Poprzednie częściPreludium do chaosu (1)

Preludium do chaosu (26)

- Dobra, pośmialiśmy się. Teraz dawajcie pełny kanister. I nie ma to być woda – rzucił w stronę domofonu.

Starszy sierżant zaczynał powoli rozumieć symbolikę graffiti z zaciśniętą pięścią na ścianie. Mogło się skończyć tak, że odejdą stąd z pustymi rękoma. Ewentualnie pustym kanistrem. Figa z makiem. Byli uzależnieni od humoru dzieciaków z bloku.

- Spokojnie żołnierzu, tylko żartowaliśmy. Dorzućcie tą berette i będzie git. Za chwilę zejdzie na dół chłopak z paliwem. Tylko bez nerwów – dzieciak rzekł spokojnie.

Rzeczywiście, po kilku sekundach usłyszeli przez drzwi czyjeś kroki na schodach. Drzwi wejściowe otworzył około dwunastoletni chłopak, taszczący dziesięciolitrowy baniak z paliwem. Miał na sobie czarną bluzę z kapturem. Przód bluzy przedstawiał wielkiego, białego orła z koroną na głowie. Twarz chłopaka przesłaniała biało czerwona kominiarka.

Markus przytrzymał chwilę w dłoni dziewięciomilimetrową berettę.

- Dobra, daj mu tą spluwę – powiedział zniechęcony już, dowódca.

Do kogo będziecie z tego strzelać kolego? Umiecie chociaż to obsługiwać?

- Źle nas osądzasz…kolego. To do obrony, różne podejrzane typy tu się pojawiają – odpowiedział chłopak, podając paliwo.

Wziął od Markusa berettę, szybkim, wprawnym ruchem załadował magazynek i schował pistolet do kieszeni bluzy.

- Nas też tak oceniliście? – zapytała Anna przytulając córkę.

- Widok takich spluw raczej nie nastraja optymistycznie – dzieciak popatrzał na snajperkę Marka. – Ale wy szłyście z tymi wojskowymi dobrowolnie, więc raczej nie jesteście groźni – powiedział przenosząc wzrok na kobiety. – Który samochód bierzecie?

- Myśleliśmy o tym Land Roverze – Mark wskazał ręką Freelandera.

- Ok bierzcie śmiało, miło z wami robić interesy. Przyjemnej podróży.

- Opłaca wam się ta wymiana? Samochód za berettę? – zdziwił się Markus.

- Samochodów mamy pod dostatkiem, jak widać zresztą – młody wskazał na parking. - A broni nigdy za wiele – dodał trzymając pistolet w kieszeni. – Ok, wracam do kumpli – chłopak odwrócił się w kierunku wnętrza klatki schodowej.

Żołnierze spojrzeli na spory parking wypełniony po brzegi samochodami, niektóre zajmowały miejsce na chodnikach. Dzieciaki musiały sprowadzać auta z całego miasta.

- Ej, poczekaj – powiedziała Lena zdejmując plecak.

Wyjęła z niego spory kawałek chałwy waniliowej i podała zdziwionemu dzieciakowi.

- Zamiast czekolady – Lena uśmiechnęła się do chłopaka.

- Kurde, dzięki. Trochę głupio wyszło z tymi kamieniami. Sorry, ale myśleliśmy, że ten gość zacznie zaraz walić po oknach – wskazał na snajpera zamaskowany młodzieniec.

- Jezu, znowu na mnie wszystko będzie – snajper z dezaprobatą pokiwał głową, spluwając na ziemię.

- Dobra, wracam do swoich, co złego to nie my – chłopak ociągając się, wszedł do klatki, zamykając za sobą powoli drzwi.

Tony widział, że chłopaka coś dręczy, ale postanowił już się nie dopytywać. Skierowali się w stronę beżowego Land Rovera. Po chwili usłyszeli ponownie otwierane drzwi klatki schodowej.

Tony był pewien, że zaraz usłyszy strzał świeżo naładowanej beretty.

- Hej poczekajcie, wydajecie się być w porządku. Nie bierzcie tego Land Rovera – krzyknął chłopak, już bez kominiarki na głowie.

Na jego głowie jeżyła się gęsta, blond czupryna. Był bardzo jasnej karnacji, z podłużną, piegowatą twarzą.

- Weźcie tą terenówkę – wskazał zaparkowanego cztery rzędy dalej wysokiego, czarnego Jeepa Grand Cherokee.

- Sporo spali – powiedział Markus zerkając na kanister z benzyną.

- Jest zatankowany do połowy, i co ważniejsze, ma sprawny akumulator – blondyn powiedział z uśmiechem.

- No nie…jeszcze jakieś niespodzianki nam szykujesz? Niesprawne hamulce? – zapytał Mark rozkładając bezradnie ręce.

- Tylko dwie rzeczy.

- To znaczy? – Tony niecierpliwił się.

- Brak ważnego ubezpieczenia i aktualnego przeglądu – Chłopak puścił oko. – A tak poza tym bezwypadkowe i pierwszy właściciel.

- Słuchaj…ilu was tu mieszka? – zapytał starszy sierżant.

- Na początku było nas ponad dwudziestu, później zaczęły się zbierać dzieciaki z całego miasta.

- Na początku? To znaczy kiedy?

- Jak skończyła działać ta zaraza z wirusem. Umierający chowali zmarłych, potem my grzebaliśmy resztę – chłopak opowiedział bez większych emocji.

- Ile miałeś wtedy lat? Dziewięć?

- Osiem.

- Przecież to musiały być setki ciał… - Mark przykucnął obok chłopaka.

- Niedaleko stąd budowano nowe osiedle przed wojną. Były porobione głębokie wykopy pod fundamenty. Większość trupów tam leży. Starsi używali koparek i spychaczy z budowy – chłopakowi zaszkliły się oczy.

- A twoi rodzice? – zapytała Lena.

- Nie wiem, wychowywałem się w domu dziecka.

- Mówisz, że zaczęły się zbierać dzieciaki z miasta, a co ze starszymi? – Markus zapytał, wyciągając paczkę papierosów z kieszeni bluzy.

- Zostało tylko kilku. Część kilka miesięcy temu wyruszyła na południe szukać pomocy. Wrócił tylko jeden. Mówił, że natrafili na jakiś popaprańców polujących na ludzi. Od tamtej pory nie zapuszczamy się zbyt daleko.

- Zdarzają się napady? – Tony dopytywał młodego chłopaka.

- Kilka razy zabłądziły tu podejrzane patrole. Ale spotkała ich mała niespodzianka w postaci burzy meteorytów – dzieciak zaśmiał się wskazując ręką na kamienie leżące na chodniku. – Dołączyli do nieboszczyków w fundamentach. Mieli sporo podobnych zabawek – wskazał snajperkę HK PSG1 Marka. – Chętnie je przytuliliśmy. A ostatnio raczej rzadko kto tu zagląda.

- Daleko na zachodzie powstają bezpieczne, ufortyfikowane osiedla. Moglibyście tam znaleźć schronienie, jak chcecie to wskażemy wam drogę – powiedziała Anna, nie pytając dowódcy o zdanie.

- A co, nasze ulice słabo uzbrojone? Poczuliście tylko kamienie, nie chcieliśmy tracić amunicji. To ostateczność.

- Tam jest sporo ludzi – Lena starała się zainteresować chłopaka. - Normalnych ludzi – dodała po chwili.

- A tu jest nasze. Nasza mała enklawa. Każdy zna się z każdym, nie potrzebujemy żadnej zmiany – chłopak zaprzeczył, kiwając głową w obie strony.

- Faktycznie, dobrze się zorganizowaliście – przytaknął Tony, sprawdzają ranę na głowie palcami. – Markus wyjmij gazę i bandaż, mocno oberwałem od dzieciaków.

- Stary, naprawdę nie wiedzieliśmy kim jesteście. Gdybyście byli bez nich – wskazał na Annę i Lenę – mogłoby się skończyć dużo gorzej.

- A co one mają do tego? – Markus zapytał opatrując dowódcy głowę.

- Jeżeli szły tu jakieś kobiety z żołnierzami, to zawsze ze związanymi rękoma i ze strachem w oczach. Wy nie wyglądałyście na osoby, które idą z nimi wbrew własnej woli.

- Wydajesz się wyjątkowo dojrzałym dzieciakiem – powiedział starszy sierżant, sprawdzając ręką opatrunek założony przez Markusa.

Chłopak tylko wzruszył ramionami.

- Dobra załoga, czas na nas. Trzymaj się, dzieciaku – dowódca podał rękę chłopakowi. – A jak ci w ogóle na imię?

- Janek, ale mówią na mnie Blady – uścisnął rękę starszego sierżanta.

Skierowali się w stronę terenówki.

- Dzięki Blady, że nas nie wykolegowałeś z samochodem – powiedziała Lena, machając do dzieciaka.

- To za chałwę, mały na pewno się ucieszy – rzucił chłopak, odmachał Lenie i zniknął za drzwiami klatki.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • Angela 15.05.2016
    Przydałaby się jakaś reklama.aż mnie boli że nie ma pod czymś tak dobrym żadnych komentarzy. 5
  • Niepasteryzowany 15.05.2016
    Faktycznie mało czytelników, o komentarzach nie wspomnę ;) może z czasem się rozkręci :) dzięki
  • NataliaO 15.05.2016
    Niepasteryzowany Ludzie nie doceniają tego co dobre :)
  • Niepasteryzowany 15.05.2016
    NataliaO A szkoda bo brak mi motywacji, żeby pisać dalej ;)
  • NataliaO 15.05.2016
    Niepasteryzowany To pisz! Wiesz chciałabym poczytać co będzie dalej, a jak tak zaczniesz zwlekać to mogę tego nie doczekać. Pamiętaj wielkich ludzi doceniają późno ;)
  • Niepasteryzowany 15.05.2016
    NataliaO Zbieram się powoli, mam jako taki zarys dalszej historii. Może coś się wkrótce wykluje ;)
  • NataliaO 15.05.2016
    Niepasteryzowany Oby:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania