Poprzednie częściPreludium do chaosu (1)

Preludium do chaosu (33)

Przyśnił mu się koszmar. Jedyne co później pamiętał to krwawe, czerwone sieci na gnijących jabłoniach.

Poczuł, że coś chodzi mu po barku. Lekkim uderzeniem dłoni zabił małego krzyżaka na swojej szyi.

Śpiąc na zdrowszym uchu, nie usłyszał energicznie otwieranych drzwi przez młodego Marka.

Snajper potrząsnął go mocno za ramię. Odruchowo sięgnął po swojego glocka, którego przed snem schował pod poduszkę.

- Tony, wstawaj – żołnierz był spanikowany. – Nie ma Markusa – dodał ze strachem w oczach.

- Co…? Jak…? Czemu nie śpisz? – dowódca miał wrażenie, że dopiero co zasnął.

- Wstałem się wylać. Pająka nie ma przed domem – młody mówił już nieco spokojniej.

- Wyluzuj, pewnie też poszedł gdzieś odcedzić kartofelki. Albo to drugie – powiedział z uśmiechem. - Pewnie po tym przeterminowanym browarze go pogoniło – starszy sierżant przetarł oczy.

- Też tak myślałem, ale nie ma go już dobre dziesięć minut – snajper powiedział z niepokojem. – Obszedłem wszystkie pomieszczenia i budynek dookoła, nie ma go nigdzie.

Obawy żołnierza udzieliły się Kamińskiemu. Wstał szybko z łóżka, założył buty i bluzę. Ścisnął mocno pistolet w prawej dłoni.

- Dobra, przeszukaj jeszcze raz budynek. Może chce sobie z nas zakpić – dodał bez przekonania w głosie. - Ja sprawdzę na zewnątrz – powiedział wychodząc z pokoju, kierując się w stronę schodów. – Tylko nie budź matki z córką.

- Tak jest – odpowiedział żołnierz, zaczynając ponowne przeszukiwanie pomieszczeń na piętrze.

Dowódca zszedł po schodach. Słyszał jak pioruny przeszywają niebo. Musiała trwać potężna burza. Wyszedł przez drzwi frontowe, puste krzesełko stało przed motelem, zmoczone od siarczystego deszczu. Spojrzał dalej na parking. Samochód stał zaparkowany tak, jak go zostawili wieczorem. Obszedł auto dookoła, kierując strumień światłą latarki do wewnątrz pojazdu. Był pusty. Wrócił cały przemoczony do przedniej części budynku. Mark wyszedł na zewnątrz.

- Nie ma go nigdzie, coś musiało się stać – powiedział snajper, rozglądając się nerwowo.

Starszy sierżant ruszył na tyły motelu. Błyskawica z nieba rozświetliła drzewa na tle kamiennego wzgórza.

Patrząc na chore jabłonie, przypomniał mu się senny koszmar. Odruchowo podrapał się po szyi. Zerknął na księżyc, znajdujący się teraz nisko nad skalistym wzgórzem.

Miał wrażenie, że srebrny glob z niego szydzi.

Kierowany złym przeczuciem, szybkimi krokami wspiął się na niezbyt strome wzgórze.

- Ostatnia wieczerza – przypomniały mu się wczorajsze, złowieszcze słowa Markusa przed kolacją.

Wychylił głowę nad skalnymi kamieniami. W tym momencie usłyszał dwa głuche strzały. Najpierw myślał, że to pioruny. Jednak błyskawica pojawiła się dopiero po kilku sekundach, rozświetlając dramatyczny widok. Ponad sto metrów dalej Pająk upadł w progu jakiegoś pojedynczego gospodarstwa. Dookoła nie było żadnych zabudowań, żadna droga nie prowadziła do tej pustelni. A mimo to coś przyciągnęło tam kaprala. Po pewną śmierć.

Nie miał nawet siły krzyczeć. Z budynku wyszło kilku uzbrojonych żołnierzy. Jeden skierował pistolet w stronę martwego już Markusa. Pojedynczy nabój wbił się w czoło Pająka. Jego krew mieszała się z kałużą wody w której upadł.

Starszy sierżant Tony Kamiński nie mógł zobaczyć jak wytatuowana pajęczyna na głowie kaprala zalewa się krwią.

Poczuł silne ręce ściągające go po skałach. Wyrywał się przez chwilę, ale młody snajper nie chciał go puścić.

- Jemu już nie pomożesz, pomyśl o kobietach. Tam może być cały pieprzony oddział łowców – uspokajał go belgijski żołnierz.

- Jezu, po co się tam pchałeś człowieku – powiedział dowódca do siebie, patrząc przez lornetkę na martwe ciało Markusa. – Masz rację, musimy stąd spadać czym prędzej. Ci ludzie nie są głupi, domyślą się, że uzbrojony żołnierz nie podróżował sam. Po śladach dotrą do nas – dodał, uznając słuszność słów młodego żołnierza. – Obok stoi jakaś ciężarówka, pewnie pełna ludzi – powiedział zerkając na Volvo, stojące przy budynku.

- Ciężarówka? – zapytał snajper, odbezpieczając swój karabin.

Tym razem to Tony musiał odciągać krewkiego żołnierza od

skalnego wzgórza.

- Uspokój się. Powystrzelają nas tam jak kaczki – uciszył porywczego strzelca. – Snajperką zastrzelisz jednego lub dwóch, a reszta schowa się natychmiast w bezpiecznym domu. To pewnie nie jedyny oddział łowców w okolicy. Zawiadomią innych i nici z naszych planów – dodał, ciągnąc za ramię zdenerwowanego Marka.

- Obudzę Annę i Lenę – powiedział cicho snajper, ostatni raz zerkając w stronę gospodarstwa, wycierając łzy.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • NataliaO 23.04.2016
    Piszesz tak wciągająco od pierwszego rozdziału, że ja nie mogę się oderwać i przy każdym rozdziale jestem zadowolona, że nadal piszesz ciekawie, interesująco, a historia świetnie się toczy. 5:) zaliczyłam wszystko ;)
  • Niepasteryzowany 23.04.2016
    Najlepszy rozdział będzie ostatni, mam nadzieję ;). Dziękuję
  • NataliaO 23.04.2016
    Niepasteryzowany jak ostatni? pisz jak najdłużej :)
  • Niepasteryzowany 23.04.2016
    Za nami jakieś 70% historii :)
  • NataliaO 24.04.2016
    Niepasteryzowany :/
  • Angela 20.05.2016
    Przeczytałam jednym tchem i z otwartą buzią : D 5
  • Niepasteryzowany 20.05.2016
    Dzięki, jeden z moich ulubionych rozdziałów

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania