Poprzednie częściPreludium do chaosu (1)

Preludium do chaosu (40)

Doktor Jurij Anghel jeszcze raz rzucił okiem na białą kopertą wielkości kartki A4. Miał ochotę od razu rozerwać ją i sprawdzić zawartość. Z gabinetu wyszedł Teksański, popatrzał na lekarza i przesyłkę.

- Jakieś specjalne zlecenie, szefie? – zapytał, oglądając się za jedną pielęgniarek, która wyszła z pokoju naprzeciw.

- Niestety, tylko jakieś reklamowe bzdety. Ktoś chciał mnie naciągnąć na jakąś kolejną wspaniałą ofertę – skłamał, widząc, że Reznikowa tak naprawdę w ogóle nie interesuje zawartość białej, tajemniczej koperty. – Do jutra Władimir, trzymaj rękę na wszystkim do końca zmiany, ja uciekam do domu – dodał zerkając ma asystenta. – Teksański, słuchasz mnie? – powiedział głośniej, wyciągając rękę do młodego chirurga.

- Co? A tak, do widzenia doktorze, będziemy trzymać rękę na pulsie – powiedział kierując wzrok na lekarza. – Lub na jego braku – dodał po chwili.

Anghel znowu usłyszał denerwujący śmiech swojego ulubionego – do niedawna – asystenta. Ten, w dobrym humorze wrócił do ich gabinetu.

Główny chirurg Instytutu Transplantologii zszedł wolno schodami, chowając białą kopertę za bluzę, jakby była jakimś nielegalny bagażem. Kontrabandą. Będąc ma parterze pokazał przepustkę ochroniarzowi. Miał wrażenie, że strażnik patrzy na niego inaczej niż zwykle.

- Cholera – pomyślał. - Czyżby ta koperta naprawdę zawierała coś ważnego?

Czuł napięcie i niepewność, wychodząc z przedsionka tego całego piekła.

- Tak wcześnie, panie doktorze?- zapytał strażnik, zapisując godzinę wyjścia lekarza.

- Tak, coś mnie łamie. Chyba jakieś grypsko. Jutro zadzwonię i poinformuję, kiedy pojawię się w pracy – poczuł się jak szczeniak, tłumaczący się z niewielkiego przewinienia.

- Pan tu jest szefem – ochroniarz wyciągnął przed siebie wyprostowane dłonie. – Nic mi do tego – dodał, zapewne gryząc się w język za swoją ciekawość.

Wyszedł głównym wyjściem, skierował się w stronę zaparkowanych pojazdów. Samochód, ze wstawioną, nową szybą czekał na parkingu. Kliknął przycisk centralnego zamka i otworzył drzwi od strony kierowcy. Rzucił kopertę na miejsce pasażera. Zastanawiał się, czy odwiedzić dzisiaj chorą panią anestezjolog. Tajemnicza przesyłka kusiła coraz bardziej. Wziął do ręki korespondencję. Już miał zamiar rozerwać opakowanie, gdy poczuł na sobie wzrok ochroniarza, otwierającego szlaban. Miał wrażenie, że ogarnia go jakaś paranoja.

- Człowieku, to tylko zwykły list – powiedział do siebie, przejeżdżając obok dyżurki strażnika.

Skierował się na zachód, w stronę własnego mieszkania w kamienicy. Rozglądał się nerwowo w lusterka oraz w oczy każdego przechodnia, którego mijał. Do godziny policyjnej brakowało jeszcze ponad dwie godziny. Mimo to, ludzie wydawali się jacyś zabiegani, wystraszeni. Niemal każdy z pieszych wbijał po chwili wzrok w chodnik. Na widok żołnierzy naciągali mocno kaptury na głowę, stawiali wysoko kołnierze swoich kurtek. Zmniejszył nieco prędkość, spojrzał w lusterko wsteczne.

- Ten samochód chyba jedzie za mną od samego Instytutu – powiedział do siebie, zerkając na czarne volvo oddalone trzy metry od jego auta. – Jezu, czemu ja tak panikuję. Przecież dopiero co opuściłem budynek – dodał, patrząc na skręcający w boczną uliczkę podejrzany pojazd.

Powoli zbliżał się do swojej kamienicy. Ręce na kierownicy zdążyły się całe spocić. Otarł raz lewą, raz prawą dłoń o spodnie. Zaparkował niedaleko drzwi wejściowych. Wysiadł, zabierając białą kopertę z siedzenia. Chwiejnym krokiem skierował się do głównego wejścia. Dozorca zamiatający chodnik przed kamienicą podniósł głowę, odrywając się od swoich obowiązków.

- A ten czego znowu chce? – pomyślał lekarz ze strachem.

- Panie doktorze… - odezwał się niepewnie cieć, wyjmując peta z ust.

- Czego, do jasnej cholery? – chirurg nie wytrzymał.

Czuł się osaczony. Schował szybko kopertę za bluzę.

- Przepraszam, nie chciałem być wścibski – dozorca podniósł dłoń i wskazał samochód. – Nie zamknął pan auta.

Lekarz obejrzał się za siebie. Faktycznie zostawił otwarte na oścież drzwi bmw.

- A tak, dziękuję. Przepraszam, że na pana naskoczyłem. Miałem ciężki dzień w pracy – powiedział cicho, kierując się w stronę pojazdu.

Pot lał mu się po skroniach.

- Rozumiem panie doktorze, stresująca praca – dozorca wrócił do zamiatania.

- Ty na pewno dużo wiesz o stresie w robocie – już miał rzucić do ciecia, ale powstrzymał się, zamykając mocno drzwi samochodu.

Wszedł po schodach, otworzył drzwi. Oparł się o poręcze schodów. Czuł, że się cały spocił ze strachu. Oddychał głęboko, zerkając białą kopertę. Ostatkiem sił wbiegł na pierwsze piętro, pokonując na raz po dwa, trzy schody. Drżącą ręką włożył klucz do zamka. Spiesząc się wypuścił mosiężny przedmiot z dłoni. Szybko schylił się po klucz, już niemal słysząc jak otwierają się drzwi jego nieszczęsnej kochanki, Nataszy Minkovej. Zerknął za siebie, miał wrażenie, że klamka u sąsiadki poruszyła się. Uspokoił nerwy, szybkim ruchem przekręcił zamek swojego mieszkania. Zamknął za sobą drzwi, opierając się plecami o wejście.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Angela 28.05.2016
    Jedno trzeba Ci przyznać, potrafisz trzymać człowieka w napięciu : ) 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania