Preludium do chaosu (41)
Wziął głęboki oddech, ściągnął bluzę i usiadł przy stoliku. Chwycił mały nóż z blatu i rozerwał kopertę. Sięgnął ręką do środka, wyciągnął kartkę z komputerowym wydrukiem. Rzucił okiem na pismo. Pierwsze co rzuciło się w oczy lekarzowi to napis większą czcionką – Raport testu DNA w kierunku ustalenia pokrewieństwa biologicznego.
- Jezu, o co tu chodzi – powiedział głośno do siebie, zwracając uwagę na kolejną informację.
Pogrubiony tekst, wskazywał na niemal stuprocentowe prawdopodobieństwo pokrewieństwa osób badanych.
Imię i nazwisko osoby zlecającej badanie zostało zamazane czarnym markerem. Pod spodem było nazwisko domniemanego krewnego. Jego nazwisko. Zerknął niżej. Widniały tam jeszcze dwie rubryki z danymi badanych osób. Te również były nieczytelne.
- Badanie wykonano poprzez wykorzystanie mikrośladów krwi na tkaninie oraz dostarczonych włosów potencjalnego krewnego – czytał powoli, nie wierząc własnym oczom.
Najprawdopodobniej ktoś chciał go wrobić w jakieś ojcostwo. Ale kto i po co. Przecież nie mogła to być jego sąsiadka. To byłoby bez sensu. Ktoś pewnie chciał go zastraszyć. Załatwić sobie szybko przeszczep. Odwrócił kartkę pewny, że ujrzy tam treść szantażu i konkretne żądania. Papier był jednak czysty. Zerknął jeszcze raz na korespondencję. Nie było żadnego adresu nadawcy. Otworzył szeroko kopertę. Wewnątrz znajdowała się mała karteczka, zapisana długopisem.
- Panie doktorze, jeżeli jest pan ciekaw o co chodzi to zapraszamy jutro rano w miejsce, które pan odwiedził w poprzedni czwartek, po pracy. Nie radzimy nikogo o tym informować. Nic pan nie traci, a może dużo zyskać. Może się pan stać innym człowiekiem. Wiemy, że stać pana na to – przeczytał zdumiony.
- Chwila, ostatni czwartek? – powiedział na głos.
Tamtego dnia po pracy odwoził panią anestezjolog. Co ona miała z tym wspólnego? Faktycznie zachowywała się trochę dziwnie wtedy. No i nie zjawiła się już w pracy - pomyślał.
- Może to jej coś grozi - tysiące myśli przewijało się przez jego głowę. – Równie dobrze jednak ktoś mógł ją zmusić, bym przyjechał do jej mieszkania. Tyle, że wtedy nikt by się nie bawił w jakieś dziwne testy DNA. Wystarczyłby jeden telefon od lekarki – przyjedź, potrzebuję twojej pomocy. Nikt by nie zawracał sobie głowy badaniami na pokrewieństwo.
To musiał być jakiś niesmaczny żart – pomyślał ponownie. Może to Teksański? Wiedział przecież, że podwozi lekarkę. Nie, niemożliwe. Co prawda miał dziwne poczucie humoru, ale to nie w jego stylu. Sztywny? Jeszcze bardziej nie pasował do teorii spiskowej. A jeżeli faktycznie miał gdzieś rodzinę? – bił się z myślami.
Wściekły, zgniótł obie kartki w rękach i rzucił zdenerwowany przed siebie. Schował głowę w dłoniach, opierając ręce o blat. Na palcach poczuł łzy. Po dłuższej chwili wstał, ruszył kilka kroków w stronę zniszczonych kartek. Podniósł pismo z podłogi i rozprostował starannie na blacie kuchennym. Jeszcze raz rzucił okiem na tekst o prawdopodobieństwie pokrewieństwa.
- To nie może być prawda – powiedział niepewnie, zerkając w lustro, zamontowane na ścianie.
We własnym odbiciu ujrzał jednak nadzieję, że pismo nie kłamie. Wiedział, że jutro nie zjawi się w pracy i to, że dzisiejszej nocy nie zaśnie zbyt szybko. Nie pomoże alkohol, ani tabletki nasenne.
Komentarze (1)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania