Preludium do chaosu (4)
- Słucham, panie doktorze? – Teksański zapytał, opisując baniaki z organami.
- Nic, nic młody. Tylko głośno myślę. Rób swoje – powiedział, zaciągając się papierosem.
Władimir Reznik, jego najmłodszy asystent, był dobrze zapowiadającym się chirurgiem. Jego rodzice pochodzili z Czech. Miał 24 lata, był świeżym absolwentem Katedry Chirurgii Uniwersytetu Nowej Moskwy. Ksywkę Teksański wymyślił laborant, z którym Władimir odbywał praktyki rok wcześniej. Podobno od początku zajęć przejawiał chorobliwe wręcz zamiłowanie do piły. Jednak według doktora Jurija miał przede wszystkim serce do tej roboty. Czyli to, czego na pewno nie posiadała już ta biedaczka, leżąca na stole chirurgicznym. A raczej to co z niej zostało, czyli skórę i kości.
Doktor Anghel zaciągnął się dymem. Tytoń dawno wywietrzał, przez co papieros stracił niemal cały aromat. W dzisiejszych czasach ciężko było o świeże powietrze, a co dopiero o dobre palenie. Dym podrażnił gardło, szybko wypełnił płuca. Jeszcze nie musiał ich wymieniać, ale kaszel dokuczał coraz bardziej. Bał się zrobić badanie płuc, jego ojciec zmarł dziesięć lat temu na raka wątroby. Gdyby tylko ta cholerna wojna wybuchła kilka lat wcześniej… Osobiście zleciłby Łowcom znalezienie odpowiedniego dawcy dla ojca. Wtedy, gdy umierał, na nic zdały się znajomości i gruba koperta. Nikt nie chciał się podjąć przeszczepu wątroby dla człowieka z kilkoma przerzutami. Anghel wtedy był zaledwie stażystą w placówce służby zdrowia. Więc i możliwości miał ograniczone.
Komentarze (4)
Ale nadal dobrze się czyta : ) 4
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania