Pokaż listęUkryj listę

Opow *** Drzewko Świąteczne

Miałem to wrzucić w grudniu 2017.

{wersja okrojona, skrócona}

 

Nóż wchodzi w podbrzusze. Sunie w kierunku nieba. Jakbym otwierał zamek błyskawiczny. Wypływające mokre flaki, osuwają się po obu stronach ręki. Cieplutkie i śliskie. Łapię najgrubsze jelito niczym węża. Wyciągam go na odpowiednią długość. Facet śpiewa kolędę. Ale tak strasznie niewyraźnie. Nie mogę zrozumieć słów. Uprzejmie go proszę, żeby się bardziej skupił na dźwiękach jakie wydaje. Koniec jelita mocuję do oparcia krzesła. Z torby wyjmuję: różnorodne ozdoby i papierowe łańcuchy. W końcu gwiazdka. Nie mogę się wystawić na pośmiewisko. Na tym długim lepiącym, wieszam kolorowe bombki. On nadal przeraźliwie śpiewa. Co to za kolęda? Chyba takiej nie znam.

Zaczyna się niebezpiecznie osuwać na podłogę. Nie dziwi mnie to. Ślisko tu. To haki przestają przy ścianie trzymać. Poprawiam. Wciskam mocniej. Tłumaczę mu, że święta nadchodzą, będzie ślicznym drzewkiem. Dodaję, że moja mamusia zawsze powtarzała, że choinka powinna być ładnie ubrana. Tak z gustem. Dlatego stoi na białym prześcieradle. Lubię czerwień na bieli. To mi się kojarzy z polską flagą. A przecież ze mnie patriota. Moi ojcowie za Polskę walczyli. Życie swoje poświęcali. Doceniam to.

 

Wieszam następne ozdoby na długaśnym wężu. Wszelkie inne flaczki i mięsko, obsypuje igliwiem. Jego całego też. Żeby było wesoło. Tak uroczo świątecznie. Jakby gwiazdka wiosną była. Śpiewa coraz ciszej. Nie mogę dopuścić do tego, żeby drzewko obumarło. Rzucam na niego śnieg. Coś tylko jęczy i mruczy. A przecież mamusia mi zawsze powtarzała, że jak się dostanie prezent, to należy się ładnie ukłonić i podziękować. Widocznie on nie miał takiej rozumnej matki. Nie chce się schylić. Wbijam mu w obie ręce druty. Sztuczne ognie później zapalę. Myślałem o tym, żeby mu włożyć gałązki do oczu lub szyszki, ale by nie mógł biedny widzieć, jak się dla niego staram.

 

Będzie moją śliczną choineczką. Najpiękniej ubraną. Taką ach, ach, cudowną. Tylko paznokcie muszę mu zerwać. Są strasznie brudne. Szpecą całość. Na pewno zrozumie, jak się dla niego poświęcam, dbając o swoje drzewko. Nadal coś tam marudzi. Szczególnie gdy grzebię przy paluchach. Zamiast mi dodać otuchy, że dobrze mi idzie, to on mnie zaczyna lekceważyć. Wcale się nie cieszy, że będzie pięknym drzewkiem świątecznym. Może nawet prezent ode mnie dostanie.

Znowu dosypuje białego puchu. Do nosa przyczepiam papierowego aniołka. Kilkoma szpilkami, żeby nie odleciał. Teraz jest wszystko takie piękne i różowe. Jak pupcia niemowlaczka. Mamusia mi mówiła, że byłem ślicznym dzieckiem. Dbała o mnie jak mogła. Bardzo ją kochałem. Wieszam więcej bombek. Mają odpowiednie haczyki. Tłumaczę mu , żeby się tak nie wiercił, gdy je wciskam w gałązki, bo będzie go boleć. Odchodzę parę kroków. Podpieram się ręką o swój bok, mówiąc głośno: no, no, całkiem ładnie, mam talent.

 

Trochę mnie denerwują te miarowe odgłosy kapania, na foliowe prześcieradło. Pozostał jeszcze czubek. To znaczy jego głowa. Ale cóż to za pierdoły po bokach. Te odstające. Czubek powinien być gładki. Biorę laubzegę i mu tę szpetotę odcinam. Trochę to trwa. Znowu zaczyna głośniej śpiewać, a ja znowu nie kojarzę tytułu. W końcu się uspokaja. No nie… tak zupełnie. A ja nawet nie zdążyłem go oczyścić, z tych pozlepianych wiechci na górze. Za grosz poczucia wdzięczności. Chyba drzewko potnę i wyrzucę na śmietnik. Skoro w ten sposób mnie potraktował. I bądź tu człowieku dobrym.

 

@~~~*~~~@

 

– Babciu, babciu!! Dziadek znowu się zabawiał w sadystę psychopatę. Obserwowałem z dala. Żeby go nie spłoszyć.

– Przecież wiesz, że tak naprawdę, to by muchy nie skrzywdził.

– Ale wytłumacz mi babciu, jak mu wystarcza ciągle ta sama kukła. Ciągle ją wybebesza… rozcina… szmaty z niej wyjmuje i sobie na rękach wiesza... stare rajstopy z niej rozciąga... wiesza ozdoby choinkowe... mówi do niej... rusza jej papierowymi ustami... obsypuje igliwiem... kawałkami styropianu... cukrem pudrem rzuca... odrywa papierki z jej szmacianych paluchów... mówi do niej... jakieś wypustki z jej głowy, grzebieniem odcina... obraz musiał zdjąć, żeby mieć pusty przydatny hak...a starą gazetę na jej brzuchu, to kwirlejką rozcinał...

– Co ten stary wyprawia. Kwirlejkę mi ze szuflady zajebał.

– Babciu, ty się tak przy dziecku nie wyrażaj, bo mnie to wkurwia.

– Dziadek ciebie nauczył takiego brzydkiego słowa?

– A ciebie babciu, kto nauczył?

– Nikt mnie nie uczył. Sama słyszałam na obejściu u sąsiadki, gdy jej lis kurę… no. Jak on mógł. Ostatnio zwykłym patykiem rozcinał. Kanarkowi z klatki wyrwał.

– To dlatego już ptaszka nie mamy?

– Tak. Udusił się między dwoma szczebelkami.

– Może go zgubił.

– Co zgubił?

– No patyk.

– Zapytaj dziadka, co z tym patykiem. Tobie odpowie. Mnie tylko fajką straszy, że mnie sfajczy.

– Ale dziadek jak zwykle po takiej zabawie, wziął torbę i sobie poszedł. Nie zdążyłem z nim słowa zamienić.

– On tak zawsze. Rano wróci. Na pewno przy okazji odwiedzi grób swojej matki. Tak lubi po nocach. Już ja go znam. Pocieszny z niego dziwak.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Justyska 26.03.2018
    No tak, jak to u Ciebie, makabryczne, zabawne, przewrotne. Mam chyba takie odczucia jak niektóre dzieci w wesołym miasteczku na widok klauna. Niby zabawny, a jednak straszny. :) Pozdrawiam --5
  • Dekaos Dondi 26.03.2018
    Dzięki Justysko Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania