Poprzednie częściPreludium do chaosu (1)

Preludium do chaosu (34)

- Pieprzony Pająk – pomyślał żywy duch, wycierając ukradkiem oczy. Po jaką cholerę się pchał do tego domu. Przecież mieli wystarczającą ilość prowiantu i amunicji. Mogli spokojnie ominąć ten budynek i pojechać wyznaczoną drogą. Zamiast jedzenia znalazł śmierć z rąk czterech łowców przebywających w opuszczonym gospodarstwie. Ciekawość…pierwszy stopień do piekła.

Mało brakowało, a sam gryzłby już piach. Młody snajper ledwo zdołał go przytrzymać, gdy zobaczył padającego w progu domu Markusa. Nie miał żadnych szans, dwa strzały w klatkę piersiową. Pająk nawet nie zdążył wycelować do łowców. Musieli go widzieć dużo wcześniej przez okno, wszedł po pewną śmierć. W pierwszym odruchu od razu chciał wpaść do gospodarstwa i powybijać wszystkich myśliwych. Ryzyko jednak było zbyt duże, nie wiedział ilu jest w środku. Ponadto naraziłby ich cenny towar, jak dowództwo nazywało matkę z córką. Na początku zastanawiało go, dlaczego łowcy nie chcieli wziąć Markusa żywcem. Przecież nie byłby to dla nich problem, było ich co najmniej trzech. Po zabiciu ducha, dwóch myśliwych pojawiło się przed domem i mówiło coś do osoby lub osób wewnątrz. Razem z Markiem obserwowali to wszystko ze wzgórza, ukryci bezpiecznie za skałami. Obok domu stała szczelnie zamknięta ciężarówka Volvo. Tony domyślił się, dlaczego nie chcieli Markusa żywego. Po pierwsze, był uzbrojony, a żaden z nich z pewnością nie chciał ryzykować otrzymania kulki w głowę. Po drugie, Volvo, które stało przy budynku najprawdopodobniej było szczelnie wypełnione ludzkim, żywym towarem. Nawet nie mogli urządzić pogrzebu biednemu Markusowi. Czas ich gonił, a łowcy nie wyglądali na osoby którym się spieszy. Widocznie mieli płacone nie tylko od ofiary ale i na dobę. Mimo protestów Marka, nie zdecydował się na odbicie niewolników z ciężarówki. Było zbyt niebezpiecznie. Pozostało jedynie mieć nadzieję, że tir jest pusty. Tyle, że sam zbytnio w to nie wierzył.

Od tamtych wydarzeń minęły trzy godziny. Anna z córka, gdy dowiedziały się o śmierci Pająka, nie odezwały się wiele do dwójki żołnierzy. Lena cicho płacząc, zasnęła w ramionach matki. Powoli kończyło im się paliwo, wskaźnik samochodowy wskazywał rezerwę. Dojeżdżali do granicy z dawną Białorusią. Musieli zmienić środek lokomocji, jeżeli chcieli przejechać przez granicę. Przez te trzy godziny jazdy nie spotkało ich nic niebezpiecznego. Dowódca miał nadzieję, że wraz ze śmiercią Markusa wyczerpali swój limit pecha. Była to jednak bardzo złudna nadzieja.

- Odezwiesz się w końcu do nas? – zapytała smutno Lena.

- No. – rzucił krótko starszy sierżant.

- No? Czyli co? – nie kryła irytacji młoda dziewczyna.

- To, że nie mamy o czym gadać. Straciłem człowieka ze swojego oddziału i nasze szanse na bezpieczne przejście przez granicę maleją. Nawet nie mamy jeszcze ciężarówki, paliwo na rezerwie, a na dodatek…- nie zdążył dokończyć.

Z naprzeciwka jechała ciężarówka łowców. Światła niebieskiej Scanii świeciły złowieszczo w ich stronę.

- Młody! Sprawdź broń! Już nas zobaczyli, cholera jasna! - krzyknął do snajpera dowódca. – Pochylcie głowy, będzie gorąco. Pewnie jedzie tam cały oddział z granicy! – dodał, zatrzymując samochód.

Żołnierze opuścili samochód chowając się za uchylonymi drzwiami. Młody snajper wycelował w stronę wrogiego pojazdu przez otwartą szybę.

Ciężarówka zwolniła nieco. Dowódca nie miał pojęcia ilu łowców znajduje się w nadjeżdżającym samochodzie. Byli około trzydzieści metrów przed nimi.

Kierowca i pasażer musieli być chyba zszokowani tym, że ktoś dobrowolnie kieruje się w stronę Mocarstwa Rosyjskiego. Zatrzymali ciężarówkę. Oboje otwarli swoje drzwi i wolno opuścili pojazd. Oboje mieli na sobie rosyjskie mundury wojskowe. Wyglądali na jeszcze młodszych od tych żołnierzy, których młody snajper zastrzelił w Bydgoszczy.

- Młody, ci debile sami się pchają w nasze łapy. Zdejmij najpierw tego z lewej – powiedział cicho starszy sierżant. – Ma karabin kałasznikowa – dodał, celując z glocka do nieuzbrojonego kierowcy.

Młodzi żołnierze dopiero teraz musieli się zorientować w jakiej są sytuacji. Kierowca skierował rękę pod siedzenie ciężarówki, zapewne szukając broni.

Nie zdążył.

Starszy sierżant usłyszał głośny wystrzał karabinu młodego snajpera. Lena krzyknęła. Kula wysłużonego HK PSG1 trafiła prosto między oczy rosyjskiego łowcy, szykującego się dopiero do wycelowania. Kamiński, nie zastanawiając się, strzelił w plecy uciekającego kierowcy. Glock był precyzyjny, ale na małą odległość. Żołnierz dostał w prawą dłoń. Mark ze swoim sprzętem nie miał takiego problemu.

- To za Pająka – powiedział bardzo cicho snajper, namierzając kierowcę.

Kolejny pocisk przebił szyję myśliwego. Kierowca ciężarówki przeszedł jeszcze kilka metrów, słaniając się na nogach i trzymając lewą dłonią za krwawiącą szyję. Po chwili zatrzymał się, przykucnął i poleciał twarzą na leżące odłogiem pole. Był martwy, jak ziemia na której upadł.

Starszy sierżant spojrzał z uśmiechem na młodego snajpera. Jednak uśmiech po chwili zmienił się w przerażenie, gdy zobaczył jak skrzynię ciężarówki z niebieską plandeką, opuszczają dwa sześcioosobowe oddziały łowców. Byli bardzo młodzi. Rozeszli się po obu stronach pojazdu. Połowa osób z oddziału miała karabin maszynowy AK-47, które właśnie odbezpieczali.

- To nasz koniec młody, nie damy rady – powiedział, bardziej wkurzony nie wypełnioną misją, niż własną, nieuchronnie nadchodzącą śmiercią.

Rosyjscy wojskowi wycelowali swoje karabiny w stronę terenówki.

- Kurczę, tak blisko celu…Dobrze się z tobą służyło, sierżancie – powiedział cicho snajper. – Zanim zginiemy, kilku na pewno oberwie – dodał, biorąc na celownik jednego z myśliwych.

- Lena, Anna…uciekajcie. Nie damy rady ich powstrzymać. Jest ich za dużo – rzekł ze smutkiem dowódca. – Przepraszam, że nie dałem rady was ochronić.

- Dobra, tanio nie sprzedamy skóry – powiedział Mark, biorąc na cel jednego z żołnierzy.

- Szybko się załamujesz, szefunciu – powiedziała Lena do starszego sierżanta, zerkając w zarośla, oddalone jakieś dwadzieścia metrów po lewo, od ponad trzyipółtonowej Scanii.

Młody snajper już prawie naciskał spust swojej snajperki, gdy nagle jego niedoszły cel padł od serii z karabinu maszynowego.

Nie była to jego broń.

Mark zerknął w źródło ognia. Zobaczył jedynie dwie wystające zza krzaków, dymiące lufy. Kolejne serie z karabinów ścinały z nóg, zdumionych, rosyjskich żołnierzy. Młody snajper nie czekał na dalszy rozwój wypadów, tylko zaczął również zdejmować kolejnych łowców. Po chwili nie było jednak już kogo brać na celownik. Krótkie serie z karabinów zabiły cały oddział myśliwych.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Angela 20.05.2016
    Trzymasz w napięciu i doskonale wiesz kiedy zakończyć rozdział : ) 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania