Poprzednie częściPreludium do chaosu (1)

Preludium do chaosu (37)

„Chaos”

 

Trzy dni później, doktor Jurij Anghel wykonywał w Instytucie Transplantologii swoją standardową pracę. Ubrany w zakrwawiony fartuch poprosił swojego asystenta, Reznika, o zrobienie kawy. Drugi asystent, Sasza Korylew dezynfekował narzędzia do kolejnej operacji. Odmierzył odpowiednią proporcję wody i roztworu bakteriobójczego do sześciolitrowej wanienki. Wrzucił brudne narzędzia do pojemnika. Składało się na nie - między innymi - pęseta, imadło, klika rodzajów kleszczy i nożyc. Oprócz tego skalpele i dłuta chirurgiczne. Drugi, suchy komplet czekał już do następnego użycia.

- Sztywny, wymień tarczę do piły, bo nie mam zamiaru znowu się tak męczyć – rzucił do Saszy, główny chirurg Instytutu.

Sasza Korylew wyszedł na zaplecze gabinetu po nową część. Drugi asystent podał doktorowi świeżo zaparzoną kawę. Doktor Anghel miał dziś za sobą dopiero jeden zabieg, a czuł, że zaczyna go to przerastać. Młoda kobieta, której usuwali nerki i wątrobę, przeczuwała co ją czeka. Nie dała się przekonać, że ten zastrzyk to standardowa procedura przy obowiązkowej kwarantannie osób spoza Mocarstwa Rosyjskiego. Dwa razy musieli zakładać jej venflon, by wprowadzić do żyły leki znieczulające. Asystenci trzymali siłą przyszłą dawczynię organów. Na dodatek musiał wykonać narkozę osobiście, gdyż anestezjolog Katii Zajcew kolejny dzień nie było w pracy. Ostatni raz widział ją w jej mieszkaniu, wraz z córką. W piątek zadzwoniła do gabinetu ordynatora, informując, że jest chora. Od tej pory nie kontaktowała się z nikim z instytutu. Zastanawiał się czy po drodze z pracy nie odwiedzić Katii i jej bystrej córki. Czuł, że rozmowa z tą młodą dziewczynką działa na niego uspokajająco. Niczym katharsis. Mimo, iż od ostatniej wizyty dręczyły go nocne koszmary. Dzisiaj po raz pierwszy, od kilku miesięcy pracy w tym cholernym Instytucie, miał wyrzuty sumienia. Jednak miał wrażenie, że nie może się już z tego wycofać. Paradoksalnie, cała ta praca przy przeszczepach nadawała sens jego przeklętemu życiu.

- Wiem co tu robicie, skurwysyny. Bądźcie przeklęci pieprzeni zbrodniarze! Na wieki wieków! – w głowie miał jeszcze krzyk kobiety, którą usypiali do zabiegu.

- Na wieki, to się zamyka powieki – dodał od siebie spokojnie Reznik, trzymając mocno, wyrywająca się kobietę.

- Amen – zakończył smutno Sasza, czując jak dawczyni traci przytomność od znieczulenia.

Teraz zerkał na swojego asystenta, pakującego ciało kobiety do czarnego worka. Ten człowiek nie ma żadnych wyrzutów sumienia – pomyślał, patrząc jak Reznik rutynowo selekcjonuje organy do specjalnych baniaków z płynem prezerwacyjnym. Żadnego współczucia, człowieczeństwa, czy empatii. Był człowiekiem bez skrupułów. Zimny. Był zupełnie tak jak…on sam.

- Nie potrzebujesz tego człowieka - usłyszał Anghel głos w głowie, biorąc do ręki niewielki skalpel ze stołu.

Ściskając go mocno, patrzał jak asystent pochyla się nad baniakami, opisując ich zawartość. Doktor zauważył lekki uśmiech na twarzy swojego pomocnika. Czyżby go to podniecało? Ściskał coraz mocniej narzędzie, wpatrując się w młodego chirurga. Zrobił krok do przodu, zerkając na prawą tętnicę szyjną swojego asystenta. Reznik coś mówił, widział jego poruszające się usta. Jednak do głównego chirurga nie docierały żadne słowa. Pulsująca tętnica zapraszał do wykonania jednego, prostego cięcia. Anghel opuścił rękę, na wysokość karku przykucniętego mężczyzny.

- Panie doktorze, te narzędzia były dezynfekowane – usłyszał podirytowany głos Saszy, wychodzącego z zaplecza.

Jurij upuścił skalpel na ziemię.

- Dobrze się pan czuje, szefie? – zapytał Teksański, odwracając się do lekarzy.

- Przepraszam, chyba coś mnie rozkłada – dotknął dłonią czoła, udając, że sprawdza temperaturę.

- Może się pan doktor zaraził od naszej pięknej anestezjolog – Teksański zaśmiał się, puszczając oko do Sztywnego.

- Panowie chyba się wcześniej zwolnię. Nie dam rady – stwierdził, nie zwracając uwagi na uszczypliwość asystenta.

- W porządku szefie. I tak dzisiaj mało pracy, coraz mniej chętnych do oddania swoich organów – zaśmiał się głośno Teksański.

- Jak tak dalej pójdzie to sam będziesz się musiał zgłosić na ochotnika, masz ładną buźkę – uśmiechnął się Sztywny, udając, że nacina skalpelem twarz.

Teksański nie skomentował. Był typem człowieka, który akceptuje tylko żarty na czyjś temat. Na wszystkie docinki w jego stronę reagował w jeden znany sobie sposób. Obrazą. Tym razem jednak lekarz zauważył uśmiech na jego twarzy. Tyle, że nie było to spowodowane uszczypliwością Sztywnego. Teksański pakując ciało denatki, zerknął na górną część jej pleców.

Doktor Jurij Anghel zapamiętał dawczynię nie tylko ze względu na jej krzyki i opory przy znieczulenie. Pobierając organy, zastosowali tradycyjną metodę nefrektomii otwartej. Pacjentka została ułożona na wznak. Prowadząc cięcie poprzecznie do długiej osi ciała, bocznie od mięśnia prostego brzucha, zauważył na jej plecach charakterystyczny tatuaż.

- No kochana, twoje organy od dzisiaj na pewno będą już nieśmiertelne. W przeciwieństwie do ciebie – zaśmiał się Teksański, niemal dotykając spory wizerunek na skórze martwej kobiety.

Smok wytatuowany na ciele kobiety pożerał własny ogon. Uroboros.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Angela 28.05.2016
    Dobrze, że kochany pan doktor zaczyna odczuwać wyrzuty sumienia, ciekawe co się z tego wykluje : ) 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania