Poprzednie częściPreludium do chaosu (1)

Preludium do chaosu (49) Sanitarium

- Szaman, ostatnio Jurij nawet nie chciał nas widzieć, skąd ta zmiana? – zapytał Mark, zerkając na dłonie pacjenta.

- Choremu wychodzi na zdrowie radosna mina odwiedzającego – odpowiedział nadzorca pensjonatu.

Żołnierz przypomniał sobie ostatnie wizyty w prymitywnym szpitalu dla psychicznie chorych. Dziadek Leny trafił do zakładu niecały miesiąc temu, po tym jak przez kilka godzin wpatrywał się tępo w rysunek Leny. Nic do niego nie docierało, nie jadł, nie pił. Do nikogo nie odezwał się słowem. Jedyną reakcją były łzy na rysunku wnuczki, przedstawiające węża zjadającego własny ogon. Gdy przestał nawet wychodzić do ubikacji, zdecydowali się oddać go pod opiekę Szamana, miejscowego psychiatry. Lub Nawiedzonego, jak nazywali go miejscowi obywatele. Początkowo odwiedzali chirurga każdego dnia. Jednak wszystkie wizyty kończyły się tak samo.

- Zabierzcie ją ode mnie! Natychmiast! – przypominał mu się codzienny, histeryczny krzyk Jurija.

Zaciśnięte pięści, piana na twarzy. Krzyki. Widzieli i słyszeli to dzień w dzień. Podczas ostatniej wizyty wbił sobie w żyłę zapuszczony, starannie zaostrzony paznokieć, u palca wskazującego prawej ręki. Krwawiąc, groził podcięciem żył, jeżeli Mark nie zabiorze stąd wnuczki.

- Zabiłem ją, zabiłem ją – powtarzał cicho, wpatrując się w krwawiący przegub dłoni. – Zabiłem ich wszystkich. Jestem diabłem – mówił coraz głośniej, trzymając paznokieć wbity w żyłę. – Weź ją stąd i nie wracaj! Teraz! – pod koniec już krzyczał, plamiąc czerwoną posoką włosy jakiejś zabawkowej lalki.

Dziś wydawał się niecodziennie spokojny. Jednak nadal wszystkie paznokcie miał starannie obcięte, oprócz tego jednego, wciskającego się teraz niczym skalpel w plastikowy korpus jednej z zabawek. Wpatrywał się we wronę, wbijającą co chwilę dziób, w wijącą się pod jej nogami ofiarę. Każde ukłucie ptaszyska naśladował pchnięciem paznokcia w przedziurawione już, ciało lalki.

- Jakaś poprawa? – zadała pytanie wnuczka chirurga, Lena, podchodząc powoli, niepewnie do dziadka.

- Dopóki pacjent oddycha, jest nadzieja – odpowiedział w swoim stylu, Szaman.

- Przestań pieprzyć, tylko mów po ludzku – zdenerwowany Mark wyciągnął paczkę papierosów.

- Fizycznie pacjent zdrów jak ryba. Tylko jest mały problem psychiczny – powiedział cicho lekarz, częstując się skrętem.

Żołnierz tylko westchnął, słysząc kolejne powiedzenie z ust opiekuna obłąkanych. Zerknął pytająco na Szaman, przypalając papieros.

- Ryba psuje się od głowy – odpowiedział z uśmiechem. – Co prawda ryby głosu nie mają, ale dziś rano prosił, byście go odwiedzili.

Lena, ubrana podobne jak Mark, po wojskowemu, uklękła powoli przy pacjencie wpatrzonym za szybę.

- Dziadku, rozmawiałeś z Szamanem…– zaczęła niepewnie dziewczynka.

- Nieprawda – Jurij wbił wzrok w brudną podłogę, wyłożoną starym lenteksem. – Nie rozmawiałem z nim. To wariat.

- To lekarz, pomoże ci – Lena położyła delikatnie dłoń na ramieniu dziadku, który momentalnie cofnął się pod szafkę z zabawkami.

- Nie dotykaj mnie, bo cię skrzywdzę, chociaż tego nie chcę – spokojnie powiedział, chowając twarz w dłoniach. – Proszę, nie dotykaj mnie…

Dziewczynka wycofała się kilka kroków, chcąc uspokoić pacjenta. Spojrzała pytająco na Marka i Szamana. Mężczyźni ruchem rąk dali znać, by Lena podeszła do nich. Wnuczka Jurija miała łzy w oczach. Żołnierz podszedł powoli do chirurga, wyciągnął papierosy, częstując tym razem łysego pensjonariusza sanitarium. Mężczyzna odsłonił twarz, zanosząc się nagle cichym, piskliwym płaczem. Drżącą dłonią wyjął fajkę z paczki. Poprosił o ogień.

- Dlaczego twierdzisz, że Szaman to wariat? – Mark zapytał, podpalając papierosa.

Były główny chirurg Instytutu Transplantologii zaciągnął się głęboko dymem.

- Każdy lekarz to wariat…wiem coś o tym – rzekł łkając cicho Jurij, siadając ponownie przed zabawkami. – A ten na dodatek gada non stop powiedzeniami i jakimiś bzdurnymi cytatami. I kto tu jest obłąkany? – zapytał, strzepując tytoń na plastikową kończynę zabawki.

Szaman chrząknął i spojrzał z uśmiechem na swojego podopiecznego.

- Podobno ludzie dzielą się na chorych psychicznie i tych, których nie przebadano – powiedział spokojnie, nasuwając na nos swoje okrągłe okulary.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • NataliaO 13.07.2016
    Haha końcówka rozwala; pomysł widzę rozkwita 5:)
  • NataliaO 08.10.2016
    A gdzie ciąg dalszy :/
  • Niepasteryzowany 10.10.2016
    Wiem...ostatnio totalnie brak mi motywacji, ale spróbuję wkrótce troszkę popisać, pozdrawiam.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania