Preludium do chaosu (31)
Anna posoliła wodę.
- Czyli jutro się rozstajemy? – zapytała, odkręcając kurek palnika.
- Mamy rozkaz odstawić was na wskazany adres. Później najprawdopodobniej zostaniemy przydzieleni do jakiegoś oddziału ruchu oporu – odpowiedział starszy sierżant, siadając na krześle barowym przy blacie. – A jeśli nie, to pewnie wrócimy do swoich.
- Mam nadzieję, że się na coś przydamy – Mark poklepał z uśmiechem swój wysłużony karabin snajperski.
- A wy? Zdradzicie nam w końcu swoją tajemnicę? – Markus spojrzał na kobiety. – Dlaczego eskortujemy was przez całą Polskę do paszczy lwa? – zapytał, gładząc się po wytatuowanej głowie.
Anna zamyśliła się chwilę, zerkając na powoli gotującą się wodę w garnku.
- Tak naprawdę to do końca same nie wiemy co chodzi. Przed wybuchem tej całej wojny mieszkałyśmy na stałe w Japonii. Na nasze szczęście w kulminacyjnym momencie apokalipsy przebywałam z Leną na wakacjach w Grecji – powiedziała Anna wrzucając makaron do gotującej się wody. – Wycieczka last minute z biura podróży, uratowała nam życie. Na nasze rodzinne miasto Kyoto spadły rakiety z głowicami atomowymi Korei Północnej. Przed epidemią wirusa dotarłyśmy z córką do wschodniej Francji. Niedawno, po zarejestrowaniu naszych danych w bazie nowej fortyfikacji, w Strasburgu, przewieziono nas do sztabu kwatery głównej oddziałów dawnej Francji – kontynuowała mieszając wolno makaron.
- Nie jesteś Japonką – stwierdził starszy sierżant.
- Przynajmniej z wyglądu – dodał Markus, zapalając papierosa.
- Nie, moja matka, gdy była ze mną w ciąży, przeprowadziła się z Kazachstanu do Kraju Kwitnącej Wiśni. Podobno miała tu kogoś znajomego, który zapewnił jej dobrą pracę – powiedziała, przygotowując w osobnym naczyniu sos do spaghetti.
- No dobra, a czego dowiedziałaś się w tym sztabie? – zapytał Pająk, zaciągając się papierosem.
- Szczerze mówiąc niewiele. Podobno jestem kimś ważnym dla wysoko postawionej osoby w Mocarstwie Rosyjskim. Wraz z córką mam być czymś w rodzaju karty przetargowej w misji obalenia rządu w tym kraju – zamyśliła się chwilę mieszając sos. – Chociaż nie mam pojęcia jak nic nie znacząca kobieta, z młodą córką, miałaby zbawić świat – dodała po chwili, wyłączając palnik z makaronem.
- A propos zbawienia, czas na ostatnią wieczerzę. Dzisiaj chyba Wielki Czwartek, jeżeli się nie mylę – powiedział z diabelskim uśmiechem Markus, gasząc papierosa w popielniczce.
Markus wraz z młodym snajperem połączyli dwa stoły ze sobą, by mogli wspólnie zjeść kolację. Młoda dziewczyna położyła każdemu talerz z widelcem oraz serwetką. Mark zerknął na barek z puszkami piwa, po czym spojrzał błagalnie na dowódcę.
- Szefuniu…możemy po jednym browarku? – zapytał z uśmiechem. – Jest tylko najwyżej kilka miesięcy po dacie ważności.
- Dobra, wy możecie – przytaknął starszy sierżant. Ale tylko po jednym. Ja obejmę pierwszy wartę, więc podziękuję – dodał oczekując na jedzenie.
Anna nałożyła każdemu porcję makaronu, polała sosem bolognese.
- Smacznego – powiedziała, zasiadając obok żołnierzy i córki przy stole.
- Dziękujemy – odpowiedział snajper otwierając z sykiem puszkę piwa i podając ją Markusowi.
- Tego potrzebowałem – oznajmił Pająk upijając spore łyki złocistego trunku. – Teraz już mogę umierać – stwierdził poważnie, by po chwili wybuchnąć śmiechem.
- Nie kracz - powiedział starszy sierżant, nawijając widelcem makaron.
- Spokojnie szefunciu, zanim odejdę z tego parszywego świata muszę jeszcze odstrzelić kilku bydlaków – odpowiedział Markus bekając głośno.
Lena zachichotała, krztusząc się jedzeniem.
- Jedz spokojnie, Marta – dowódca rzucił krótko.
- Marta? – Anna spojrzała zdziwiona na żołnierza.
Starszemu sierżantowi zaszkliły się oczy. Nastąpiła denerwująca cisza.
- Przepraszam, chciałem powiedzieć Lena – skrępowany Kamiński poprawił się.
- Kim jest Marta? – dziewczynka zapytała, nie zwracając uwagi na groźne spojrzenie matki.
Tony odłożył widelec, zerknął na Lenę załzawionymi oczami.
- Miałem rodzinę w Stanach Zjednoczonych – głos mu drżał. Przełknął głośno ślinę. – Przed wojną stacjonowałem z oddziałem ćwiczebnym NATO w Niemczech, mimo wielkich protestów żony – kontynuował patrząc za okno baru restauracyjnego. – Moja córka była w twoim wieku, Leno. Wraz z żoną zginęły najprawdopodobniej w trzęsieniu ziemi w Ameryce Północnej.
- Może przeżyły – powiedziała cicho dziewczynka, tracąc powoli apetyt.
- Nie sądzę, nie mamy żadnego kontaktu z kontynentem – stwierdził chłodno dowódca, ocierając łzę z policzka.
Nikt więcej o nic nie zapytał. Jedli w milczeniu. Starszy sierżant odsunął pusty talerz, podziękował skinieniem głowy Annie za przygotowany posiłek.
Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania