Poprzednie częściPreludium do chaosu (1)

Preludium do chaosu (39)

Doktor Jurij nie słuchał swoich asystentów już od dobrej minuty. Wpatrywał się teraz jak zahipnotyzowany w to, co ściskał tak mocno w swojej kieszeni. Była to nóżka lalki, którą znalazł przy piaskownicy, wracając od pani anestezjolog. Teraz była cała mokra od jego potu, chociaż przez moment miał wrażenie, że widzi tam krew. Przetarł rękawem bluzy mokre czoło. Asystenci pogrążyli się w biurokratycznym chaosie. Zerknął jeszcze raz za szybę okna. Znajomy kurier podjechał właśnie pod bramę Instytutu. Wysiadł z przewieszoną przez ramię torbą wypełnioną listami i przesyłkami. Większość kopert zawierało błagalne prośby o jak najszybsze przeprowadzenie operacji przeszczepu nerki, wątroby czy płuc. W Instytucie nazywali to pocztą do świętego Mikołaja. Lub Dziadka Mroza, jak kto woli. Cała ta korespondencja trafiała do specjalnej komórki organizacyjnej Instytutu Transplantologii. Następnie, poprzez gońca, otrzymywał czasami listy kierowane bezpośrednio do jego skromnej osoby. W zamian za przyspieszenie zabiegu ludzie obiecywali złote góry. Nieograniczone kredyty na surowce, czy też pomoc w przerzuceniu znajomych ze Strefy Skażonej. Nie brakowało donosów oraz propozycji seksualnych. Desperaci i szaleńcy oferowali usługi żon, mężów, matek, ojców i dzieci. Gotowi byli oddać swoją córkę za nową wątrobę. Doktor Jurij Anghel pomyślał, że chętnie skorzystałby teraz z ich usług. Widział tych wszystkich wariatów na swoim stole operacyjnym. Urządziłby im małą, krwawą orgię, ze skalpelem w roli głównej. Bez znieczulenia.

Teraz marzył, żeby chociaż raz ktoś wysłał życzenia urodzinowe lub na święta.

- Niby od kogo, doktorze Mengele? – pomyślał ze smutkiem, tracąc kuriera z pola widzenia.

Pożegnał się ze swoimi asystentami, kierując się do drzwi wyjściowych gabinetu. Wychodząc z pokoju niemal wpadł na znajomego portiera. Za nim stał kurier z pocztą. Na głowie miał firmową czapkę z daszkiem z napisem Pochtalon Kurier. Chłopak miał około dwudziestu pięciu lat. Nerwowo rozglądał się dookoła.

- Przepraszam panie doktorze, że przeszkadzam. Tłumaczyłem temu panu, że wszelką korespondencję przekazujemy po wstępnej weryfikacji – strażnik gestykulował rękoma. – Ten jednak się uparł, że koperta ma być dostarczona bezpośrednio do pana doktora – powiedział, wskazując na żującego nerwowo gumę dostawcę.

- W porządku panie… - Anghel musiał zastanowić się nad nazwiskiem portiera. – Panie kolego – dodał po chwili. – Nic się nie stało. I tak rzadko otrzymuję jakieś listy. – Może nas pan zostawić.

Ochroniarz podrapał się po głowie, postał chwilę zerkając na kuriera. Zszedł po schodach do swojej dyżurki na parterze.

- No dobra, oboje wiemy, że to jakieś specjalne zlecenie lub przesyłka, więc mów co wiesz. Ktoś ci musiał coś obiecać za tą kopertę – rzucił ostro do kuriera, gdy portier zniknął im z oczu.

- No więc…- zaczął zerkając na lekarza. – Okej, będę szczery ktoś dał mi ekstra premię za doręczenie tego do rąk własnych adresata.

- Kto taki? – zapytał, chociaż wiedział, że nie otrzyma satysfakcjonującej odpowiedzi.

- Jakiś dzieciak, ale to na pewno nie on był nadawcą – powiedział posłaniec wręczając dużą, ale cienką kopertę.

- Przecież łatwiej byłoby wysłać to na mój domowy adres – zdziwił się lekarz.

Kurier spojrzał się na niego jak na idiotę.

- To pan nie wie? – zaczął niepewnie młody chłopak, wypluwając gumę do kosza na korytarzu.

- Czego nie wiem? – zapytał zerkając na starannie wypisane dane adresowe Instytutu i jego osoby.

- Yyy…- kurier był zmieszany jego niewiedzą. – Tak wysoko postawiona jak pan, nie wie? – chłopak zapytał cicho, zerkając przez próg na asystentów doktora.

- Czego niby nie wiem? – lekarz przymknął drzwi gabinetu i odciągnął gońca kilka metrów dalej.

Kurier rozejrzał się nerwowo dookoła. Widać było, że jest przestraszony i nie chcę by to co wie, trafiło do wiadomości niewłaściwych osób. Lekarz wyjął z kieszeni portfel i wyciągnął z niego niewielką, plastikową kartę. Był to dodatkowy przydział na prowiant w Punkcie Wydawania Surowców. Zauważył błysk w oku dostawcy. Kurier wyciągnął rękę po kartę. Lekarz szybko cofnął dłoń z cennym przedmiotem.

- Co wiesz? – lekarz zapytał, trzymając w górze plastikową kartę.

- Wszystkie osobiste przesyłki są najpierw sprawdzane i cenzurowane przez komisję rewizyjną z Wydziału Monitoringu – powiedział szybko goniec, nie odrywając oczu, od niemal hipnotyzującej go karty.

- Jaki wydział? – doktor zapytał, wręczając przedmiot zachwyconemu chłopakowi. – Pierwsze słyszę o czymś takim.

- Został utworzony, gdy wprowadzono godzinę policyjną – kurier ściskał w dłoni przydział. – Najpierw lustracja obejmowała zwykłych obywateli. Od niedawna kontroluje się również wysoko postawionych urzędników. Widocznie nadawca podejrzewa, że jest pan w kręgu osób inwigilowanych – doktor Anghel miał wrażenie, że w oczach chłopaka, trzymającego kartę, widzi łzy szczęścia.

- A tak, faktycznie. Słyszałem coś o tym – chirurg skłamał.

Machnął ręką na dostawcę, udając, że nie jest zaskoczony jego rewelacjami. Kurier zerknął rozczarowany, raz na doktora, raz na plastikową kartę.

- Spokojnie, możesz to zatrzymać. Kto daje i odbiera ten się w… - nie dokończył, rozumiejąc bezsens własnych słów.

Bezsens lub plugawą dosadność.

- Dziękuję – posłaniec odetchnął z ulgą, chowając przedmiot w kieszeni.

Pożegnał się z lekarzem i zbiegł po schodach.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Angela 28.05.2016
    Pędzę dalej, bez zbędnych komentarzy, bo moją opinię znasz, zostawiam 5 : )

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania