Poprzednie częściSzare istnienie – Prolog
Pokaż listęUkryj listę

Szare istnienie cz. 64

Jechali już kilka minut, zachowując się, jak zupełnie obcy dla siebie ludzie, w końcu Laura przerwała tą niezręczną ciszę.

– Frank, przepraszam cię. Nie chciałam się tak wydrzeć, ale po prostu czasem jesteś tak upierdliwy, że nawet święty straciłby cierpliwość – rzekła.

– W porządku.

– Nie, nie w porządku, przecież widzę. – Dziewczyna nie dawała za wygraną, jak na dłoni widząc jego podejrzaną minę.

– Mała, już ok, każdy ma prawo się czasem wkurzyć.

Wiedziała, że wcale nie ok, widząc jednak, że ciągnięcie tej rozmowy nie ma sensu, zamilkła. Postanowiła pogadać z nim później.

 

Jechali w ciszy, dlatego też nie było innej opcji, jak tylko powrót Emmy. I znów pytania: „Gdzie jest, dlaczego nie zadzwoniła, czy jest w domu?” i obawa, czy naprawdę jej nie odbiło i czegoś sobie nie zrobiła.

– Frank… – mruknęła cichutko nastolatka.

– Tak?

– Pojedziemy jeszcze raz… ostatni… po mieście, a potem zajedziemy do niej? – zapytała łagodnie.

– Dobrze.

Przejechali centrum, kolejny raz sprawdzili skatepark, po czym Frank podjechał pod dom blondynki. Tym razem zaszedł sam, dziewczyna nie chciała zostawiać Miko. Ponownie zastał zamknięte drzwi.

– To niemożliwe, żeby przez tyle czasu nie wróciła do domu – rzekła Laura, gdy brunet wrócił za kółko. – Zawsze, nawet jak się ostro pożarły, wracała na drugi dzień, a jeśli teraz nie chciała lub gdzieś baluje, zadzwoniłaby.

– Mała, poczekajmy do wieczora i pojedziemy na policję – uspokajał ją chłopak, którego głos powoli wracał do normy.

– Frank, ale ja naprawdę mam dziwne wrażenie, że ona jest w domu. A jeśli naprawdę coś się stało? Znam ją, nigdy się tak nie zachowywała – tłumaczyła dziewczyna.

– Laura, przestań. Nic jej nie jest, uspokój się. – Frank starał się, jak mógł, lecz jego słowa na nic się zdały, nastolatka była wręcz przekonana, że coś jest nie tak.

Zamilkła i wlepiwszy wzrok w szybę, znów zaczęła wmawiać sobie wszelkie głupoty. Teraz w oczach stanął jej obraz już obraz leżącej w łazience kumpeli, z nadgarstków której strumieniem leje się krew, lub walającej się obok, pustej fiolki lub jakiegoś innego, koszmarnego narzędzia autodestrukcji. Nie fantazjowała jednak bez powodu, niepokój był całkowicie uzasadniony. Dziewczyna znikała już trzy razy, lecz Laura zawsze wiedziała, gdzie jest, lub też Emma znajdowała sposób, aby się z nią skontaktować. A teraz? Brunetka była prawie pewna, że przyjaciółka mogła zrobić coś bardzo głupiego, w czym tylko utwierdzał ją fakt słyszanego w słuchawce jej roztrzęsionego głosu. Kumpela kłóciła się z matką od zawsze, lecz nigdy jeszcze nie była aż tak przybita. Laurze do tej pory grzmiał w uszach jej rozedrgany głos i rozpaczliwy płacz.

– Aaaaa! – Krzyknęła znienacka na całe gardło i złapała się za głowę, kuląc się na fotelu.

Palący ból, który nagle w nią uderzył, niemal rozrywał jej czaszkę. Zawirował cały świat, a duszność w płucach zatkała jej dopływ powietrza.

– Mała, co się dzieje? – zareagował natychmiast Frank, w mig zatrzymując samochód i nachylając się nad dziewczyną.

Nie dała rady wydusić słowa, rozpłakała się tylko, pochylona, trzymając się za głowę. Pysk Miko znajdował się już między przednimi siedzeniami.

– Miko! – syknął Frank, odpychając psa. – Laura... – Znów skierował wzrok na sympatię.

Dziewczyna nie reagowała, więc brunet odpalił silnik i ruszył w stronę centrum. Raz po raz zerkał na dziewczynę, która po kilku chwilach wyprostowała się na fotelu.

– Laura, co jest grane? – Chłopak dotknął jej pleców.

Nastolatka się nie odzywała, wciąż chlipała, pociągając nosem. Z upływem sekund ból jednak z wolna zaczął uchodzić, aby w końcu zniknąć całkowicie, pozostawiając po sobie dziwną ciężkość i pulsowanie pod czaszką.

– Frank, zwolnij – wybełkotała cicho. – I nie krzycz na niego, przecież nic nie robi – upomniała w kwestii psa.

Zdjął nogę z gazu.

– Nie jedź do żadnego szpitala – mruknęła nastolatka.

– Nie jadę do szpitala – odparł dziwnym głosem chłopak, nastolatka do głębi przeraziła go swoim wyskokiem.

Laura spojrzała na kierowcę – był blady jak ściana. Dziewczynie zaczęło robić się niedobrze. Nadal było jej duszno, a ciało drżało w każdym możliwym miejscu, nie wiadomo, czy to ze strachu, czy powód był inny.

– Laura, co się dzieje? – powtórzył chłopak, nieustannie obserwując ukochaną.

– Już ok – Przetarła oczy. – Gdzie jedziesz?

– Do Jacobsa.

– Do kogo?

– Do znajomego.

– Nie – przestraszyła się, nie będąc pewną, czy mówi prawdę.

– Tak. Krzyczysz mi tu i jeszcze się sprzeciwiasz?!

– Frank, już wszystko ok.

– Bez dyskusji! – huknął zdenerwowany brunet i nie zamierzając dłużej bezsensownie się przekomarzać, skierował wzrok na drogę.

Obawy dziewczyny rosły, lecz gdy po kilku minutach zobaczyła, że chłopak zatrzymuje się pod dużą, prywatną kliniką, odetchnęła. Ulga była jednak chwilowa, zaraz uświadomiła sobie, że w środku jest pewnie masa ludzi, a ona wygląda niewątpliwie jak po walce bokserskiej.

– Frank, ale jak ja się tam pokażę? No zobacz, jak ja wyglądam – wykręcała się, zawstydzona.

– Normalnie. Dopiero jedenasta, poza tym u niego wizyty są umawiane, więc w środku będą najwyżej dwie, może trzy osoby.

– Ale…

– Żadnego ale!

Otworzył drzwi pasażera i Laura, nie chcąc znowu się kłócić, z jego niewielką pomocą grzecznie wysiadła, lecz gdy tylko stanęła na nogach, machnęło nią jak pijakiem, który właśnie sumiennie poleczył kaca.

– Mała. – Przytrzymał dziewczynę, zabarwieniem głosu wyrażając do głębi pretensjonalne: „I jeszcze się stawiasz?”.

Nie mogła się ruszyć, stała więc w uścisku bruneta na miękkich jak guma kończynach.

– Laura. – Chłopak znów się wystraszył, ona zresztą też. – Co się dzieje?

– Nie wiem, dziwnie mi – wystękała, choć raz w życiu szczerze.

– Może zadzwonię po karetkę?

– Nie!

– No dobrze, więc postójmy tu chwilę.

Pozostawiony w aucie Miko, który nie zdążył wyskoczyć za dziewczyną, zaczął piszczeć i drapać w drzwi, co bardzo irytowało bruneta.

– Niech tylko podrapie matce tapicerkę, to skręcę mu łeb – fuknął.

Laura mdło się uśmiechnęła. Po chwili jednak piesek się uspokoił i usiadł na tyłku, gapiąc się na oboje, z nosem przyklejonym do szyby. Nadal stali w bezruchu, lecz Frank ani na moment nie wypuszczał dziewczyny z uścisku. W końcu ta zabrała głos:

– Już chyba przeszło.

– Na pewno? – Chłopak nie bardzo uwierzył, znając kłamczuchę.

– Tak… chyba tak.

– To co, zaryzykujemy i idziemy?

Pokiwała głową, wyrażając zgodę, nie godząc się jednocześnie ani trochę.

 

Zza szklanych, prowadzących do holu drzwi nastolatka zauważyła, że faktycznie – w środku siedziała jedynie jakaś kobieta i mały, na oko siedmioletni chłopiec. Z miejsca zawładnęły nią porażająca konsternacja i strach. Cofnęła się.

– Frank, ja tam nie pójdę – mruknęła.

– Mała…

– Nie pójdę – powtórzyła, stawiając kolejne, maleńkie kroki w tył.

– Laura, przecież nikt nie będzie zwracał na ciebie uwagi. Pójdziemy do drugiego korytarzyka, tam, za ścianą. – Frank wskazał palcem zaciemnione miejsce. – Tam nikogo nie będzie.

– Ale ten lekarz…

– Co lekarz?

– Zaraz będzie pytał, a ja nie chcę.

– Nie będzie, on już cię badał.

– Co takiego?! – Dziewczyna ze zdziwienia aż otworzyła usta.

– Jak wróciłaś, w sobotę.

– Kłamiesz – fuknęła Laura, zupełnie tego nie pamiętając.

– Mała, nie kłamię, po co miałbym to robić? Chodź. – Chłopak pociągnął jej dłoń.

Ustąpiła. Nadal czuła się dziwnie, niemniej jednak doszła do wniosku, że faktycznie – dobrze byłoby zapytać o to specjalisty. W tej chwili wolała przełknąć wstyd, niż znowu przeżyć ten horror, który, jakby nie było, bardzo ją wystraszył.

Zacisnęła usta, najniżej jak mogła spuściła daszek i po chwili weszli do środka. Teraz pożałowała, że oddała Jennifer okulary.

– Poczekaj chwilę, zapytam – rzekł Frank, sadzając dziewczynę ma miękkim, czerwonym fotelu i ruszył w stronę recepcji.

Czekający natychmiast skierowali całą swoją uwagę na osobę brunetki, u której, mimo kamuflażu, nie dało się nie zauważyć widocznych jeszcze śladów pobicia. Głowa zaczęła ponownie boleć, lecz teraz był już to ból do zniesienia, ćmił tylko trochę. Mdłości jednak nie zniknęły. Czuła się bardzo niekomfortowo, do tego opanował ją jeszcze większy lęk, bała się, aby nie narobić komedii i nie zaprezentować nieznajomym, co miała okazję dziś jeść. Zażenowanie tylko wzmagało to nieprzyjemne uczucie, zaczęła więc brać długie głębokie wdechy, gdyż słyszała kiedyś od kogoś, że to rzekomo pomaga.

– Mamo, co się stało tej pani? – zapytał znienacka jasnowłosy chłopak.

Laurę natychmiast przeszedł zimny dreszcz.

– Joey, zachowuj się! – skarciła go kobieta, wystawiając twarz przed nosem małolata. – Przepraszam – mruknęła do Laury, z wyraźnym zakłopotaniem.

– Nic się nie stało – odrzekła cicho nastolatka, choć owszem – stało się.

Konsternacja natychmiast wzrosła. Wyobrażała sobie, jak muszą odbierać jej wygląd ludzie, skoro nawet siedmiolatek zwrócił na nią uwagę.

Spuściła głowę jeszcze niżej, marząc o tym, aby jak najszybciej zniknąć z ich pola widzenia, a Frank, jak na złość gdzieś zniknął.

Spojrzała w stronę znajdującego się nieopodal, zaciemnionego holu, w którym dziś najwyraźniej nie przyjmował żaden lekarz i natychmiast pomyślała, żeby usiąść tam, bała się jednak wstać. Nie będąc pewną, czy nogi znów nie odmówią jej posłuszeństwa, w rezultacie pozostała na swoim miejscu, czując, jak mdli ją coraz bardziej.

Frank właśnie pojawił się w zasięgu wzroku dziewczyny, zamykając drzwi znajdującego się obok recepcji gabinetu.

– Mała, musimy chwilę poczekać – powiedział, siadając obok ukochanej. – Co się stało? – zapytał od razu, widząc wyraz jej twarzy.

– Nic. Chodźmy tam. – Laura wskazała głową pogrążony w ciemności korytarzyk i powoli wstała.

Chłopak pomógł jej dojść w chwilę później siedziała już okryta podnoszącym na duchu półmrokiem.

– Zaraz nas przyjmie, ta laska tylko po receptę – oznajmił brunet w temacie kobiety z dzieckiem.

– Kiedy on mnie badał i dlaczego ja tego nie pamiętam? – Dziewczyna nie mogła darować, onieśmielona faktem, że oglądał ją obcy facet, do tego w takim stanie, w jakim wtedy była.

Nie potrafiła odtworzyć dokładnego przebiegu wydarzeń w domu, w szpitalu, u Jenny, aczkolwiek miała pojedyncze przebłyski i w pewnym stopniu była świadoma swojego zachowania. Pomyślała o Jimmym i uderzył w nią wyrzut sumienia przez to, że całą winą obarczyła w pewnym momencie jego. Przecież on nie chciał nic złego, na dodatek dobrze się bawiła się jego towarzystwie, a teraz ma pretensje…

– Mała. – Brunet złapał jej ramię, gapiąc się na nią z szerokim uśmiechem. – Powinnaś zostać myślicielką, wiesz? Zrobię ci kiedyś zdjęcie, byłabyś wtedy świetną muzą malarzom. – Zaśmiał się, lecz dziewczynie bliżej było do wybuchu rozpaczy niż wyłuskania z siebie choć szczypty radości. – Chodź. – Chłopak wstał, ujmując jej dłoń.

Nawet nie załapała, kiedy w progu gabinetu pojawił się doktor Jacobs, aby ich poprosić. Wstała i ruszyła za ukochanym – kobiety i chłopca już nie było.

– Dzień dobry – wydusiła byle jak, nie patrząc na lekarza.

– Usiądź. – Mężczyzna wskazał dziewczynie wąskie łóżko, po czym zwrócił się do Franka:

– Co się dzieje?

– Nie wiem, miała jakiś atak bólu głowy i jest jej słabo – odparł Frank.

– Podwiń rękaw – Nakazał brunetce Jacobs, chwytając ciśnieniomierz, którego opaska po chwili opatuliła jej ramię. – Byliście w szpitalu? – zapytał, ściskając gumową gruszkę.

– Tak.

– A dlaczego nadal nie jest?

– Matka ją wypisała.

– Wypisała? Dlaczego? To nie było mądre posunięcie – zganił Jacobs.

Wizyta trwała zaledwie chwilę, a dziewczyna miała już dość. I te pytania, wyrzuty…

– Robiła tomografię? – ciągnął mężczyzna.

– Tak.

– Masz wynik?

– O kurczę… – Frank się „obudził”. – Zapomnieliśmy wziąć od Davida – rzekł do ukochanej, która jednak podniosła głowę – przecież facet i tak już ją widział.

– Widział go lekarz? – zapytał Jacobs.

– Tak, wszystko jest w porządku.

– Piłaś alkohol? – zapytał nagle szorstko facet.

– Jednego drinka – bąknęła Laura.

Facet tylko ciężko westchnął, kręcąc z dezaprobatą głową i rzekł:

– Ma bardzo wysokie ciśnienie, dlatego źle się poczuła. W jej wieku takie skoki są dość niepokojące, dlatego też nie mogę jej wypuścić. Damy jej kroplówkę i za godzinę, półtorej zobaczymy, czy sytuacja się ustabilizuje.

Laura nie była zadowolona. Nie protestowała jednak, nadal czuła, że w środku niej wszystko się telepie. A może to ze strachu przed lekarzem, szpitalem?

– Co mogło spowodować ten wzrost ciśnienia... prócz alkoholu? – mężczyzna nadal pytał Franka widząc, że Laura nie czuje się dobrze i na dodatek jest mocno wyobcowana.

– Zdenerwowała się.

– Rozumiem…

– Panie doktorze, niedobrze mi. – Nastolatka postanowiła jednak przemówić, gdyż mdłości z chwili na chwilę się nasilały.

– Jadłaś coś?

Pokiwała potakująco głową.

– To zapewne z nerwów, jak dostaniesz kroplówkę, nudności powinny ustąpić. A teraz musisz wyjść, chcę ją dokładnie zbadać – rzekł do Franka.

Dziewczyna się speszyła. Wiedziała, że lekarz zna obecny wygląd jej ciała, mimo to mogła pozbyć się uporczywie tkwiącego w niej uczucia zawstydzenia.

Chłopak wyszedł, Jacobs kazał dziewczynie zdjąć koszulkę, położyć się na łóżko i po chwili zabrał się do pracy. Postanowiła nie myśleć, starając się skoncentrować uwagę na czymś innym, nie udało jej się to jednak. Leżała przed lekarzem w samym staniku, posiniaczona jak zbite jabłko, przez co teraz najchętniej teraz zapadłaby się pod ziemię i tam schowała, w jakiejś ciemnej norze.

Mężczyzna się nie odzywał. Prócz zadania nastolatce jedynie dwóch czy trzech pytań sprawiał wrażenie, jakby zupełnie nie zwracał uwagi na jej wygląd, albo po prostu bardzo dobrze udawał.

Zbadał ją bardzo szybko, kazał się ubrać i chwycił słuchawkę telefonu. Po chwili w gabinecie pojawiła się młoda dziewczyna, której dał instrukcje dotyczące podania leku i kazał zawołać Franka.

– Nic jej nie jest, nie zauważyłem niczego niepokojącego. Idźcie do dwójki, niech się położy, zaraz Amanda podłączy jej kroplówkę. I proszę leżeć spokojnie. – Jacobs uśmiechnął się do nastolatki i usiadł w fotelu, z drugiej strony biurka.

– Dziękuję – powiedziała cicho nastolatka i udała się z chłopakiem do znajdującej się w zaciemnionym holu sali numer dwa.

– Jak się czujesz? – zapytał brunet, gdy już posłusznie zajęła miejsce w pozycji „na wznak”.

– Nie wiem, dalej mi dziwnie.

– To wszystko przez to, że nabierasz do głowy. I jeszcze ten drink... – skarcił ją sucho, siadając obok na białym taborecie.

– Nie nabieram, po prostu się martwię. Nadal nie dzwoni.

– Laura, przestań już. Sama się wkręcasz w jakieś durne przypuszczenia, a ja ci mówię, że do wieczora sprawa się wyjaśni – przekonywał Frank z pełną stanowczością.

Do sali weszła pielęgniarka, ekspresowo złączyła pacjentkę z przeźroczystym woreczkiem, dokonała jeszcze kilku „formalności” i za słowami: „proszę leżeć spokojnie” wyszła, nie zamykając drzwi.

– Co zrobisz z Miko? – napomknął chłopak, chwytając jej dłoń.

– Nie rozumiem…

– Co powiesz matce? Tylko już na mnie nie krzycz – Frank się uśmiechnął – ale sporo ryzykujesz, nie pytając jej o zdanie, nie informując chociażby.

– Będzie dobrze – Laura także delikatnie się uśmiechnęła.

Mdłości zaczęły zanikać, zapewne dlatego, że mając już za sobą wizytę u Jacobsa, nieco się uspokoiła.

– A jeżeli nie? Odwieziesz go? Będzie płakał. – Zaśmiał się chłopak.

– Nie odwiozę, Travis mi pomoże.

– Travis? – Frank uniósł brwi. – Z tego co wiem, to Travis raczej zawsze robi ci na przekór.

– Nie w tym przypadku. On chciał wziąć kolejnego psa, ale matka się nie zgodziła. Jej też nie obszedł wypadek śmierć Scrapa.

– Wydajesz się przekonana… a zresztą, co będzie, to będzie – rzekł chłopak.

– No właśnie – mruknęła Laura.

Jej głos nagle zrobił się dość niewyraźny i leniwy, najwidoczniej podłączona kroplówka sprawiła, że powieki zaczęły robić się coraz cięższe i opanowała ją przyjemna senność. Nawet nie wie, kiedy odleciała.

 

Kiedy otworzyła oczy, nie kojarzyła jeszcze, gdzie jest i co się dzieje. Po chwili nieco oprzytomniała i natychmiast ogarnął ją lęk – była w sali sama. I pierwsze pytanie: „gdzie jest Frank?”. Strach zebrał na sile, gdy do uszu nastolatki zaczęły dochodzić wyraźne odgłosy rozmów, co było świadectwem, iż w poczekalni zabrała się większa ilość osób. Czapka zniknęła z jej głowy, lecz nie przepadła, leżała na łóżku, obok jej prawej dłoni.

Brunetka tkwiła w bezruchu i wstrzymując oddech, bacznie wsłuchiwała się w mieszające się pomruki za drzwiami. Wezbrała w niej złość na chłopaka. Jak mógł sobie wyjść wiedząc, że w przychodni zebrały się tłumy? Zostawił ją na pastwę mimowolnych widzów, robiąc z niej potencjalny obiekt politowania. Nastawiła się bardzo niepozytywnie, już układając w głowie odpowiedni ochrzan, nie zamierzała mu tego darować.

I nagle nasunęło się kolejne pytanie: „ile czasu tu jestem i która godzina?”. Rozejrzała się po pomieszczeniu, poszukując wzrokiem zegarka, niestety, nikt nie raczył go tam powiesić. Uniosła się lekko, próbując dojrzeć hol, lecz drzwi do pokoju były mocno przymknięte i zasłaniały jej cały widok. Głowa wróciła na poduszkę. Spojrzała na kroplówkę – była pusta. Wiedząc, że nie pozostało jej nic, tylko czekać, zamknęła oczy, aby w spokoju móc na powrót zacząć katować się osobą Emmy. Nie potrafiła darować sobie tematu, który bezlitośnie powracał, wiercąc dziurę w głowie i namolnie uprzykrzając jej życie.

– Wyspałaś się? – usłyszała nagle wesoły ton i natychmiast kamień spadł jej z serca.

Uniosła powieki. Chłopak siadł obok, szczerząc się głupio, czym tylko prowokował dziewczynę.

– Gdzie byłeś? – wyjechała cierpko. – Tam jest kupa ludzi, a tym mnie zostawiłeś. Dziękuję ci bardzo! – warczała napuszona nastolatka, oczami wyobraźni widząc już gapiących się na nią jak na niespotykane zjawisko, pacjentów.

– Mała, wyluzuj – Frank chwycił jej dłoń. – Miko został w samochodzie, prawda? Poszedłem się z nim przejść, przecież nie może siedzieć zamknięty. Samochód stoi w cieniu, ale mimo wszystko jest w nim dość ciepło.

Dziewczyna zamilkła, zrobiło jej się odrobinę głupio. Nie pomyślała o tym, choć z drugiej strony skąd mogła wiedzieć, gdzie był? Nie jest przecież jasnowidzem.

– Przepraszam – mruknęła skonsternowana, otrzymując w odpowiedzi cichy śmiech. – Co z nim?

– Nic, siedzi i czeka na ciebie, umierając z tęsknoty – ironizował chłopak. – Powiedziałem Jacobsowi, że kroplówka się skończyła, zaraz przyjdzie – dodał.

– Która godzina?

– Dochodzi trzecia, pospałaś sobie prawie dwie godziny. Jak się czujesz?

– Dobrze. Sprawdzałeś telefon, dzwoniła?

– Nie sprawdzałem.

Zapytała, lecz po chwili uświadomiła sobie, że niepotrzebnie wspomina o komórce i daje mu jakoby do zrozumienia, że może w niej szperać. Przecież mógł dzwonić Jimmy lub jakaś inna, niepożądana osoba i zaraz byłyby pytania. Aczkolwiek z drugiej strony przecież on i tak już wszystko wie, więc?

– Dużo jest tam osób? – zapytała.

Bardzo wstydziła się pokazać w takim stanie, zaczęły się więc kombinacje, jak tu przejść niezauważenie. Dlaczego, do cholery, nie umie znikać i dlaczego nie wzięła od Jenny tych pieprzonych okularów? Do uczucia zażenowania doszła złość. Kurwa, co za pojebany dzień! – burczała bezgłośnie, wkurzona na wredne odchyły swojego organizmu, przez które będzie musiała teraz świecić oczyma.

– Nie, trzy osoby – odparł chłopak.

– Trzy? Ja słyszę o wiele więcej głosów. I jak ja stąd wyjdę, nie wiesz? Nie trzeba było tu przyjeżdżać.

– Mała, znowu marudzisz? To już staje się nudne. Skończ już i przestań mnie denerwować – rzekł chłopak i mimo iż starał się zachować spokój, jego głos emanował dogłębną irytacją.

Wyciszyła się, lecz swoje myślała. Mocniej ścisnął jej dłoń i także zaniechał rozmowy. Widząc jej wzburzenie nie chciał zaogniać atmosfery, ale wiedział jej zawstydzenie i miał nadzieję, że jak przemilczy temat, dziewczyna trochę ją uspokoi.

Siedzieli w ciszy przez kilka chwil, w końcu lekarz przerwał tę niezręczną sytuację, wchodząc do sali ubrany już w cywilne ciuchy.

– I jak tam? – Uśmiechnął się niemalże po ojcowsku. Jak się czujesz? Mdłości minęły?

– Tak.

– Głowa już nie boli?

– Nie.

– No dobrze, zobaczmy – rzekł Jacobs i usiadł obok z zamiarem ponownego zmierzenia ciśnienia.

Zrobił to bardzo szybko i oznajmił:

– Jest jeszcze nieco podwyższone, lecz nieznacznie. Mogę ją wypuścić, ale niech stara się unikać stresu. I nie pić alkoholu, jasne?

Laura przytaknęła ruchem głowy.

– Dobrze, to chodźcie, wypiszę wam receptę.

Laurę otuliło nieprzyjemne ciepło, perspektywa wyjścia na korytarz przeraziła dziewczynę. Opanowała ją tak duża panika, jakby mieli ją tam co najmniej zlinczować. Frank w okamgnieniu wyłapał manierę ukochanej.

– Pojdę sam, dobrze? Rozumiesz… – rzekł do Jacobsa.

Ten się tylko uśmiechnął i wyszedł z sali.

– Zaraz wracam. – Brunet ucałował policzek dziewczyny i ruszył za lekarzem.

Laura włożyła czapkę, ponownie spuszczając daszek i wstała. Powoli podeszła do drzwi i chcąc zorientować się w sytuacji, delikatnie wychyliła twarz. Dojrzała siedzące naprzeciw recepcji starsze, jak wywnioskowała, małżeństwo i jakiegoś młodego chłopaka. Zażenowanie natychmiast wzrosło, wywołane osobą młodzieńca. Olała staruszków, bo co jej oni, ale ten koleś… „I jak tu się pokazać w takim stanie? Kurwa mać, przecież to kolosalna lipa. Frank, zabiję cię!

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Joan Tiger 2 miesiące temu
    Alkohol i stres się skumulowały. Pomarudziła, ale poszła – na szczęście. Piesek zapewne zostanie nowym lokatorem w domu dziewczyny. :)
    No nie mogę... Laura i jej pretensje o wszystko. Co za dziewczyna. Jeszcze trochę, a Frank nie będzie mógł oddychać bez wyjaśnienia powodu robienia tego. 😅
    Toksyczny związek się zaczyna robić po obu stronach. Zakompleksiona gówniara i nadopiekuńczy chłoptaś. Będą pomiędzy nimi fajne akcje o byle co.😁
  • ZielonoMi 2 miesiące temu
    Tak miało być. Laura miała być płochliwa, ale wyszło, że jest ofiarą losu (tak nie miało być). :D Choć można ją trochę zrozumieć, swoje przeszła. Za to koleżanka za nią nadrabia. xd
  • Joan Tiger 2 miesiące temu
    ZielonoMi, podkręcisz ją trochę, a potrafisz dołożyć do kotła. Jeszcze się zdziwię i zacznę zastanawiać, czy to faktycznie Laura. :)
  • ZielonoMi 2 miesiące temu
    Joan Tiger :D:D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania