Poprzednie częściSzare istnienie – Prolog
Pokaż listęUkryj listę

Szare istnienie cz. 47

Nie zwróciła uwagi na uścisk chłopaka, w głowie wciąż siedziało to niemiłe uczucie speszenia, spowodowane niezbyt wczesną porą. Dziewczyna zazwyczaj na co dzień, jeśli nie szła do pracy, zajmowała się domem i rzadko kiedy wracała później niż o dziesiątej wieczorem, nie była więc przyzwyczajona do wieczornych wizyt; poza tym takich wizyt praktycznie nie było. Od trzech lat, od kiedy jej matka zginęła tragicznie w pożarze, dziewczyna prawie cały swój czas poświęcając ojcu i szesnastoletniej siostrze, z wolna zaczęła odcinać się od znajomych. Ci, widząc, że dość często wykręca się od spotkań, zaczęli się stopniowo wykruszać, przez co na dzień dzisiejszy została praktycznie sama, z jedną jedyną przyjaciółką mieszkającą z nią drzwi w drzwi.

 

Rodzeństwo mieszkało na parterze, więc po chwili byli już w niezbyt przestronnym mieszkaniu, w którym pokój Matta znajdował się na lewo, naprzeciw dwóch innych, przeciętych niezbyt długim korytarzem.

– Hej! Co jest? – szturchnął ją delikatnie, widząc, że dziewczyna się zamyśliła.

– Nic. – Ashley się uśmiechnęła.

– Chodź. – Matt odwzajemnił uśmiech i wciągnął ją do swojego pokoju.

Z miejsca spojrzała w górę i faktycznie – ukazał jej się ciemnogranatowy sufit, cały ozdobiony różnego rodzaju ciałami niebieskimi, oprócz tego znalazł się tam też niewielki prom i siedzący okrakiem na jednej z planet zielony, namalowany jaskrawą farbą kosmita, trzymający w wyszczerzonych zębach grubego skręta.

– Siadaj. – Gospodarz wystraszył brunetkę, która zagapiła się na malowidło.

– Świetne. Sam to namalowałeś? Jestem po wrażeniem – oświadczyła.

– Dzięki. – Matt ponownie wygiął usta.

– Ile czasu ci to zajęło?

– Kilka dni – odparł chłopak i wyjął z torby zakupy. – Chcesz lodu do drinka?

– Poproszę.

– Zaraz wracam.

Gdy wszedł do kuchni, od razu zjawiła się w niej Kimberly.

– Matt, miałeś nie pić, a widzę wódkę. – Dziewczyna nie ociągała się z wyrzuceniem z siebie pretensji.

– Wyluzuj, jedna flaszka to jakieś picie? Poza tym kto powiedział, że wypijemy całą?

– A czy ja cię nie znam? Zresztą widzę, że już co nieco wypiłeś, jedzie od ciebie na kilometr.

– Wypiłem dwa piwa, to jakieś przestępstwo?

– Dwa? Oczy ci błyszczą, więc nie ściemniaj mi, że dwa.

– Dobra, przestań już i nie rób mi wiochy – syknął wkurzony Matt, nasypał lodu do szklanek i już chciał wychodzić.

– Matt, nie pij dużo, słyszałeś, co mówił lekarz.

– Co masz do żarcia? – zapytał chłopak, ignorując jej żale.

– Nie zmieniaj tematu.

Matt już nie dyskutował, tylko zajrzał do dwóch stojących na płytce garów. Ukazał mu się makaron i sos Carbonara. Skrzywił się, lecz nie skomentował.

– Chcesz drinka? – zapytał siostrę.

– Z czym?

– Z sokiem wieloowocowym.

– To zrób jednego.

Chłopak wziął literatki i umknął do nowej znajomej.

– Jesteś głodna? – zapytał, stawiając szkło na stole.

– Nie bardzo.

Chłopak odkręcił wódkę i ponownie spojrzał na Ashley.

– Robię po swojemu, może być trochę mocniejszy – poinformował.

– W porządku.

– Mam spaghetti, może jednak zjesz? Nie krępuj się. Jadłaś coś w pracy?

– Nie jadłam, ale naprawdę nie jestem głodna.

– Zresztą, po co ja pytam? Kto cię w tym chlewie czymkolwiek poczęstuje, jeśli pracują tam same tępe bezmózgi? Nagrzeję, zjedz, moja siostrzyczka świetnie gotuje – nalegał chłopak.

– Nie krępuję się, po prostu nie mam ochoty. Napiłam się alkoholu, a po nim zawsze przechodzi mi apetyt.

– Aleś się napiła. Piwo i drink, grubo przesadziłaś. W ogóle to dziwię się, jakim ty cudem jeszcze trzymasz się na nogach? Twarda jesteś. – Rozradował się chłopak.

– Nieważne, ważne, że ogólnie wypiłam alkohol. Po nim zawsze przechodzi mi apetyt, nie wiem, dlaczego.

Matt niezbyt uwierzył, lecz dziewczyna mówiła prawdę. Złapał dwie zapełnione już szklanki, jedną podał Ashley, a drugą zaniósł siostrze.

– Zajedzcie coś – rzekła do brata.

– Może później. Pożycz mi trzy dychy, jutro ci oddam.

– Po co ci?

– Muszę oddać.

– Przecież miałeś wziąć z pracy?

Matt głośno się roześmiał.

– Kurwa, z tej pracy? Z tego bajzlu? Powiedział, że jutro, bo nie ma.

– To oddasz jutro.

– Nie, oddam dziś. Nie masz trzydziestu dolców?

– Nie wiem, zaraz zobaczę.

Kim przejrzała portfel.

– Mam tylko tyle – stwierdziła, wręczając bratu dwadzieścia sześć dolarów.

– Spoko, dobre i to. Dzięki. – Matt poczochrał ją po głowie, robiąc na niej totalny nieład i już chciał wychodzić.

– Matt. Co ty kombinujesz? – zapytała Kimberly, uklepując powstała szopę.

– Dlaczego od razu kombinuję?

– Masz za dobry humor, to podejrzane.

– Ty znowu? Poznałem fajną laskę, to mam humor, coś w tym dziwnego?

– Ja już nie będę cię pouczać, bo nie jesteś małym dzieckiem, ale jak się dziś nawalisz i jutro będziesz źle się czuł, nie chcę nic słyszeć na ten temat, rozumiesz? – Oznajmiła wkurzona dziewczyna.

Matt tylko wygiął usta i nie odnosząc się do tej aluzji, ruszył w stronę korytarza.

– I nie pal trawy! – dodała Kim.

No właśnie! – pomyślał od razu chłopak, robiąc cwaniacką minę; kompletnie zapomniał o schowanej w szufladzie kontrabandzie. Gdy wszedł do sypialni, Ashley już skończyła drinka. Nadal była chyba nieco zestresowana tą wizytą.

– Szybko ci poszło – Matt się roześmiał, nalewając kolejną porcję, do której po chwili trafił też lód.

Ashley otrzymała szkło, a Matt otworzył szufladę i zaczął w niej przebierać, zastanawiając się przy okazji, skąd Kim wie, że schował tam marihuanę. Przetrzepała? – szybciutko zinterpretował stan rzeczy, wkurzony jej wścibskością i faktem grzebania w jego szafkach.

Szukał już dobrą minutę, w końcu zniecierpliwiona towarzyszka zapytała:

– Czego szukasz? Stało się coś?

– Miałem tu zioło, ale gdzieś wyparowało – odparł chłopak i w tym momencie znalazł w końcu malutkie zawiniątko. – Zapalimy? – Spojrzał na dziewczynę.

– Raczej nie.

– Dlaczego? Wyluzujemy...

– Tak, a potem wprowadzisz w życie swoje niecne plany? Wiedziałam! – Ashley się roześmiała.

– Nie świruj, zapalmy... trochę.

– Nie łączę z alkoholem, poza tym raczej nie praktykuję, tylko sporadycznie, na imprezach. I tobie też radzę. Przecież niedawno uciekłeś ze szpitala, jesteś gotowy na jaranie?

– Ja zawsze jestem gotowy – odparł wesoło Matt. – No ale ok, nie namawiam, ale jakbyś zmieniła zdanie...

– Dobrze, na pewno pierwszy się o tym dowiesz. – Śmiech dziewczyny się nasilił.

Chłopak w końcu chwycił swoje szkło i spoczął obok koleżanki, która siedziała już po turecku na jego łóżku, nie krępując się wcale.

– Co się stało w tej łazience? – wyjechał znowu, patrząc cielęco na brunetkę.

– O kurczę, Matt, nie odpuścisz, co? – Zaśmiała się dziewczyna, rozbawiona tym jego zabawnym uporem.

– Nie.

Asley pokrótce opowiedziała chłopakowi zajście.

– To ja już nic nie rozumiem. Więc dlaczego dałaś się tak traktować w pracy? – Matt nie dowierzał.

– Bo nie chciałam robić zbędnego zamieszania, poza tym jeszcze odrobinę zależało mi na tej robocie, ale to już przeszłość.

– To widzę, że groźna z ciebie dziewczyna. Ja bym jednak nie odpuścił i na twoim miejscu skopał jej dupę. Czyli wnioskuję, że umiesz się bić.

– Trenowałam trochę, ale nie po to, aby się bić, tylko aby w razie potrzeby umieć się obronić – przyznała w końcu Ashley, widząc, że chłopak tak łatwo nie da za wygraną.

– A co, jeśli można widzieć? I długo.

– Taekwondo, niecałe dziesięć lat, ale musiałam przerwać.

– Dlaczego?

– Nieważne, miałam swoje powody.

Wstyd było przyznać się dziewczynie, że po prostu potem nie było jej już stać.

– Masz jeszcze jakieś rysunki? – Szybko zmieniła przykry dla niej temat.

– Mam, ale rysowałem je dawno i nie są raczej zbyt ciekawe – oznajmił Matt i wstał, aby ponownie zapełnić szklanki.

– Jeśli zgłodniejesz, nie krępuj się i powiedz, ok? – ponowił temat.

– Ok.

– Pójdę po lód.

Zaniknął tylko na chwilę i po powrocie dziewczyna otrzymała szkło i chłopak sięgnął do kieszeni.

– Trzymaj. – Wyciągnął dłoń z pieniędzmi.

– Przestań sobie żartować! – Ashley zabawnie się wzburzyła, bo mimo że każdy grosz się dla niej liczył, wstydziła się wziąć banknoty.

– Bo się pogniewamy... – burknął Matt. – Weź, proszę cię, będę się lepiej czuł.

Przekonał ją, więc wzięła pieniądze. Chłopak wyłapał jej zakłopotanie, więc chcąc zmienić atmosferę, uklęknął, otworzył szafkę w biurku i zaczął w niej przewalać.

– Szczerze mówiąc to nie pamiętam nawet, co tu mam, nie zaglądałem do nich ze dwa lub trzy lata – wyjaśnił i zaraz wyjął z wnętrza zeszyt A-4, po czym usiadł obok brunetki. – I oto są w większości notatki z moich lekcji w ogólniaku. – Roześmiał się, wręczając dziewczynie brulion. – Nic powalającego, takie tam głupoty, które rysowałem, jak mi się nudziło. I nie sądzę, aby cię zainteresowały, w przeważnie są to same graffiti.

Ashley nie skomentowała, tylko szybko otworzyła zeszyt. Mówił prawdę, prócz jednego obrazka, przedstawiającego to samo auto, które Laura widziała na lotnisku i dwóch pejzaży, reszta to były dziwne, niezbyt nieczytelne, powykręcane, kolorowe literki.

– Świetne, naprawdę umiesz to robić. A umiesz narysować portret?

– Raczej nie, twarze mi nie wychodzą, choć nie raz już próbowałem. Takie, które rysuje się na murach, czyli nie do końca realistyczne i owszem, ale prawdziwy portret? Nie moja działka.

– Dasz mi jeden?

– Jasne, wybieraj, chociaż to nic interesującego.

– Jak to nie? Nie bądź taki skromny. Ale jest problem, bo wszystkie są fajne i ciężko mi zdecydować. To wezmę wszystkie, ok? – zaproponowała dziewczyna.

– Proszę bardzo.

– Nie, ten jest śliczny, mogę? – pokazała mu ołówkowy szkic, przedstawiający otoczone lasem jezioro z małą, przycumowaną do mola żaglówką.

– Jasne.

– Narysuj mi moje imię, pięknie ci to wychodzi. Powieszę sobie w pokoju i będę się chwalić, ze sama narysowałam. – Wykombinowała brunetka.

– Nie ma sprawy, będę miał chwilę, to ci narysuję.

– Już po dziewiątej, chyba powinnam jechać – oznajmiła dziewczyna. – Tylko już jestem trochę wstawiona. Mam nadzieję, że ojciec śpi, nie bardzo lubi, jak sobie czasem poszaleję.

– Możesz przenocować – rzucił niespodziewanie chłopak. – Mam wolny pokój, albo za mną pod kołderkę. – Wyszczerzył się jednoznacznie.

– A nie mówiłam? – Ucieszyła się dziewczyna. – Mogłabym przenocować, bo wolałabym nie pokazywać się po alkoholu, ale z drugiej strony będzie się martwił. Nie zwykłam zarywać nocy, no i muszę wyprawić Nicki do szkoły.

– Nicki?

– Moją siostrę, ma dwanaście lat. Nalej jeszcze – poprosiła Ashley.

Matt po raz któryś z kolei zapełnił literatki i zapytał:

– Na którą ma do tej szkoły?

– Na dziesiątą.

– Możemy wstać o ósmej, Kim już nie będzie.

– No nie wiem... Zresztą znamy się jeden dzień, to nie wypada, żebym nocowała.

– Nie wymyślaj, napisz do ojca i rano pojedziesz. Mówiłem przecież, że mam wolny pokój, jeśli chcesz spać sama, poza tym nie miał bym odwagi podskoczyć, jeszcze oberwę. Nie chcę stracić zębów w tak młodym wieku – ironizował, chłopak, coraz mocniej czując już działanie procentów.

Dziewczyna nie skomentowała, zaśmiała się tylko. Także była już nieco zakręcona, w czym pomogło zapewne dzisiejsze mączące tyranie na zmywaku.

– To jak? – Matt przeszył ją wzrokiem.

– Nie wiem...

– Zostań, nie jestem chamem – namawiał chłopak.

Ashley nieco się pogubiła, lecz wyjęła telefon i napisała do ojca. Światło w salonie właśnie zgasło, co znaczyło, że Kim poszła spać. Imprezowicze gadali do jedenastej wieczór, wódka się skończyła i Matt widząc, że Ashley jest już zmęczona, kazał jej wstać i ściągnął okrywający pościel koc.

– Wskakuj, nastawię budzik na ósmą.

– Muszę do łazienki.

Dał jej namiary na toaletę, przyniósł z kuchni butelkę wody i gdy wrócił do sypialni, oświadczył:

– Pójdę do drugiego pokoju, wyśpij się. Przyniosłem ci wodę.

– Nie idź, głupio tak samej w obcym domu – mruknęła dziewczyna.

– Na pewno?

– Tak.

Chłopak otworzył szafę i dał dziewczynie szare spodenki.

– W spodniach się raczej nie wyśpisz. Nie będę podglądał .– Uśmiechnął się i odwrócił do niej plecami.

Przebrała się i zaraz schowała pod kołdrą, a Matt pojawił się obok chwilę później.

– Dobranoc – rzucił i zamknął oczy. Zasnęli bardzo szybko.

– Booożeee! – krzyknęła ta sama kobieta, podbiegła do poszkodowanego i przykucnąwszy, natychmiast chwyciła telefon, aby wezwać pogotowie.

Po chwili zjawił się przy niej kierowca feralnego auta i przysiadł obok, w kompletnym szoku. Brunet leżał jak kłoda, uderzenie było tak silne, że chłopak przeleciał dobre pięć czy sześć metrów, wgniatając przy okazji odrobinę przednią klapę czarnej Hondy i tłukąc prawe światło.

– Wszedł mi prosto pod koła – tłumaczył się wystraszony mężczyzna. – Hej. – Poklepał Franka po policzku, lecz ten nadal się nie ruszał. – Czy ktoś wezwał pogotowie? – zapytał przerażony, rozejrzawszy się wkoło.

Mimo iż była już jedenasta wieczór, w miejscu wypadku utworzyło się niemałe zbiegowisko, z którego dochodziło: „Czy on żyje...? Ktoś wezwał pomoc...? Nie ruszajcie go, może mieć jakieś obrażenia...” i tym podobne komentarze. W oddali właśnie rozległ się odgłos syreny, który zbliżał się bardzo szybko i w tym momencie Frank otworzył oczy. Milczał, oszołomiony, kompletnie nie wiedząc, co się dzieje, lecz po kilku chwilach przymierzał się już do powstania.

– Nie ruszaj się! – nakazał grubszy facet z wąsem, pojawiwszy się znikąd, lecz chłopak go nie posłuchał i za moment siedział już na jezdni.

– Co się stało? – wybełkotał, łapiąc się za bolące ramię.

– Potrącił cię samochód. Nie ruszaj się, już jedzie karetka – powtórzył ten sam mężczyzna.

– Nic mi nie jest – odparł brunet, ale usłuchał i już nie ruszał się z miejsca. Nadal był nieco otępiały, ale prócz bólu ręki nie czuł innych dolegliwości.

– To nic pewnego, nie czujesz się źle, bo możesz być jeszcze w szoku. Siedź spokojnie, przyjechało pogotowie.

– Proszę zrobić przejście! – poprosił nagle siwy ratownik, lecz jakby mówił do ścian, zaciekawione towarzystwo niechętnie się rozstępowało.

– Rozejdźcie się, tu nie ma nic ciekawego do oglądania! – zagrzmiał o wiele młodszy i bardziej stanowczy pracownik pogotowia. – Boli pana coś? – zapytał Franka, ukucnąwszy obok i od razu zaczął macać jego głowę.

– Tylko ręka – odparł brunet, wskazując miejsce powyżej łokcia.

– Ile alkoholu pan wypił? – kontynuował sanitariusz, uderzając w chłopaka ganiącym tonem.

– Nie wiem, pół litra, może trochę więcej. Czy to zabronione? – wkurzył się Frank.

– Nie, ale sam pan widzi, jak to się skończyło. A głowa? Boli pana głowa, ma pan zawroty, może nudności? – Ratownik zmienił miejsce oględzin z czaszki na ramię.

– Nie, nic mi nie jest. Mogę iść do domu – oświadczył Frank.

– Do domu? – oburzył się sanitariusz. – W żadnym wypadku, musimy zabrać pana do szpitala, zrobić badania.

– Ale po co? Nic mi nie jest – powtarzał się chłopak, który z chwili na chwilę coraz bardziej dochodził do siebie.

– Jeśli wszystko będzie w porządku i lekarz wyrazi zgodę, jutro pana wypuścimy.

– Co z nim, panowie? – zapytał nagle wysoki, chudy policjant, który jak z podziemi wyrósł nad głową poszkodowanego.

– Raczej nic poważnego, ale musimy go zabrać, żeby się upewnić.

– Gdzie go zawieziecie?

– Do miejskiego.

– Dobrze, to proszę dać nam znać, kiedy będzie można z nim porozmawiać.

– Nie ma problemu, ale myślę, że jutro, pacjent nie ma raczej poważniejszych obrażeń.

– Czy ma pan jakieś dokumenty? – Gliniarz zwrócił się do Franka.

– Chwila...

Brunet pomacał się po kieszeniach i podał mu plastikowy kartonik. Policjant spisał dane, oddał mu dowód i zapytał:

– Czy powiadomić kogoś z rodziny?

– Nie, sam to zrobię.

– Na pewno? To żaden problem.

– Tak, sam zadzwonię – rzekł zdecydowanie Frank, wkurzony natarczywością faceta.

– Dobrze, w takim razie dziękuję, na razie to wszystko – rzekł policjant zniknął.

– Może pan wstać? – zapytał ratownik.

– Jasne – odparł Frank i z pomocą chłopaka podniósł się z ziemi, po czym powoli ruszyli do ambulansu.

– Proszę się położyć – nakazał jasnowłosy chłopak.

– Ale przecież nic mi nie jest, konieczny jest ten szpital? – Frank bronił się, jak mógł.

– Tak. Proszę się położyć – powtórzył blondyn, więc Frank już nie dyskutował, tylko posłusznie „poległ” na stojących wewnątrz auta noszach i karetka ruszyła.

Do placówki dojechali bardzo szybko i ratownik nie kazał już chłopakowi wstawać, tylko z pomocą kolegi wnieśli go do środka, po czym przełożyli na drugie łóżko, w pierwszej sali od wejścia.

– Niech pan leży spokojnie, zaraz przyjdzie lekarz. Życzę zdrowia i na przyszłość proszę na siebie uważać. – Uśmiechnął się młodszy z sanitariuszy i opuścił pomieszczenie.

Lekarz zjawił się po chwili, zadał te same pytania, co ratownicy, obejrzał dokładnie chłopaka i nakazał wieźć na tomografię głowy, gdzie urzędowała wysoka, szczupła blondynka. Pewnie jakaś stażystka – pomyślał Frank.

– Proszę się położyć. Pomogę panu – uśmiechnęła się i pomogła mu wstać, choć mógłby bez problemu sam to zrobić. Czuł się zadziwiająco dobrze.

– Zaimprezowałeś, co? – dziewczyna zaśmiała się miło. – Masz szczęście, większość ludzi, która trafia tu po potrąceniu, nie wygląda tak dobrze.

– Dziękuję – mruknął zawstydzony, gdy już się ułożył na urządzeniu do rezonansu.

– Proszę się nie ruszać – rozkazała pielęgniarka i zamknęła za sobą białe drzwi z obszerną szybą.

Frank świeżo po wypadku obudził się nieco z alkoholowego upojenia, lecz gdy tak leżał i leżał, nudząc się i rozmyślając, znów zaczęło mulić go na spanie. Starał się jednak nie odlecieć, nie chciał narobić sobie wstydu, oczami wyobraźni widząc, jak blondynka uwalnia jego ciało z czeluści tomografu, a on śpi sobie w najlepsze.

Uśmiechnął się pod nosem, ale była to chwilowa radość, gdyż właśnie pożałował, że w tak dziecinny sposób trafił tu, gdzie trafił. Nie wiedział, jak ma się Laura, czy nie wystraszyła się jego nieobecnością i nie wkurzyła. Myśli otoczyły go całego, lecz sen nadal morzył i zaczęło go nieco suszyć.

Nagle decha, na której leżał, drgnęła i gładko wyjechała z tuby. Ponownie ujrzał uśmiechniętą Penny (dostrzegł właśnie widniejące na jej plakietce imię), oraz młodego, ciemnowłosego pielęgniarza. Łóżko zniknęło, a w jego miejsce pojawił się wózek, na którym brunet zaraz siedział.

– Życzę zdrowia – rzuciła z uśmiechem dziewczyna.

– Dziękuję – odparł Frank i obaj faceci opuścili salę.

Dwie minuty później znaleźli się przy sali RTG, prześwietlili chłopaka od stóp do głów i dwadzieścia minut później sanitariusz zawiózł go na izbę przyjęć, do sali numer dwa. Na zegarze ściennym wybiło właśnie dwadzieścia jeden minut po północy.

– Pomóc ci? – zapytał pielęgniarz, wskazując mu leżącą na łóżku piżamę.

– Poradzę sobie – mruknął zażenowany i wkurzony tym wszystkim brunet. – Możesz kupić mi wodę? – Podał mu kilka drobniaków.

– Jasne.

Zanim pracownik szpitala wrócił z niebieską butelką, Frank siedział już przebrany.

– Lekarz przyjdzie pewnie jutro z samego rana. Zdrzemnij się – rzekł, wręczając chłopakowi wodę i wyszedł z sali, targając ze sobą wózek.

Frank zaspokoił pragnienie i walnął się na łóżku. Żebro ponownie zaczęło kłuć, ręka pulsowała dziwnie, do tego zaczynał mieć chyba kaca, bo czuł się dość dziwnie i było mu odrobinę chłodno. Nakrył się kołdrą i zamknął oczy. Od razu pojawił się wizja wkurzonej, wystraszonej lub po prostu zawiedzionej Laury, gwałtu, filmu, wściekłego Travisa, przyszłych konsekwencji wypadku, który sam oczywiście spowodował no i Becky – wiedział, że rano przydałoby się do niej zadzwonić. Pomyślał także o telefonie do Davida, w końcu tu pracuje i może szybciej załatwi mu wypis? Dumał, przysypiając, w końcu odpłynął.

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • Joan Tiger 2 miesiące temu
    Nowa znajomość i Matti w siódmym niebie, chociaż to picie to mógł by sobie darować. Przeważnie, jak ktoś jest w czymś dobry, wypiera to specjalnie, czekając na atencję. Tak samo robi Matti – skromny, ale świadomy, że jest dobry w rysunku. 😁
    Frank jak na tak silne uderzenie i przelecenie paru metrów ma wyjątkowo znikome obrażenia – ciut dziwne. Ale chyba wstrząśnienie mózgu daje o sobie znać. 😊
  • ZielonoMi 2 miesiące temu
    Frank to twardziel.🤣🤣🤣
  • Joan Tiger 2 miesiące temu
    Mógłby - sorki. 😁
  • ZielonoMi 2 miesiące temu
    Aha, a co do obrażeń, zależy, w jaki sposób został uderzony. Biorę nauki z wiadomości, gdzie nieraz pokazywano podobne przypadki i się nic złego nie stało, więc chyba coś w tym jest. Nie mogę Franka trzymać w szpitalu, bo... 😈
  • Joan Tiger 2 miesiące temu
    ZielonoMi, ja tego nie neguję, tylko się dziwię. Wolno mi. 😘
  • ZielonoMi 2 miesiące temu
    Joan Tiger Oczywiście, Tobie wszystko wolno.😉😉
  • Joan Tiger 2 miesiące temu
    ZielonoMi, nie popuszczaj mi wodzy, bo znów zacznę marudzić. 🤣🤣
  • ZielonoMi 2 miesiące temu
    Joan Tiger Możesz marudzić, dzięki temu wnoszę poprawki.;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania