Poprzednie częściPreludium do chaosu (1)

Preludium do chaosu (24)

Tony patrzył wściekle na matkę z córką.

- Cholera jasna. To wasza wina. Mieliście czekać w samochodzie – kipiał ze złości. – A ty miałeś ich pilnować, młody! – krzyknął w stronę Marka, kopiąc wściekle niewielki kamień.

- Niech to szlag…skąd miałem wiedzieć, że ktoś podprowadzi naszą furę. Przecież tu cisza jak makiem zasiał – odpowiedział Mark czerwieniąc się ze wstydu. – Przecież wziąłem kluczyki…

Czuł się jak skończony idiota, ostatni frajer.

- Możesz je sobie wziąć na pamiątkę – warknął zdenerwowany kapitan. – Widocznie są tu więksi cwaniacy od nas.

- No i co teraz? – Markus zerknął na Tony’ego.

- Będziemy potrzebowali nowego pojazdu – Tony popatrzał na ciężarówkę.

- Obiecałeś kobietom…- zaczął Mark, chociaż ciężko było mu spojrzeć prosto w oczy kapitana.

- Ty już lepiej nic nie mów – odpowiedział Markus spluwając na ziemię. – Dałeś plamę, przyjmij to na klatę i rób swoje.

- W takim pojeździe i tak za bardzo rzucalibyśmy się w oczy – powiedział cicho starszy sierżant Kamiński.

Mark odetchnął z ulgą.

- Z pewnością znajdziemy coś po drodze – dodał Pająk, zakładając okulary balistyczne.

- A wy zbierajcie się, nie będziemy tutaj urządzać sobie pikniku – powiedział były marines. – Jak dobrze pójdzie to za parę godzin zobaczycie mury fortyfikacji w Stargardzie Szczecińskim. Tylko nie wjeżdżajcie od razu główną bramą bo poczęstują was ołowiem. Zatrzymaj się kilkadziesiąt metrów przed wjazdem – powiedział do kobiety, która miała kierować ciężarówką. – Wyjdźcie wtedy wszystkie z tira i słuchajcie rozkazów ludzi z murów. Przekażcie ludziom wewnątrz, że nasza wyprawa opóźni się dzień lub dwa.

- Będziecie bezpieczne – dodał Markus, zastanawiając się dlaczego niby mieliby się spóźnić.

Kobiety wraz z dziećmi weszły z powrotem na pakę ciężarówki. Tym razem dobrowolnie. Matka, która miała kierować oddała niemowlaka starszej kobiecie. Obie, przy pomocy Markusa i Marka, weszły do kabiny Mana. Starszy duch poinstruował dziewczynę jak prowadzić ciężarówkę, ale widać było, że młoda matka zna się na rzeczy. Po chwili pojazd ruszył wolno mostem Solidarności.

- Mamy misję ratowania świata, a na dzień dobry kradną nam samochód – powiedział ironicznie Tony, zerkając za odjeżdżającą ciężarówką.

- Takie rzeczy tylko w Polsce – dodał z krzywym uśmiechem Markus.

- Uważaj co mówisz, mój dziadek był Polakiem. Podobno niezłym kozakiem. – Raczej, by mu się nie spodobał ten dowcip – odpowiedział cicho Kamiński.

- A propos kozaków. Jeżeli chcemy w miarę szybko znaleźć się na terenach dawnej Białorusi musimy szybko zorganizować jakiś transport – odpowiedział Markus zerkając w miejsce gdzie jeszcze niedawno stał ich przydzielony samochód.

- Weźmiemy dobry przykład i też jakiś sobie pożyczymy – powiedział z niewinnym uśmiechem Mark. - A kozacy to raczej Ukraińcy – dodał zerkając na Markusa.

- Jeden czart – uśmiechnął się Tony.

- Jeden czort – poprawił go snajper.

- Nieważne, jeden wuj.

- Mówi się jeden…

- Dobra skończ się wymądrzać młody – uciszył go sierżant. – Już pokazałeś klasę z naszym samochodem, wystarczy.

- Pocieszę was. Musimy jeszcze zorganizować prowiant. – W Mitsubishi były nasze zapasy jedzenia – powiedział Markus.

- I amunicji – dodał Jansen, wbijając wzrok w ziemię.

Nie wiedzieli, czy śmiać się, czy płakać.

Anna z córką zauważyły, że mimo straty samochodu humory dopisywały wojskowym. Uratowanie kobiet z ciężarówki było dla nich bardziej wartościowe, niż auto z bagażnikiem wypchanym prowiantem i nabojami.

- Dobra, oczy dookoła głowy, ruszamy w stronę tamtych bloków mieszkaniowych – wskazał na oddalone kilkaset metrów dalej osiedle, na które składało kilkanaście wieżowców. – Powinien tam być jakiś parking. Trzymajcie broń w pogotowiu. Nie wiadomo czego się tu możemy spodziewać. Aczkolwiek myślę, że jeżeli ktoś tu jeszcze mieszka, to raczej nie będzie się wychylał. Na wszelki wypadek niech widzą, że jesteśmy uzbrojeni.

- I niebezpieczni – dodał z uśmiechem Pająk. - Młody uważaj, żeby ktoś ci nie podprowadził karabinu – zaśmiał się starszy kapral, idący z tyłu grupy.

Miasto było martwe. Martwe i ciche. Jednak oprócz szczurów i karaluchów, z pewnością ktoś tu musiał jeszcze mieszkać. Szyby większości sklepów, które mijali, były powybijane, a towar rozkradziony. Sporo budynków było doszczętnie spalonych.

- Szefie, myślisz, że to prawda z tymi rakarzami? – zapytał Mark sierżanta, rozglądając się dookoła.

- Dziwna sprawa, powiem szczerze. Przecież jedzenia aż tak bardzo nie brakuje – powiedział Tony zerkając przez lornetkę w stronę bloków. – Chyba, że nasi rakarze obejrzeli sporo filmów przed apokalipsą i szykują sobie zapasy. W dzisiejszych czasach wszystkiego można się spodziewać. Z drugiej strony przecież jest pełno trzody i drobiu, które najmniej ucierpiało przez ten wirus.

- Może boją się, że zwierzęta mogą być nosicielami wirusa, ale jednocześnie są odporne na jego działanie – powiedział Markus.

- Tego nie wiem. Nie jestem lekarzem, ale możesz tu wejść po odpowiedź i poradę, z pewnością nie ma kolejek – starszy sierżant z uśmiechem wskazał zniszczony i częściowo spalony zakład weterynaryjny, który właśnie mijali.

- Kapral przeżył atak wirusa, czyli nie potrzebuje szczepienia, szefie – zażartował z Markusa snajper.

- A ty ciesz się, że nie ukradli ci strzykawki – odgryzł się wojskowy, kładąc na ramieniu swój karabin maszynowy MG4.

- Skończcie z tymi głupotami – powiedziała Anna. – Lepiej rozejrzyjmy się za jakimś transportem.

Markus szedł za nią, przyglądając się tatuażowi ze smokiem. Promienie słońca rozświetlały rysunek na plecach.

- Wierzysz w życie po śmierci, Anno? – zapytał, oglądając się na wszystkie strony.

- Dlaczego pytasz? – kobieta odpowiedziała pytaniem na pytanie.

- Masz na plecach tatuaż symbolizujący wieczny powrót, odrodzenie i zjednoczenie przeciwieństw.

- Zjednoczenie przeciwieństw? – zapytała kpiąco. – Chyba powinnam mieć tam wytatuowany ten cały nasz śmieszny oddział – zaśmiała się.

- Dobra, dobra. Więc jak, wierzysz w nieskończoność i wieczność? – nie dawał za wygraną starszy kapral.

- Na razie wierzę, że szybko znajdziemy jakiś samochód. Nie mam zamiaru w nieskończoność iść na piechotę – uśmiechnęła się do Markusa.

- A twój tatuaż, co oznacza? – zapytała, wskazując na pajęczynę na głowie Pająka.

- Chyba tylko to, że wplątałem się z wami w jakąś intrygę – zarechotał. – Tylko nie wiem, czy będę ofiarą, czy napastnikiem.

- O czym tam szepczecie? – zapytał Tony, znowu nie słysząc za dobrze rozmowy.

- O tym jak wspaniałego mamy dowódcę, tylko trochę głuchego – szczerzył zęby Markus.

- Ale nam się eskorta trafiła – powiedziała Anna do śmiejącej się Leny. – Głuchy przywódca, snajper tracący z oczu samochód i jeszcze filozof – znawca tatuaży.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • NataliaO 19.04.2016
    To poprawianie było śmieszne, wprowadziło lekką atmosferę w rozdziale... Każdy poprzedni rozdział też zaliczyłam i wszystko na 5:)
  • Niepasteryzowany 19.04.2016
    Dziękuję, to miłe.
  • Angela 13.05.2016
    "on nas." - "od "
    Czytając ten rozdział nie mogłam się nie uśmiechać, był taki odprężający : ) 5
  • Niepasteryzowany 13.05.2016
    Dzięki, poprawione.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania