Pokaż listęUkryj listę

Opow *** Umiłowany Wódz Smarkatus

– Posłuchajcie co wam powiem. Jam jest Smarkatus, wasz Wódz najukochańszy ze wszystkich, którzy mogą po mnie nastąpić. Taki okaz w mój deseń, już wam się nigdy nie trafi, gdy kiedyś zobaczę swoje oblicze w lustrzanym ostrzu kosy. Widzę uśmiech na waszych oczach, gdy słyszycie moje słowa?

– Że taki okaz nam się nie trafi? A kto cię wybrał, chociaż twarze nasze śmiejące ? I dlaczego mówisz jak stary. Masz dopiero dziewięć lat.

– Nie przerywaj Wodzowi. Popsułeś całą tyradę. Nie umiesz się bawić jego zabawkami. On chce dla jak najlepiej.

– A ja zgubiłam lizaka. Wodzu, gdzie on?

– Białowłosa! Ty mi tutaj o lizaku słów nie rzucaj. Mamy wojnę za pasem. Kto nie wierzy niech sprawdzi. Szykujmy się.

– Ja sprawdziłem i nic mi w rękę nie strzeliło.

– Wszyscy mamy iść? Nawet ci co szukają lizaków?

– Tak. Jak jeden mąż.

– Ja nie jestem mężem, tylko małą dziewczynką. A lizaka znalazłam.

– Cicho głupia – głos biegnie z tyłu. – Wódz wie co mówi w tej chwili.

– Nie tylko w tej. On wie w każdej. Niech żyje nasz pan i władca. Kto twierdzi inaczej, poza kółko z nim. Na manowce odtrącenia.

– A jak długo będziesz Wodzem? Ja też chce się pobawić we władcę. Niech mnie też umieją słuchać.

– Mam dopiero dziewięć lat. Jeszcze długo nie będziesz rządzić, niewiasto.

– Ale my wszyscy mamy ciągotki do tego, żeby powodzować sobie. Chociaż trochę.

– Głupi jesteście. Za mądrze mówicie. My za mali na takie poważne dysputy.

– Cicho tam z tyłu. Wódz powtórnie przemówi z przodu. On zawsze z przodu. Ale się nie wywyższa. Stoi na tym samym poziomie jeszcze w pionie. Kto myśli inaczej...

– A zatem drodzy wojownicy, bierzmy do ręki…

– To nie wódz, to zbereźnik. Właśnie miałam w buzi i musiałam wypluć.

– Cicho tam! Słuchajcie do końca!

– ...stare kapcie, proce, skarpetki z piaskiem w środku...

– Uwolnijcie biednego pieska, barbarzyńcy jedne.

– Z piaskiem, głupolu!

– A co ja słyszałem?

– Raczej nie to co ja. Wnerwiasz Wodza. Aż usiadł na nocniku. Tak się przejął.

– To ja sobie idę.

– Coś ty! Nic nie rozumiesz? To jest nocnik strategiczny.

– Strate… co?

– Siedźmy znowu, bo Wódz wstał. On nam wytłumaczy. Słuchamy cię. Przemawiaj. Tyś naszą osiką!

– Ostoją, głupolu.

– Drodzy rodacy. Sprawa jest bardzo prosta, lecz zakrzywiona. Musimy zwyciężyć raz na zawsze, tego co nam życie nieustannie uprzykrza... niestety jeszcze nie św. pamięci, kurdupla Pamperusa.

– Tak, tak, zwyciężyć Pamperusa. Jesteśmy wszyscy za. Nikt nie jest przeciw.

Dobrze tylko, że nasz Wódz się wstrzymał, siedząc na nocniku.

– Jestem za! Przecież rzekłem. A jak mówiłem, to przemilczałem głupoty.

– Wodzu… tylko w jaki sposób. Nie podejdzie tak blisko. Jest mały ale przemądrzały w nogach.

– Ale tylko jeden. A ja mam całą armię. Czyli was. I nocnik.

– Proszę wodza, jestem małą dziewczynką, ale przepraszam... na co nocnik w czasie bitwy potrzebny.

– Wojowniczko ty moja. Do jakiej bitwy?

– Przecież mamy iść na wojnę. Tak powiedziałeś Wodzu.

– Żeby podnieść wasze morale.

– Ja mam apetyt na morele. Dacie mi trochę?

– A ten znowu swoje! Słucha brzuchem a nie uchem. Bo rozumem, to mu się w pale nie mieści.

– Przestańcie gadać o jedzeniu. Wódz przemawia dzisiaj słowami.

– Jakoś nie słychać.

– Faktycznie. Usnął.

– Ale dlaczego? Tak nagle?

– Śni mu się strategia wojenna i nowe pomysły. Dlatego. Nasze dobro jest mu bliskie.

– Nocnik ma pod głową.

– Na pewno słyszy dudniące armaty.

– Cicho wy. Obudziłem się. Rzeczywiście. Wyśnił mi się plan działania. Wiem jak zwabić małego Pamperusa. Nocnikiem.

– Całym? Dla nas nic nie zostanie?

– Dla dobra naszych braci, nic. Tyle czasu biedak dźwiga ciężar, to jak usiądzie na tronie, to będzie w siódmym niebie… i da nam spokój.

– Miejsce na tronie jest dla ciebie, Wodzu. Nie dla niego. Tyś naszym zaparciem.

– Poświęcę się dla sprawy. Będziecie jeszcze o mnie ballady śpiewać.

– Za twojego życia już musimy... czy przy trumnie?

– Co wy gadacie, płaczki jedne. Nasz wódz będzie wiecznie prawie żywy.

– To nici z naszych śpiewów. Przy żywym wokalować nie wypada. To tak, jak byśmy go na drugi świat wyganiali.

– Wodzu, mam pomysł. Połóż się i udawaj nieboszczyka, a my będziemy udawać, że śpiewamy. Jak zejdziesz - oby twój żywot trwał i trwał - to będzie nam już łatwiej. No dalej. To jest sprawa niecierpiących zwłok.

– Skończyłam lizaka następnego. Mam pustą buzię. Mogę też śpiewać. Tak sobie myślę… nie męczmy naszego wodza. Ja mogę udawać zwłoki.

– Ty? Jak dostaniesz apetyt na lizaka, to od razu powstaniesz z martwych.

– Wódz się dziwnie rusza i mruczy. Co jemu jest?

– Założyłem mu folię na głowę, żeby było mu łatwiej udawać…

– Niech ktoś zrobi dziurę Wodzowi. Natychmiast! Oddech mu wleci. No dobra. Dyszy.

 

W samą porę, gdyż w tym momencie wchodzi Pamperus. Grzecznie pyta:

– Macie dla mnie nocnik?

– No wreszcie. Musieliśmy sobie jakoś czas umilić. Długo nie przychodziłeś. Co ciebie zatrzymało, mój ty drogi przyjacielu?

– Ciężar. Ale w końcu przezwyciężyłem przyzwyczajenie dla dobra sprawy.

Wyrzuciłem wkład. Od razu jest mi lżej.

– No to bierz nocnik i spadaj. Nam też będzie.

– No i co… Wodzu? A co z wojną? Wróg nam zabrał i nawet nie podziękował.

– Gdyby podziękował, to byśmy mieli dług wdzięczności. Nakichać na niego.

~ Trzeba było o tym wcześniej pomyśleć.

– Tak dla jasności sprawy: żadnych wnętrzności jadł nie będę. Co to, to nie.

– A ten znowu to samo. To już lepszy Pamperus.

– Ciekawe, czy już menażkę z uszkiem zapełnił?

– Jesteście wstrętni. Znowu musiałam wypluć kawałek lizaka. A już prawie sam patyczek został. Brakowało tak niewiele.

– Gdzie jest wódz?

– O tam… ucieka. Pampersy założył.

– A to ci cwaniak strategiczny. No tak. Wróg dał w zamian za darowiznę pojednawczą: świeże, nieużywane.

– No to fajnie! Kota nie ma, chata wolna.

~ Jeszcze zatęsknimy za kiciusiem. Jak się jemu oczy otworzą, to nam się zamkną.

– Przecież jesteśmy: w szczerym polu.

~ W szczerym też można tęsknić i zamykać.

– Raczej w szczerbatym. Połowę rzepaku wcięło.

– Widocznie Pamperus toaletę z żółtych kwiatków kleci.

– Najlepiej niech razem ze Smarkatusem wybuduje. Kolorek dla nich w sam raz.

– Dla nas też. Uderzmy się w samokrytyczne piersi.

– Co racja, to racja.

– Ja nie mogę, bo jeszcze nie mam. Uderzę rączką w lizaka.

– Dobrze, że Wódz tego nie słyszy.

– Nie taki diabeł straszny jak go malują.

– A jak przestaną?

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Keraj 25.08.2018
    Gotowy scenariusz do parodi komedi 5
  • Justyska 25.08.2018
    Przeczytałam rano, ale nie miałam czasu na komentarz. Bardzo dobre jak zawsze, płynnie się czyta... no i... humor i prawda, bo ci co najwyżej jak dzieci nieraz się zachowują:)
    Pozdrawiam!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania