Preludium do chaosu (28)
Popatrzał z zaciekawieniem na drogę. W ich kierunku szła grupa kilkoro mężczyzn, w obdartych ubraniach, większość ledwo poruszała się o własnych siłach.
- Cholera, co to za jedni? – zapytał snajpera starszy sierżant, zatrzymując samochód na poboczu.
- Lepiej bądźmy ostrożni – powiedział Pająk, biorąc do ręki swój karabin.
- Daj spokój, oni wyglądają jak siedem nieszczęść – Mark starał się uspokoić Markusa.
- Raczej osiem – dodał starszy sierżant, przeliczając obdartych ludzi.
Mężczyźni zatrzymali się kilka metrów przed nimi. Po chwili wahania, dwójka wyglądająca na najmniej poszkodowanych zdecydowała się podejść bliżej. Reszta przysiadła przy wyrwanym z ziemi znaku drogowym, z nazwą miejscowości Cierpice. Mężczyźni, którzy podeszli byli bardzo podobni do siebie, niemal jak bliźniacy. Ten sam, brązowy kolor oczu, owalne twarze i gęste włosy w kolorze kasztanowym. Mieli na sobie potargane spodnie, dziurawe buty. Niższy nie miał na sobie nawet koszulki. Wyglądali na około dwadzieścia pięć lat.
- Panie…nie róbcie nam krzywdy – niższy podniósł uspokajająco obie ręce, jakby się poddawał.
- Nie zabijajcie nas – wyższy powiedział z wielkim trudem, zerkając na karabin Markusa. – Jesteśmy bezbronni – splunął krwią na asfalt.
Musiał mieć wybitych kilka zębów.
- Lena, podaj apteczkę z plecaka i wodę z bagażnika – kierowca powiedział do dziewczyny, otwierając kufer samochodu.
Lena wyjęła plecak, poszukała opatrunków i bandaży.
- Za dużo to tego nie mamy – odpowiedziała dziewczynka, podając kompresy i plastry starszemu sierżantowi.
Pająk zaniósł, siedzącym przy drodze mężczyznom wodę.
- Wracacie z frontu, czy co? – Tony zapytał najmniej poszkodowanych, podając opatrunki.
- Dzięki człowieku, uciekamy przed rakarzami. Dwóch z naszej grupy załatwili. Dwóch kolejnych ma niegroźne rany postrzałowe. Ale to i tak cud, że żyjemy – powiedział wyższy, opierając się o samochód.
Żołnierze spojrzeli na siebie porozumiewawczo.
- Podróżowaliście z grupą kobiet i dzieci? – Anna zapytała mężczyznę, podając małą butelkę wody.
- Skąd wiecie? – chłopak z wybitymi zębami ciężko wypowiedział pytanie, z trudem otwierając podbite oczy.
- Kobiety i kilkoro dzieci jest bezpiecznych, kierują się ciężarówką do bezpiecznego Stargardu Szczecińskiego – odpowiedział kierowca. – Niestety, tylko im udało się uciec przed łowcami.
- A reszta? – wyższy zerknął z niepokojem na starszego sierżanta.
- Zabici.
- Jak to?
- Kierujcie się do Stargardu. Kobiety wszystko wam opowiedzą – dowódca nie chciał dobijać mężczyzn historią o stodole.
- Kto kieruje ciężarówką? – zapytał opierający się o samochód uciekinier.
- Kobieta z małym dzieckiem, mówiła, że jej mąż jest zawodowym kierowcą – powiedziała Anna, kierując się stronę pozostałej grupy mężczyzn.
- Był. Zginął podczas ucieczki, wraz ze swoim ojcem. Nas też to spotka, jeżeli nie wyruszymy dalej.
- Ścigają was? – dowódca odruchowo spojrzał w stronę drogi z której szli uciekinierzy.
- Nie wiem, raczej nie, ale na wschodzie pełno rakarzy i łowców.
- Ci rakarze…to rzeczywiście kanibale? – Mark splunął na jezdnię.
- Nie, tylko podobno przywódca tej grupy przed wojną był skazany za robienie smalcu z psów, i tak się jakoś przyjęło – mężczyzna wziął łyk wody z butelki. – Chcieli nas sprzedać łowcom – dodał po chwili.
- Jesteście w stanie prowadzić auto? Po drodze minęliśmy sporo samochodów przy gospodarstwach – zapytała Lena.
- W żadnym nie ma paliwa, sprawdziliśmy kilkanaście po drodze – powiedział zniechęcony uciekinier.
- Możemy wam pożyczyć trochę benzyny. Co o tym sądzicie, panowie żołnierze? – dowódca zerknął w stronę Marka i Pająka.
- Do Terespola mamy ponad czterysta kilometrów. Paliwa w zbiorniku wystarczy na ponad dwieście – odpowiedział Markus. – Coś wykombinujemy po drodze, zresztą i tak prędzej, czy później musimy przytulić ciężarówkę łowców, by dostać się za granicę.
- Damy wam dziesięciolitrowy zbiornik z paliwem. Znajdźcie jakiegoś busa i kierujcie się do Stargardu Szczecińskiego. Przynajmniej jakieś sto kilometrów nie będziecie musieli iść na piechotę. Tamci trochę odpoczną – wskazał na siedzących mężczyzn, starszy sierżant Kamiński. – Później musicie sobie jakoś radzić, może akurat natraficie na patrol naszych ludzi.
- Albo wroga – powiedział ze smutkiem jeden z uciekinierów.
- Jesteście braćmi, prawda? – Tony skierował pytanie do wyglądających jak bliźniacy mężczyzn. – Wasza matka się ucieszy, była pewna, że ci rakarze zamienią was w kiełbasę.
- Jezu…musiała być w szoku. Mam nadzieję, że się wkrótce spotkamy…Sebastian jest moim dwa lata młodszym bratem – powiedział ten wyższy. Ma dwadzieścia dwa lata. Ja jestem Artur – podał brudną dłoń kierowcy Grand Cheronee – domyślam się, że pomogliście naszym ludziom, dziękuję.
- Szefie, oni nie dadzą rady już dalej iść – powiedział Markus biorąc dowódcę na bok. – Mogę wziąć naszego snajpera i wrócimy się trochę samochodem. Niecałe dwa kilometry wcześniej mijaliśmy busa Opla Vivaro, nie wyglądał najgorzej.
Starszy sierżant bardziej z tego gospodarstwa zapamiętał kości i resztki truchła psa, przywiązane łańcuchem do rozpadającej się budy.
- Tak, tylko pod warunkiem, że to nie diesel – powiedział Kamiński wskazując na kanister z cennym paliwem. – Dobra Pająk, weźcie naszego Jeepa. Tylko jeśli nie dacie rady go uruchomić, to macie wracać. Żadnych dalszych ekspedycji – starszy sierżant Tony Kamiński pogroził palcem żołnierzom i wyjął paczkę papierosów z bluzy.
- Dobra młody, awansujesz na szofera. Pakuj się do naszego krążownika – powiedział Markus, wskazując miejsce kierowcy Jansenowi.
Wziął kanister z paliwem od dowódcy i zasiadł obok kierowcy, trzymając w pogotowiu swój karabin maszynowy MG4. Mark wycofał terenówkę głębiej w pobocze, kierując w lewo ruszył w stronę gospodarstwa z busem.
Komentarze (2)
Bez zbędnego przynudzania 5 : D
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania