Poprzednie częściSzare istnienie – Prolog
Pokaż listęUkryj listę

Szare istnienie cz. 63

– Podłącz telefon, ładowarka jest w schowku – przypomniał Frank. – Czemu od razu tego nie zrobiłaś?

– Zapomniałam.

– Biała.

Za moment urządzenie zostało i podłączone i włączone, Laura miała nadzieję, że może jednak przyjaciółka się odezwie.

– Co zamierzasz zrobić? – zapytał Frank.

– Z czym?

– Jak zajedziemy do Jenny.

– Nie wiem. A co mam zrobić, z czym?

– No, z psem.

Laura spojrzała na niego krzywo, nie rozumiejąc, do czego zmierza.

– Nie wiem. A co mam zrobić z psem?

– Ja nadal uważam, że źle robimy, jadąc tam. Jeśli Miko naprawdę odbija, to potem będzie jeszcze gorzej.

– To co ja na to poradzę? Prosiła, tak? Jakbyś nie wiedział, dużo mi pomogła, więc jak teraz mogę ją zostawić? Tobie zresztą też – już się jej wyrywało, ale ugryzła się w język.

Chłopak zaniechał sporu i skupił uwagę na tym, co ma przed sobą. Laura wciąż myślała o przyjaciółce, czując się przez to coraz gorzej. Zdenerwowanie wyczuwalnie podniosło jej ciśnienie i chyba przez to zaczęła pobolewać ją głowa. Wciąż wyrzucała sobie, że nie może jej znaleźć, że znają się przecież na wylot, a nie wie, dokąd mogła pójść. Nikt z jej znajomych nie przychodził jej do głowy, a do ojca raczej nie pojechała… na pewno nie pojechała. Do domu nie wróciła, skatepark pusty – pogubiła się i wkurzała na siebie, że tak szybko kończą jej się opcje. A może jednak jest w domu, tylko brała prysznic i nie słyszała? A może śpi? A może po prostu nie chce odebrać, albo…?

– Frank, jedź do Emmy! – krzyknęła nagle jak wariatka, płosząc zaskoczonego chłopaka.

– Mała, chcesz, żebym ogłuchł? – Frank się uśmiechnął. – Do Emmy? Przecież jej nie ma.

– Jedź.

– Mała, ale to nie ma sensu.

– Zatrzymaj się, sama pojadę – nakazała dziewczyna.

Wiedziała, że tego nie zrobi, ale uznała, że to dobry sposób, aby już nie dyskutował. Nie pomyliła się, brunet tylko westchnął i zaraz skierował pojazd w przecznicę, którą jedzie się do Collemanów.

 

– Zamierzasz iść sama? – uniósł brwi, gdy Laura po dotarciu na miejsce otworzyła swoje drzwi.

– Że niby co? Że tak wyglądam? W dupie to mam. Jak chcesz, chodź ze mną – odparła niezbyt sympatycznie nastolatka.

Minutę później stali przed drzwiami. Laura zapukała bardzo głośno, czekając ze zniecierpliwieniem, niestety, nikt nie otwierał.

– Emma otwórz drzwi, jeśli tam jesteś! – krzyknęła. – Otwieraj, do jasnej cholery! – Poniesiona emocjami załomotała z całych sił.

– Mała, nie ma jej tam – wtrącił Frank, widząc, że znowu robi płaczliwą minę.

– A jeśli się mylisz?

– Mała, nie ma jej, zaufaj mi. – Chłopak delikatnie objął sympatię.

Odpuściła i z manierą skazańca, któremu ucieka życie, wróciła do wozu.

– Frank, a może pojechać na policję? – zapytała zrezygnowana, patrząc oślim wzrokiem na bruneta.

– Wątpię, aby przyjęli od ciebie zgłoszenie, przecież od tego jest rodzina. Ona ma matkę. I co im powiesz? Że nie zgłosiła?

– Właśnie tak.

– No dobrze, możemy spróbować, ale nie wiem, czy jest sens – rzekł brunet, widząc, że bardzo jej zależy.

– Jedźmy.

Chłopak ruszył i Laura znowu się zamyśliła, przerwał jej jednak po kilku chwilach.

– Mała. A jeśli ona nie chce, żeby to zgłaszać? Może specjalnie nawiała?

– Zadzwoniłaby, znalazłaby sposób. Wie, że się martwię, a mimo to nie dzwoni. Na pewno coś się stało – wydukała posępnie Laura.

– Może nie ma numeru?

– Przecież dzwoniła wczoraj.

– A, no tak…

Gdy dotarli pod komisariat, zbliżało się południe.

– Może idź sam? Przecież wiesz, jak wyglądam, zaraz będą pytania.

– Jak się nazywa?

– Colleman.

– Będą chcieli zdjęcie… o ile w ogóle zaczną ze mną gadać – stwierdził.

– Nie mam. W domu owszem, mam, ale to w domu – odparła nastolatka. – Nie pomyślałam…

– Mała. Ja nadal nie jestem pewien, czy sprawa jest warta zachodu. Wątpię, aby przyjęli zgłoszenie od obcego, a jeśli nawet, to zaraz powiedzą, że dopiero po upływie dwudziestu czterech lub czterdziestu ośmiu godzin. Pla, pla, pla… – ironizował wzburzony chłopak przypomniawszy sobie, jak im się śpieszyło, żeby znaleźć Laurę. I przecież mieli film.

– Powiedz im, że to córka prokuratora, szybko ruszą dupy. – Laura delikatnie się uśmiechnęła.

– Co takiego?

– No tak. Nie wiedziałeś?

– A skąd mogłem wiedzieć? Dobra, idę, zobaczymy. – Frank ucałował ją w policzek i zaraz zamykał od środka drzwi komendy.

Laura już nie dumała nad tym, gdzie szukać przyjaciółki, tylko siedziała i błagała w duchu, żeby ta cholerna policja cokolwiek zrobiła. Miała naprawdę bardzo złe przeczucia.

Z otchłani zmartwień wyrwał ją dźwięk telefonu leżącego na desce rozdzielczej, przed samym jej nosem. Chwyciła go w dłoń i struchlała – Jimmy. Nie wiedziała, co zrobić, nie chciała odbierać, choć z drugiej strony bardzo ją korciło. Pogapiła się chwilę na migoczący ekranik i postanowiła jednak na razie dać spokój i oddzwonić, gdy już będzie sama. Rozmowa z chłopakiem na pewno wprowadziłaby lekką nerwówkę, co Frank bez dwóch zdań by zauważył. Nie chciała się tłumaczyć i szukać kolejnych wymówek, których już, notabene, nie miała. Gdyby tylko wiedziała, że chodzi o Emmę…

Komórka umilkła, aby mogła odezwać się druga, którą chłopak zostawił przy gałce zmiany biegów. To nie pozwoliło jej na zagłębienie się w spekulacjach. Spojrzała – Jenny.

– Halo? – Z odebraniem tego połączenia nie robiła już sobie zbytnich problemów

– Laura? No co z wami? Za ile będziecie? – zapytała dziewczyna.

– Nie wiem, jesteśmy na komisariacie, ale myślę, że nie zajmie nam to dużo czasu. Wiesz, jaki jest tam burdel – warknęła brunetka.

– Na komisariacie? Dlaczego? Co się stało?

– Kumpela gdzieś zniknęła, martwię się.

– A dlaczego wy to zgłaszacie?

– Tak jakoś wyszło… Zresztą, nieważne.

– Ok, nie wnikam. Ale Laura, pośpieszcie się. Kupiłam cudowne steki i czekam na kucharza, szkoda byłoby tak pięknego mięska. – Zaśmiała się Jenny, lecz wywołała tym oświadczeniem tylko kwaśny uśmiech na ustach nastolatki.

Znów się nakręcała i zaczęły ją nachodzić dziwne humory.

– Dobrze, niedługo powinniśmy być – mruknęła.

– To czekam. Do zobaczenia.

Laura odłożyła komórkę i spojrzała w stronę budynku, lecz chłopak się nie pojawiał. Znudzona, nie chcąc znowu zacząć wmawiać sobie różnych idiotyzmów, włączyła radio, lecz gdy tylko usłyszała w nim muzykę z lat osiemdziesiątych, szybko je wyłączyła. Rozejrzała się po okolicy, ale i tam nic ciekawego się nie działo. Nieliczni przechodnie snuli się jak cienie, a jeżdżące wkoło samochody toczyły zażartą walkę: „który pierwszy”, jakby mało było dnia.

Frank nagle wyszedł z kamienicy i zaraz usiadł obok.

– A nie mówiłem? – burknął.

– Co?

– Powiedzieli, że powinna zgłosić to rodzina, poza tym minęło za mało czasu. Ale typ był dość spoko i dodał, że jakby do wieczora się nie pojawiła, żeby przyjechać i wtedy przyjmie zgłoszenie. Powiedziałem mu więc o matce i jej nazwisko – żebyś zobaczyła, jaką zrobił minę. Wywalił takie oczy, że o mało mnie nimi nie połknął. – Zaśmiał się chłopak, wielce z siebie dumny.

– No i co? – ponaglała Laura.

– Jak tylko usłyszał nazwisko, zapytał, dlaczego ich nie zawiadomiła? Powiedziałem, że nie wiem, że pewnie się pokłóciły, bo dzwoniła zapłakana i dlatego sam przyjechałem, ponieważ się martwię. No co miałem powiedzieć? – tłumaczył się, nie wiedząc, jak zareaguje dziewczyna. – Pytał też, skąd ją znam. Powiedziałem, że poznałem przypadkowo. Typ orzekł, że będą próbować skontaktować się z matką, aby wyjaśnić tę sprawę. Nie wiem, ale mam wrażenie, że zrobił to na odczepnego, jego mina był dość obojętna.

– Kurwa, wyjaśnić?! – zagrzmiała Laura. – Trzeba jej szukać, nie wyjaśnić sprawy. Dobrze, że powiedziałeś wszystko, ale jak widzisz, gówno to pomogło – warczała.

– Mała, uspokój się, wszystko będzie ok.

– Dzwoniła Jenny – bąknęła dziewczyna, opanowawszy nieco ton głosu.

– Odebrałaś?

Pokiwała głową.

– I co? – Frank spojrzał na nią z uśmiechem, lecz nastolatka dobitnie widziała w jego oczach cień niezadowolenia z faktu, że odebrała jego połączenie.

Jego mina odrobinę odbiegała od normy, lecz to nie telefon był powodem. Miał tam przecież film, którego nie skasował i bał się, żeby dziewczyna nie wpadła na pomysł przewalenia jego komórki. Nie była to już przecież ta sama Laura. Ostatnio życie zaczęło wychowywać ją od nowa, nie zdziwiłby się więc, gdyby bez żadnych skrupułów bezczelnie przeleciała po jego plikach. Jej jednak nawet nie przeszło to przez myśl.

– Nic, kupiła steki i czeka, aż je przyrządzisz – odparła nieco ironicznie.

– Dobra, jedziemy, już po dwunastej – rzekł Frank i nagle zrobił strasznie dziwną minę, po której uśmiechnął się już na całą szerokość twarzy.

– Co znowu? – Szturchnęła go, lecz sama się po chwili się rozradowała.

– Nic. Przypomniało mi się, że Matt przecież przedwczoraj poszedł na randkę, a wczoraj miał jechać do Bena po zaległą wypłatę. Ciekawe, jak mu wyszły oba te procedery. Nie dzwoni, nie chwali się, to dziwne.

– Na randkę? – Zdziwiła się dziewczyna.

– Ben przyjął do pracy jakąś dziewczynę i ten już kombinuje, nie wiesz? – oznajmił radośnie Frank.

– Jaką dziewczynę? To tam ktokolwiek chce jeszcze pracować? No nie do wierzę. – Laura napuszyła się jak paw.

Osoba Amber powróciła, choć w tej chwili, o dziwo, nie wywoływała ani odrobiny lęku, tylko zniesmaczenie i nienawiść.

– Już nie, zrezygnowała.

– Nie dziwię się, ta szmata każdemu odbierze chęć do życia – odparła nabuzowana nastolatka. – Ona tam w ogóle jeszcze pracuje?

– Tak, ale olać sukę. Zadzwońmy lepiej do Matta – zaproponował chłopak, widząc, że ukochana się nakręca, chwycił telefon, wybrał numer przyjaciela i włączył głośnik. Auto nadal stało.

– Halo. – Usłyszeli po chwili zaspany głos kumpla.

– A ty co? Śpisz do tej godziny? – rzucił zdziwiony Frank.

– Cześć. No tak jakoś wyszło – mruknął Matt, lecz głos miał dość niecodzienny.

– Coś taki rozanielony? – zapytał wesoło brunet.

– Nic.

– Odebrałeś kasę?

– Tak, ale wyobraź sobie, że znowu kombinował. On nie chciał mi wypłacić tych pieniędzy, czy jak?

– Stary, wszystko możliwe. Nie znasz barana?

– Jak młoda?

– Sam ją zapytaj.

– Cześć – powiedziała Laura, szeroko się uśmiechnąwszy.

– Część, piękna. Widzę, że chyba masz lepiej? Bardzo mnie to cieszy. Kiedy na piwko? – Rozweselił się Matt.

– Oj, chyba nieprędko.

– Aj tam, nieprędko. A ja ci mówię że szybciej, niż myślisz.

– Pozdrów kumpla. – Nagle z oddali usłyszeli damski głos.

– Aaaa, to temu pan taki zadowolony! – stwierdził głośno Frank. – Nocowała u ciebie? – wypytywał, totalnie zaskoczony.

– A żeby to raz – odparł cicho Matt, chichocząc.

„Dobra, to udanego seksu życzę” – chciał już powiedzieć Frank, lecz w porę ugryzł się w język

– Ok, to nie zawracamy dupy – rzekł w zamian.

– Laura! – Matt nagle podniósł głos. – Możemy się zobaczyć?

– Jasne, ale nie dzisiaj.

– W porządku. To dacie znać.

– Ok. – Nastolatka się uśmiechnęła.

– Dobra, stary, na razie. Odezwę się, albo ona – powiedział Frank.

– Na razie.

– To jaką pizzę? – zapytał brunet, patrząc na ukochaną.

– Przecież Jenny kupiła steki, zapewne po to, żeby nas poczęstować.

– Dobra, to jedziemy, bo skończy się na tym, że w końcu zostaniemy tu na noc. – Roześmiał się chłopak i w końcu ruszył.

 

Miko chyba wyczuł nastolatkę, bo nie musieli nawet dzwonić, wystarczyło tylko, że weszli na werandę, żeby piesek zaczął wydawać specyficzne, podobne do ptasich treli dźwięki i drapać w drzwi. Frank nie zdążył nacisnąć dzwonka, ponieważ zazgrzytał zamek i drzwi się uchyliły, ale bardzo lekko.

– Laura, uważaj, nie dam rady go trzymać! – oznajmiła niewyraźnie gospodyni, szarpiąc się, sądząc po odgłosach, z pupilem.

– Puść go. – Zaśmiała się brunetka.

– Nie radzę.

– Puść.

Miko wyskoczył jak szalony i już miał dziewczynę w objęciach. Syknęła cicho, żebro znowu się odezwało, choć nie było to zbyt dokuczliwe.

– Miko, spokój! – Frank go odciągnął, gdyż piesek o mało nie przewrócił nastolatki.

Ten wyrywał się i piszczał przejmująco.

– Puść go, już się przywitał – rzekła Laura i Frank uwolnił zwierzaka. – Miko, nie skacz! – Dziewczyna podniosła głos i o dziwo – piesek od razu usłuchał.

– Chodźcie do kuchni – rzekła Jenny i goście ruszyli w głąb domu.

Miko nie odstępował Laury na krok, idąc praktycznie przyklejony do jej nóg, przez co ich spacer wyglądał dość zabawnie. Znów ją niemal przewrócił, lecz nastolatka już go nie upominała pieska i w tym dziwnym tańcu udało jej się jakoś dotrzeć do miejsca docelowego.

Wygląd pomieszczenia nieco się zmienił – miejsce stojących jeszcze wczoraj przy stoliku, drewnianych krzeseł zajęły niewielkie, miękkie fotele, a dywanik, na którym Frank i Jenny dopuścili się niecnych czynów, wymieniony został na dużo większy, lecz także biały.

– Frank, zrobisz? – zapytała Jenny, postawiwszy mu przed nosem trzy potężne kawałki krwiście czerwonego mięsa.

– Jasne.

– Czego się napijecie?

– Obojętnie – powiedziała Laura.

– Kawy – odparł Frank. – Mocnej.

Miko siedział z głową na nogach brunetki, machając radośnie ogonem, nie zareagował nawet, gdy Frank rozpakował mięso i rzucił na dużą drewnianą deskę.

– No i widzisz? – Gospodyni zwróciła się do Laury, stawiając przed nią sok. – Czy ty wiesz, dziewczyno, co myśmy wczoraj tutaj mieli? Że o nocy nie wspomnę. Nie mam już sił – dodała, siadając obok nastolatki.

Laura się zaśmiała.

– Jasne, śmiej się, tobie to może być śmieszne – marudziła Jennifer.

Wciąż miała poważną minę, piesek chyba naprawdę musiał nieźle dać jej się we znaki.

– Gdzie masz przyprawy? – wtrącił Frank.

Wskazała mu szafkę po lewej, po czym wznowiła temat:

– Gdy tylko wyszliście, piszczał jak najęty, do wieczora nie odstępował drzwi, w końcu, gdy zapadł zmrok, zaczął wyć jak opętany. Dzięki Bogu przeszło mu to szybko, bo David był już gotów zamknąć go w piwnicy.

Laura słuchała wyznania, totalnie zaskoczona i nie wiedziała, co powiedzieć. Upiła łyk ze szklanki.

– Laura… – rzekła Jenny, ale nie dokończyła.

– Słucham.

– Nie zgodzisz się.

– Na co?

– Weźmiesz go?

Dziewczynie odebrało mowę, a Frank chwilowo oderwał się od gniecenia kolorowego pieprzu, kierując wzrok na obie dziewczyny. Brunetka siedziała i na szybkiego przetrawiała pytanie koleżanki, takiego wyskoku zupełnie się nie spodziewała.

– Jak to „weźmiesz”? – wyjechał chłopak. – Przecież ona nie doszła jeszcze do siebie, poza tym ma matkę, brata… Jak to „weźmiesz”? – syknął na Bogu ducha winną Jenny.

– Ok, nieważne, to było głupie pytanie – mruknęła młoda kobieta i wstała, aby uzupełnić braki w swojej szklance. – Zawiozę go do ciotki, tam nikomu nie będzie przeszkadzał – dodała, z wyraźnym rozgoryczeniem.

– Do ciotki? – Laura odzyskała mowę.

– Tak, mieszka na małej farmie, na kompletnym zadupiu. Tam sobie może śpiewać do upadłego, chyba, że w końcu Gloria się wkurzy i weźmie na niego łopatę. – Zaśmiała się Jenny, bez cienia radości.

Laurę natychmiast naszły wyrzuty sumienia. Wiedziała, że to jej wina, przecież to ją zabrali z ulicy, zaopiekowali się nią i to w ten sposób piesek ją poznał.

Miko odkleił się od dziewczyny i położył na podłodze, przy samych jej nogach.

– Skoczę do łazienki, dobrze? – poprosiła nastolatka.

– Jasne, co to za pytanie? – odparła gnuśnie Jenny.

Laura wolno się podniosła, a Miko oczywiście razem z nią. Uśmiechnęła się. Piesek grzecznie odprowadził ją do toalety, po czym przyprowadził z powrotem i legł w tym samym miejscu, kładąc się plackiem na boku.

– Musiałabym pogadać z matką – rzekła Laura i wyraz twarzy Jenny automatycznie się zmienił, Franka również.

– A jeśli się nie zgodzi?

– Zgodzi się. Kiedyś mieliśmy psa, ale wpadł pod samochód. Travis nie domknął bramki w ogródku, wybiegł za nim i tyle. Był wariatem i jak już biegł, to gdzie popadnie, nie patrząc na nic – oznajmiła Laura smutnym tonem.

– Jak miał na imię? Był duży? – dopytywała Jen.

– Scrap – odparła nastolatka, głośno się zaśmiawszy. – Duży, jak Miko, i cały rudy. Był świetny i tak samo ruchliwy, jak wasz. Travis skądś go przywiózł, ktoś go chyba wyrzucił.

– A dlaczego takie śmieszne imię?

Frank skończył znęcać się nad mięsem i usiadł obok dziewczyn.

– Miał około trzech miesięcy, jak do nas trafił. Był przezabawny i przezabawnie też niszczył wszystko na swojej drodze. – Zaśmiała się brunetka. – Travis go tak nazwał. Na początku była draka o to imię, bo matka orzekła, że to pośmiewisko, ale mi i Travisowi się podobało, poległa więc z kretesem.

– Może trzeba było nazwać tak też Miko? On także miał skłonności iście destrukcyjne, dywan w salonie to już trzeci z kolei, choć dupek ma dopiero dwa lata – rzekła Jennifer.

– Ja nie rozumiem, dlaczego tak postanowiłaś załatwić sprawę – wtrącił Frank, patrząc krzywo na nastolatkę. – No dobrze, załóżmy, że matka się zgodzi, ale co dalej? A nie pomyślałaś, że to chwilowe fanaberie? A co będzie, jeśli pobędzie u ciebie dzień, dwa i zacznie wariować, bo będzie tęsknił?

Jenny milczała.

– Dobrze, zobaczymy – odrzekła Laura.

– Mała, ja nie uważam, żeby to był dobry pomysł, przecież nie doszłaś jesz…

– Kurwa, przestań już marudzić! – zagrzmiała nagle nastolatka. – Wciąż ci coś nie pasuje, ciągle masz o coś pretensje i bez przerwy jesteś niezadowolony! A to nie mogę wypić piwa, to nie mogę wziąć psa, a niedługo też pewnie nie będę już mogła nawet sama pójść się wysrać! Mam tego powyżej dziurek w nosie, rozumiesz?! Zamierzasz już od zawsze decydować o moim życiu?! – darła się furiacko dziewczyna, poniosło ją dokładnie.

Miko podniósł głowę, ale zaraz położył ją z powrotem. Frank osłupiał, robiąc niepojętą minę. Totalnie zaskoczony jej atakiem chłopak nie odezwał się ani słowem, patrzył tylko na sympatię, niedowierzając w jej zachowanie.

– Jeszcze? – Jenny wskazała pustą literatkę dziewczyny, chcąc jak najszybciej zmienić klimat.

Laura nie odpowiedziała, tylko podsunęła pod nos gospodyni swoją pustą szklankę.

– Możesz dolać wódki. – Uśmiechnęła się i spojrzała na ukochanego – nadal miał bardzo osobliwy wyraz twarzy. Jennifer bez sprzeciwu zrobiła dziewczynie słabego drinka i usiadła na miejsce. Chłopak natomiast wstał.

– Już chcesz te steki? – wymamlał do byłej.

– Laura? – Jenny spojrzała nastolatkę.

– Nie jestem głodna.

Brunetce całkowicie przeszła chęć na jedzenie, wkurzyła się na medal.

– Przecież nic nie jadłaś, a bierzesz lekarstwa. Musisz zjeść śniadanie – stwierdziła Jennifer.

– No dobrze, zjem.

– Ok, to rób, a ja zaraz zrobię frytki.

Laura zamoczyła usta w drinku, był słodki i smaczny. Siedziała, zła, a krążący po jej głowie lęk o przyjaciółkę tylko wzmagał rozdrażnienie. Nagle zazgrzytał klucz i Miko jak szalony zerwał się z miejsca.

– Znowu? – mruknęła zdzwiona, ale i jakby zdegustowana Jennifer.

David pojawił się w kuchni po chwili.

– Cześć. – Uśmiechnął się szeroko do Laury i podał rękę kumplowi. – Co tam pichcisz? – Przelotem spojrzał na mięso, po czym otworzył lodówkę, wyjął z niej puszkę mrożonej herbaty i usiadł obok Laury.

– Znowu wcześniej skończyłeś? – zapytała natychmiast Jenny.

– Nie, mam tylko pół godziny – odparł. – Jak się czujesz? – zapytał nastolatkę.

– Lepiej.

– Widzisz? – Chłopak wskazał głową psa. – Już stąd nie wyjdziesz. – Zaśmiał się. – Gadałaś z Jen?

– Tak.

– I co?

– Nie wiem, muszę porozmawiać z matką.

– Laura, jeśli to kłopot, nie było tematu. Nie musisz robić niczego na siłę. Szkoda mi go oddać, bo bardzo go lubię, ale widzisz, co się dzieje. Nie rozumiem, zupełnie nie łapię, co mu się stało – wyjaśnił David.

– Zwierzaki mnie lubią. – Laura się uśmiechnęła.

– Dobrze, lubienie lubieniem, ale on kompletnie sfiksował.

Dziewczyna nie odniosła się już do tego podsumowania.

– Nie powinnaś pić. – David wskazał szklankę. – Brałaś tabletki?

– Nie. I to tylko jeden – tłumaczyła się nastolatka.

– Mam nadzieję.

– Tylko jeden… – mruknął pod nosem Frank.

– Kotku, zjesz mój? Frank zrobi mi drugi – zapytała Jenny, wskazując steki.

– Nie, zaraz spadam, poza tym przed chwilą jadłem.

Gospodyni włączyła ogromną frytkownicę i wyjęła z zamrażarki czerwono-żółte opakowanie, a Frank właśnie wrzucił mięso na patelnię grillową. Syknęło miłym dla ucha odgłosem.

– Długo się je smaży? – zapytała Jennifer.

– Zależy, jak kto lubi. Mała, jaki chcesz?

– Obojętnie.

– Przecież wolisz wysmażone – stwierdził chłopak, dobrze pamiętał imprezę w swoim ogrodzie.

Jego głos nadal nie brzmiał naturalnie, nie patrzył też na dziewczynę.

– Zrób, jaki uważasz, wiem, że i tak będzie smaczny – bąknęła brunetka, z której złość powoli uchodziła.

– Dobra, będą średnio wysmażone, około sześciu – siedmiu minut – poinformował brunet.

– Mogę wziąć go dziś. Myślę, że fakt dokonany powinien zadziałać lepiej niż proszenie i przekonywanie, poza tym go zobaczy i to też może pomóc – oznajmiła nagle Laura.

Frank natychmiast spojrzał w jej stronę, ale milczał.

– Jesteś pewna? To chyba zbyt pochopna decyzja – rzekł David.

– Będzie dobrze, moja matka to równa babka. No i też lubi zwierzęta, myślę, że wszystko będzie w porządku. Nie uczę się, do pracy na razie też nie chodzę, dogadam się z nią.

Syknęły wrzucane do oleju ziemniaki.

– Dobrze, jak uważasz, ale w razie problemów nie patrz na nic, tylko przywoź go z powrotem, ok? – powiedział David.

– Myślę, że nie będzie takiej potrzeby – oznajmiła z pełnym przekonaniem nastolatka. –Ale nie żal wam go oddać? A Miko? Może to tylko zauroczenie i zaraz mu się odwidzi? – Zaśmiała się dziewczyna.

– Żal, ale co możemy zrobić? Laura, mówię ci, żebyś widziała, co on wczoraj wyprawiał... Szkoda mi psa. Tęsknił za tobą jak wariat, nie chcę, żeby się męczył. Do Glorii na pewno nie pozwolę go zawieźć. Nie, żeby było mu tam źle, bo to świetna osoba i dbałaby o niego, ale on jej nie zna i pewnie byłoby jeszcze gorzej – wyjaśnił David i wstał. – Dobra, muszę spadać. Będę około czwartej – poinformował żonę, dając jej całusa. – Nie żegnam się, może się jeszcze spotkamy – rzekł do gości, uśmiechnąwszy się szeroko i zaraz go nie było.

Kurde, on ją tak kocha, a ona…? – pomyślała od razu Laura. A Frank? No co za dupek, przecież to jego kumpel. – Znów się nakręcała.

Nie dano jej jednak rozwinąć skrzydeł irytacji, gdyż na stół wjechał talerz ze stekiem, frytkami i kolorową sałatką. Nie była zadowolona, ponieważ nie była głodna, nie chcąc jednak robić wstydu, wcisnęła jedzenie na siłę, kończą przy okazji swojego drinka.

Zjedli posiłek i zmienili miejsce posiedzenia z kuchni na salon. Zbliżało się wpół do drugiej.

– Frank, możesz przynieść mój telefon? – poprosiła nastolatka.

Chłopak bez słowa wyszedł i za chwilę wręczył jej urządzenie. Laura po raz enty wybrała oba numery Emmy, lecz i tym razem spotkał ją zawód.

– Co się stało? – zapytała Jenny, widząc osobliwą minę koleżanki.

– Też chciałabym to wiedzieć – wydusiła Laura. – Kumpela od wczoraj nie daje znaku życia, martwię się.

– Może gdzieś zaimprezowała?

– Może, to by mnie nie zdziwiło, ale myślę, że zadzwoniłaby. Wczoraj z nią gadałam i coś jest nie tak, i najgorsze jest to, że nie wiem, co. I to, że nie przyszła do nas, przecież dobrze zna się z moim bratem. Nie rozumiem… – powiedziała Laura, którą znowu zaczęło targać rozżalenie.

– Wszystko będzie dobrze – pocieszała Jenny, wygiąwszy usta w znikomym uśmiechu.

Nastolatka zamilkła i ponownie się zdołowała. Lęk o Emmę stawał się coraz większy, przywołując tym samym coraz mroczniejsze myśli i tysiące wizji, których nie mogła od siebie odpędzić.

– Frank, możemy już jechać? Głowa mnie boli – poprosiła w końcu.

– A co z Miko?

– Zabieramy go.

– Na pewno?

– Tak.

Para wstała i piesek natychmiast zerwał się na równe nogi. Laura znowu się uśmiechnęła, Miko bardzo poprawiał jej humor.

– Poczekajcie, dam wam smycz i kaganiec – rzekła Jenny.

– Po co mu kaganiec? – zapytała nastolatka.

– Wiem, nie jest potrzebny, ale tak… w razie czego – oparła blondynka.

Zapakowała rzeczy do reklamówki, podziękowali Jenny za gościnę i chwilę później stali już przy Toyocie. Nastolatka uchyliła tylne drzwi pasażera i Miko bez najmniejszych oporów wskoczył na siedzenie.

– Trzymaj, dzięki – powiedziała Laura, oddając Jenny okulary.

– Nie ma sprawy. Laura, jakby co, pamiętaj, nie czekaj, tylko go przywoź, ok?

– Nie będzie problemu – odrzekła brunetka.

Zamieniły jeszcze kilka słów, wymieniły uśmiechy, Jenny pogłaskała psa i dopiero wtedy Frank przekręcił kluczyk i wyjechał z posesji.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Joan Tiger 2 miesiące temu
    Zielonka stworzyłaś kosmitkę. Era mani telefonicznej, a Emma ani nie ładuje komórki, nie sprawdza wiadomości, o odbieraniu już nie wspomnę. Walnę ją zaraz w tę pustą makówkę, może zacznie myśleć, a nie pisać czarne scenariusze. Po co jej w ogóle telefon?
    Matti jest szybki i już zaliczył.
    No, no Laura pokazuje różki. Z drugiej strony, to ma rację, bo Frank jest jakiś dziwny. Chucha na nią, jakby była ze szkła, które może pęknąć. Takim zachowaniem, na pewno nie polepsza jej samopoczucia – bardziej dołuje.
    Co za krzywa akcja z psem – przykra sprawa. Pozbyli się go jak natrętnej myszy ze ściany.
  • Joan Tiger 2 miesiące temu
    Sorki Laura, nie Emma.
  • ZielonoMi 2 miesiące temu
    Przez wszystkie akcje pewnie zapomniała podłączyć, już nie chciałam wnikać w takie szczegóły. Nie odbiera wiadomo, dlaczego. xd Frank jest irytujący, to fakt. Akcja z psem? Wybrałam opcję, żeby go wzięła. .:D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania