Preludium do chaosu (12)
Zerknął na nią z uśmiechem. Zwolnił przed skrzyżowaniem, widząc zapalające się czerwone światło. Prędkościomierz wskazywał nieco ponad piętnaście kilometrów na godzinę. Anghel właśnie miał zamiar skomentować kolejną sentencję z muru, gdy nagle z bramy, którą powoli mijali, wyskoczył - ubrany w brązową bluzę z kapturem - młody człowiek. Twarz przesłoniętą miał szarą bandaną ze wzorem czaszki, widać było tylko oczy. Oczy wypełnione agresją, a dłonie kamieniami.
- Śmierć aniołom zagłady! – krzyknął rzucając kamieniem w szybę pasażera.
Anestezjolog krzyknęła z przerażenia, w ostatniej odwracając się w stronę chirurga, ratując głowę. Kamień momentalnie przebił szybę, uderzając lekarkę w prawy obojczyk. Anghel docisnął hamulec, odruchowo skręcając kierownicą w lewą zatrzymał się na drugim pasie. Odłamki okna rozsypały się po wnętrzu samochodu, raniąc lekko pasażerów. Usłyszeli głuchy strzał.
Kamień z drugiej dłoni rebelianta potoczył się powoli wzdłuż ciała zamachowca. Zatrzymał się przy jego głowie. Ewentualnie, czegoś co przed chwilą było głową. Kula snajpera, umiejscowionego na dachu czteropiętrowego budynku, wbiła się w czoło anarchisty tuż po jego pierwszym, celnym rzucie. Pierwszym i ostatnim.
- Wszystko w porządku? – oddychając szybko zapytał Katię, która w grymasie bólu masowała obojczyk.
- Ja…co…ale…co to było? – zszokowana pani anestezjolog zapytała, nerwowo zerkając w stronę rozbitego okna.
Doktor Jurij otworzył drzwi, wyszedł z samochodu. Momentalnie zjawił się przy nim patrol trzech uzbrojonych żołnierzy. Ich dowódca był wściekły.
- Nic panu nie jest? – zapytał, nie patrząc nawet w stronę pasażerki.
- Ze mną w porządku sierżancie – powiedział zerkając na naramiennik. - Gorzej moja towarzyszka, opatrzcie ją – powiedział wskazując na Katię.
- Tysiąc razy prosiliśmy, by się pan doktor zgodził się na eskortę i ochronę – powiedział ostro wojskowy, nie zwracając uwagi na prośbę lekarza.
- Dobrze, już dobrze – odpowiedział spokojnie Anghel. – Ale prosiłem byście…
- To jest karygodne zachowanie – przerwał mu sierżant, dając znać podwładnym, by zajęli się pasażerką.
- Urwanie głowy z tymi Vip-ami – zaśmiał się jeden z tajniaków, patrząc na martwego napastnika.
Katia Zajcew wyszła z samochodu o własnych nogach. Była jeszcze w lekkim szoku. Po chwili jednak uspokoiła się, grzecznie odmawiając pomocy.
- To może być złamanie obojczyka, musimy prześwietlić – nalegał szeregowy.
- Nic mi nie jest, tylko lekkie stłuczenie – powiedziała zerkając na ciało sabotażysty leżące na chodniku.
- Damy zastrzyk przeciwbólowy, zaraz przyniosę apteczkę – stwierdził żołnierz.
- Nie potrzeba, dziękuję. Proszę mi wierzyć, na bólu znam się jak mało kto – uśmiechnęła się by uspokoić szeregowego.
Doktor stanął nad zwłokami rebelianta. Gość dostał w sam środek czoła. To co zostało z twarzy pokrywała krew i resztki materiału bandany. Ciężko było ocenić jego wiek. Według lekarza pewnie miał nie więcej jak dwadzieścia lat.
- Przyda się jeszcze na coś, panie doktorze? – sierżant bez emocji zapytał chirurga, zerkając na nieboszczyka.
- Na pewno nie do eksperymentów przeszczepu mózgu – stwierdził ironicznie lekarz, uznając, że zabranie ciała byłoby perwersyjny wynaturzeniem. Chociaż w ich przypadku….
- Panowie zbierajcie naszego terrorystę amatora – sierżant zwrócił się do swoich ludzi, kopiąc kamień leżący obok ciała.
- Einstein miał rację, mówiąc że czwarta wojna będzie na maczugi i kamienie – stwierdził z uśmiechem szeregowy, wyjmując czarny worek ze służbowej torby.
- Nie do końca młody, nie do końca – zaprzeczył dowódca, słysząc jak snajper na dachu przeładowuje karabin Barrett M82.
Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania