Poprzednie częściPreludium do chaosu (1)

Preludium do chaosu (23)

Tonemu zabrakło słów, spojrzał na Pająka. Ten jedynie wzruszył ramionami. Wiedział, że jego kumpel przeżył już wiele w swoim krótkim życiu. Udawał obojętnego, ale eskortujący był pewny, że w Markusie się zagotowało, chociaż nie dawał po sobie tego poznać.

- Kazałem wam wracać do samochodu – powiedział do kobiet, próbujących pocieszać dwie, małe dziewczynki.

Lena wraz z matką, ociągając się lekko, ruszyły wolno w stronę zaparkowanego samochodu. Córka Anny odchodząc, zrobiła głupią minę i pokazała język Tony’emu.

- Powiedziałem coś…- zaczął zdenerwowany starszy sierżant.

- Co zamierzacie dalej? – zapytał Mark, wyjmując papierosy z kieszeni bluzy.

Poczęstował starszą kobietę fajką.

- Chcemy się dostać jak najdalej na zachód, podobno tam bezpieczniej, młodzieńcze – po raz pierwszy odezwała się kobieta z dzieckiem na rękach.

Starsza kobieta z wdzięcznością sięgnęła po papierosa drżącą dłonią. Mark wyciągnął zapalniczkę, podał kobiecie, która wyglądała na przywódczynię grupy.

Jedna z uratowanych przyklęknęła, zerkając w stronę spalonej stodoły. Trzymając w rękach krzyżyk zawieszony na szyi, zaczęła się cicho modlić.

- Wieczny odpoczynek racz im dać Panie… – usłyszeli cichą litanię.

Odeszli trochę na bok, nie chcąc zakłócać modłów płaczącej kobiety.

- Wiecie gdzie jest Stargard Szczeciński? – zapytała Lena, nie słuchając rozkazu ducha.

- Miałaś wracać do…

- Dobra skończ już, zaraz wrócę przecież – powiedziała nerwowo dziewczyna.

- Miałam rodzinę w tych okolicach – odpowiedziała jedna z kobiet.

- Cholera, przecież wiesz Lena, że fortyfikacja w Stargardzie to nie jest hotel. Nie przyjmują wszystkich, poza tym…- Tony szukał odpowiedniej argumentacji.

- To po jakiego grzyba ratowałeś te kobiety człowieku?

- Ani słowa o grzybach….

- Skończ już z tymi grzybami, nie tylko ty straciłeś bliskich w apokalipsie – powiedziała zdenerwowana dziewczynka. – Najlepiej zostaw je tutaj na pewną śmierć z rąk łowców lub tych pieprzonych rakarzy, czy innych tragarzy – kontynuowała. - Powiedz matce tego dziecka, że nie ma miejsca za murami fortu dla takich jak ona, bo nie umie obsługiwać broni – młoda Lena krzyczała w stronę eskortujących. – Trzeba było je zostawić w tej cholernej ciężarówce, przynajmniej na coś przydałyby się ich organy – dodała wściekle dziewczyna.

- Organy? – zapytała jedna z kobiet.

- Tak, kobieto – powiedziała Lena. – Nie wiesz dlaczego przeżyłaś?

- No właśnie niezbyt, myślałyśmy, że szykują nas na niewolnicę, do gwałtu lub… - powiedziała przypominając sobie o rakarzach. – Zdziwiłam się tylko, że nie zabili najmłodszych – kontynuowała, zerkając w stronę matki z niemowlakiem.

- Według łowców byłyście stworzone do większych celów. – odpowiedziała młoda Lena, nie reagując na protesty sierżanta, który kazał jej się natychmiast zamknąć.

- To znaczy? –zapytała jedna z uwolnionych.

- To znaczy, że to małe przeżyłoby jeszcze zaledwie kilka dni, a potem serce twojego niemowlaka trafiłoby do bardziej potrzebującego.

- O czym ona mówi? – zapytała młoda matka, jeszcze bardziej tuląc dzieciaka do piersi.

- Nie słyszeliście o przeszczepach? – zapytał Pająk, wiedząc, że nie mają już nic do ukrycia.

- O czym? – zapytała najstarsza, wokół niej z zaciekawieniem zebrała się reszta kobiet.

- Miałyście być…- urwał, nie wiedząc jak o tym powiedzieć Markus.

- Każda z was była specjalnym zamówieniem Instytutu Transplantologii, znajdującym się na terenie Mocarstwa Rosyjskiego – powiedziała bez emocji Lena. Wasze organy miały trafić do osób, których nie oszczędził opad radioaktywny na wschodnich i południowych stronach tego państwa.

- Chyba sobie żartujecie – stwierdziła jedna z kobiet.

- Masz zdrowe płuca? – zapytała dziewczynka.

- Nie wiem, chyba tak – odpowiedziała niepewnie.

- Czyli idealnie nadajesz się na dawcę, wystarczy tylko zgodna grupa krwi i będziesz żyć dalej. Przynajmniej twoje płuca, tyle, że w organizmie innego człowieka – powiedziała szczerze Lena.

Kobiety zaczęły nerwowe dyskusję między sobą. Widać było szok w ich oczach.

- A ty skąd niby o tym wiesz? – zapytał Tony patrząc na córkę Anny.

- Podsłuchałam, gdy transportowali nas z zachodniej Fran…- przerwała widząc wściekłe spojrzenie swojej matki.

- Wystarczy tego Lena, i tak już powiedziałaś za dużo – powiedziała Anna, patrząc z wyrzutem na córkę.

- O co tu chodzi kobieto? Wydaje mi się, że wiecie więcej od nas – powiedział zdziwiony Markus.

- My mamy swoje zadanie, a wy wasz rozkaz dostarczenia nas żywych do Mocarstwa. I niech tak zostanie. Lepiej powiedz mi co chcecie zrobić z tymi biednymi kobietami? Zostawicie ich na pastwę losu? – zapytała z wyrzutem Anna.

Tony, Mark i Markus odeszli na bok. Zaczęli ostro dyskutować i wymachiwać rękoma. Przekrzykiwali się nawzajem, wskazując na ciężarówkę i drogę prowadzącą do fortecy w Stargardzie Szczecińskim. Najmłodszy z duchów wyraźnie nie chciał się zgodzić z dwoma, bardziej doświadczonymi członkami eskorty. W końcu Tony machnął ręką i podszedł z Markusem do uwolnionych kobiet.

- Więc jak, znacie drogę do Stargardu? – zdenerwowany Tony zapytał niedoszłe dawczynie organów.

- Ponad dwieście kilometrów na zachód? Kierować się na Wałcz? – zapytała niepewnie kobieta z dzieckiem na rękach.

- Tak, dokładnie. Któraś z was da radę pokierować tą ciężarówkę?

- Mój mąż jest…był zawodowym kierowcą – poprawiła się ta z niemowlakiem wtulonym w pierś. – Trochę mnie nauczył, mogę poprowadzić tego tira.

- Podziękujcie młodemu, chociaż ja nie uważam tego za dobry pomysł. – odrzekł Tony.

- A co niby proponowałeś? – zapytała Lena. – Chciałeś zostawić je tutaj, na tym pustkowiu? Aż znowu przejmie ich kolejny oddział myśliwych? Albo ci rakarze?

- Cholera jasna, miałaś wracać do samochodu, mamy długą drogę przed so…- urwał, słysząc hałas odpalanego samochodu.

- Co jest? – zapytał, patrząc ze zdziwieniem na Markusa.

Mark poderwał swój karabin snajperski. Chciał wycelować w stronę ich Mitsubishi Outlandera. Linię strzału przesłaniał jednak tramwaj, stojący na torowisku mostu Solidarności. Przebiegł trzy, cztery metru, by zobaczyć samochód. Gdy podnosił swoją snajperkę do ramienia wiedział już, że nic nie jest w stanie zrobić. Jedyne co zobaczył to tuman kurzu, za ich odjeżdżającym, przydzielonym autem.

- Nie no, bez jaj – powiedział, zdejmując karabin z ramienia.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Angela 13.05.2016
    " powiedziała bez emocji Lena. Wasze organy miały trafić do osób" - zapomniałeś o myślniku dzielącym wypowiedź.
    Rozdział jak zwykle świetny : D 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania