Opow *** Love story w WC
Tekst wrzuciłem: 7.11.17 i szybko wycofałem.
Teraz sobie pomyślałem, że to nic takiego.
Zwykłe ludzkie sprawy. Trochę inna wersja z innym tytułem.
(~:`````````````````````````````````````````````````````````````````:~)
W ubikacji jest: cicho jasno i przytulnie. A ponadto pusto. Człowiek nie siedzi na tronie i nie czyni tego co zazwyczaj robi, w tak przydatnej komnacie. Poprzez zamknięte drzwi słychać jedynie: miarowe tykanie zegara, co paradoksalnie jeszcze bardziej uwydatnia – ciszę.
Która zostaje przerwana.
Klapa sunie wolniutko do góry lekko sapiąc i skrzypiąc, jakby w brzuszku małego duszka, jeszcze mniejszy duszek na skrzypeczkach zaiwaniał. Podbrzusze białej owalności, coraz bardziej oddalone od obrzeża uwolnionego sedesu. Skrzypieniu wtórują dziwne dźwięki oraz mlaskające odgłosy.
Donośne stuknięcie o tył jest oznaką końca otwierania.
Wystarczy poczekać, kto lub co – wyjdzie.
Ale niby kto ma czekać. Chyba jedynie papier toaletowy, który nadal śpi na poziomym kołku, śniąc o rowku na gołym zadku. Co akurat w jego przypadku, nie może kogokolwiek dziwić. To widok jego życia, z którym jest dokładnie obeznany. Te codzienne przytulanki są swoistym rytuałem nadającym sens jego istnieniu. Dzisiaj już tyle razy był rozwijany, zwijany i dociskany, że w końcu kręćka dostał i z tej zgryzoty usnął, bo mu wszystko zwisało. Tym bardziej, że przypomniał sobie rzewnie, ile to już jego cząstek poleciało do innego świata zwanym: Wielką Kanalizą.
Nagle słychać skromne ciche: plumplanie.
Z sedesu wychodzi, a właściwie spada z miękkim mlaśnięciem: Mały Klusio. Ledwo stoi na chwiejących nóżkach, ale łapkami rusza, bo wyszedł z zimnej wody a morsem nie jest.
Jego ciało, chociaż kryje w sobie bogatą paletę przetrawionych światów, jest schludne i gładkie. Za to jego wygląd skłaniać może do refleksji na temat doznań estetycznych z dziedziny sztuki, którą nie bardzo kochamy. A szczególnie – rzeźby w masie plastycznej.
Mam przesrane – mruczy sam do siebie.
Nie zupełnie sam do siebie. Szóstym zmysłem wyczuwa go Rolek Toaletnik. To w końcu jego bratnia dusza. Ile to już razy byli blisko siebie. Pamięta te rozkoszne śliskie pieszczoty po miękkiej gładkiej powierzchni. Możliwe, że akurat tych fragmentów Rolek już nie ma, bo siłą faktu zostały oderwane, ale zawsze były to części jego podłużnego ego, które go opuściło raz na zawsze. Póki co, jest nawinięty pełnią życia na pusty kołek. Oczekiwanie na przyjemną rozmowę z Klusio, rodzi uśmiech na jego podłużnej, zwisającej twarzy.
*
– Powiedz mi Klusio, po coś wylazł?
– Ano z nudów.
– Z nudów? Nie dla mnie? A jak to się stało, że Kanaliza cię nie wciągnęła, he?
– Kwestia zablokowania. Twardy jestem. Lepiej ze mną nie igraj!
– To ja ciebie brałem w swoje ramiona... zuziałem na wszystkie strony… chłonąłem twoje ciało w swoje... o mało co, a bym dostał obustronnego zapalenia celulozy od tej wilgoci, którą mnie uraczyłaś… a ty mi za to takie impertynenckie spostrzeżenia ślesz ? I to jeszcze z poziomu posadzki?
– Gdybyś mnie bardziej kochał, to by nas razem spłukano i po sprawie. A tak co? Musiałem zeskoczyć… i co dalej? Ani tu żyć, ani do punktu wyjścia wrócić.
– Nie gadaj żebyś chciał? Do tej ciemnej cuchnącej ciasnoty. A fuj!!!
– Rolek! Ty mnie tu nie nawijaj na drążek! A ty niby co? Czysty papierek lawendowy? Cud zapaszek? Różyczka pachnąca? Do czasu, Rolek, do czasu. A po chwili zalatujesz...
– Tobą, mój drogi przyjacielu, tobą… lub tamtymi, co na jedno wychodzi, ty mój Kupkusiu. Buziaczka dasz?
– Tamten poprzedni, to nie ja. Wypraszam sobie! A buziaczka nie dam!
– Klusio! Ty spójrz na siebie! Sedes jest lśniący. Zobacz swoje odbicie. Tylko na raty, bo inaczej nie przeżyjesz takiego widoku… ty mój...
– Zwiń tą swoją pomarszczoną twarzyczkę. Mam świadomość swojego wyglądu, ale chociaż nie można mnie wyczuć. Zapachy powiedziały do mnie: pa , pa, Klusio! To już mam za sobą. Jestem świeżo wykąpany. A ciebie powieszono, żeby obdzierać twoją jaźń i nią… doliny bułeczek wycierać!
– Przecież wtedy się kochamy. Zapomniałeś? W tym świeżym cieplutkim pieczywie. Spójrz mi w oczy i powiedz, że to nieprawda.
– Mącisz mi na czubku.
– Pomyśl Klusio o twoim charakterze. Z ilu przeróbek różnego jedzenia jest twoje ciało. Ty nawet nie wiesz kim jesteś. Kleistym ludzikiem. Kto by ciebie chciał? A ja mimo tego...
– A ze mną kto pogada? - wtrąca Pani Spłuczkówna.
– O czym mamy z tobą gadać zarazo jedna – zawołali chóralnie: Rolek Toaletnik i Klusio.
– Zarazo? A to czemu ? Jest mi przykro. Aż mi łezka przez was utonęła… ta najbardziej ulubiona.
– Bo kiedy jesteśmy razem połączeni, wonią i mazią, to akurat nas rozdzielasz grzmiącym wodospadem. Trochę kultury, szanowna panienko. Wyczucia sytuacji. Cierpliwości. Ogłady towarzyskiej. Delikatności. Taktu.
– A kto wam broni teraz przytulania?
– Przytulania? Dobre sobie!
– To ja was doprawdy nie rozumiem: Chodzicie ze sobą, czy nie?
– Oczywiście, że tak. To takie przekomarzania. Niegroźne, jak poczciwe bąki co wylatywały z naszej egzystencji.
– Rozumiem...chyba. A właściwie kto mówi? Bo stąd nie widzę.
– To ja Klusio. Chcesz pogadać z Rolkiem? Poczekaj chwilę. Rozwinięty zupełnie. Ani drgnie. Jak go paluchem dotykam, to owszem. O zgrozo litościwa! Do Jasnej Kanalizy. On nie żyje! Mój przyjaciel nie żyje. Moja miłość jedyna wstrzymała rozwijanie!
– Przyjaciel? Miłość? Klusio, co z tobą? Przed chwilą, to był wróg… jeżeli dobrze pamiętam.
– To było dawno i nieprawda. Źle pamiętasz. Jaki tam wróg. Pasowaliśmy do siebie jak masełko do papierka. Miałem nawet nadzieje, że mnie w końcu rozmaże na całej swojej długości. Nie chciałem być nachalny. Mógłbym go zdenerwować i by sobie mną z innym gębę wycierał. Trzeba zbierać na wieniec!
– Na wieniec? Co to jest? Co z tobą? Jam Spłuczka skromna. Świat mi obcy.
– Masz pojęcie, ile takie coś kosztuje?
– No ile?
– Dużo!
– Na mnie nie licz. Jestem zupełnie spłukana.
– Do ożywczych grzmotów w muszli, co teraz zrobimy? Zaczyna go pochłaniać otchłań rozkładu!
– Tobie takie zapachy nie powinny przeszkadzać. On z tobą wytrzymał. Trochę wdzięczności, panie Klusio!
– Wdzięczności? O zgrozo litościwa. Nie potrafię bez niego żyć. Czy tego nie widzisz? Już teraz tęsknię. Niech mnie Wielka Kanaliza pochłonie. Co mi po takim życiu, skoro moja miłość zwisa jak trupia skórka. Rolek, pofaluj trochę szarym pyskiem. Tak jak dawniej. Chociaż odrobinkę. Pamiętasz nasze wspólne ślizgawki? Brązowe mazidełko? Wiatry ożywczego zapachu? Kanonadę wielokrotnych grzmotów? Daj mi jakiś znak. Możesz nawet powiedzieć, że jestem: Kosmicznym Wyrzutkiem z Czarnej Dziury. Jakoś to przełknę, bez urazy. Ale powiedz coś. Chociaż tyle. Proszę!
*
– Mamusiu! Znowu ten mały z sedesu wylazł i płacze. Co mam z nim zrobić?
– Owiń go całą rolką i spłucz.
– Ależ on jest taki mięciutki. Chyba przez ten stres. Nawet przez papier wyczuwam... Gul, gul, gul, już go nie ma... Mamo, jest mi go żal!
– Dziecko! To tylko zwykła… no wiesz.
-- A jednak spłukałam... no wiesz. Teraz zapewne zabłąkany w złowieszczych rurach pływa. Samotny i zagubiony. Chyba już nigdy nie wyjdzie.
-- Mam nadzieję. Powieszę inną rolkę niż zazwyczaj.
Po przecenie.
Komentarze (17)
Może jest za mało tematów innych na świecie, albo autorzy nie mogą ich literacko udźwignąć.
Tekst jest napisany sprawnie, więc przeczytałem go gładko.
Pytanie tylko - po co go przeczytałem, pozostaje dla mnie otwarte.
Oczywiście, nie każdemu się to spodoba, zwłaszcza konserwatystom z klapkami na oczach, zdajemy sobie z tego sprawę, ale proszę nie umniejszać naszych zdolności twórczych, tak się nie godzi.
Proszę krytykować tekst, a nie autora! :)
XDDDDDDD
A ode mnie, DD brawo! Dalej idź tym szlakiem. :)
Nie przejmuj się tymi głosami malkontentów :)
Temat jak każdy inny i bardzo przyziemny. Wielu pisarzy dawnych i współczesnych pisze o tej potrzebie fizjologicznej, wielu reżyserów filmów też umieszcza w filmie ten rekwizyt i wcale nie są za to krytykowani.
Prawdziwym nośnikiem sensu, autentyczności i wiedzy tajemnej jest gówno. Przynajmniej tak zdaje się twierdzić Florian Werner, autor Ciemnej materii. Historii gówna.
Alex Schulman i Emma Adbăge i świetna książka Kupa, kupa, kupa dla bardzo wybrednych odbiorców jakimi są dzieci. Świetna lektura dla rodziców.
Tak w skrócie.
Bohaterką jest Nikki, bystra i dowcipna jest niemowlęciem, które mówi pełnymi zdaniami i dyskutuje z ojcem. Pewnego dnia tata zauważa, że Nikki nie zrobiła kupy. Gdy mijają kolejne dni, a kupy nie ma.
Tata pyta córeczkę, co się stało, że nie robi kupy.
Otrzymuje zaskakującą odpowiedź: oszczędzam!
- Po co? - pyta tata, ale Nikki milczy.
Brzuszek Nikki rośnie i wkrótce już przypomina twardą piłkę. W końcu nadchodzi Święto Kupy, dzień, na który Nikki czekała. Całe mieszkanie i tato są w kupie. Trudno sobie wyobrazić książkę, w której byłoby tyle kupy.
Ale dzieci to lubią!
Nie sztuką jest napisać o czymś, ale sztuką jest ująć czytelnika i wyzwolić emocje. W tym przypadku trochę humoru i dobrze podanego humoru wywołało u mnie uśmiech, który był mi potrzebny. I za to ci dziękuję.
Pozdrawiam i miłego wieczoru
Jestem wyznawcą tz: Wielkiego Banału→ Ładne to, co mnie podchodzi, brzydkie to - co nie!
Zupełnie inną sprawą, jest tz: ''wartość'' . Nie można mieszać gustu z wartością, bo nie zawsze jadą na jednym torze. Coś może być bardzo wartościowe-nawet to przyznamy - ale nam się nie podoba. I odwrotnie. Gdyby jakiś obiekt zaistniał w absolutnej pustce, to by nie miał wyglądu. Ani brzydki ani ładny. Dopiero spojrzenie ludzkie, by to zmieniło. A zatem co jest sztuką a co nie jest, to racja...jak gonienie króliczka. Tylko co wtedy, kiedy króliczek nagle zamienia się w tygrysa i zaczyna nas gonić?
Jeżeli chodzi o tekst, to nie chciałem tak dosłownie...tylko dawać początki skojarzeniom. Pozdrawiam.
"Ale niby kto ma czekać. Chyba jedynie papier toaletowy, który nadal śpi na poziomym kołku, śniąc o rowku na gołym zadku."
Będę chichotać do końca dnia:)
Pozdrawiam:D
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania