawdę odpocząć i nabrać sił.

Przeor skinął i podał rękę Mouldersowi. Kiedy zniknął za przeszklonymi drzwiami sali konferencyjnej, pułkownik pozostał sam na sam ze szczegółami jutrzejszego przedsięwzięcia. Nie pokazywał tego po sobie, ale wewnątrz zżerała go ciekawość. Po co ten korpulentny człowiek sukcesu chce, żebyśmy zrzucili go pośrodku niczego? Jeśli ma to być forma samobójstwa, to wybrał sobie dość ekscentryczny sposób. W zasadzie tylko pozazdrościć inwencji. Konkretny, żołnierski umysł pułkownika szybko ściął dalsze domysły, uznając je za bezcelowe, po czym skupił się na dopracowywaniu jutrzejszego planu akcji.

 

Rose, Gabriela, Antonio – panda, Nikodem Brylski (kard. Perucci) – słowik, Bardo

 

- Teraz wiesz już wszystko, dziecko – skwitowała konwersację Gabriela. – Możesz nas znienawidzić, albo nam wybaczyć, ale jedno jest pewne – Musimy działać wspólnie.

- Nic nie „musimy” – wydarła się Rose, a w jej oczach można było dostrzec ogień. - Wykorzystaliście mnie i moje ciało, w najgorszy możliwy sposób! I teraz chcecie, żebym z wami poszła?

Słowik wyśpiewał kilka płaczliwych dźwięków.

- Nikodem mówi, że nie miał wyboru. Musiał wybrać mniejsze zło.

- Tylko, że teraz to ja noszę je w brzuchu. To wasze mniejsze zło! – Rose zerwała się z krzesła, podbiegła do drewnianych odrzwi i zaczęła szarpać za miedzianą klamkę. – Wypuście mnie!

- Jeśli chcesz, otworzę przejście, ale zastanów się, dziecko...

- Nie nazywaj mnie tak!

- Do niczego cię nie zmuszaliśmy. Sama zdecydowałaś się pokochać mojego syna. Czy było inaczej?

Rose nie odpowiedziała. Doszło do niej, że ucieczka w tym momencie była niemożliwa. Zsunęła się na podłogę, obie ręce przykładając do brzucha. Spojrzała na całą tą menażerię nieobecnym wzrokiem.

- Antonio, już czas – stwierdziła Gabriela. Ten podbiegł do skórzanej torby i wyciągnął z niej pyskiem starą komórkę.

- To telefon Natana. Dzięki niemu, może odmienimy bieg zdarzeń.

Nokia zdawała się być mocno archaiczna. Miała dużą antenę, mały ekran i analogową klawiaturę.

- I co mam z tym zrobić?

- Zadzwoń do Natana. Jesteśmy w Bardo, tutaj czas jest względny. Wystarczy, że pomyślisz o danym zdarzeniu w danym czasie, a przywołasz je.

- Skąd mam wiedzieć do kiedy zadzwonić?

- Długo zastanawialiśmy się z Nikodemem, w który punkt uderzyć, i kto miałby to zrobić. Najkorzystniejszym momentem wydaje się poranek, przed wypadkiem i śmiercią Anny. Jeśli zwizualizujesz czas i godzinę, powinnaś uzyskać połączenie.

- Ale dlaczego ja?

- Ja byłam od zawsze obecna w polu mocy mojego syna. Byłam częścią zdarzeń, więc nawet najmniejsza ingerencja z mojej strony, mogłaby spowodować niezamierzone zniekształcenia. Jak tłumaczył Nikodem, to efekt skrzydeł motyla. Jeśli zadzwonisz ty, dziesięć lat temu nieobecna w jego życiu, ilość permutacji poszczególnych skutków zmniejszy się wykładniczo i uzyskamy efekt, na którym nam zależy.

Rose spojrzała w zielony, monochroniczny ekran telefonu. Wystarczyło wcisnąć klawisz słuchawki. Naprowadziła na niego kciuk, ale zawahała się. Spojrzała na Gabrielę.

- To dziesięć lat temu! Czy on w ogóle mówił wtedy po angielsku?

- Jestem emerytowaną nauczycielką angielskiego, Rose. Myślisz, że zaniedbałabym syna w tym względzie?

Dziewczyna nie czekała już dłużej.

 

***

 

„Miłość nadeszła gwałtownie nie pozwalając porannemu księżycowi do końca zajść za ściany pobliskiego wieżowca. Godzina na budziku przesunęła się na 6:45. Żadnemu z nich nie przyszło nawet do głowy, aby sprawdzić wibrującą obok komórkę. Dzwoniła, jednak żadne z nich nie sięgnęło półki. Zsunęła się w końcu na podłogę, a odłączona bateria załatwiła resztę.”

 

***

 

- Nic z tego. Sygnał nieobecny – stwierdziła Rose.

- Być może śpią. Spróbuj nieco później. Powiedzmy o 7:00.

Mocno wysłużony zielony guzik Nokii ledwo dotknął styku. Kilka trzasków na łączach. Rose już miała wcisnąć czerwony, kiedy wreszcie pojawił się sygnał...

 

***

 

Numerki na wyświetlaczu budzika zmieniły się na 6:57. Anna wyślizgnęła się z łóżka, kierując się w stronę łazienki. Coś pod jej stopą zazgrzytało, ale nie pękło. Dopiero teraz zauważyła, że przygniotła komórkę Natana. Pozbierała baterię i włożyła ponownie w obudowę. Włączyła urządzenie, ponieważ w łazience często zatracała poczucie czasu. Zielony ekranik Nokii pokazywał 6:58. Spojrzała w lustro. Pomyślała, że mężczyźni po seksie mogą sobie smacznie spać, podczas kiedy kobiety mają do wykonania pełną toaletę. Zazwyczaj jej perfekcyjnie proste, czarne włosy, były teraz w zupełnym nieładzie. Zajmą jej trochę czasu. Z pół godziny jak nic. Spojrzała na wyświetlacz, 6:59. Zrzuciła piżamę i spojrzała na ciało. Kolejne pół godziny. Kiedy już miała sięgać po mydło, dobiegł jej szorstki warkot wibracji. Wciąż nie mogła się przyzwyczaić, że telefony mogą teraz tak wiele. Jeszcze na pierwszym roku musiała umawiać się z rodzicami, i czekać pod budką o umówionej godzinie. A dziś mogła rozmawiać nawet w łazience. Wyświetlacz pokazał „Numer nieznany”. Zastanowiła się chwilę, w końcu komórka należała do Natana. Wydało jej się jednak nieco podejrzane, że ktoś dzwoni do niego tak wcześnie, i to w weekend. Nacisnęła zieloną słuchawkę i przyłożyła telefon do ucha.

- Halo? – zaintonowała nieco podejrzliwie.

- Hi. Natan? – kobiecy głos po drugiej stronie wydawał się nieco zlękniony. Dopiero po chwili Anna zorientowała się, że ktoś mówił po angielsku, czyli w języku którego dopiero się uczyła.

- Ehhh, hi, who is it?

- You probably don’t know me, can you pass the phone to Natan, please? – rozmówczyni po drugiej stronie miała nieco inny akcent, niż ten którego uczyli na kursach.

- Sorry, he is not here. Who am I speaking to? – wydukała Anna. Na łączach zapanowała cisza. Wydało jej się, że nigdy nie rozmawiała z kimś z takiej oddali.

- My name is Rose Priceworth. I’m Natan’s English teacher. This is urgent.

Anna pomyślała, że z kimkolwiek właśnie rozmawiała, nie rozumiał, że jest wciąż wcześnie rano. Poza tym, przynajmniej w Polsce, język angielski nie figuruje jako urzędowy.

- Can you please call later? I can’t talk right now, sorry...

- Please! Just listen to me! Don’t drive today! – Anna ledwo złapała znaczenie. Szkocki akcent mocno utrudniał jego zrozumienie.

- Sorry, I really can’t talk right now. Please call later! – Odjęła telefon od ucha i najechała na czerwony guzik z przekreśloną słuchawką.

- Don’t drive anywhere today or you gonna die! – Przed rozłączeniem można było jeszcze usłyszeć kilka jakby wykrzyczanych słów, jednak Anna nie zwracała już na nie uwagi. Co za impertynencja! - pomyślała. Kto dzwoni z rana, w sobotę!? Poza tym, Natan nigdy nie wspominał jej, że uczęszcza na prywatny kurs angielskiego. Będzie musiała przeprowadzić w tej sprawie dochodzenie. Spojrzała na wyświetlacz: „Połączenie zakończone”, po czym najechała na rejestr i wykasowała je z pamięci telefonu. A jeśli on ma kogoś!? Będę musiała to sprawdzić. Ciekawe, co on tam jeszcze ma w tym telefonie... Postanowiła, że zachowa milczenie, dopóki dopóty nie dowie się nieco więcej o tajemniczej Rose Priceworth. Odstawiła komórkę na półkę, po czym sięgnęła po mydło.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Pasja 03.10.2019
    Pułkownik zaczyna zastanawiać się nad stanowczą i niebezpieczną decyzją przeora... czy odkryje cel jego zrzutu?
    Powrót o dziesięć lat wstecz i nieporozumienie z telefonem zaskakuje. Czy Natan dowie się o połączeniu i czy Rose jeszcze raz zadzwoni. Ciekawa część z pogranicza fantasy i rzeczywistości.
    Ucieszyła mnie twoja obecność.

    Pozdrawiam
  • drohobysz 08.10.2019
    Dziękuje. Piszę, kiedy jest czas. Teraz trochę go mało. Ale damy radę, fajnie że jestes Pasjo. pzdr.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania