Poprzednie częściSzare istnienie – Prolog
Pokaż listęUkryj listę

Szare istnienie cz. 25

Przestraszona dziewczyna patrzyła na niego w nadziei, że sam coś wyjaśni, lecz on milczał, rozżarzył tylko kolejnego papierosa. Ręce mu się trzęsły.

– Sorry, pewnie ci przeszkadza, nie pomyślałem. – Spojrzał na Laurę i zaraz uchylił okno, wystawiwszy rękę na zewnątrz.

– Nie przeszkadza.

Gdy dojeżdżali do centrum, auto nagle zwolniło i z sekundy na sekundę jechało coraz wolniej.

– Kurwa mać! – warknął brunet, stuknąwszy rękoma w kierownicę. – Skurwiel, znów nie zatankował! – dodał, w dalszym ciągu nie patrząc na Laurę.

Wysiadł, otworzył tylne drzwi i mimo że było gorąco, nałożył jeansową bluzę, do której po chwili schował przyniesiony pakunek, chowając go w wewnętrzną kieszeń.

– Wysiadaj – rzucił szorstko, otwierając dziewczynie drzwi i ta bez sprzeciwu opuściła pojazd.

– Kurwaaa! – powtórzył Jimmy, kopiąc ze złością maskę samochodu i spojrzał na nastolatkę. – Musimy się przejść, kutas znowu nie zatankował. Ostatni raz dostaje ode mnie samochód – warknął i ruszył przed siebie, więc Laura podążyła za nim. – Ja pierdolę, co za fiut! No kurwa, pierdolony sklerotyk! – klął brunet i ponownie wyciągnął papierosy, ale zaraz rzucił pudełko na chodnik. – No tak, jeszcze nie ma co zajarać! Kurwa, jebane fajki, rzucam palenie! – oświadczył i teraz dopiero spojrzał na dziewczynę, która była już wyraźnie spłoszona i szczerze zaczęła bać się dalszej części tej podróży.

– Nie zwracaj na mnie uwagi, nosi mnie dziś – rzekł i brunetka skierowała na niego wzrok.

Oczy miał szkliste i Laura odniosła wrażenie, że gdyby mógł, chętnie by się teraz pewnie rozpłakał. Chłopak spojrzał na zegarek.

– Dwanaście po pierwszej. Pół kilometra stąd jest przystanek, idziemy, czy dzwonimy po taksówkę?

– Nie wiem, a jak ci wygodniej?

– Przejdźmy się. Poczekam z tobą i spadam, nie mam zbyt dużo czasu. Z przystanku będę miał niedaleko. Co do ciebie gadał? – zapytał nagle.

Laura się nieco pogubiła, ale po chwili odparła:

– Nic. Co tu robię i z kim?

– I co mu powiedziałaś?

Z tego pytania powiało tak wyraźnym ostrzeżeniem, że niepokój momentalnie wzrósł.

– A co miałam powiedzieć? – wydusiła i się zacięła, nie wiedziała, co mówić dalej.

– W porządku, nie denerwuj się, sam cię przecież tam zawiozłem... niepotrzebnie. Wszystko ok, ale zapomnij o tym miejscu, ok?

– Tak – wybełkotała Laura.

Nagle Jimmy jakby się ożywił, gdy zobaczył idącego z naprzeciwka, palącego faceta w garniturze. Wpatrywał się w niego jak zahipnotyzowany do czasu, aż koleś znalazł się przed nimi.

– Masz fajkę? – zapytał brunet i typek się zatrzymał.

– Nie mam, właśnie wyrzuciłem paczkę – odparł nieznajomy, z widoczną pogardą patrząc na Jimmy’ego, który, jakby nie było, wyglądał trochę jak łobuz.

Ewidentnie słyszalne było kłamstwo, facet kompletnie nie umiał tego robić, poza tym po jego ubiorze można było wywnioskować, że to jakiś skąpy osobnik, do tego dość zarozumiały.

– No jak to nie masz, przecież palisz? – kontynuował Jimmy.

– Przecież mówię, że wyrzuciłem paczkę. Niedaleko jest sklep – oznajmił elegancik, z wyraźną złośliwością.

– Kurwa, po co mi sklep? Teraz chcę zajarać i wiem, że masz, tylko trzęsiesz. Dawaj szluga, bo jak znajdę, zabiorę wszystkie – warknął Jimmy.

Laura milczała, nie chciała i bała się wtrącać.

– Naprawdę nie mam – tłumaczył typ, rozglądając się przy okazji, czy nie idą jacyś przechodnie. Znajdowali się jednak na opustoszałej ulicy, kilkaset metrów od ulicznego ruchu i ku jego niezadowoleniu, nie było tu żywej duszy.

– Wywalaj kieszenie – nakazał brunet.

– Nic nie mam, odczep się – fuknął facet i chciał wyminąć chłopaka, lecz ten go zatrzymał, pchnąwszy lekko do tyłu.

– Gdzie? Co powiedziałem?! – ciągnął Jimmy, którego ton głosu zmieniał się z sekundy na sekundę

– Daj mi spokój, śpieszę się – rzucił gość i spojrzał na Laurę, jakby czekał, aż ta zareaguje.

– Kurwa, bo ci przyjebię. Opróżniaj kieszenie, albo skopię ci twarz! – ryknął Jimmy, agresywnie chwytając gościa za fraki.

– Ej – wtrąciła Laura, wcisnąwszy się delikatnie między niego, a eleganta.

– Nie wpierdalaj się! – syknął brunet. – No co, kurwa?! Straciłeś słuch?! – Znów pchnął faceta, lecz tym razem tak mocno, że ten przewrócił się na ziemię.

Jimmy ruszył w jego stronę, lecz elegant zerwał się z na równe nogi i rzucił do ucieczki, Brunet w moment go dorwał i znów powalił na ziemię. Wykręcił mężczyźnie rękę do tyłu i zaczął przewalać jego kieszenie.

– Puść mnie – wystękał koleś, ale Jimmy miał go w głębokim poważaniu.

Typ szamotał się na ziemi, lecz na chłopaku nie robiło to wrażenia i po chwili znalazł portfel, ładną czarną komórkę, dokumenty i kilka drobniaków. Papierosów nie było. Puścił typa, otworzył portfel i zaczął w nim grzebać. Laura patrzyła na to wszystko osłupiała i nie wiedział, co robić. Jimmy sprawdził całość, rzucił portfelem w typa, który już stał na nogach i przeliczył pieniądze.

– Kurwa, dziewięćset dolców, to na drobne wydatki? Ile zarabiają takie biurowe szmaty? Chyba dobrze, bo widzę, że telefon też niczego sobie. Będzie jeszcze kilka stówek. – Zaśmiał się chłopak i schował komórkę do kieszeni.

– Oddaj mi telefon, mam tam ważne numery, pieniądze możesz wziąć – poprosił mężczyzna, który już dawno stracił pewność siebie.

– O kurwa, słyszałaś?! Jaśnie pan pozwala mi wziąć kasę! – Rozradował się Jimmy spojrzawszy na Laurę. – Ależ dziękuję, jesteś bardzo hojny! – Śmiał się ironicznie. – Spadamy. – Chwycił dłoń dziewczyny i ruszył przed siebie.

– Oddaj mi telefon! – krzyknął gość, ale Jimmy miał to gdzieś, przyśpieszył tylko nieco kroku, ciągnąc brunetkę za sobą. – Nie ujdzie ci to płazem! – zagrzmiał gość i chłopak momentalnie się odwrócił, puszczając rękę towarzyszki.

Elegant ponownie ruszył biegiem, lecz i tym razem chłopak go złapał, łupnął nim o stojący przy ulicy słup i natychmiast uderzył kolanem, poprawiając pięścią w twarz. Facet upadł.

– Coś mówiłeś?! Straszysz mnie, suko?! – zawył brunet, kopiąc mężczyznę w klatkę piersiową.

Typ milczał, gapił się tylko na napastnika sparaliżowany strachem.

– No co, kurwa?! Masz coś do powiedzenia?! – darł się Jimmy i zadał mu kolejny cios, tym razem w twarz.

Kopniak był tak silny, że leżący na boku koleś siłą uderzenia przekręcił się na plecy. Wściekły napastnik szykował się już do zadania następnego razu, lecz nie zdążył, bo Laura wcisnęła się między niego, a typa.

– Zostaw już, proszę cię... – Pchnęła go delikatnie do tyłu, patrząc mu w oczy. Była w totalnym szoku.

– Masz, kurwo, szczęście, gdyby nie ona, skopałbym cię tu jak psa – warknął Jimmy, wystawiając palec, odwrócił się na pięcie i ponownie ruszył w kierunku miasta. – Jebana suka! – pyskował jeszcze pod nosem, idąc zamaszystym krokiem.

Laura szła w ciszy, kompletnie skołowana i mocno już zdenerwowana. Wiedziała przecież, że jej obecny towarzysz do aniołków nie należy, ale takiej akcji się nie spodziewała. Nigdy nie była uczestnikiem takiego zdarzenia, nie wiedziała więc, co zrobić, jak się zachować. Nie sądziła, że Jimmy będzie w stanie zaatakować kogoś w jej obecności, tacy ludzie raczej unikają publiczności...

– Śliczna. – Stanął przed nią, wyrywając z zaświatów. – Co jest? Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć, już wszystko ok. Zapomnij o tym, co widziałaś, to nie twoja bajka. Wiem, nie powinienem, ale nie pozwolę fikać takim kurewkom.

– W porządku, to nie moja sprawa – mruknęła dziewczyna.

– Oj, chyba nie w porządku – Chłopa się uśmiechnął się, cały czas trzymając jej dłonie nastolatki. – Wybacz, po prostu mam dziś zły dzi...

Przerwał mu dźwięk telefonu i Laura od razu poczuła, że jego ręce znowu zaczynają się dziwnie poruszać. Jimmy sięgnął do kieszeni i spojrzał na wyświetlacz. Nie odebrał, ale na jego twarzy znów pojawiła ta mina – mina zbłąkanego dziecka.

– Chodźmy, spóźnisz się do pracy – wydusił niewyraźnie chłopak.

Przeszli tylko kilka kroków, kiedy telefon odezwał się ponownie. Nastolatka popatrzyła na znajomego – twarz zaczęła mu błyszczeć. Teraz już odebrał i bez słowa przystawił słuchawkę do ucha. Dzwoniący wydarł się tak głośno, że tym razem Laura dobrze słyszała niektóre, padające z telefonu słowa, a raczej w większości przekleństwa, brzmiące między innymi: „Kurwa, gdzie miałeś być...?!”, „Jak to w śródmieściu...?!”, Pogadamy w domu...!”, reszty nie udało jej się zrozumieć.

– Kurwa, kutas znowu nie zatankował, co miałem zrobić?! – wydarł się Jimmy.

Ponownie doszły dziewczynę jakieś szumy, tym razem jednak cichsze i niewyraźne, po których brunet ryknął: – A kurwa, odpierdol się! po czym wyłączył rozmowę i schował telefon do kieszeni.

Laura spojrzała delikatnie w jego stronę – wyraz twarzy bruneta mógł budzić grozę.

– Chcesz pogadać? – Zebrała się w końcu na odwagę.

– Nie, chcę zapalić. Tam jest chyba sklep. – Jimmy wskazał ręką na wprost. Mocno drżała.

– Na pewno? Jestem dobrym i dyskretnym słuchaczem – nalegała dziewczyna.

Jeszcze bardziej żal jej się zrobiło chłopaka, zwłaszcza, że w tym momencie już nie mówił, a prawie płakał i mimo iż usilnie starał się to ukryć, nie dało się tego nie zauważyć. Coraz bardziej wierciło jej dziurę w brzuchu, kto go tak zastrasza? Wiedziała już, że chodzi o jego dom, ale to wszystko, co wywnioskowała. Szczerze bolał ją obecny stan chłopaka, który jakby znikał w oczach...

– Chcesz coś? – Znów przerwał jej zadumę, gdyż właśnie doszli do sklepu.

– Kup mi coś do picia, jak możesz, zostawiłam wodę w twoim samochodzie.

Chłopak zniknął w sklepie. Był tam tylko chwilkę i po wyjściu od razu wsadził w zęby papierosa, wręczając Laurze litrową butelkę zimnego Sprite’a.

– A może powinienem kupić wodę? – mruknął, wskazując napój.

– Nie, w porządku, dzięki.

– Idziemy, za piętnaście druga, i tak się pewnie spóźnisz. – Brunet uśmiechnął się mizernie, otwierając piersiówkę whiskey, do której zaraz przykleił usta.

Ruszyli w kierunku widocznego w odległości kilkuset metrów centrum. Szli w ciszy, nie patrząc na siebie. Laura jednak zerkała co chwila na chłopaka, który wciąż rozglądał się wkoło, jakby kogoś wypatrywał lub się czegoś obawiał. Po kolejnych minutach doszli do pierwszych zabudowań i ogarnął ich przyjemny chłód rzucanego przez budynki cienia. Jimmy palił już trzeciego papierosa, nadal nie otwierając ust, co było brunetce bardzo na rękę. Nagle chłopak rzucił krótkie: „zadzwonię!” i szybko przeskoczył przez umieszczone między kamienicami ogrodzenie i zniknął za jedną z nich. Zdezorientowana nastolatka patrzyła za nim kilka sekund, ale zaraz zrozumiała, dlaczego uciekł – po chwili minął ją jadący wolno radiowóz. Zerknęła w głąb pojazdu, ale byli w nim tylko dwaj policjanci, elegancika nie wypatrzyła. Odetchnęła z ulgą: To tylko patrol, bo tak pewnie zaraz by mnie zwinęli i wypytywali o Jimmy’ego. I co bym im powiedziała? – pomyślała, zdenerwowana pojawieniem się stróżów prawa.

Auto się oddaliło i Laura właśnie doszła do przystanku. Transport był za pięć minut, lecz, niestety, nie dojeżdżał on na miejsce, miała więc jeszcze przesiadkę, dzięki czemu do pracy dotarła dopiero przed czternastą trzydzieści. Była mocno zmieszana i poddenerwowana. I co powiem? Po prostu, że autobus uciekł, chuj tam – zadecydowała, niepewnie przekraczając bramę obiektu.

– Pół godziny spóźnienia, radzę omijać Travisa, bo już pyskuje pod nosem. – Roześmiał się Chris, wyrastając przed znajomą jak wielka góra.

– Cześć – mruknęła Laura, uśmiechnąwszy się niemrawo.

– Młoda, było włamanie. Ktoś zdemolował bar i chyba coś zginęło. Pewnie jakaś pijana ekipa, ale nie dziwię się – nasze ogrodzenia i zamek w bramie widziały chyba tamtą epokę. Josh przyjechał i nie jest w najlepszym nastroju, więc jakby nie był zbyt uprzejmy, zignoruj i nie zwracaj uwagi. Zaraz będzie Sandra, ona go trochę przytempe...

– Kurwa, długo jeszcze będziesz tu stać?! Troy czeka na ciebie ze sprzątaniem, cały bar jest rozjebany! Spóźniasz się i jeszcze wdajesz w pogaduszki! A ty jej nie zatrzymuj, widzisz, co się dzieje! – zagrzmiał Travis, pojawiwszy się obok rozmawiających.

– Wyhamuj, pięć minut jej nie zbawi! – syknął zniesmaczony Chris, machnął ręką na kumpla i wrócił na swoje miejsce pracy.

– Kurwa, młoda, jeśli to sprawka twojej „koleżaneczki”, to pogadam z nią jeszcze raz, tym razem konkretniej! – wkurzał się ratownik, krzycząc na bogu ducha winną brunetkę.

Ta była totalnie skołowana, nie wiedziała, co o tym myśleć. Nie sądziła jednak, aby Amber była już na tyle zawzięta i głupia, żeby demolować miejski basen, przecież co na tym zyska? A może po prostu chce mi narobić w życiu kompletnego syfu, w jakiej postaci syf by to nie był...

– Laura, słuchasz mnie?! – Travis szarpnął siostrę za ramię, patrząc na nią wściekłym wzrokiem.

– Tak.

– Wiesz coś na ten temat?

– Nie wiem, a skąd mam wiedzieć?

– To dlaczego znowu się zawieszasz? – Chłopak ściszył głos, gdyż właśnie dochodzili do baru.

– Bo mi wspominasz o tej suce i jeszcze zadajesz głupie pytania. A nawet, jeśli to oni, to myślisz, że wiedziałabym coś o tym? Niby skąd! – Nastolatka się zdenerwowała.

– Ciszej, nie wyj! Dobra, może i nie wiesz, ale dziwi mnie, że dziś już nie ma tu jej i jej towarzystwa. Jest trzydzieści dwa w cieniu, nie uważasz, że to podejrzane? No, ale ok, nie będę cię przesłuchiwał. To i tak nie mam sensu, zresztą zaraz przyjedzie policja i może coś się wyjaśni – mruknął Travis i po chwili doszli do lady, przekraczając kilka odgradzających bar od basenu parawanów, informujących, iż wstęp do lokalu jest zabroniony.

Nerwy znów szarpnęły dziewczyną, ale zaraz ustąpiły miejsca przykremu widokowi, gdyż to, co zobaczyła, przeszło jej najśmielsze oczekiwania. Spodziewała się bałaganu, ale to, co ukazało się jej oczom wyglądało, jakby roztoczyła się tu jakaś zagorzała bitwa.

Wszystkie półki, zresztą cały regał walał się w kawałkach po podłodze, wyglądając, jakby ktoś porąbał go siekierą, alkohol został pobity, tworząc wielką kałużę, a bar, także cały połamany, w dużej części wymalowany został czerwonym, rażącym sprayem. Nalewaki do piwa zostały wyrwane z niego żywcem, a stojące pod nimi wszelakie szkło pobite w drobny mak i rozrzucone po połowie sali ze stolikami.

– Cześć. – Zza kontuaru wyłonił się Troy, którego mina, ku zdziwieniu Laury, nie wyglądała na taką, aby jakoś specjalnie przejął się tym, co się wyprawia w jego miejscu pracy.

– No i widzisz? Już drugi raz, tylko, że wtedy to była tylko kradzież – oznajmił dziewczynie, stawiając na szczątkach lady czarny worek, który zaraz zawiązał.

– Co ma robić? – zapytał Travis.

– Niech się przebierze, pomoże mi tu ogarnąć, bo jak przyjedzie Sandra, to może zabierze ją na zaplecze. Trzeba policzyć, co i ile zginęło – mruknął barman.

– Dobra, chodź. – Travis skinął głową i Laura udała się za bratem. Chłopak n poszedł jednak do szatni, tylko skierował się do biura, w którym ktoś gadał przez telefon.

Weszli do środka i Laura w końcu dowiedziała się, jak wygląda jej szef. Dość wysoki, mający około sześćdziesiątki, lekko zarośnięty siwy facet machnął ręką w geście, aby chwilę zaczekali, więc Travis kazał jej usiąść i zaraz klapnął na sąsiednim krześle. Czekali dosłownie sekundy, po chwili mężczyzna odłożył telefon i rodzeństwo tak szybko, jak usiadło, tak szybko wstało.

– Dzień dobry. Laura, tak? Jestem Josh. – Mężczyzna podszedł do nastolatki z wyciągniętą dłonią, którą zaraz jej podał.

– Dzień dobry.

– No widzisz? Niezbyt mile zaczynasz u nas pracę – rzekł dość oschle facet, spojrzawszy na zegarek, co w mniemaniu brunetki oznaczało bezgłośną naganę za spóźnienie. – Ale cóż... stało się. Na razie pomożesz Troy’owi, jak przyjedzie Sandra, powie ci, co dalej. Ja muszę znikać, załatwić sprawy z policją. Napij się czegoś, jeśli masz chęć i miłej pracy. Travis, zamknij – nakazał szef, wskazując drzwi gabinetu i uśmiechnąwszy się lekko do nastolatki, pośpiesznie go opuścił.

– Dobra, leć do szatni, a ja pozamykam i spotkamy się w barze – mruknął ratownik i Laura udała się do przebieralni. Po minucie zawisła nad pijącym kawę barmanem z zapytaniem: „co mam robić?”.

– Czego się napijesz? Uratował się czajnik z biura, więc mogę ci zrobić coś gorącego, bo jak chcesz coś zimnego, zostało tylko kilka butelek wody. Resztę wynieśli lub pobili – oznajmił Troy.

– Dzięki, mam napój – odparła Laura, rozglądając się po wnętrzu zdewastowanego lokalu.

– Siadaj, wypiję kawę i dopiero ruszymy, potrzebuję dziś dużo kofeiny. Kurde, dobrzy są. – Barman nagle zmienił temat. – To zapewne nie ich pierwszy włam, bo musieli umieć wyłączyć alarm, który, w przeciwieństwie do wszystkiego tu, jest co rok zmieniany na nowy. Do tego wynieśli prawie wszystko, czyli cały magazynek, a sporo tam tego było, oszczędzili tylko pizzerię, uznając chyba, że zamarznięte placki nie są im do niczego potrzebne – dodał, uderzając wesołym śmiechem. – Jess nieźle by się wściekła, ona kocha tę pizzerię... czego szczerze nie rozumiem. No właśnie, i gdzie ona jest? Miała przyjechać o wpół do trzeciej, pomóc nam, a już po trzeciej. Ja jej dam. Jak nie zjawi się za dziesięć minut, sam zdemoluje jej tę kanciapę, przynajmniej nie będzie zbytnio różnić się od baru. Porządek musi być! – zakomunikował uroczyście szatyn, zmieniając emocje ze śmiechu na głośny intensywny rechot.

Laura patrzyła na chłopaka niezrozumiałym spojrzeniem, nie wiedząc, dlaczego się tak zachowuje; czy to śmiech przez łzy, czy naprawdę olewa tę całą sytuację? Znowu pomyślała o prześladowczyni, czy to aby przypadkiem naprawdę nie jej sprawka? Chociaż po co, w jakim celu? A może to tylko po to, aby napędzić mi kolejnego, jeszcze większego strachu i pokazać, że z dnia na dzień stać ją na coraz więcej? – dedukowała.

Spojrzała na Troy’a – gapił się na nią z serdecznym uśmiechem, lecz i z niezdefiniowaną miną.

– A może jednak chcesz kawę? Widzę, że się chyba jeszcze nie obudziłaś – rzekł, wygiąwszy usta jeszcze szerzej.

– Sorry, zamyśliłam się. Dlaczego nie zamknęliście dziś? –Laura szybko zmieniła temat, czując jak zawsze przy chłopaku kompletne wyluzowanie.

– A po co? Jest upał, widzisz, ile ludzi. Trudno, będą dziś mieli imprezę bezalkoholową, ale chociaż zamoczą tyłek. Zawsze parę groszy więcej, ten ośrodek i tak ledwo dyszy. Widzisz zresztą, jak wygląda... Przydałby się porządny remont i trochę zmian, może jakieś atrakcje, chociażby bilard, automaty, czy nowa zjeżdżalnia? Podwyższyłby to standard i nagoniło klientów, ale co z tego? Pomysły są, ale rzekomo nie ma za co zrobić. Nie rozumiem, bo z tego, co widzę i jeśli dobrze wnioskuję, stać ich na modernizacje, więc nie wiem, dlaczego Sandra twierdzi, że nie ma pieniędzy? Co ona robi z tą kasą? Podciera tyłek? A zresztą... co mnie to obchodzi? – oświadczył Troy, odstawiając pustą szklankę. – Dobra, sprzątnijmy do końca to szkło, a potem zobaczymy, Sandra będzie za piętnaście – dwadzieścia minut. Dasz radę ze swoją ręką? Są dosyć duże – zapytał, dając dziewczynie grube robocze rękawiczki.

– Tak.

– Dobra, zbieraj i wywalaj do tych pojemników, potem się wyniesie – wyjaśnił chłopak, wskazując dwie duże, plastikowe skrzynki i także zabrał się za porządki.

Laura postanowiła nie dopuszczać do siebie kolejnych dołujących myśli, tylko skupić się na pracy, co nie do końca jej się to jednak udało. Amber krążyła gdzieś między Jimmym, komórką, Frankiem, nieudanym seksem, zniszczonym lokalem i mieszającymi się, dochodzącymi z basenu odgłosami rozbawionego towarzystwa.

– Cześć! – Dobiegło zza lady i po podniesieniu głowy nastolatka ujrzała Jessicę.

– Cześć – odpowiedziała i przy barze zaraz pojawił się Troy, który zdążył już wynieść jeden napełniony pojemnik, czego Laura w ferworze obowiązków nawet nie zauważyła.

– Cholera, T, co tu się stało?! – zapytała zszokowana widokiem przybyła. – Nie myślałam, że aż tak...

– Właśnie tak. O której miałaś być? jest wpół do czwartej. Jak się umawiasz, to bądź słowna, albo się nie umawiaj. Chyba sporo ludzi było u tego lekarza... – syknął Troy, którego dobry humor nagle gdzieś zniknął, zmieniając się w zimną złośliwość.

– Wyluzuj, dobrze? Samochód mi zdechł, co poradzę? Musiałam dojechać taksówką, do tego rozkraczył się na środku drogi i jeszcze zapłaciłam majątek za lawetę – tłumaczyła się dziewczyna, zdziwiona tonem głosu kolegi.

– Jaki samochód, to jest samochód? Już dawno ci mówiłem, że to złom i że w końcu wywinie ci jakiś numer, ale mnie nie słuchasz, więc teraz masz. Już prawie skończyliśmy, więc nie widzę sensu twojego pobytu tu, możesz co najwyżej nakarmić dzisiejsze bydło... – warknął szatyn, chwycił miotłę i zaczął wymiatać resztki szkła.

Laura spoglądała na to wszystko, totalnie osłupiała i po chwili odprowadziła wzrokiem właścicielkę pizzerii, która z widocznymi w oczach łzami, bez słowa przeszła obok lady i zniknęła na zapleczu, trzasnąwszy niezbyt mocno drzwiami.

Troy milczał, machając zamaszyście miotłą.

– Ej, co to było? – Nastolatka nie wytrzymała.

Przecinana brzdękiem resztek pobitych butelek cisza.

– Troy, co się stało? Miałeś taki dobry humor. Zachowałeś się jak cham – stwierdziła Laura, rozgoryczona stojącym jej w oczach obrazem zasmuconej twarzy Jessicy.

Chłopak nie odpowiedział i po chwili doszedł ich tylko cichy odgłos otwieranej z impetem, znajdującej się za ścianą żaluzji.

– Cholera jasna! – rzuciła z oddali starsza dziewczyna, stukając czymś dość głośno i po chwili ponownie przemknęła obok baru, zniknąwszy zaraz za jednym z parawanów.

Minutę później szła w stronę powrotną w towarzystwie Travisa, który mijając miejsce, gdzie znajdował się Troy, rzucił w niego plastikową zakrętką z sugestywną miną. Sądząc po kolejnym odgłosie żaluzja właśnie otworzyła się do końca i ratownik zaraz pojawił się przy ladzie.

– O, widzę, że szybko wam to poszło. Jak tam? – Spojrzał na siostrę.

– Dobrze – burknęła, w dalszym ciągu zła na nowego znajomego.

– O co poszło? Jess jest gotowa gryźć lub bić każdego, kogo napotka.

– O nic – fuknął Troy.

– Nie ma jeszcze Sandry? – dopytywał Travis, wyraźnie niechętny chyba do rychłego powrotu na stanowisko.

– Nie ma, jak widać. Następna się spóźnia i nie wiem, co mam robić z tym chlewem – burknął poirytowany szatyn, rzucając kawałkiem połamanego drewna w kierunku zniszczonego kontuaru.

– A tobie co? Gorzej? A niby nie siedzisz na słońcu! Spadam – spuentował złośliwie Travis i sobie poszedł.

– Sorry – mruknął Troy, spoglądając na Laurę, która stała jak kołek, nie wiedząc, jak się zachować. Nie musiała długo kombinować, gdyż zza parawanu wyłoniła się właścicielka basenu.

– Cześć – wydusiła i widząc, co się stało z jej lokalem, założyła ręce za tył głowy.

Krążyła przez chwilę, oglądając każdy centymetr pobojowiska, jakby wciąż nie dowierzała.

– No to ładnie. Już nic się nie da z tym zrobić, wszystko do wymiany – bąknęła w końcu, odrzucając na bok kawałek lady, który trzymała jakiś czas w dłoni. – Co z magazynem? – zwróciła się do barmana.

– Wyczyszczony – odparł szatyn, nalewając kolejną kawę. – Nalać ci? – spojrzał na szefową.

– Tak, poproszę – rzekła młoda kobieta i zniknęła na zapleczu.

– Napijesz się? – zwrócił się do Laury.

– Jeśli mogę, to napiłabym się wody – oznajmiła brunetka, pokazując chłopakowi puste opakowanie po swoim napoju.

W okamgnieniu dostała półlitrową butelkę, a Sandra wróciła do baru, chwyciła kawę, podniosła leżące niechlujnie krzesło i usiadła obok nastolatki.

– Sprawdziłeś straty? – wznowiła temat, podłamanym nieco głosem.

– Kurwa, dopiero skończyliśmy ze szkłem, nie jestem supermanem. Spóźniacie się jedna przez drugą, dobrze, że ona mi chociaż pomogła. – Chłopak znów warczał, spojrzawszy na Laurę, która nerwowo sączyła niezbyt schłodzoną wodę.

– Co cię dziś ugryzło? – fuknęła Sandra.

– Nic.

Trzydziestolatka ciężko westchnęła, ale zaraz zapytała:

– Była policja? Gadali z ojcem?

– Tak.

– Dobra, trzeba przejrzeć ostatnią dostawę i rozliczenie od początku tygodnia, wtedy dowiemy się, ile straciliśmy. Ale dziś nie mam na to siły, może ju...

Nagle zza ściany doszedł metaliczny rumor, któremu akompaniował stłumiony damski krzyk i za moment zapadła grobowa cisza.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Joan Tiger 3 miesiące temu
    No i się zadziało. Jimmi dał upust emocjom i delikatnie sponiewierał pana od ostatniego papierosa. Coś mi się wydaje, że Jimmi to dealer, a w paczuszce była amfa albo koka.
    Szkoda kolesia, bo chyba robi coś wbrew własnej woli i to go ewidentnie rozwala. Tacy chłopcy na posyłki mają najgorzej w tym interesie.:(
    Laura jest pechowa – gdzie nie zagrzeje miejsca, wszędzie dochodzi do burd.:)) To już któryś raz, jak zwróciła uwagę za nieodpowiednie zachowanie – nie tylko Troyowi – a sama postępuje nie lepiej, kiedy jest podminowana. Dziwny przypadek z tej dziewczyny. Taka cnotka niewydymka z połamanymi paznokciami. Warczy, ale nie gryzie.
  • ZielonoMi 3 miesiące temu
    Świetny komentarz.🤣🤣🤣
  • Pasja 3 miesiące temu
    Dzieje się i wychodzą trupy z szafy. Jimmy wcale nie jest taki anioł. Akcja z facetem jest skurwysynstwem. I jeszcze tajemnicza paczka z jakimś gównem. Na dodatek do tego syfu powoli wciąga Laurę. Ona zaś coraz bardziej brnie. Bar zdemolowany, czy to sprawka Amber?

    Pozdrawiam serdecznie
  • ZielonoMi 3 miesiące temu
    Złe rzeczy pociągają najbardziej, taka już nasza natura. :D Pozro. ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania