Poprzednie częściPreludium do chaosu (1)

Preludium do chaosu (21)

„Koniec jest początkiem”

 

- Pobudka, musimy się zbierać – powiedziała Anna, wpatrując się przez lornetkę w oddalone o jakieś dwieście metrów gruzowisko.

Trzynastoletnia Lena otworzyła oczy, zerkając na matkę. Odsunęła zamek w plecaku i wyjęła z futerału swoje zniszczone, wielokrotnie reperowane, okrągłe okulary. Była wysoką szatynką o brązowych oczach. Wyglądała dużo dojrzalej niż na swoje trzynaście lat. Miała na sobie zdarte niebieskie jeansy, tenisówki i ciemnoniebieską bluzkę.

- Miałam piękny sen – powiedziała dziewczyna przeciągając się.

- Że ten naród powstanie, będzie oddychał czystym powietrzem, a wszyscy, skażeni i zdrowi będą wolni ? – dwudziestotrzyletni Mark zapytał Lenę z uśmiechem, sprawdzając swoją wysłużoną snajperkę HK PSG1.

- Śniło mi się, że zbieram z mamą grzyby w pięknym, zielonym lesie – rozmarzyła się Lena, związując swoje długie, dawno nie myte włosy.

- Ani słowa o grzybach – powiedział ponuro drugi z żywych duchów, starszy sierżant Tony Kamiński wysiadając z samochodu.

Czterdziestoletni Amerykanin, mający polskie korzenie, był dobrze zbudowanym, niemal dwumetrowym żołnierzem dawnego Korpusu Piechoty Morskiej Stanów Zjednoczonych. W wyniku wybuchu granatu miał jednostronną, niemal całkowitą głuchotę w prawym uchu. W lewym narządzie utracił trzydzieści procent słuchu.

Tony ubrany był w ciemnozieloną bluzę moro z kapturem, naciągniętym na wygoloną na zero głowę. Kieszenie ciemnych bojówek, które już dawno nadawały się do wymiany, wypełnione były dodatkowymi magazynkami do jego sławnego, samopowtarzalnego Glocka 19. Na bluzie wyszyty był niewielkich rozmiarów napis Semper Fidelis – motto amerykańskich marines.

- Nadal jesteś na nas zły – stwierdziła matka dziewczyny, trzydziestopięcioletnia Anna, zakładając wypełniony prowiantem plecak.

Kobieta była bardzo szczupłą, niską brunetką. Miała na sobie czarną koszulkę na ramiączkach, która częściowo odsłaniała jej charakterystyczny tatuaż na plecach. Czarny rysunek na skórze przedstawiał Uroboros, czyli węża z ogonem w pysku, który bez przerwy pożera samego siebie. Symbol nieskończoności i odrodzenia.

- Wykonuję tylko swoje rozkazy, a wy macie słuchać moich. To wszystko – powiedział sierżant chowając latarkę i papierosy do kieszeni bluzy.

- Posłuchaj to nie nasza wina, że Markus…- nie dokończyła – Przecież nie kazałyśmy mu iść do tego domu, on sam…

- Skończmy już ten temat – uciszył ją Tony, zaciskając mocno pięści. – Mamy was przerzucić na stronę Mocarstwa i tego się trzymajmy. – Przed nami jeszcze sporo kilometrów i sporo łowców do odstrzelenia – odwrócił się do nich plecami, by nie zobaczyły łez w jego oczach.

Założył okulary balistyczne z przyciemnianymi soczewkami polaryzującymi.

- Lena, zjedz coś i będziemy ruszać – powiedział Tony, odbierając matce lornetkę. – Dzisiaj musimy nadrobić kilka kilometrów, miejmy nadzieję, że nie czekają nas już żadne niespodzianki.

Lena wyjęła kilka sucharów z kieszeni, częstując Marka i starszego ducha. Młodszy wziął jednego uśmiechając się do dziewczyny. Tony nawet nie spojrzał na wyciągniętą dłoń dziewczyny, zaprzeczając ruchem głowy.

- Daleko jeszcze, po co w ogóle tam idziemy, mamo? – zapytała krusząc zębami jedzenie. – Każdy przecież kieruje się na zachód, tam jest bezpieczniej – dodała, zerkając na starszego sierżanta.

- Przerzucam was w wyznaczone miejsce i się rozstajemy. Rozmawialiśmy już na ten temat – powiedział oschle Tony, zerkając przez lornetkę na drogę krajową numer dwa, prowadzącą do Terespola. Zaczął wspominać.

Jeszcze ponad tydzień temu miał spokojną pracę w Stargardzie Szczecińskim. Dwa miesiące wcześniej przerzucono go z Niemiec na tereny, które kiedyś były Polską. Teraz raczej obszar ten stanowił strefę buforową między zachodem, a Mocarstwem Rosyjskim. Znał tutejszy język, jego dziadek był Polakiem. W Stargardzie miał pomóc przy fortyfikacji i wzmacnianiu murów miejskich otaczających gród, w którym mieszkało ponad dwa tysiące ludzi. Uzbrojonych i zdeterminowanych. Wystarczyło kilka tygodni wytężonej pracy, by zmienić bezbronne osiedle w silnie obwarowaną fortecę, nie do zdobycia dla łowców. Sześciometrowe, grube mury z dziewięcioma, uzbrojonymi basztami skutecznie odstraszały myśliwych.

Zapowiadało się spokojne życie w potężnej cytadeli. Ale oczywiście musiał się zgodzić na ochotnika do tej cholernej akcji. Jak zawsze musiał wyjść przed szereg, zanim w ogóle dowiedział się o co chodzi.

- Dostaniesz auto, dwoje ludzi do pomocy i zapewnisz bezpieczny transport do granicy Mocarstwa matki z dzieckiem - przypominał sobie rozkaz dowódcy, porucznika Okońskiego. – To naprawdę ważni ludzie sierżancie, być może wpłyną na dalsze losy świata – dodał tajemniczo młodszy oficer.

Oprócz starszego kaprala Markusa, którego znał doskonale ze wspólnej służby w Niemczech, dostał jeszcze do pomocy młodego strzelca. Wysoki, szczupły Mark Jansen był nieokrzesanym, ale niezwykle uzdolnionym snajperem Belgijskich Sił Zbrojnych. Przed apokalipsą stacjonował ze swoim oddziałem w Brukseli, chroniąc między innymi Parlament Unii Europejskiej. Epidemia zmodyfikowanego wirusa AH1N1 szybko zdziesiątkowała jego jednostkę. Wirus biurokracji i politycznej poprawności rozłożył Wspólnotę Europejską na łopatki dużo wcześniej.

Markus natomiast, był potężnie zbudowanym, wysokim kapralem Bundeswehry, dawnych sił zbrojnych Niemiec. Atletycznego żołnierza charakteryzował wielki tatuaż pajęczyny na wygolonej głowie. Większość osób nazywało go Pająkiem, złośliwi natomiast Czarną Wdową, ze względu na bardzo ciemną karnację skóry.

Starszy sierżant Kamiński nie dowiedział się wiele o samym celu misji. Dwie kobiety przebywały w fortecy zaledwie jeden dzień. Przerzucił je zaprzyjaźniony oddział duchów z dawnych Niemiec. Wiedział tylko, że szukano ich od kilku miesięcy, czyli naprawdę musiały być cennym towarem.

Zadanie wydawało się łatwe i w miarę bezpieczne.

Samochód stracili już po ponad trzystu kilometrach drogi. Aż zaklął wspominając to zdarzenie. Dali się podejść jak dzieci.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • NataliaO 16.04.2016
    Zazwyczaj koniec jest początkiem, i to końcem pokazujący jak może być gorzej, a może lepiej.... Tu rozdział jest kolejna dobrą zapowiedzią. Ciekawe co czeka bohaterów; 5:)
  • Niepasteryzowany 16.04.2016
    Dziękuję bardzo.
  • Angela 12.05.2016
    Wróciłam i zamierzam nadrobić. Jak zwykle czytało mi się świetnie, a symbol Uroborosa skojarzył mi się z książkami
    Rollinsa. Super 5 ; )
  • Niepasteryzowany 12.05.2016
    Miło Cię znowu widzieć. Dzięki. Co do symbolu to jeszcze odegra swoją rolę ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania