Poprzednie częściPreludium do chaosu (1)

Preludium do chaosu (32)

- Młody przyniesiesz kilka baniaków z wodą, podgrzejemy ją w tym wielkim garnku – dowódca wskazał sporej wielkości, czerwony kociołek. – Trzeba się trochę odświeżyć. Markus, na górze są wanny czy kabiny prysznicowe? – zapytał Kamiński.

- Kabiny, ale ze sporymi, głębokimi brodzikami – Pająk powiedział, potrząsając ze smutkiem pustą puszką po piwie.

- Dobra, zaniesiecie potem garnce z wodą na górę i wlejecie do kilku brodzików. Trochę zajmie to czasu, ale nie ma co oszczędzać. Korzystajmy z luksusów tego miłego pensjonatu – uśmiechnął się do Leny dowódca, odpalając papierosa. – Przecież nie pojedziemy brudni w gości – dodał, zaciągając się głęboko dymem.

- Masz obawy? – zapytała dziewczynka, zbierając puste talerze ze stołu.

- Raczej nadzieję, że naprawdę możecie coś zmienić w tym parszywym świecie - stwierdził, strzepując popiół z papierosa do popielniczki.

- Skoro jesteśmy takie ważne, to dlaczego przydzielono nam tak małą eskortę? – dziewczynka spojrzała na Pająka, taszczącego dwa baniaki z wodą.

- Jeżeli ktoś na wschodzie dowiedziałby się, że ważne osobistości do nich zmierzają, to pewnie szukaliby właśnie jakiegoś wielkiego oddziału wojska – rzekł Markus, wlewając cały baniak wody do garnka. – Nasza mała kompania nie rzuca się w oczy – dodał, odkręcając kurek palnika nastawił wodę, przykrywając garnek pokrywką z kompletu.

- Mieliśmy kilka przygód po drodze, ale i tak myślałem, że będzie gorzej. Mamy samochód, dach nad głową na noc, prowiant. Czego chcieć więcej? – uśmiechnął się starszy sierżant.

- Tylko porządnej kawy, szefie – odparł krótko Pająk.

- Lena zobacz, czy w tych półkach jest jakaś kawa – Tony nalał trochę wody do czajnika, stawiając go na drugim palniku.

Anna zasypiała na siedząco przy stoliku.

- Myślicie, że się uda, ta nasza wyprawa? – dziewczynka zapytała, przeszukując półki na zapleczu, triumfalnie wyciągając po chwili sporą paczkę sypanej używki.

- Najwyższym priorytetem jest bezpieczne przetransportowanie waszej dwójki. To ma się udać. Koniec i kropka – Tony zagasił papierosa.

- Dobra, pierwszy kociołek gotowy. Pomóż mi młody – powiedział Pająk zdejmując pokrywkę.

Chwycili we dwóch dwudziestolitrowy garnek i zanieśli powoli po schodach do jednej z łazienek na górze.

- Anno, nie śpij – Tony potrząsnął lekko za ramię matkę dziewczynki. – Lena poszukaj jakichś ręczników na górze – powiedział do dziewczyny, zakręcającej kurek palnika z gwiżdżącym czajnikiem .

Lena pobiegła po schodach na pierwsze piętro.

- Padam z nóg – rzuciła krótko Anna.

- Młody z Markusem zanieśli wodę na górę. Jak masz siłę to umyj się i idź spać – powiedział, zalewając wrzątkiem szklankę z nasypaną kawą.

- Co jak co, ale na kąpiel muszę mieć siłę. Śmierdzę jak skunks – kobieta wstała powoli, kierując się w stronę schodów, mijając po schodach żołnierzy z pustym garnkiem.

- Szefie, może chcesz się pierwszy kimnąć? – Pająk zapytał ponownie napełniając dwudziestolitrowy garnek.

- Spokojna twoja głowa, mała czarna postawi mnie na nogi, tylko zostawcie mi trochę wody. Też muszę się wykąpać – powiedział, kończąc picie kawy.

Odstawił szklankę, czując fusy w ustach.

- Będę na zewnątrz. Za jakieś trzy godziny zmienisz mnie – rzucił do młodego snajpera, dowódca. Zgaście lampy, jak będziecie się kłaść do łóżek. Lepiej nikogo nie kusić – dodał, sprawdzając swojego Glocka.

Zabrał ze sobą jedno z krzeseł. Wyszedł przez wyjściowe drzwi, postawił siedzenie. Dookoła panowała głucha cisza, żadnych odgłosów zwierząt, czy cywilizacji. Zerknął na drogę, z której zjechali do motelu. Autostrada, kiedyś zapewne pełna sunących przed siebie samochodów, teraz straszyła wszechobecną pustką.

Ziewnął przeciągle, mając nadzieję, że kawa wkrótce zacznie działać. Wyjął z kieszeni paczkę papierosów, przeliczył sztuki.

- Siedem fajek – powiedział do siebie. – Na te trzy godziny powinno wystarczyć.

Obszedł budynek dookoła. Za motelem znajdowało się kilkadziesiąt jabłoni. Starszy sierżant poświecił latarką, szukając owoców na drzewach. Niewielki sad musiał być zaatakowany przez jakieś szkodniki, gdyż gałęzie były pokryte cienkimi pajęczynami, po których poruszało się kilkadziesiąt larw.

Za kilkoma jabłoniami biegło wysokie na cztery metry, skaliste wzgórze. Spojrzał na jasny księżyc na niebie, wznoszący się wysoko nad skałami. Księżyc był w kształcie rogalika, przesłonięty nieco przez chmury. Miał wrażenie, że satelita Ziemi śmieje się do żołnierza. To musiał być dobry znak.

Wrócił do frontowych drzwi budynku. Zerknął w okna motelu. Żołnierze musieli pójść na górę, gdyż zgasły wszystkie lampy naftowe. Usiadł na krzesełku, zapalając kolejnego papierosa.

Niecałe trzy godziny później usłyszał skrzypienie drzwi wejściowych motelu.

- Szefie, dałeś radę? – młody snajper zapytał, przeciągając się mocno.

- Kilka razy spadło mi oko, ale ogólnie w porządku. Spokój i cisza. Zostały mi dwie fajki, jak chcesz – dowódca wyciągnął paczkę papierosów.

- Nie, dzięki. Mam jeszcze kilka sztuk – odpowiedział belgijski snajper, opierając karabin o krzesełko.

- Tylko nie próbuj owoców z jabłoni na tyłach budynku. Jakaś zaraza tam panuje – powiedział kierując się w stronę drzwi frontowych.

- Dzięki za ostrzeżenie. Słodkich snów sierżancie. Polecam pokój numer trzy, czysta pościel – Mark puścił oko do dowódcy, jednocześnie sprawdzając swoją snajperkę.

- Tylko nie zaśnij, Mark – usłyszał jeszcze od Tony’ego młody żołnierz.

Starszy sierżant wszedł po schodach. Oczy mu się kleiły, nie miał już siły przygrzewać wodę do kąpieli. Otworzył drzwi pokoju numer trzy. Zdjął tylko swoją bluzę i buty, po czym znużony snem położył się na wygodny łóżku.

Zasnął kilka minut później.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Angela 20.05.2016
    Jak ja uwielbiam to opowiadanie : ) 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania