Poprzednie częściPreludium do chaosu (1)

Preludium do chaosu (46)

Iwan Kuklinow podszedł do lustra, zawieszonego na jednej ze ścian salonu. Zerknął w swoje odbicie z uśmiechem. Jurij Anghel stanął za nim. Noblista wyjął małe zdjęcie i wsunął je pod drewnianą ramę zwierciadła. Była to czarno biała fotografia, przedstawiająca ich prezydenta. Był całkiem łysy, jego twarz była lekko podłużna, z wysuniętym nieco podbródkiem. Zdjęcie było bezbarwne, ale wszyscy znali ciemnobrązowe, niemal czarne oczy władcy. Nos miał prawie prosty, zawinięty odrobinę w dół. Prezydent z fotografii uśmiechał prawym kącikiem ust, mrużąc lekko oczy. Chemik wyciągnął drugie zdjęcie z kieszeni. Wstawił je pod obramowanie lustra, z drugiej strony. Ujęcie było niemal identyczne. Ta sama poza, spojrzenie. Jedynie uśmiech wydawał się bardziej ironiczny i diabelski. Od dyktatora różnił go brak dwucentymetrowej blizny, nad prawą brwią. Na zdjęciach nie było tego widać, ale Kuklinow miał nieco jaśniejszą karnację. Jedno trzeba było przyznać – biła od niego taka sama, przyciągająca charyzma, oraz niesamowita pewność siebie.

- Jak myślisz, mój drogi przyjacielu? Mógłbym wejść w skórę naszego tyrana? – zapytał, krzyżując ręce na piersi. – Co widzisz w odbiciu?

- Jedynie twarze moich ofiar – pomyślał Anghel, zerkając na swojego kolegę z dzieciństwa, patrzącego teraz wyniośle na obie fotografie.

Jedno musiał przyznać Iwanowi – swoją posturą, kształtem twarzy oraz bliźniaczą gestykulacją, faktycznie przypominał prezydenta Mocarstwa Rosyjskiego.

- Ta operacja usunięcia tętniaka…wiesz, że istnieje niemałe prawdopodobieństwo zgonu – dodał, wpatrując się jak zahipnotyzowany w odbicie Iwana.

- Hahaha – zarechotał przerażająco, łysy mężczyzna z lustra. – Mój drogi Jurij...jesteś większym idealistą, niż się spodziewaliśmy. Dobrze wiesz przecież, że żadnej operacji nie będzie – jego głos był spokojny, ale władczy.

Odwrócił się do chirurga. Łącząc koniuszki palców obu rąk na wysokości klatki piersiowej, spojrzał łagodnie na lekarza.

- Ten tętniak…to naprawdę najmniejszy problem, mój serdeczny przyjacielu.

Anghela zaczynały drażnić te epitety o przyjacielu. Jednak blask, jaki bił od Iwana sprawił, że jedynie przytaknął głową. Nie wiedział tylko, czy sprawiała to charyzmatyczna aura noblisty, czy promienie słońca, które dostały się przez szybę do salonu.

- Więc, jak? – odezwał się nagle Mark. – Czy jesteś gotowy ugryźć rękę, która cię karmi?

Transplantolog spojrzał w jego stronę. Całej prawdy domyślił się wcześniej. Rebelianci zamierzali dokonać zabiegu przeszczepu twarzy. Operacja ta, była co prawda skomplikowana i wymagała zespołu złożonego z kilku doświadczonych chirurgów…jednak była całkowicie możliwa. Brał już w tym udział i wiedział, że nic nie stoi na przeszkodzie.

- Będziecie musieli odseparować prezydenta…nowego prezydenta na jakiś czas. Odzyskanie ruchomości twarzy, odpowiedniej mimiki, czy powrót czucia, wymaga kilku tygodni rehabilitacji – rzekł spokojnie, zerkając na lekarkę.

- Już nasz w tym głowa, doktorze – powiedziała Katia. - Wytłumaczymy to obowiązkami wobec państwa, zbliżającą się kampanią wyborczą i tym podobnymi bzdurami.

- No dobra, ale co dalej? Co planujecie? Jedną, wielką rewolucję? – jego wzrok zatrzymał się na małym karaluchu, kręcącego się między butami Iwana Kuklinowa.

- Powoli będziemy wprowadzać własnych, zaufanych ludzi w struktury zarządzające państwem. Nie powinno to sprawiać jakiegoś większego problemu. Większość osób z otoczenia prezydenta już teraz jest przemęczona i marzy o spokojnej emeryturze. Instytuty Transplantologii trochę zmienią zakres swoich usług – uśmiechnął się przyszły prezydent. – Nawiążemy współpracę z zachodnimi państwami. Natomiast dla wschodu nie widzę ratunku. Myślę, że utworzymy coś na wzór Organizacji Narodów Zjednoczonych i zapewnimy jakąś ludzką egzystencję tym osobom – kontynuował spokojnie. - Lub chociaż godną i humanitarną śmierć – dodał po krótkiej chwili, rozgniatając robaka podeszwą buta.

- Dobra, pomogę wam. Mam tylko jeden warunek. Zaraz po operacji wyjeżdżam z małą na zachód, oczywiście o ile będzie chciała. Bo jak na razie nawet nie daliście mi jej zobaczyć – powiedział Anghel, zerkając w korytarz prowadzący do pokoju.

- Jeżeli już, to wyjeżdżacie razem ze mną – rzucił twardo młody żołnierz. – Nie ufam żadnemu z was. Bez zmrużenia oka pozbawiałeś ludzi życia – rzekł w kierunku chirurga. – Ty zbytnio też nie miałaś większych skrupułów. Niby w dobrej wierze, ale jednak brałaś w tym udział – skierował palec wskazujący na Katię. – A ty… - spojrzał na Kuklinowa. – Co się tyczy ciebie, to po prostu nie ufam politykom – rzucił, uśmiechając się szelmowsko.

Chirurg zerknął ponownie między buty Iwana. Następny prusak pojawił się obok lewej cholewki buta chemika. Anghel miał wrażenie, że kolejne zgniłe owady wychodzą z nogawki, nienagannie skrojonych spodni przyszłego władcy.

- Jeżeli wszystko pójdzie po naszej myśli, to za kilka tygodni czeka to państwo spora odwilż – odezwała się Katia, po krótkiej ciszy.

- Lub jeszcze gorsze piekło – dodał w swoim stylu młody wojskowy.

- Nie będzie tak źle – rzekł Kuklinow, odwracając się w stronę zwierciadła.

Z ramy wyjął zdjęcie obecnej głowy państwa. Wpatrywał się dłuższą chwilę w fotografię. Zerkał raz w fotkę, raz w swoje lustrzane odbicie.

- Jak podoba wam się nowy monarcha? – zapytał, zrzucając swoje zdjęcie, spod ramy lustra na podłogę.

- Myślę, że ze śmiercią ci do twarzy – rzekł ponuro chirurg, patrząc jak kolejne karaluchy błądzą po czarno białej fotografii.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Niepasteryzowany 04.05.2016
    Niedługo ostatni rozdział i kończymy tą nierówną walkę.
  • NataliaO 04.05.2016
    Nie! To świetne opowiadanie, precyzyjnie przedstawione z interesującymi bohaterami. 5:)
  • Niepasteryzowany 04.05.2016
    NataliaO Dzięki :) ale jak nadejdzie wena możliwa druga część, a tymczasem....

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania