Pokaż listęUkryj listę

Opow *** Planeta Szkieletów

Chciałem wrzucić do Niepowtarzalnych, ale zrezygnowałem.                                                               

  

                                                              —?/––

Pani Szkieletowa, jak zwykle smukła i zgrabna, jest tak podekscytowana, że każda kosteczka, dźwięczy niecierpliwością. Musi tylko męża przekonać. Na Planecie Szkieletów zaistnieli od dawna, ale w tym miejscu mieszkają już dobry tydzień. Dlatego postanowiła, że zaproszą wszystkich na imprezę, tak zwaną: Kościówe.

 

Jak się miało jednak okazać, sprawy potoczyły się zgoła inaczej.

 

–– Kochanie – rzecze Pan Szkielet. – Jeszcze nie umiemy klekotać, jak społeczność wokół. Na diabła nam zamieszanie.

–– Czyżbyś nie wiedział, drogi mężu – gestykuluje piszczelem żona – że jesteśmy szkieletami o dobrych sercach?

–– Sercach? Bez przesady.

–– Ależ kochanie. Przyznaj, że będzie nam niezmiernie miło, ukościć sąsiadów w naszych progach i nie marudź mi już.

–– No ale…

–– Mnie mówisz… no ale? Mnie? Kochającej żonie?

 

Pan Szkielet jeno kiwa czaszką. Pogada i jej minie – myśli sobie. – Przeważnie tak jest.

Pani Szkielet też kiwa czaszką, ale trochę inaczej. Akurat byś chciał – też myśli sobie. – Nie dzisiaj.

 

–– A teraz zmykaj z domu i zaproś wszystkich. Tylko weź parasol, bo ci znowu w oczodoły napada.

–– Napada, jak po skosie zacina. Dzisiaj nie zacina.

–– Zawsze zacina. Wiem co mówię.

–– Przecież dzisiaj nie pada.

–– Co z tego… ale będzie zacinać… i znowu będę musiała czaszkę tobie zdejmować i wodę wylewać.

–– Ostatnio kwiatki w doniczkach podlałaś, więc nie narzekaj.

–– Dlatego zwiędły. No idź już!

–– Tak kochanie. Masz racje.

 

I poszedł.

Długo nie wędrował. Nawet nie zdążył żadną społeczność zaprosić, gdyż nagle poczuł jakiś złowieszczy ruch, by po chwili brać udział, w stukającym zamieszaniu. Poczuł się psychicznie rozbity. A właściwie dosłownie rozrzucony, ale z zachowaniem wszystkich części i widoczności, z poziomu ziemi.

 

Pani Szkieletowa, coraz bardziej wnerwiona, lecz także zaniepokojona. To prawda, że dureń czasem, ale bardzo go kocham. Przecież nocka zapada, a jego nie ma. Po jakimś czasie, przestaje jej zależeć na imprezie. Byle tylko wrócił. Postanawia, że pójdzie go poszukać, lecz właśnie w tym momencie, słyszy za drzwiami, niesamowity klekot. Jakby ktoś na taczce, wiózł stertę kości. Po chwili słyszy stukanie w drzwi. Pani Szkielet otwiera i łzy smutku kapią jej z oczodołu, ale z drugiego inne: obrzydzenia.

 

Na taczce leży sterta męża. Bystrym okiem dostrzega, że nic nie braknie, a szczęka się rusza, jakby chciała coś wytłumaczyć, zanim będzie za późno. Nic dziwnego, że części męża się obawiają. Taczkę trzyma o zgrozo… Cielak. W świecie szkieletów, takiego czegoś z ciałem na sobie, nie powinno być. To na pewno on, porozrzucał męża. Podchodzi do niego, z zamiarem wiadomym. Cielak nie ucieka, a ona słyszy głos męża.

 

–– Kobieto. To on mnie uratował.

–– To tu?

–– Nie to tu, tylko Cielak. Odebrał wszystkie części napastnikom. Nawet nie wiem, jak dokładnie wyglądali. Patrzyłem z poziomu ziemi. Dziwne było to, że gdy mój wybawiciel, wyrwał takiemu część mnie, to ten zupełnie znikał. Przyznam, że tego nie rozumiem. Musimy jutro popytać społeczność. Tylko mnie poskładaj wreszcie. Cielak ci pomoże.

 

–– Dziękuję za troskę. Poradzę sobie.

 

Pani Szkielet, właśnie skończyła składać męża. Wygląda jak dawniej. No prawie… jak poprzednio. Ubytków nie ma, ale nie wszystko jest dokładnie, na swoim miejscu. Spogląda na Cielaka. Nie dosyć, że uratował jej męża, to jeszcze taki skromny. Wcale się tym nie chwali. Tylko skąd tutaj. A zatem pyta:

 

–– Wiesz w jaki sposób, znalazłeś się w naszym świecie?

–– Nie – odpowiada jednoznacznie Cielak.

–– A wiesz, że my takich jak wy, nie lubimy?

––Tak.

–– A ty nas lubisz?

–– Nie wiem. Trzeba było pomóc, to pomogłem.

 

Pytająca, jest zaskoczona taką długą kwestią. Tego się nie spodziewała.

 

–– Czyli teraz Cielaku, nie należysz, ani do tamtych, ani do nas.

–– Chyba.

 

Pan Szkielet, wreszcie może przemówić, bo mu żona szczękę zakleszczyła, ale ją wyswobodził. Pomyślał wszakże, że trzeba w jakiś sposób, wybawicielowi podziękować. W końcu niewątpliwie na to zasłużył. Przecież mają dobre serca, jak to metaforycznie sprecyzowała żona.

 

–– Kochanie. Panu Cielakowi, należy się odwdzięczyć. Nie sądzisz? Nie wiadomo, co by ze mną było, gdyby nie on.

–– Słusznie prawisz. Właśnie sobie pomyślałam, że obierzemy go ze skóry, mięsa i wszystkich miękkich części. Poczuje się jak u siebie w domu, gdyż będzie taki jak my. Mówiąc banalnie, uszczęśliwimy go tym, co sami najbardziej kochamy. Co o tym sądzisz?

–– Chyba ważniejsze, co sądzi Cielak.

–– Na tak… masz racje.

–– Panie Cielaku. Słyszałeś co mówiłam mężowi. No i jak. Chcesz być obrany, należeć do naszej społeczności, mieć tutaj dom… czy też porozrzucany na zewnątrz?

–– Dacie?

–– Co?

–– Znieczulenie.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Szpilka 27.07.2020
    No, dać się obedrzeć do gołej skóry, byle tylko należeć, bardzo prawdziwe, piątak ?
  • Dekaos Dondi 27.07.2020
    Szpilko→Dzięki:)↔Nu szak:)→Mam czasami, nieco dziwne spojrzenie i poczucie humoru :)↔Pozdrawiam:)
  • Szpilka 27.07.2020
    Dekaos

    To dobrze, nudno nie jest ?

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania