Poprzednie częściPreludium do chaosu (1)

Preludium do chaosu (43)

Drzwi klatkowe były otwarte. Na schodach stał nadzorca bloku, Olkov. Zerknął na lekarza, zaciągając się mocno papierosem.

- Dzień dobry. Cieszę się, że jest pan zdrowy. W ostatni czwartek troszkę pan zaszalał – Anghel wyciągnął rękę do gospodarza.

Dozorca bez słowa przywitał się, ściskając lekko dłoń Jurija. Zgasił peta na schodach, wszedł do swojego mieszkania.

- Czekają na pana - zamykając drzwi, powiedział cicho.

Chirurg nie zdążył o nic zapytać. Usłyszał tylko dźwięk kluczy, przekręcających się wewnątrz pomieszczenia. Wbiegł szybko na drugie piętro. Zapukał mocno w drewniane drzwi, spodziewając się lekarki lub jej córki. Niespodziewanie otworzył dobrze mu znany, laureat nagrody Nobla, profesor Kuklinow. Ten sam, który polecił mu do pracy piękną panią anestezjolog.

- Co to ma znaczyć? – lekarz zapytał, nie kryjąc zdziwienia.

- Ciebie również miło widzieć, mój drogi Jurij – spokojnie odpowiedział Iwan Kuklinow, zapraszając chirurga serdecznie do mieszkania.

Anghel wszedł niepewnie, rozglądając się po wnętrzu domu. Szukał wzrokiem matki z córką. W kuchni nie było nikogo, słyszał jedynie jakieś przytłumione głosy, dochodzące z pokoju dziecka. Spojrzał niepewnie na swojego kolegę z dawnych lat. Ostatni raz widzieli się jakieś siedem lat temu. Pamiętał tą zazdrość, gdy neurochirurg i chemik w jednej osobie, odbierał nagrodę za rewolucyjny lek. Wcześniej, pacjenci po przeszczepach musieli do końca życia przyjmować tabletki immunosupresyjne, zapobiegające odrzutowi narządu. Nowa szczepionka natomiast, wymagała jednorazowej dawki dla biorcy. Jedna ampułkostrzykawka gwarantowała zwiększoną odporność na potencjalne zniszczenie przeszczepionego organu. Działo się tak na skutek odczynu immunologicznego wywołanego, między innymi antygenami dawcy. Remedium stworzone przez Iwana zmniejszało reakcje obronne organizmu na obce ciało.

Uczucie zazdrości nie było jednak złośliwe. Naprawdę szczerze cieszył się z sukcesu swojego kolegi. Po ceremonii przyznania nagrody pili razem do rana, snując coraz to bardziej nieprawdopodobne wizje przeszczepu organów.

- Kopę lat, Iwan – rzucił krótko chirurg, po czym nastąpiła krępująca cisza.

- Mój głos nie wydaje ci się znajomy, Jurij? – zapytał z uśmiechem Kuklinow.

Spojrzał podejrzliwym wzrokiem na noblistę. Nie miał pojęcia o czym mówi. Jedno musiał przyznać. Facet niewiele się postarzał. Był wysoki, postawny i dobrze zbudowany. Twarz była pozbawiona większych zmarszczek. Garnitur szyty na miarę oraz nienaganne maniery, dodawały mu szarmanckiego uroku.

- Radio Aktyw pozdrawia – powiedział Kuklinow i dopiero teraz chirurg zrozumiał, o co mu chodziło.

- Dołączyłeś do rebelii?! – niemal krzyknął, zadając to pytanie.

- Nie tyle dołączyłem, co sam ją założyłem – odpowiedział z uśmiechem, zapraszając lekarza do salonu.

Chirurg zauważył siedzącą w fotelu panią anestezjolog. Nie odezwała się do niego słowem, jedynie wskazała ręką drugie siedzenie. W głowie miał tysiące pytań, ale nie miał pojęcia od czego zacząć. Już miał jedno zadać, gdy uprzedziła go Katia.

- Wiem, że w głębi duszy jest pan dobrym człowiekiem. Jedynym problem jest to, że tak naprawdę nic pana…ciebie nie cieszy. Nic nie trzyma cię przy życiu. Tylko ta cholerna praca w Instytucie, a raczej rzeźni, jak my ją nazywamy – powiedziała cicho, kierując wzrok na Kuklinowa.

- To wszystko było ukartowane, tak? Załatwiłeś jej pracę przy przeszczepach, by się do mnie dobrać, zgadza się? – niemal krzyczał, gestykulując drżącymi rękoma. – I co teraz? Wydacie mnie swoim anarchistom na pożarcie, ukrzyżujecie przed budynkiem Instytutu? – pytał głośno, nie patrząc im w oczy.

- Uspokój się i wysłuchaj – powiedział cicho chemik, podając chirurgowi szklankę wódki. – Od ponad roku jestem przywódcą podziemia Mocarstwa Rosyjskiego. Nazywają nas różnie. Rebelianci, anarchiści, wywrotowcy. Nieważne. Jak zwał, tak zwał. Istotne jest to, że przeciwstawiamy się polityce tego państwa. Ludzie umierają, Jurij. Lecz nie w ten sposób w jaki powinni. Ten kraj stał się jedną, wielką fabryką upadlająca człowieka – mówił spokojnie. - Osoby w Strefie Skażonej nie mają nawet szans na godną śmierć. Chyba, że mają dobrych znajomych po drugiej stronie. Tylko, czy tutaj życie wygląda lepiej? Powietrze jest co prawda świeże, ale klimat jest straszny. Rzeźnia i więzienie – dodał krótko.

- Wasze akcje niczego nie zmienią. – odpowiedział cicho Anghel.

- Wiemy o tym doskonale. Ale nie mogę patrzeć obojętnie na to, co się tu wyprawia. To już nie państwo totalitarne, tylko obóz zagłady. Ludzie giną w fabrykach produkujących broń, którą tak naprawdę, nie będzie na kim użyć. Osoby korzystające z usług waszego Instytutu zyskują nowy, zdrowy organ, tracąc jednocześnie człowieczeństwo. Do czego to wszystko zmierza, mój drogi przyjacielu? – zapytał, wypijając swoją szklankę wódki.

- Do samozagłady – burknął niemrawo chirurg. – Zresztą nie wiem, jestem tylko…

- Jesteś osobą, która może to zmienić – przerwał mu Iwan.

- Hoho, niby jak? Wysadzając Instytut? – zapytał ironicznie.

- To nic nie da, takich ośrodków są dziesiątki. Raczej myślimy o zmianie władzy, a konkretnie głowy państwa – rzekł poważnie Kuklinow.

- No to życzę powodzenia. Za pół roku wybory. Z pewnością macie spore szanse – zarechotał szyderczo. – Za wasze powodzenie – dodał, wypijając swoją wódkę.

- Ty nam w tym pomożesz, doktorze – odezwała się tym razem Katia.

- Niby jak? Mam wręczać ulotki wyborcze każdemu szczęśliwemu biorcy? – zaśmiał się znowu.

Chemik i pani anestezjolog spojrzeli na siebie. Po chwili wahania, mężczyzna kiwnął głową do Katii, jakby pozwalał jej coś powiedzieć.

- Blisko. Biorcą będzie sam prezydent, a ty poprowadzisz zabieg – lekarka powiedziała bez emocji. - Nie sam oczywiście, tylko z grupą wtajemniczonych osób.

- Mam mu coś przypadkiem wstrzyknąć i po kłopocie? – zapytał, patrząc głupio na Katię. – Jak sobie to niby wyobrażacie? – ironiczny grymas nie znikał mu z oczu.

- Gdyby tylko zabicie prezydenta gwarantowało zmianę stanu rzeczy, to już dawno gryzłby trawę – Iwan stwierdził, nalewając znowu wódki. – Po prostu ktoś nowy, o tych samych poglądach przejmie stery. Ponadto taki zamach spowoduje tylko zaostrzenie przepisów oraz sankcji. Władza będzie miała usprawiedliwienie na coraz większe represje wobec społeczeństwa.

- No to niby jak chcecie tego dokonać, i co z tym ma wspólnego ten cholerny dokument? – zapytał, rzucając pognieciony dokument na stół. – W co chcecie mnie wrobić?

- Jedynie chcieliśmy zasugerować, że masz dla kogo żyć – powiedziała spokojnie doktor Katia Zajcew.

- To nasza karta przetargowa. Coś…a raczej ktoś, kto zachęci cię do współpracy. Powiedz mu, Katia – rzekł chemik, widząc coraz większe zainteresowanie chirurga.

- Ma pan córkę i wnuczkę, doktorze Anghel – rzuciła krótko. – Proszę mi nie przerywać – dodała, widząc, że lekarz ma zamiar o coś zapytać. – Dowiedzieliśmy się o tym całkiem przypadkiem, kilka tygodni temu, przy rejestracji nowych mieszkańców w Strasburgu, we Francji. Uwagę jednego z naszych ludzi zwróciło panieńskie nazwisko jednej z kobiet. Miał pan kiedyś żonę, doktorze?

- Córka? Wnuczka? - Jurij Anghel bił się z myślami.

Poprosił o papierosa. Zapalili wszyscy, częstując się z paczki Iwana. Chirurg podszedł do okna. Spojrzał za szybę. W oddali zobaczył dziadka, bawiącego się z wnuczką w piaskownicy.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Angela 29.05.2016
    Acha, teraz już wiem co łączy obie historie : ) 5
  • Niepasteryzowany 30.05.2016
    Wszystko powoli układa się w całość ;-)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania