Pokaż listęUkryj listę

Piąta Tajemnica (rozdział 20, 21 i 22)

Tuż przed wyprawą, Kraków

 

Gabriela drżącą ręką sięgnęła po telefon i wybrała numer do Bianco.

- Bianco przy telefonie.

- Tu Gabriela!

- Witaj! Nie pamiętam już kiedy ostatnio dzwoniłaś! Coś się stało?

- On tu leży Antonio! Przyszedł po Relikwiarz!

- Kto leży? Nic ci nie jest!?

- Na szczęście udało mi się go unieszkodliwić! – wyrzuciła z siebie.

- Zaraz, czyli on nie żyje?

- Nie! Nie potrafiłabym go zabić. Po prostu coś kazało mi nałożyć dłoń na jego głowę i upadł! On tu leży! Co mam robić Antonio?!

Oddech Bianco przyspieszył, po czym powrócił do zwykłego tempa.

- Wszystko będzie dobrze. Tylko nie panikuj. Najważniejsze, że nic ci się nie stało! Gdzie jesteś?

- W Krakowie, u Natana.

- Ok. Musimy jakoś to wszystko ogarnąć. Zwiąż mu czymkolwiek ręce, a później nogi w kostkach. Znajdź też kawałek taśmy klejącej i zaklej mu usta. Będziesz umiała?

- Chyba tak. Ale co dalej?

- Nie martw się niczym, przyślę do ciebie akolitów, oni się wszystkim zajmą. A teraz zrób proszę to, o co cię prosiłem i nie rozłączaj się, dobrze?

- Postaram się - Gabriela odłożyła komórkę, po czym urwała dwa sznury do suszenia bielizny i zawinęła je na przegubach dłoni Daniela. Poszło sprawniej niż sądziła. Z szuflady w kuchni wyciągnęła taśmę klejącą. Po chwili usta Daniela przypominały srebrną wydmuszkę.

- Udało się! Mam go tu zostawić?

- Tak będzie najlepiej. Zaparz sobie teraz melisy i czekaj na akolitów. .

- Dobrze, a co później?

- Muszę się zastanowić. Oddzwonię za chwilę…

- Niech i tak będzie – Gabriela rozłączyła się i skierowała do kuchni. Przez całe to zamieszanie zapomniała, że na plecach cały czas dzierżyła plecak. Choć Relikiwiarz nie ważył więcej niż kilka kilogramów, czuła się, jakby dźwigała na plecach losy całego świata.

 

Przeor, Warszawa, przed wyprawą

 

Przeor oglądał przesuwające się za przyciemionymi szybami limuzyny warszawskie ulice. Po naciśnięciu guzika z szafki pomiędzy przednimi siedzeniami wysunął się stolik z małą buteleczką Wyborowej.

- Połącz mnie z Danielem – warknął do goryla na przednim siedzeniu.

- Chwila szefie, już łącze!

Po dłuższej chwili oczekiwania w słuchawce odezwała się automatyczna sekretarka.

- Sprawdź, gdzie on teraz jest - ponownie zwrócił się do agenta.

Funkcjonariusz wyciągnął lokalizator i włączył namierzanie.

- Jest w Krakowie szefie, w okolicach Dworca Centralnego.

- Gdzie jest?

- W Krakowie szefie. Nie porusza się. Jest przy ulicy Lubicz.

Przeor od razu zorientował się, iż Daniel postanowił pójść o krok dalej i cała operacja mogła być właśnie wystawiana na gigantyczne ryzyko.

- Połącz jeszcze raz! Co on tam kurwa robi?! Miał tylko sprwdzić park w Bielsku!

- Szefie, on nie odbiera!

- To na co czekasz? Wykręcaj do Emila!

- Już, już – odparł pracownik wymachując palcem na tablecie. Po kilku sekundach ze słuchawki popłynął głos akolity.

- Tak?

- Zbieraj się!

- Ojcze, ale właśnie mam lekcję angielskiego…

- Zbieraj się, do cholery! Zaraz zjawią się u ciebie bracia z krakowskiego ośrodka. Jedziecie na akcję. Nasz człowiek znajduje się w niebezpieczeństwie. Musisz go natychmiast stamtąd wyciągnąć. Rozumiesz?

- Mam brać broń?

- Weź tylko maczetę. W razie czego ma to wyglądać na porachunki kiboli.

- Coś jeszcze Ojcze?

- Nie. Postaraj się nie zwracać na siebie uwagi.

- Rozumiem – odparł Emil.

 

Emil z oddziałem nominatów, Kraków

 

Emil wyjrzał za okno, gdzie w samochodzie czekało już czterech gotowych na wszystko nominatów Zakonu. W ręku trzymał nunczaku, z którym jeszcze trzy lata temu prawie się nie rozstawał. Chwycił oba końce łańcucha i wykonał kilka rozgrzewających chwytów polegających na szybkim przerzucaniu pałek przez plecy i chwytaniu ich z przodu. Z zadowoleniem zauważył, że niewiele zapomniał z tamtych czasów. Nie tylko po raz pierwszy miał przyzwolenie na bezkarne używanie broni, lecz czuł także głębszy sens jej zastosowania. Po chwili skończył rozgrzewkę i zatroczył nunczaku na pasku przy biodrach. Z werwą zbiegł po schodach i skierował się do samochodu. Gdy zajmował miejsce za kierownicą, bracia w wierze milczeli.

- Macie maczety? – spytał w końcu Emil.

Jeden z braci, siedzący z przodu, schylił się i wyciągnął broń przed siebie. Widać było, iż jest utrzymana w nienagannym stanie, a wypolerowana stal mogłaby służyć właścicielowi jako swoistego rodzaju toaleta. Emil załączył silnik i skierował wóz w kierunku celu, do którego dotarli w zaledwie kilka minut. Zaparkował na uboczu, jednakże stanowiącym dogodny punkt obserwacyjny. O tej porze w okolicy nie było żywej duszy. Jeśli wytężyliby słuch, mogliby nawet usłyszeć dźwięk gasnącej co chwila ulicznej latarni.

- Jak otworzę drzwi, wszyscy za mną. Jasne? – odezwał się Emil. Pozostali skinęli tylko głowami potwierdzając gotowość do akcji. Po kilku minutach bezczynności zaczęli się jednak niecierpliwić. Emil sięgnął do kieszeni, skąd wyciągnął paczkę Chesterfieldów. Nie zdążył jednak opuścić bocznej szybki, gdyż na ramieniu poczuł ciężką dłoń.

- Obserwujemy! – usłyszał od kolegi obok.

Kiedy już chciał wyprowadzić cios w żebra towarzysza, na klatce zapaliło się światło. Natychmiast rzucił papierosa i upewnił się, czy uchwyt nunczaku nadal tkwił gdzie powinnien. Po kilkunastu sekundach na schodach pojawiły się dwie zakapturzone postaci przyodziane w zwykłe sportowe dresy.

- Czekać! – rzucił krótko do nominatów.

- I kto to kurwa mówi – odparł kolega z siedzenia obok.

- Masz problem? – Emil chwycił za uchwyt nunczaku.

- Zamknijcie mordy! Zaraz się wykażecie… - odezwał się kolega nominata siedzący z tyłu po lewej.

- Obyś miał rację – odpowiedział Emil luzując trochę uścisk.

- Ciesz się, że Przeor nam o tobie opowiedział – skwitował konwersację kolega z siedzenia obok – Bo inaczej już byś zęby zbierał…

Emil sam się sobie dziwił, ale udało mu się zignorować ten docinek. Był teraz zbyt skupiony na obserwacji postaci w kapturach. Ustawiły się po obu stronach klatki i czekały. Cały czas zdawały się też nie zauważać ich samochodu.

- Przygotować się – rzucił Emil. W odpowiedzi usłyszał jednak tylko głęboki stłumiony odgłos trawienia dochodzący z tyłu. Odwrócił się na chwilę.

- Sorry no… Byli my w McDonaldzie, nie? – odezwał się kolega z bliżej nieodgadnionym krakowianom akcentem.

-Naprawdę, zawrzyj już mordę na zawsze! - wymamrotał Emil, po czym znów obrócił wzrok w kierunku kamienicy. Z prawej strony zbliżał się właśnie jeden z ostatnich tego dnia tramwajów. Skład zatrzymał się pod klatką i całkiem ją przysłonił. Z wagonu wysiadło dwóch pasażerów, ale nic więcej się nie wydarzyło. Motorniczy zamknął drzwi i pojazd potoczył się dalej. Wkrótce w oknie na czwartym piętrze coś się poruszyło. Emil ocenił, iż na korytarz wyszły jeszcze może z cztery osoby. Po chwili postaci ruszyły w dół wyraźnie osłaniając kolejną sylwetkę.

- Dobra! – warknął.

Nie zdążył dokończyć zdania, kiedy pod klatkę z piskiem opon zawinął biały van. Dwóch akolitów podbiegło do tylnych drzwi otwierając je.

- Teraz kurwa! – krzyknął i wyskoczył z samochodu.

Cała piątka na pełnym sprincie podążyła za nim.

- Ty! – Emil krzyknął do kolegi z przedniego siedzenia – Załatw kierowcę! Reszta za mną!

W świetle latarni błysnęły ostrza maczet. Jeden ze strażników widząc biegnących w jego stronę nominatów zdołał jeszcze wepchnąć zdezorientowanego Daniela do środka vana. Po chwili obie grupy zwarły się.

- Ruszaj!!! – na ulicy rozległ się przeciągły krzyk jednego z akolitów Naszego Kręgu, jednak komenda zastała kierowcę w objęciach kolegi Emila. W tym momencie walka rozgorzała na dobre. Kątem oka Emil zauważył ostrze maczety wędrujące w jego kierunku. Instynktownie odskoczył zawijając nunczaku na rękojeści przeciwnika. Następnie pociągnął łańcuch w swoją stronę i sprawnie wytrącił maczetę z dłoni akolity, co dało czas na wyprowadzenie kontry głową. Akolita bezwładnie opadł na chodnik. Jeden z podopiecznych Emila również leżał na betonie, chowajac zakrwawioną twarz w dłoniach, kolejny zaś kreślił w powietrzu chaotyczne wzory próbując odstraszyć dwóch wyraźnie lepiej od niego wyszkolonych przeciwników. Emil pomyślał, że pobyt w McDonaldzie niezbyt mu jednak pomógł. Zwinął nunczaku i ruszył w kierunku szoferki. Nie zauważył kiedy jeden z akolitów podążył za nim. Wkrótce rozległ się dźwięk wgniatanej karoserii a ciało Emila gładko osunęło się po niej do parteru. Próbował jeszcze użyć nunczaku, te jednak owinęło się wzdłuż jego własnego nadgarstka unieruchamiając dłoń. Adwersarz w przypływie satysfakcji podniósł maczetę do góry. Opadając zmieniła jednak nagle kierunek, a sam przeciwnik padł na ziemię nieprzytomny.

- Teraz już wiesz kogo przysyła Ojciec? – krzyknął promieniejący nad Emilem kolega z siedzenia obok.

- Nie ma czasu! Nasz cel jest w vanie! - odkrzyknął Emil zbierając się z gleby.

Kiedy oboje wskoczyli do szoferki, silnik wciąż działał, więc wystarczyło nacisnąć pedał gazu a van gwałtownie ruszył do przodu. Nie ujechali jednak daleko, kiedy w lusterku pojawiły się migające niebiesko-czerwone światła. Drugi radiowóz zajeżdżał im także drogę od przodu. Emil wrzucił bieg cofania i ostro skręcił w lewo. Udało mu się i po chwili pędzili w kierunku ronda mogilskiego. Nie ujechali daleko, kiedy z bocznej uliczki wynurzył się kolejny radiowóz uderzając z impetem w bok vana. Wytrącona z rąk Emila kierownica powędrowała o dziewięćdziesiąt stopni w prawo, a samochód wbił się w latarnię tuż przy krakowskiej Operze. Ostatnią rzeczą jaką zdążył zarejestrować Emil było kilka taserów wycelowanych wprost w jego kark, po czym ogarnęło go dobrze mu znane uczucie całkowitego błogostanu.

 

Tuż przed wyprawą, Gabriela

 

Motorniczy nie zatrzymał tramwaju na kolejnym przystanku. W lusterku wciąż obserwował niepokojące sceny. Słyszał co prawda o kibicach Cracovii i Wisły, próbujących się raz po raz na maczety, nigdy jednak nie widział takich scen na własne oczy. Przyspieszył i tramwaj skręcił wkrótce w ulicę Obrońców Westerplatte. Gabriela, znajdująca się w ostatnim wagonie wraz z jej body-guardem, również spoglądała na sceny rozgrywające się za nimi.

- Co teraz Mirku? – spytała akolitę.

- Dobrze, że zachowaliśmy środki ostrożności. Inaczej znajdowałaby się teraz Pani w ogromnym niebezpieczeństwie. Ale proszę się nie martwić. Jedziemy do mojego mieszkania, a tam niebawem pojawi się ojciec Bianco.

- A co z Natanem?

- Spokojnie, ustalimy warty i będziemy pilnować. O niczym się nie dowie!

- Oby tak było – odparła Gabriela.

- Czy mogę Panią o coś jeszcze spytać?

- Pytaj…

- Co jest takiego w Pani plecaku? Mogło mi się tylko wydawać, ale jak wchodziliśmy do tramwaju coś w środku jakby lśniło.

- Nie potrafię tego do końca wytłumaczyć...

- Przepraszam, już więcej nie spytam – odparł Mirek.

Wkrótce tramwaj zatrzymał się przy Poczcie Polskiej i oboje wysiedli. Mirek podjął Gabrielę pod rękę i szybkim krokiem przemknęli przez Rynek Główny, by po kilku minutach być u celu.

- Proszę się rozgościć. Może coś podać? – spytał Mirek zapraszając Gabrielę do pokoju gościnnego.

- Nie, nie. Dziękuję.

- W porządku. Ojciec Bianco powinien zjawić się tu nie wcześniej niż za parę godzin, więc odrobina snu Pani nie zaszkodzi. Ja udam się teraz do siebie. Nie chciałbym przeszkadzać.

- Dziękuję! – odparła Gabriela.

Dopiero teraz miała okazję pozbierać wszystkie myśli i przeanalizować jak wiele wydarzyło się przez te niespełna osiem ostatnich godzin. Począwszy od wywróconej do góry nogami piwnicy, poprzez spotkanie na strychu, aż po walki uliczne. Zdjęła plecak i wyjęła jego zawartość. Piękna grawerowana skrzynka nadal niezmiennie strzegła swej tajemnicy. Przez wszystkie te lata, kiedy Relikwiarz pozostawał w ukryciu wydawał się jej tylko kawałkiem rzeźbionego drewna. Dziś jednak poczuła nie tylko wsparcie, ale również całą jego niezmierzoną moc. Czuła, że to właśnie Relikwiarz namówił ją do działania i tchnął w nią siły potrzebne do obrony. Ta myśl napawała ją dumą, lecz jednocześnie przerażała. Jeszcze przez chwilę próbowała odnaleźć równowagę, lecz zmiarkowanie nie nadchodziło. Schowała artefakt na powrót do plecaka i położyła go obok poduszki. Sen nadszedł nagle, wciąż jednak nie miała pewności, czy przypadkiem właśnie dopiero teraz nie budziła się na dobre.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Szudracz 25.04.2018
    Walka bez rozlewa krwi, sprytnie poprowadzona. Końcówka dobrze podpina całość wcześniejszych wydarzeń.
    Ogólnie czyta się płynnie bez potknięć.
  • drohobysz 25.04.2018
    dziękuje
  • drohobysz 25.04.2018
    dziękuje
  • Pasja 25.04.2018
    Ulica Lubicz jest niedługa i wszystkie ważne budynki mieszczą się obok siebie. Zwłaszcza Biały Domek. Dlatego akcja ta była podana na talerzu policji.
    Dobrze, że Gabriela ocalała i tajemniczy relikwiarz. Tylko tak nie do końca jest to takie proste i czy ona jest bezpieczna?
    Co z Natanem? Co z dziewczyną, która śledzi jego?
    Pozdrawiam
  • drohobysz 25.04.2018
    haha, 10 punktów dla tej Pani! :)

    https://www.google.com/maps/@50.065039,19.9504814,3a,59y,169.42h,95.57t/data=!3m7!1e1!3m5!1szLtQJyX3ZQ5DwI8KA2WPyw!2e0!6s%2F%2Fgeo2.ggpht.com%2Fcbk%3Fpanoid%3DzLtQJyX3ZQ5DwI8KA2WPyw%26output%3Dthumbnail%26cb_client%3Dmaps_sv.tactile.gps%26thumb%3D2%26w%3D203%26h%3D100%26yaw%3D184.02931%26pitch%3D0%26thumbfov%3D100!7i13312!8i6656
  • drohobysz 25.04.2018
    drohobysz kurcze coś nie działa ten link, ale pokazywać miał własnie biały domek :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania