Pokaż listęUkryj listę

Opow *** Święto Jedynego Kła

Powtórki tekstów z→3 i 12.10.17

------------------//------------------

 

Starego Wampira wybudzają dziwne głosy. Otwiera oko.

Po chwili drugie, żeby zobaczyć czy to pierwsze otworzył. Otworzył.

No to patrzy. Widzi szyberdach, co mu zaprzyjaźniony Wilkołak wygryzł w wieku trumny.

W okienku okrągły Księżyc uśmiecha się do niego Panem Twardowskim.

–– Hop hop –– woła ów pan. –– Czas wstawać. Krew krzepnie z tęsknoty za tobą.

No dalej, wstawaj ty baniaku ze wspomnianym płynem. Rodzina czeka.

Obchodzisz dzisiaj Święto Jedynego Kła.

Tylko mi nie mów, że zapomniałeś, bo zrobię się w rogala i żadnej imprezy nie będzie.

 

Stary Wampir tak się wzrusza, że aż czerwone krwinki wpadają na siebie nawzajem,

gdy podnosi swoje ciało, uprzednio odrzucając dębowe wieko razem ze srebrnym globem.

Leciwo–sędziwy jest on, ale przecież nie dziurawy. Siły z niego nie uciekły.

Swoją krzepę to on ma.

Wiadomo od czego. Od wieków. Przed chwilą miał nadzieję, że wstanie owiany ciszą i spokojem.

Posiedzi, poduma, o gardłach, żyłkach i tętnicach.

Przy okazji jedyny ząb oskrobie z czerwonawej rdzy.

Drugiego też ma, ale on się do święta nie liczy, bo sztuczny.

 

–– Dziadku, dziadku, jak fajowo, że wstałeś – słyszy piskliwy głosik swojej małej wnuczki. –

Sama przyszłam po ciebie, wiesz? Nie bałam się lasu. Wypiłam trochę wody ze strumyczka…

–– Wody? -– dziadkowi na czole zmarszczyło się zdziwienie.

–– Ale później trochę wypiłam z małej sarenki. Nie zrobiłam jej krzywdy.

Tylko taką malutką dziureczkę.

Ona sobie później odskoczyła. To znaczy sarenka. Nie była na mnie zła.

Ale stary rogacz sobie przyszedł i musiałam się bać.

A ty dziadku, kiedyś się bałeś?

–– Ty moja słodka Białokrwinko. Oczywiście, że tak. Przed ślubem z twoją Babcią.

–– Pogryzła cię Dziadku?

–– Tak… to znaczy… trochę. Dałem jej wtedy buteleczkę…

–– A z czym, dziadku? Jestem jeszcze malutka, ale ciekawość mnie obgryza…

–– Dlatego masz taką postrzępioną czapeczkę z błękitnymi żyłkami, tak?

–– Oj Dziadku. Ty sobie odbiegasz od tematu. Widzisz chociaż metę?

–– A o co pytałaś, ty mój Ząbeczku

–– Z czym była buteleczka?

–– A to ci powiem, że ze mną.

–– Nasikałeś do niej? A fuj, dziadku. Tak się nie robi.

–– Ty mój Purpurowy Strumyczku. Taka rezolutna dziewczynka powinna wiedzieć.

A co piłaś z sarenki?

–– Wodę, dziadku. Przecież wiesz.

–– To ci nowina. Czyli sarenka biega na wodę? Tak?

–– No trochę była ona czerwona. Pomyślałam sobie, że sarenka dużo łazi w lesie…

więc woda zaczerwieniła się z wysiłku… No dziadku, co tak groźnie patrzysz?

–– Oj wnuczko. Nie groźnie, tylko z powątpiewaniem. To była jej krew.

–– A co to?

–– My to pijemy.

–– Dziadku. Będę chyba wymiotowała… Chwileczkę… To ty babci, wtedy ofiarowałeś… to

–– To.

–– I co?

–– Wypiła. A później mnie ugryzła… ta moja Hemoglobimka.

–– Smakowało jej?

–– A jakże!

–– Mnie też smakowała z sarenki. Pycha.

–– Nie będziesz wymiotować, ty mój Pulsaczku?

–– Skoro cała nasza rodzina to lubi… to ja też będę i już. Cieszysz się ?

–– Dwoma kłami. I moim i sztucznym.

–– No to walmy wreszcie na imprezę.

–– Jak ty się wyrażasz, moja ty Cięciożyłeczko.

–– No dalej, dziadku. Wieko na trumienkę, zakluczyć i jazda.

 

Część 2

 

–– No dalej dziadku. Pospieszmy się. Musimy już iść. Toast krzepnie w kieliszkach.

 

Staremu wampirowi wypadł sztuczny ząb. Teraz to już naprawdę pasuje do święta. Lecz nie kwapi się do wyjścia. A przynajmniej nie tak –– rach ciach –– już idę. Lubi się napić przed podróżą. Taki ma rytuał. Nigdy nie wiadomo, czy napotka jakieś „naczynia”. Wnuczka to co innego. Jeszcze mała. Wystarczy, że z myszki wyssie i jej starczy na pół nocy. Aczkolwiek nie lubi patrzeć na wyssane skórki, gdzie ino trochę mięska i kostek w dłoniach się czuje. To go napawa obrzydzeniem. Już jego – krwi pamięci – dziadek, zamykał oczy, gdy małe zwierzątka dusił. Oczywiście w czasie kryzysu gospodarczego, gdzie nawet z ludzi trudno było uzyskać pełnowartościowy napój.

–– No dziadku. Nie guzdraj się –– wnerwia się wnuczka. –– Co tam grzebiesz przy tej małej trumience. Nie wyciągaj tego dziecka. Ono jest nie świeże. Spływa ci z rąk. Dawno nie żyje. No co ty dziadku. Nie pij z niego!! Fe !! Oczu nie masz… albo węchu…

 

–– O kurdę, wnuczko. Rzeczywiście. Namieszałem. Otwarłem nie tą co trzeba.

 

Stary wampir naprawdę się pomylił. Podchodzi do innej trumienki. Tym razem trafia. Otwiera wieko. Dużo różnych –– prawie pełnych buteleczek –– stojących jak żywe żołnierzyki na warcie. To jego barek. Żelazny zapas. Stara się go uzupełniać, w miarę możliwości przerobowch. Ma już swoje lata. A może nawet więcej. Już nie te siły, co w czasach świetności.

Gul gul gul –– słyszy wnuczka.

 

–– Dziadku. Goście czekają. Przestań mi tu gulgotać i mlaskać, bo mnie to wkurza. Zachowuj się dziadku. Nie dosyć, że chcą ci wyprawić twoje święto, to jeszcze mają ciebie błagać na czerwonych krwinkach, żebyś raczył przyjść, tak?

–– Kochana wnuczko –– gul gul gul –– musisz dziadka zrozumieć. Dziadek ma tylko jeden samotny kieł. Dziadkowi wycieka –– gul gul gul –– po bokach. Dziadek musi sobie miseczkę podstawiać, żeby nie zmarnować…

–– Napijesz się na przyjęciu. Mamusia i tatuś mówili, że idą na romantyczny spacer. Wtedy jeszcze nie wiedziałam o jaką romantyczność chodzi. Zapytałam tylko: po co wam te baniaczki? Odpowiedzieli: „Na czerwoną galaretkę”. Ładna mi galaretka –– myślę sobie –– skoro już wiem o co biega. No… czyli... krwawy stół będzie. Jak tra la la. Bez obaw dziadku.

–– Jak ja cię kocham, moja wnuczko kochana. Widzę, że leży ci na sercu moje dobro. Chcesz wylizać miseczkę?

–– Nie, dziękuję. To kwestia higieny.

–– Jak chcesz.

–– Ale ja nie chcę.

–– No właśnie mówię. Nie ważne... zakryję tamtą trumienkę.

–– Zakryj dziadku, zakryj... i napisz kartkę na wieczku: „Nie otwierać” . Na wypadek, gdybyś się znowu pomylił. Niech malec ma spokój. Po co ma być gnieciony przez jakiegoś wampira.

–– Oj wnuczko. Ty się miarkuj. Jakiegoś wampira?

–– Przepraszam dziadku. To z emocji. A tak a propos… napiłeś się? Możemy już wreszcie iść. Bo w końcu noc się skończy, księżyc schowa… i święto przepadnie.

–– No to przepadnie. Może i lepiej. Głupio mi się pokazywać z jednym zębem. Będą się ze mnie śmiać. A jak jeszcze zaprzyjaźnionych wilkołaków zaprosili, to już zupełna porażka. Wstyd… i to przed obcymi. Toż to inny klan. Jak się rozniesie…

–– Dziadku. Przestań chrzanić. Mówię tak, bo zgroza mnie do otchłani wciąga, jak to słyszę. Przecież to Święto Jedynego Kła. Rozumiesz? J e d y n e g o !!!

–– A kto powiedział, że mojego?

–– Ależ dziadku. T w o j e g o!!!

–– A po czym poznać, że mojego?

–– Ty udajesz głupka… czy już nie musisz. Zważ na to, że w nerwach mówię.

–– Szybko dorastasz wnuczko. Gadasz jak dorosła. Albo jak… krwi pamięci twoja babka. Moja żona ukochana. Ale wampiry tak mają. Nie przejmuj się.

–– A ja myślałam, że nas nie można zabić… nic nie mówisz… o zgrozo, można?

–– Stoisz jak kołek w płocie, wnuczko ty moja.

–– A co ma do tego jakiś kołek. Nie mam nastroju do jakiś...kołków.

–– A powinnaś mieć. I jeszcze do kilku innych drobiazgów. Ale bez obaw. Tu spokojne okolice. Pożyjemy jeszcze. To tyle na ten temat. No nie płacz ty mój skarbie. Dziadkowi się zastawki w sercu zacinają, gdy patrzy na smutną wnuczkę.

–– Zacinanie zacinaniem, ale musimy wreszcie iść. W końcu lektykę po dziadka przyślą. A wie dziadek jacy goście będą ją targać?

–– Zwisa mi to. Jak kropla z kła.

–– Wilkołaki!

–– E tam…

–– Nie… e tam, tylko wstyd. Przemawia ?

–– ...

–– Dziadku! Znowu chrupiesz krew! Ostatni ząb sobie wyłamiesz i święta nie będzie. Gdzie to znalazłeś?

–– Ależ…

–– Przecież słyszę, jak ciamkolisz!

–– To nietoperze.

–– Akurat. Wywalaj podszewki. Ale mi już! No tak… fuj… pełno okruszków.

–– Widocznie Hemoglobinka mi nakładła.

–– Nie zwalaj na żonę, bo bronić się nie może.

–– Na stare lata mi zabraniasz. Wnuczko! No nie bądź taka.

–– To nie zgodne z rodzinną tradycją.

–– A moja córka, a twoja matka czasami chrupie.

––Nie wiedziałam. Widocznie jest… degustatorką dla potrzeb naukowych.

–– Akurat.

–– Nie powtarzaj po mnie. Chodźmy wreszcie. Bo mnie jasna krew zaleje!

–– To cię wykręcę nad barkiem.

–– …

–– No co?

–– …

–– Zaradny jestem.

–– Dziadku! Idźmy już.

–– Muszę jeszcze zasłać łóżeczko.

–– O rany!!!

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • JamCi 10.07.2019
    Fajne dowcipne. Zabawne językowo. Lubię. Ale ja u Ciebie prawie wszystko. Jakoś tak.
  • Dekaos Dondi 11.07.2019
    JamCi Dzięki. Pozdrawiam:)
  • Anonim 10.07.2019
    Mnie się też podobało. Taki swoisty humorek, który ani nachalny, ani zmuszający do brechtania, ani nawet oklepany - po prostu delikatny i fajny.
    Ale nad błędami mógłbyś się pochylić. Kilka ortograficznych (pisanie osobno), dużo interpunkcji i kilka innych.

    Pozdrawiam.
  • Dekaos Dondi 11.07.2019
    Dzięki Antoni Grycuk.Na błędy spojrzę:) Pozdrawiam:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania