Poprzednie częściSzare istnienie – Prolog
Pokaż listęUkryj listę

Szare istnienie cz. 33

FRANK

 

Około czwartej nad ranem obudziło go mamrotanie dziewczyny, która kręciła się na łóżku, z każdą sekundą robiąc to coraz bardziej gorączkowo. Wstał i wziął ja rękę, lecz gdy sen zaczął być nieznośny, co Frank wywnioskował po wymawianych przez nią coraz wyraźniej: „Nie, przestań, nie...”, i tym podobnych słów, zareagował.

– Mała. – Zaczął nią poruszać, lecz nie reagowała.

– Mała! – potrząsnął nią agresywniej, wtedy przestała bełkotać i otworzyła oczy.

Nie rozumiała jeszcze chyba, co się dzieje, lecz gdy Frank ze słowami: „Mała, już dobrze” przytulił dziewczynę, panika znowu dała o sobie znać. Ponownie skuliła się na łóżku, wykrzykując różnorakie prośby, ale chłopak nie wypuszczał jej z ramion, starając się jak może, aby w końcu zrozumiała, kto ją obejmuje i że nic jej nie grozi.

– Zostaw mnie! – Nastolatka uderzyła płaczem.

– Laura, to ja, Frank, uspokój się. Już dobrze... – Mocno ściskał sympatię i dopiero te słowa dotarły do nastolatki, bo przestała miotać się na łóżku, chlipała tylko.

– Już... w porządku. – Chłopak tulił dziewczynę jeszcze chwilę, po czym usiadł i chwycił jej rękę.

Natychmiast zabrała dłoń, odwracając twarz do poduszki, więc brunet dał jej spokój, nie chciał denerwować dziewczyny.

Do pokoju wpadła pielęgniarka, która usłyszała krzyki pacjentki.

– Już dobrze – rzekł Frank, więc kobieta sprawdziła przy okazji kroplówkę, pokręciła coś przy niej i wyszła.

– Daj mi pić – poprosiła nagle Laura i chłopak właśnie uświadomił sobie, że nic nie kupił.

Szybko wyskoczył na korytarz, nabył w automacie półlitrową wodę i litrowy sok, po czym wrócił do sali. Uniósł dziewczynę, która znowu jęknęła z bólu i pomógł jej zaspokoić pragnienie, które było chyba ogromne, gdyż wypiła prawie całą butelkę przeźroczystej cieczy. Ułożył ją na miejsce, ale nie odszedł od łóżka, tylko czekał, aż zaśnie, w końcu jednak sam usnął, z głową w okolicach jej brzucha.

Krzywda ukochanej nie dawał mu spokoju, przez co spał bardzo płytko, słysząc każdy szum z korytarza i ciche rozmowy pielęgniarek, dopiero około godziny siódmej, może wpół do ósmej nie słyszał już nic. Po godzinie zbudziło go jednak przyjście lekarza, który robił obchód i chłopak chwilowo musiał opuścić salę. Mężczyzna w białym fartuchu był przy pacjentce bardzo krótko i Frank zaraz wrócił na swoje miejsce, zdziwiony przy okazji faktem, że nikt go jeszcze nie pogonił.

Widok pobitej nastolatki i wiedza o tym, co się stało, łamały mu serce, do tego czuł się okropnie zmęczony i głowa zaczęła mu pękać. Położył ją na łóżku, biorąc za rękę śpiącą Laurę i w okamgnieniu odpłynął.

 

Zadzwonił telefon i wyrwał chłopaka ze snu. Dziewczyna nadal spała.

– Halo? – mruknął zaspany.

– Frank? Gdzie jesteś i co się stało? Przyjdziesz do pracy? – Usłyszał głos szefowej.

– Która godzina?

– Dochodzi dwunasta. Ledwo się do ciebie dodzwoniłam, umarłeś, że nie słyszysz telefonu? Frank, dziś przecież na piątą mamy imprezę, zapomniałeś?

– Nie, pamiętam, zaraz przyjadę – bąknął chłopak, niezbyt zadowolony przymusem opuszczania ukochanej, zwłaszcza, że była niedziela. Ale przecież obiecał...

Głowa bolała nadal, do tego było mu niedobrze, nerwy zrobiły swoje. Posiedział jeszcze kilka minut, ale widząc, że brunetka się nie budzi, wstał, ucałował ją w policzek, po czym opuścił salę. Gdy wychodził ze szpitala, minął palących przy wejściu Billy’ego i Jimmy’ego, ale skąd mógł wiedzieć?

Pod lokal podjechał minut po dwunastej i od razu od progu zaatakowała go Megan.

– Frank, co się stało, dlaczego tak wybiegłeś? Zostawiłeś nas na lodzie, wiesz o tym? O czwartej przyszła kupa ludzi po pracy i póki wydaliśmy wszystkie posiłki, minęła prawie godzina. Zresztą sporo z nich wyszło, bo wkurwili się czekaniem. Tak się nie robi, mogłeś zadzwonić –Upomniała gorzko Megan.

– Przepraszam, musiałem wyjść i nie miałem akurat głowy do telefonów – mruknął chłopak, raczej nieszczególnie przejęty jej pretensją, jedyne, co stało mu w głowie, nazywało się gwałt, pobicie i Laura.

Cały czas miał przed oczami scenę z filmiku, doklejając do niej obrazy, które mu tylko wyobraźnia wkładała do głowy, do tego jej płacz i krzyk, połączony z wizją bicia w twarz robiły mu w myślach kompletny bałagan. Chciał koniecznie uwolnić się od tych iluzji, lecz one uporczywie stały w jego świadomości...

– Frank, słuchasz mnie, do jasnej cholery?! – Megan wstrząsnęła pracownikiem. – Co się dzieje, chcesz pogadać?

– Nie, idę się przebrać – wybełkotał brunet i nie czekając na dalszy ciąg wykładu, uciekł do szatni.

Gdy wszedł na kuchnię, Megan już tam była. Zdziwił się nieco, że zostawiła bar, ale nie zauważył oczywiście, że stoi dziś tam nowa pracownica.

– Wyrobicie się z Dannym z żarciem, czy mam kogoś szukać kogoś do pomocy? – zapytała młoda kobieta.

– Damy radę – odparł, zupełnie obojętnie.

Wisiało mu, czy się wyrobi, czy nie i czy będzie smaczne, szczerze mówiąc miał w dupie gotowanie, pracę i całą resztę. Chciał być przy Laurze i wkurwiał się, że musi siedzieć tu. Ciekawe, czy się obudziła? Poznała mnie, więc chyba coś zmienia się na plus, ale co z tego? Zgwałcili ją, kurwa, nie daruję im tego, znajdę bydlaków i zap...

– Fraaank! – Teraz szefowa szarpnęła go już tak mocno, że poczuł swoją bolącą głowę wszędzie i przy okazji żebra, ponieważ poruszył się dość nerwowo. – Czy ty na pewno dasz radę dzisiaj pracować? Przecież do ciebie kompletnie nic nie dociera. Mówię do ciebie od minuty, a ty jesteś gdzieś indziej. Co się dzieje?

– Nic, nieważne. Przyjechał już ten łosoś? – Frank szybko zmienił temat.

– Jest w chłodni. Frank, jeśli źle się czujesz, zadzwonię po Alexa i puszczę cię do domu. Tylko nie wiem, czy akurat ma czas, jest niedziela.

– Poradzę sobie. Ile ma być tego bydła?

– Dwadzieścia pięć osób, w tym siedmioro dzieci. Miałeś zrobić im pizzę, dasz radę? – drążyła zaniepokojona Megan widząc, że chłopak wygląda dziś dosłownie strasznie.

– Tak.

– No, jesteś, już myślałem, że będę w dupie. Co się stało, dlaczego tak zniknąłeś? – wyjechał Danny, wchodząc do kuchni z niewielką skrzynką, do której Frank od razu wsadził nos.

– Te pieczarki są za duże – burknął, olewając pytanie nowego znajomego.

– Przekroisz na pół.

– Kurwa, jak na pół, jak to będzie wyglądać?! Mówiłem małe, kurwa! – ryknął brunet i ruszył do chłodni po rybę.

Był wściekły ciągłymi pytaniami i wtrącaniem się w nieswoje sprawy. On starał się nie myśleć, zapomnieć, a tu nad głową ciągle: „Co się dzieje, co się stało?” I weź, kurwa, zapomnij!

Chwycił dwa wielkie płaty łososia i ruszył z powrotem do kuchni, gdzie Megan właśnie parzyła kawę, a Danny stał przy zlewie i mył w nim wielką michę truskawek. Zamaszystym ruchem rzucił rybę na blat, po czym ruszył w stronę czajnika. Zasypał kawę i ponownie włączył urządzenie, które sekundy temu się wyłączyło.

– Przepraszam was, mam zły dzień – wystękał, nie patrząc na towarzyszy, po czym zalał proszek.

– Nie chcesz pogadać? – ponowiła pytanie trzydziestotrzylatka.

– Nie. Jak chcesz te szaszłyki, załatw mi małe pieczarki, z tymi na pewno robić nie będę. Pójdą do pizzy. – Frank posłodził kawę i ruszył do srebrnego stołu umieszczonego na środku kuchni.

Kurwa, jeszcze ze skórą! – pomyślał, zły, ale już nie krzyczał, tylko z kwaśną miną wziął się za oczyszczanie ryby, którą po chwili zaczął kroić w grubą kostkę.

– Dużo ich trzeba? – zapytała szefowa, stając obok z kubkiem.

Znowu jej nie usłyszał, myślami był z powrotem w szpitalu.

– Frank! – Złapała go za ramię i w tym momencie się skaleczył, rozcinając dość mocno wskazujący palec.

– Kurwa! – ryknął, rzucił nóż i szybko wsadził rękę pod wodę. – Kurwa mać! – powtórzył, wkurwiony.

– Przepraszam – powiedziała zakłopotana Megan.

– O co pytałaś? – mruknął brunet, nie spojrzawszy nawet na dziewczynę.

– Ile potrzeba ci tych grzybów?

– A ile chcesz szaszłyków?

– Nie wiem, chociaż po cztery na łebka, to około sześćdziesięciu, ale może zrób więcej, bo będzie trochę lipa, jak zabraknie.

– Kup ze trzy kilo, najwyżej jak zostaną, to coś się z nimi zrobi – oznajmił kucharz, chwycił papier, owinął nim całą dłoń i klapnął przy stole do napoi, chwytając za kubek.

– Frank, przepraszam cię – powtórzyła młoda kobieta, zawisając nad brunetem.

– Spoko.

– Zadzwonię do Alexa – oznajmiła i wyszła z kuchni, ale bardzo szybko wróciła.

– Lipa, nie ma go w mieście, a ty masz chyba naprawdę ciężki dzień. Nie wiem, co robić, Danny sam nie da rady – rzekła szefowa.

– Spokojnie, wszystko będzie zrobione, daj mi tylko jakiś opatrunek, bo jak mam dokończyć tę rybę?

Megan wyszła, a chłopak zwrócił się do Danny’ego.

– Co będziesz z tym robił? – wskazał na truskawki.

– Koktajl, wymyśliła sobie i nie wiem, po co? Oni tu przyjdą na wódę, raczej nie koktajle będą im w głowie. Szczerze mówiąc nie chce mi się nic robić, bo napiłem się wczoraj z kumplami i mam ostrego kaca. Nie zauważyłeś, że się do mnie nie odzywa? Wróciłem o trzeciej rano, napruty w trzy dupy, no to zajebała focha, a ten koktajl to chyba jakaś zemsta, bo mikser jest mały i będę miksował to gówno godzinę. – Zaśmiał się dwudziestoośmioletni chłopak. – I nie wpuściła mnie do łóżka, spałem w salonie i jestem kompletnie niewyspany. – Cieszył się, przez co Frank delikatnie się uśmiechnął, choć wcale nie było mu wesoło.

Megan pojawiła się w kuchni i od razu zmierzyła ukochanego oburzonym wzrokiem, chyba słyszała jego żale.

– Daj tę rękę – rzekła do bruneta, trzymając w dłoni wodę utlenioną, gazę, bandaż i plaster. – Musiałam iść do apteki, bo ktoś miał zaopatrzyć apteczkę w poniedziałek, ale oczywiście tego nie zrobił. – Spojrzenie powróciło do Danny’ego, tym razem jeszcze bardziej zacięte.

Chłopak się nie odzywał, ale uśmieszek zagościł na jego twarzy, co dziewczyna od razu wyłapała.

– No i co się cieszysz, to takie śmieszne?! Przypominałam ci trzy razy, żebyś nie zapomniał, a ty wszystko olewasz, tylko chlać potrafisz! – Megan podniosła głos.

Danny nadal nie reagował, operując tym samym wyrazem twarzy i Frank w końcu szerzej się uśmiechnął, patrząc to na szefową, to na nowego znajomego. Blondyn najwyraźniej celowo podburzał ukochaną, która pałała przez to jeszcze większą złością i sądząc po minie, gdyby mogła, pewnie by go pobiła. Po kilku chwilach zawiązała w końcu rękę Frankowi, który od razu nią poruszył i niezadowolenie wykrzywiło mu twarz.

– Trochę mi teraz sztywno. Nie będzie za wygodnie w tym gotować, ale przynajmniej się nie leje.... na razie – burknął z uśmieszkiem, patrząc z dołu na wkurwioną dziewczynę.

– Ty! Uważaj, bo pociągnie cię po drugim palcu. – Zaśmiał się Danny i w tym momencie Megan rzuciła to, co miała w dłoni, a dokładniej mówiąc – bandaż – i wyszła bez słowa.

– Stary, nie przesadzaj, widzisz, że jest podminowana – rzekł Frank. – Martwi się pewnie, że nie zdążymy i fakt – musimy się ruszyć, bo już po pierwszej. Tylko jak ja teraz zrobię ciasto z tą ręką?

– Ja zrobię – zaoferował się blondyn. – Ile ma być tej pizzy?

– Nie wiem, myślałem, że zrobię jedną wielką, siódemka dzieci to nie za dużo, pół metra placka chyba im wystarczy. – Frank mizernie wygiął usta i ruszył do lodówki, z której wyjął salami, paprykę, cebulę, ananasa i przetarte pomidory. – Kurwa, jak ja to pokroję, trochę niewygodnie mi w tym bandażu. Nie nawinęła go dużo, ale i tak przeszkadza – fuknął brunet i chwycił nóż.

– Kurwa, co za złom! – ryknął nagle Danny. – Jęczy do mnie, a sama olewa sprawę. Mówiłem, że mikser się pruje, ale do niej to nie dociera, bo przecież póki jeszcze działa od czasu do czasu, to ok. Nie rozumiem, kupiliśmy go trzy lata temu i już się buntuje?! – Wściekły chłopak uderzył urządzeniem o stół.

Słowa wypowiedziane zostały w czas, gdyż szefowa właśnie weszła do kuchni i postawiła przed Frankiem wielką torbę pieczarek.

– No! – rzucił zadowolony kucharz, biorąc jedną w dłoń, chwycił mały nożyk i zabrał się za obieranie.

– No i co? Chcesz koktajl, ale jak mam zmiksować truskawki? Przeżuć i wypluć? – zapytał złośliwie Danny.

– Znowu nie działa? Nie wiem, dwa dni temu było ok.

– Kur... kobieto, mówiłem ci już dawno, ze kiedyś nadejdzie kres jego dobrego humoru I co teraz? Umyłem już owoce. Zepsują się, bo w zamrażarce nie ma miejsca, poza tym po co ci tyle paluszków rybnych? Kto je kupił? Zajmują całe miejsce.

– Do cholery, czy to moja wina?! Kupiłam, bo szybko schodzą i ostatnio zabrakło. Co cię dziś ugryzło? to chyba ja powinnam być wkurzona, nie uważasz? – fuknęła Megan.

– A idź...! – zripostował Danny i ponownie spróbował uruchomić blender ,i dzięki Bogu – teraz mu się udało.

Frank z uśmieszkiem słuchał tego przekomarzania, ale z minuty na minutę zaczynało go ono irytować, zwłaszcza, że głowa nie przestawała boleć.

– Pomogę ci, co mam robić? – zapytała Megan, stając przy brunecie.

– Bierz patyczki i będziesz nadziewać. Papryka, ananas, cebula, łosoś, pieczarki, po dwa razy, i wal na czystą blachę. – odparł Frank.

Zadzwonił telefon chłopaka i gdy ten odebrał, usłyszał Travisa, od razu poznając po jego głosie, że coś jest nie tak.

– Przyjedziesz dziś do szpitala ? – zapytał ratownik.

– Co się stało? – Frank od razu się zdenerwował.

– Młoda szaleje. Obudziła się, zobaczyła, gdzie jest i zaczęła wariować, gotowa już była wstawać i uciekać. Nie wiem, o co chodzi, ale to był istna histeria, ledwo żeśmy ją z pielęgniarką utrzymali, żeby dali jej dożylnie na uspokojenie. Teraz śpi, ale nie wiem, co będzie, jak się znowu ocknie, a muszę wracać do roboty. Może przy tobie będzie jakoś inaczej, nie wiem, cholera... – oznajmił ratownik.

– Nie mam teraz jak wyjść, mam kupę roboty. Nie mogę zostawić szefowej na lodzie, obiecałem, że pomogę. Jak zrobię, co mam zrobić, od razu przyjadę. Do wpół do piątej powinienem się wyrobić.

Emma tam jest, ale boi się zostać z nią sama, nie wiadomo, co jej odwali. Żeby mnie tam nie było, nie zdziwiłbym się, jakby sobie wyszła, choć ledwo łazi. Nie będę czekał do zamknięcia, postaram się przyjechać wcześniej, jak mnie Sandra puści i pogadam z lekarzem, może wcześniej ją wypisze. Nie wiem, kurwa, stary, co robić? Nie chce mówić matce, bo wiesz, jak jest, ale co jest takiego w tym szpitalu? Czego ona się tak boi?

– Nie mam pojęcia, też się nad tym zastanawiam. Może ktoś tam pracuje, albo leży, nie wiem, sam już się pogubiłem.

– Dobra, kończę, postaram się być najszybciej, jak się da – rzekł Travis i się rozłączył.

Brunet wrócił do kuchni w jeszcze gorszym nastroju, niż przed chwilą. Megan już zapełniła pół blachy.

Rozległ się brzęczyk przy barze i chłopak ciężko ruszył do okienka, mając już po chwili świstek w dłoni. Danny nadal grzebał się z owocami, mamrocząc pod nosem słodkie żale. Brunet włączył grill i po chwili wychylił się przez wnękę, zagadując do stojącej za barem, jasnowłosej dziewczyny.

– Ej!

Podeszła.

– Sześć steków, więc powiedz klientowi lub klientce, że to potrwa z piętnaście minut. Niech więc się nie wkurza, tylko grzecznie czeka.

– Dobrze.

– Jestem Frank.

– Olivia.

Na tym konwersacja się zakończyła i chłopak wyjął z lodówki mięso, które delikatnie posypał samym pieprzem i po dwóch minutach już syczało na płycie.

– No, w końcu! Ostatni raz się za to biorę! – zagrzmiał Danny, dolał do znajdujących się w wielkiej misce truskawek mleko, sok z cytryny, posłodził, wymieszał i schował do lodówki.

– Co mam kroić? Dopiero druga, za wcześnie zagniatać ciasto.

– Może usmaż do tych steków księżyce ziemniaczane, trochę ciężko mi łazić, mam zjebane żebro – poprosił Frank.

– Co ci się stało?

– Długa historia. I jeszcze sałatka, nie wiem, jak my się z tym wszystkim wyrobimy. Dobrze, że jest niedziela, bo jeszcze jakby wpadło tu stado nienażartych mord, to ogólnie byłaby lipa – warknął brunet i wyjął z lodówki warzywa. – Kurwa mać! – krzyknął nagle i szybko podbiegł do grilla, ale mięso od spodu miało już kolor opału na zimę. – No ja pierdolę, sześć sztuk poszło się jebać. Nie możesz zerknąć, jak stoisz obok?! – wydarł się na Danny’ego.

– Sorry, myślałem, że jeszcze nie, przecież dopiero co wrzuciłeś.

– Kurwa mać! – Brunet klął jak najęty – Zapłacę za to mięso – zwrócił się do Megan i szybko wrzucił do smażenia kolejne sztuki.

– Nie trzeba.

– Zostaw to na razie i przypilnuj grilla, muszę zrobić sałatkę – poprosił dziewczynę i chwycił nóż.

Steki już dochodziły, a Danny właśnie załadował ziemniaki do pudełek.

– Daj mi to. – Frank zabrał stojącej przy grillu Megan łopatkę, po czym palcem sprawdził stopień wysmażenia i zaraz mięso zostało zapakowane i opakowania wyniesione do wnęki.

– Przepraszam cię za słownictwo. Nie jestem dziś pozytywnie nastawiony do życia, nie zwracaj na mnie uwagi – zwrócił się do szefowej. Z czym ma być ta pizza? Wyjąłem salami, ale nie wiem, czy dzieciaki taką lubią. Może zrobić im słodką?

– Nie, zamówienie było na normalną. Jest koktajl, kupiłam też ciasto, wystarczy.

– Dobra, zrobię z salami, pomidorem, oliwkami i podwójnym serem, w tym z wędzonym, będzie smaczna.

Ponownie zadzwonił telefon Franka, wywołując kolejny niepokój. Szczerze mówiąc to bał się już odbierać te niewdzięczne połączenia, ale po chwili nacisnął zieloną słuchawkę.

– Cześć, braciszku. Miałeś zadzwonić, a milczysz. Spotkamy się? – zapytała Becky, będąca wyraźnie w wyśmienitym humorze.

– Nie mogę, muszę po pracy jechać do szpitala i nie wiem, czy w ogóle wrócę dziś do domu.

– Co się stało?

– Pobili Laurę, i... – Chciał powiedzieć o gwałcie, ale się powstrzymał. – Nie mam już nerwów.

– Jak to pobili? Kto? – Dziewczyna się przeraziła i jej dobry humor jak był, tak zniknął.

– Nie wiem, ale się domyślam, czyja to sprawka.

– Gdzie jest? Mogę z tobą pojechać?

– W miejskim, ale nie jestem pewny, czy to dobry pomysł. Nie wiem, jak jej rodzinka na to zareaguje, może nie chcieliby, żeby każdy się jej przyglądał... a przynajmniej jeszcze nie teraz. Zresztą ona i tak nie kontaktuje, wariuje tylko, bojąc się wszystkiego dookoła. Zapytam, więc jak coś, to najwyżej jutro.

– Jak się czujesz?

– A jak mam się czuć? Żebyś zobaczyła, jak ona wygląda... – mruknął chłopak, gdyż płacz znowu wydostawał się z jego środka i najchętniej zakończyłby już tę dobijającą rozmowę.

– Jakbyś poczuł się gorzej, dzwoń do mnie I zapytaj, odwiedziłbym ją. To fajna dziewczyna, polubiłam ją. Kurwa, co za gnoje. Nie rozumiem, co się dzieje na tym świecie! – Becky się zdenerwowała.

– Dobra, muszę wracać do pracy. Zadzwonię wieczorem i powiem, co i jak.

– Dobrze, to czekam. I nie martw się, wszystko będzie dobrze. Pa – rzuciła dziewczyna i się rozłączyła.

Gdy wrócił do kuchni, Megan zapełniła już prawie całą blaszkę, więc po chwili dostała drugą.

– Tak na sucho, bez żadnego sosu? – zapytał.

– Nie wiem, masz jakiś pomysł?

– Mogę zrobić Barbecue, zwykły pomidorowy, czosnkowy albo serowy, ale do szaszłyków ten pierwszy byłby najlepszy, tylko nie wiem, czy mamy składniki.

– Ja już do sklepu nie pójdę. – Szefowa się zbuntowała.

– Dobra, zobaczę w magazynku i coś wymyślę. A ty bierz się za ciasto, upieczemy wcześniej, potem się tylko podpiecze z farszem, będzie szybciej – rzekł do kolegi b runet.

Kolejny raz zadzwonił telefon i Frank zaczynał się już tym powoli wkurwiać.

– No i jak ja mam pracować, jak mi tu co pięć minut trąbią?! – huknął i spojrzał na wyświetlacz – „Mama”.

– Halo? – syknął nieuprzejmie, wychodząc do szatni.

– Cześć. Słyszałam, co się stało. Jak się czujesz?

– Już? Szybko poszło. Ma za długi język, zaraz będzie wiedzieć całe miasto. – Chłopak rozdarł się na Boga ducha winną kobietę.

– Synu, uspokój się. Jestem Twoją matką, cóż to za tajemnica?

– Ktoś ją prosił, żeby paplała? Nic już nikomu nie mogę powiedzieć? Dajcie mi wszyscy najlepiej święty spokój, mam dużo pracy i już mało czasu!

– Pracujesz w niedzielę?

– A co w tym dziwnego? Potrzebuję kasy.

– Przeleję ci coś jutro. Przecież dałam ci prawie dwa tysiące, już nie masz?

– Mam jakieś resztki, musiałem kupić kilka rzeczy.

– Ojciec przemyślał sprawę i jeśli się zgodzisz, otworzymy tę knajpę – wyjechała nagle kobieta.

– Że co?! Niech się udławi! Przemyślał?! Na pewno bez twojej pomocy, prawda?! – Frank się zirytował.

– Synu, nie. Sam zaczął ten temat, chyba żałuje swojego występku.

– Żałuje?! Kurwa, potraktował mnie jak śmiecia, niegodnego niczego, co mi z życiu dał, do tego zrobił to przy małej. Na pewno pomyślała sobie, jakiego mam wspaniałego tatusia! Nie chcę go znać!

– Synku, przemyśl to jeszcze, on naprawdę cię przeprasza.

– Nie i nie wspominaj mi o nim, dla mnie on już nie żyje! Muszę wracać do pracy!

– Co z tą dziewczyną?

– Źle i naprawdę muszę już kończyć. Zadzwonię jutro. Cześć. – burknął chłopak i wyłączył rozmowę.

Był wściekły i znowu zbierało mu się na płacz. Miał serdecznie dość ostatnich wydarzeń, do tego wkurzyła go Becky i ojciec, nie wiedział, które bardziej, a stojący notorycznie w oczach obraz skrzywdzonej sympatii dusił żalem jeszcze bardziej. Nie chciał iść na kuchnię, wstyd mu było pokazać się ze łzami w oczach, ale wiedział, że zaraz będzie musiał to zrobić. Spojrzał na zegarek – czternasta dwadzieścia.

– Frank, co się stało? – w drzwiach stanęła 3Megan.

– Nic, zaraz przyjdę.

– Na pewno wszystko w porządku?

Już miał wybuchnąć, ale się powstrzymał. Wstał.

– Idę zobaczyć, co mamy na ten sos – mruknął i zniknął w magazynku.

Znalazł wszystko, prócz wędzonej papryki, więc nici z Barbecue, postanowił więc zrobić pomidorowy. Chwycił dwie kolejne puszki przetartych pomidorów i wrócił do kuchni. W garnku podsmażył cebulę i czosnek, wlał do niego przecier, dodał imbir, bazylię, oregano, trochę słodkiej papryki, sól, pieprz, ciut octu i kilka łyżek wody.

– Mieszaj – poprosił Megan i zabrał się za kończenie krojenia, gdyż przez telefony nie skroił nawet połowy. – To ma być impreza, a tylko same szaszłyki? – zapytał.

– Nie, będą przekąski na zimno. Wędlina, sałatki i koreczki z łososiowe i serowe. Tak sobie zażyczyli.

– Słabe żarcie, nic na ciepło? Same szaszłyki to nie jest zbyt wystawna kolacja, ja gdybym chlał, zeżarłbym jakiś stek. A gdzie niby to wszystko masz?

– Stoi w chłodni.

– To chyba pod sufitem, bo nie zauważyłem.

– Dobra, ciasto gotowe, za dwadzieścia minut możesz wrzucać do pieca! – wtrącił Danny. Co ci pomóc?

– Zetrzyj ser, tylko nie żałuj – mruknął i chwycił nóż, ale zaraz wygiął usta w gorzkim grymasie, gdyż znowu zakłuło go w boku.

– Idź z tym do lekarza – rzekł Danny.

– Nie mam czasu na lekarzy.

– To co, będziesz się męczył?

– Nic mi nie będzie.

– Frank, skończyło się – oznajmiła Megan, wskazując pustą blachę, na której zostało tylko trochę papryki.

– Masz tu około setki, to chyba wystarczy. Mieszasz ten sos?

– Tak.

– Wyłącz, już odparował – nakazał, po czym chwycił blender i zmiksował całość.

Spróbował, dodał jeszcze soli, ciut białego pieprzu i odstawił na stolik, obok grilla. Żebro zaczynało boleć coraz mocniej, być może przez to, że cały czas się ruszał, ale udawał, że wszystko jest ok. Skończył w końcu krojenie i ruszył do czajnika. Po chwili rozpuszczalna kawa była już gotowa, ale jak tylko wziął łyk, niedobrze mu się zrobiło. Musiał się napić, gdyż był kompletnie niewyspany i przybity, ale nic dziś nie jadł i dlatego go pewnie mdliło.

Megan w mig zauważyła jego dziwny wyraz twarzy.

– Co ci jest? – Nie czekała z pytaniami.

– Nic, trochę mi niedobrze.

– Zjedz coś, kawa na pusty żołądek to nie jest dobre rozwiązanie.

– Nie chcę.

Zadzwonił dzwonek z baru i szefowa ruszyła po kartkę, a Frank zrobił z ciasta wielkie koło, nakłuł, ułożył na blaszce, zostawił jeszcze do wyrośnięcia i klapnął na tyłku, z kubkiem w dłoni. Gnaty z minuty na minutę bolały coraz bardziej, głowa także, w końcu wstał i ruszył do apteczki, ale tabletki w niej nie było. Wrócił do kuchni i ciężko usiadł na krześle, było mu dziwnie słabo.

– Źle się czujesz? – zapytała ponownie szefowa, wrzucając frytki do smażenia.

– W porządku.

– Na pewno? Frank, dlaczego kłamiesz? Chcesz tabletkę? Mam w torebce, ale na głodnego...?

– Daj.

– Zjedź coś, tabletka nie zadziała, jak powinna.

– Nie dam rady.

– To napij się chociaż koktajlu, zawsze to coś w brzuchu.

Tej rady posłuchał i wysączył całą szklankę truskawkowego napoju. Był zimny i pyszny, przez co chłopak chwilowo się obudził, ale zaraz znowu poczuł się nieswojo.

Było mu duszno, kręciło się w głowie i najchętniej położyłby się teraz spać. Miał dość!

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Joan Tiger 3 miesiące temu
    Nie mogłaś mu już darować tej pracy? Męczysz chłopaka. Spokojny rozdział, obiad można z niego ugotować. 😊Nastała cisza przed burzą. Tak się zastanawiam, czy zafundujesz halny, czy huragan? Skłaniam się bardziej ku halnemu. 😊
    Z Jimmym już widzę dobrze, jak fajki pali. Nie wie, że Laura też leży w tym szpitalu, bo na pewno by do niej przyszedł. W sumie, to może lepiej, że nie wie, bo dziewczyna go zje, albo ogłuchnie od jej wrzasków. Obwiniła go o wszystko, ale to nie jego wina, że brat go namierzył i zrobił, co zrobił.
    Odzyskała telefon i nie wiem po jaki grzyb poleciała na te działki. Przecież nie zna chłopaka na tyle, aby robić takie krzywe akcje.
  • ZielonoMi 3 miesiące temu
    Łobuz kusi, A będzie nie halny, tylko tajfun.xd
  • Joan Tiger 3 miesiące temu
    ZielonoMi . To właśnie chciałem z ciebie wyciągnąć. Myślałam, że dasz bohaterom ciut odsapnąć,ale gdzie tam.😈
  • ZielonoMi 3 miesiące temu
    Joan Tiger Odpoczną... później.😜
  • Pasja 3 miesiące temu
    Kulinarno - telefoniczny dialog i niedysponowani kucharze. Laura znowu wariuje i wszyscy skaczą wokół niej. Myśl o wcześniejszym wpisie jest dość niepoważna. Ja trzeba zamknąć w szpitalu bez klamek, bo znowu nawywija. Ma siłę dziewczyna. Co z policją?
    Dobiłam i jestem na bieżąco

    Miłego dnia
  • ZielonoMi 3 miesiące temu
    Będzie i policja.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania